O Chulilli, jako o miejscu na łatwą cyfrę on-sight, w 8academy pisała już Karolina Ośka. Z drugiej strony słyszałem, że rejon oferuje wspinanie po krawądkach, które mogą wzbudzić zachwyt u, rzadko spotykanych wśród moich partnerów, entuzjastów tego typu formacji. Nadszedł więc czas, by zweryfikować te opinie oraz wyrobić sobie własną. Rejon jest duży, dlatego w razie udanego rekonesansu, pojawi się szansa na wielokrotne odwiedzanie wspomnianego miejsca.
Pierwszy raz wybraliśmy się do Chulilli w styczniu. Ponieważ temperatury zapowiadane w tym rejonie nie były wystarczająco wysokie, pojechaliśmy do Gandii (warto zapamiętać ten wariant na wypadek gorszej pogody). Wspinanie w Chulilli w całości koncentruje się w kanionie, do którego można wejść z dwóch stron. Nie jest możliwe przejście nim z jednego końca do drugiego (kanion się zwęża i w całości jest wypełniony wodą). Większość interesujących sektorów znajduje się całkowicie w cieniu lub słońce pojawia się tylko na część dnia.
Drugi aspekt, który należy brać pod uwagę, to często wiejące wiatry – szczególnie dokuczliwe w sektorach znajdujących się od strony zapory. O ile przy temperaturze kilkunastu stopni można się wspinać, to przy silnym wietrze staje się to mało komfortowe (zdarzyło się wręcz, że po próbach przeprowadzenia rozgrzewki, szybko rezygnowaliśmy ze wspinania, wybierając czytanie książek przy szklance herbaty). Dlatego trudno jednoznacznie powiedzieć, które miesiące na wspinanie w Chulilli są najlepsze. Każdy tydzień czy nawet dzień może przynieść zmiany. Najbardziej ryzykowne są oczywiście miesiące zimowe (grudzień – luty), dlatego warto zawsze mieć plan B (taki, jak wspomniana wyżej Gandia). Podczas kolejnego wyjazdu – w marcu – trafiliśmy już na dobrą pogodę, chociaż właśnie rozpoczynało się ochłodzenie.
Kanion, do którego można wejść bezpośrednio z miasteczka, robi niesamowite wrażenie! Miejscowość leży na samej jego krawędzi, więc można go podziwiać pijąc piwo, czy cafe solo we wspinaczkowym barze przy samym wjeździe do Chulilli. Najwyższe ściany kanionu sięgają około stu metrów i są w większości dobrze urzeźbione. Wielbiciele długich dróg będą zadowoleni! Praktycznie wszystkie mają 30-35 metrów wysokości, nie brakuje również dłuższych, dlatego lina 70-metrowa to zupełne minimum i nie należy pojawiać się z krótszą. Bez „osiemdziesiątki” nie będzie możliwe robienie niektórych dróg, a przynajmniej stanie się to uciążliwe.
Jeżeli temperatura pozwoli, to warto rozpocząć od sektora Muro de las lamentaciones, który znajduje się naprzeciwko wioski. Słońce operuje w nim od samego rana i działa tam stosunkowo długo. Znajdziemy w nim drogi od 6b do ok. 7a, długie i po krawądkach. Jest to bardzo dobry sposób na zapoznanie się z charakterem wspinania w kanionie. Potem będzie już tylko łatwiej. Po zrobieniu w nim 5 – 6 dróg, można na drugi dzień spodziewać się zakwasów w łydkach.
Jeżeli komuś wystarczy sił (i czasu), może bardzo szybko przemieścić się do popularnych sektorów: Pared de enferente lub Sex Shop, które znajdują się po prawej stronie. Słońce operuje tu w pierwszej połowie dnia. Wspomniałem o czasie. W Chulilli pokonanie każdej drogi zwykle zajmuje więcej czasu, niż pokonanie drogi o podobnej długości w innym rejonie. To miejsce specyficzne, wymagające czasami „dwóch myśli na jeden ruch” oraz idealnej pracy nóg. Nic dziwnego, że wspinanie na czas jest w takich warunkach trudne.
Rozgrzewki rozpoczęliśmy od dróg 7a, co było, według mnie, dobrym wyborem. Gdybyśmy zaczynali od 6b, to nie wiem, czy odważyłbym się pójść na 7a. Czasami miałem wrażenie, iż wyceny w Chulilli są kwestią umowną. 6b często nie różniło się wiele od 7a. Na 7a miałem czasami oczy jak spodki i musiałem zawalczyć. 7c bywało łatwe, ale potrafiło być również jak 8a.
Wspinanie w Chulilli: kanion od strony sektora Canaveral. W oddali znajdziemy sektor El Balcon. (fot. archiwum autora)
Wspinaczkowy bar w Chulilli. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: w sektorze Chorreras / Jenni Ferlopez 7a+. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: w sektorze Chorreras / Jenni Ferlopez 7a+. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: W sektorze El inferno / Blue Agave 7a. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: po prawej Chorreas, El Oasis i kolejne sektory. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: sektor El Oasis. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: w sektorze Pared de Enfrente / El remanso de les mulas 7c+. (fot. archiwum autora)
Chulilla w (prawie) całej okazałości. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: sektor El Oasis. (fot. archiwum autora)
Wspinanie w Chulilli: sektor El inferno i sektor Pared de Enferente. (fot. archiwum autora)
Miasteczko z widocznymi po prawej stronie sektorami, m.in. Sex Shop. (fot. archiwum autora)
Wczytuję galerię
Aby dostać się do drugiej części kanionu, konieczne jest przejechanie kilku kilometrów w kierunku zapory. Można tam wejść w dwóch miejscach, zależnie od sektorów, w którym chcemy się wspinać. Najwięcej dróg oferuje El oasis (większość w przedziale 6b – 7b). Zaraz obok, po prawej, znajduje się Chorreras, który dla mnie jest miejscem szczególnym. Jego wyjątkowość polega nie tylko na tym, iż jest to sektor zupełnie inny niż wcześniej wymienione. Rzadko, mianowicie, mamy do czynienia ze wspinaniem po kaloryferach, które biegną w zupełnym pionie. Takie formacje najczęściej jednak odnajdujemy w przewieszeniach.
Oczywiście, znajdziemy takie miejsca (np. w Margalef czy Rodellar), jednak często są to pojedyncze lub trudne drogi. Chorreras również nie oferuje ogromnej ilości dróg, ale wspinacz na każdym poziomie znajdzie coś dla sobie. No i ta długość! Są tu prawie 40-metrowe drogi w trudnościach od 6c+ do 7c+. Niesamowite miejsce! Z kolei po lewej stronie od El oasis znajduje się El balcon, z drogami w wycenach głównie od 8a do 8b+. Wszystkie wymienione tu sektory przez cały dzień znajdują się w cieniu, co nie znaczy, że nie można w tej części kanionu znaleźć miejsc w słońcu.
Zdecydowanie zachęcam do odwiedzenia Chulilli – rejonu oferującego niesamowicie urozmaicone wspinanie, bardzo uczące, a czasami wymagające pokory. Na pewno jest to miejsce ze wspinaczkową atmosferą. Chulilla to bez wątpienia miasteczko przyjazne wspinaczom. Po pierwszej wizycie wracam tam regularnie.
Chulilla jest oddalona o około 70 km od Walencji, do której z Polski można dolecieć tanimi liniami. Dojazd z lotniska w Barcelonie czy Gironie to również dobry pomysł, aczkolwiek w samochodzie trzeba spędzić kilka godzin.
W samym miasteczku bez problemu znajdziecie apartamenty. Nocować można też w refugio El Altico. Posiadacze samochodów, w których jest możliwość spania, mają do wyboru sporo miejsc, gdzie można zatrzymać się na nocleg: poczynając od parkingu przy wjeździe do miasteczka (z którego startuje się do sektorów Sex Shop i pobliskich), po tereny położone przy drodze nad zaporę.
Większe zakupy najlepiej zrobić w którymś z marketów w Walencji. W samym miasteczku są małe sklepiki, w których można zakupić zarówno podstawowe artykuły, jak i te konieczne (czyli wino ;)).
Przyzwoicie zjeść można we wspomnianym wspinaczkowym barze (prowadzonym przez Austriaków) oraz przy głównym parkingu (pierwszy budynek po lewej stronie przy wjeździe do miasteczka). Dostaniemy tu nawet całkiem dobrą pizzę.
Najpopularniejszy jest wydany przez Pedro Pons’a – oczywiście można go zakupić na miejscu. Polecam również stronę climbmaps.com gdzie można znaleźć topo Chulilla, a nowe drogi są od razu publikowane.
[W innym z naszych artykułów poruszamy temat wspinania w La Hermida. Polecamy!]
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.