15.03.2021

Roman Ficek – 9 razy na Rysy w 24 godziny i inne biegi górskie

25 lutego o godzinie 13 biegacz ultra startuje spod schroniska nad Morskim Okiem. Jego celem jest wbiec na Rysy (2499m). Nie raz, nie dwa, lecz... 9 razy. Ilona Łęcka rozmawia z Romanem Fickiem.

                       

Roman Ficek kolekcjonuje rekordy. W 2017 roku pobił zimowy rekord w zdobyciu Korony Gór Polski. 28 najwyższych szczytów poszczególnych pasm górskich zdobył w zaledwie 83 godziny. Niespełna dwa lata później w 107 godzin i 25 minut przebiegł Główny Szlak Beskidzki (517 km). Potem ruszył w Tatry, by wbiec na 55 tatrzańskich dwutysięczników w 127 godzin, osiągając 22000m przewyższenia. Natomiast 4 września 2019 roku rozpoczął bieg Łukiem Karpat, by 39 dni i 11 godzin później ukończyć go jako pierwszy biegacz w historii. W tym czasie pokonał 110 000 m przewyższenia i 2900 km trasy. Aby przetestować swoją formę, w czerwcu tego samego roku jako drugi zawodnik w historii ukończył Ultramaraton 6xBabia Góra (103km, 7800m przewyższenia) w 15 godzin i 8 minut.

25 lutego o godzinie 13.00 Roman rozpoczął walkę o rekord wbiegnięć na Rysy. Zmagania zakończył dokładnie 24 godziny później z imponującym wynikiem: 9 razy!

Roman Ficek
Roman Ficek (fot. Szczytografia)

Przede wszystkim gratuluję imponującego wyczynu! Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Bardzo dziękuję! Moja historia ze sportem zaczęła się w 2014 roku. Nie miałem wówczas żadnej pasji,  żadnego hobby, nie robiłem nic ciekawego poza graniem na komputerze czy przesiadywaniem ze znajomymi. W końcu stwierdziłem, że nic sobą nie reprezentuję. Chciałem rozwinąć w sobie jakąś pasję. Byłem ciekawy, jak to jest. Słyszałem o himalaistach, jacy byli zajawieni górami i zastanawiałem się, jak można aż tak kochać góry, do bólu. Wpadłem ze znajomymi na pomysł, że wejdziemy zimą na Babią Górę oglądać wschód słońca. Udało się i nagle coś zaskoczyło – zacząłem się interesować górami. Moja siostra stwierdziła, że przecież nie mam kondycji, więc jak chcę po tych górach chodzić? Dlatego zacząłem biegać i jeździć na rowerze. Zapisałem się nawet do Klubu Wysokogórskiego w Krakowie i zrobiłem kurs skałkowy. Ale bieganie wciągnęło mnie na tyle mocno, że na wspinanie już nie starczyło czasu. Mój pierwszy bieg górski był na dwa kilometry. Przebiegłem 100m i musiałem iść, a po dalszych 100 mogłem ledwo truchtać. Potem było coraz więcej biegania, całkiem nieźle mi szło. Okazało się, że szybko zdobywam niezłą kondycję, aż doszedłem do momentu, w którym jestem teraz.

Skąd pomysł na 9xRysy?

Generalnie robię takie projekty górskie, biegowe, i chciałem zrobić coś fajnego na przełomie zimy i wiosny, jeszcze przed sezonem zawodniczym. Wyzwanie miało być niedługie, ale z pazurem, w górach wyższych niż Beskidy, które znam bardzo dobrze. Padło na Rysy – szczyt ciekawy, popularny, z wytyczonym szlakiem turystycznym, choć zarazem nie najłatwiejszy.

Jakie było Twoje założenie: wbiec na Rysy 9 razy czy wbiegać na nie przez 24 godziny?

Żeby biegać przez 24 godziny. Chciałem sprawdzić, ile razy mi się to uda w tym czasie. Zrobiłem nawet taką małą kwerendę na portalu społecznościowym. Sam obstawiałem, że uda mi się wbiec 10 razy. Myślę, że wynik 9 razy to bardzo fajny wynik, ale dało by się i dziesięć, a może nawet 11 razy przy bardzo dobrych warunkach, dyspozycji, idealnym dobraniu sprzętu. Jestem zadowolony ze swojego wyniku.

roman ficek biegi górskie
Roman Ficek: Żadna z pętli Morskie Oko – Rysy – Morskie Oko nie zmęczyła mnie w jakiś szczególny sposób (fot. Jan Nyka)

Startowałeś za każdym razem spod schroniska pod Morskim Okiem, czy może miałeś jakiś inny punkt startowy?

Zawsze moja trasa wiodła od – do schroniska, a dokładnie do znaku tuż przy schodkach. Cztery razy wpadłem jeszcze do gazdówki za schroniskiem, bo miałem tam ciuchy, buty na przebranie, ciepły posiłek, a nawet łóżko do chwilowego odpoczynku.

Biegłeś cały czas w butach biegowych, czy przebierałeś je w trasie?

Zmieniłem buty dokładnie 18 razy. Było to trochę uciążliwe, zwłaszcza wtedy, jak zmokła mi skarpetka i musiałem zmienić buty z biegowych na trekkingowe. Nie dałem rady biegać cały czas w butach trekkingowych, z rakami, bo zajęłoby mi to za dużo czasu i byłoby niepotrzebnym obciążeniem dla nóg. Buty zmieniałem na zakręcie nad Czarnym Stawem, czyli jakieś ¾ trasy robiłem w butach biegowych. Nie wbiegałem w nich na szczyt, bo byłoby to niebezpieczne: śnieg był twardy, poza tym jest tam stromo, do tego buty biegowe by mi się ślizgały, więc niepotrzebnie bym się męczył. Dlatego używałem butów trekkingowych oraz czekanów. Dobrze mi się szło w tym zestawie. Na odcinku z Czarnego Stawu do Morskiego Oka Pierwsze trzy biegi były super, buty trzymały idealnie. Ale wieczorem i nocą temperatura spadła do niewielkiego przymrozku, zrobiło się ślisko i na tym krótkim odcinku nakładki okazały się niezbędne. Musiałem w pewnym momencie zacząć zakładać nakładki antypoślizgowe, bo w samych butach biegowych nocą było zbyt ślisko. Zużyłem cztery czy pięć par tych nakładek  – po każdym zbiegu do Morskiego Oka okazywało się, że nie nadają się już do użytku, więc brałem nowe. Mój błąd polegał na tym, że zabrałem jakieś zwykłe, „jednorazowe” nakładki zamiast porządnego sprzętu.

Opowiedz co nieco o sprzęcie, którego używałeś.

Jeśli chodzi o buty biegowe, miałem Hoka Mid 2 GTX. Przypominają Speedgoat 4, tyle że z podwyższoną cholewką. Natomiast jako buty trekkingowe wybrałem Aku Serai GTX. Sprawdziłem je wcześniej na Mosornym Groniu i na Babiej Górze. Biegało się w nich świetnie, bardzo dobrze leżały na nodze – pozytywnie mnie zaskoczyły. To była bodaj moja pierwsza wyprawa, z której wróciłem bez rozwalonych paznokci czy otartych stóp.

Miałem na sobie koszulkę z krótkim rękawem, na którą włożyłem bluzę biegową oraz biegową kurtkę, taką cienką wiatrówkę. Miałem też opaskę na głowie, rękawiczki, jedną parę getrów i jedną parę skarpetek. W plecaku biegowym niosłem zapasową kurtkę, a w schronisku miałem rzeczy na zmianę. Przygotowałem też zestaw dodatkowych ubrań, ale okazało się, że nie były potrzebne. Biegało mi się tak samo jak w trakcie codziennych treningów w Skawicy, gdzie mieszkam.

Wstrzeliłeś się w dobre warunki pogodowe?

Trafiłem na idealną pogodę. Księżyc w pełni dobrze oświetlał cały szlak. Było przy tym ciepło, temperatura spadła dosłownie jeden, dwa stopnie poniżej zera. Wiatru nie było, czasem w wyższych partiach trafił się pojedynczy podmuch. Do tego super widoczność, żadnej mgły ani opadów śniegu.

Wspomniałeś, że zatrzymywałeś się w bacówce na bardziej solidny posiłek. Jak się odżywiałeś nawadniałeś w trakcie samego biegu?

Na ten bieg wziąłem sporą liczbę żeli. Za każdym kolejnym razem pakowałem do plecaka jeden żel oraz pół litra napoju izotonicznego w softflasku oraz około 200ml czystej wody w drugiej butelce. Do tego baton energetyczny.

Wspomniałeś o czekanach, których używałeś w okolicy podszczytowej. Jaki jeszcze sprzęt miałeś ze sobą?  

Zapasową kurtkę, picie i żele oraz baton spakowałem do plecaka Ultimate Direction. Używam go podczas każdego dłuższego biegu, gdyż jest bardzo uniwersalny. Można podpiąć czekany, kijki, zmieścić wszystko, czego potrzebowałem. Poza ciuchami marki Hoka  – jestem członkiem teamu Hoka – miałem jeszcze kije i rękawiczki do biegania Leki.

Jak Ci się biegło? Czy któraś z pętli Morskie Oko – Rysy – Morskie Oko była trudniejsza od pozostałych?

Przez całe 24 godziny miałem stabilizację energetyczną i utrzymywałem jednolite tempo. Moment, gdy biegło mi się gorzej, nastąpił około pierwszej, drugiej w nocy, gdy nie czekał już na mnie fotograf ani żaden z pozostałych chłopaków z suportu. Zostałem sam na trasie i zrobiło mi się trochę smutno z tego powodu. Ale już po dwóch, trzech godzinach chłopcy wstali i ruszyli w stronę szczytu. Do tego  księżyc w pełni, super pogoda, światła schroniska i widok Zakopanego w tle tworzyły magiczną aurę.

roman ficek biegi górskie główny szlak beskidzki szczytomania
Roman Ficek podczas biegu Głównym Szlakiem Beskidzkim (fot. Szczytografia)

Kto wszedł w skład Twojej ekipy wspierającej?

Miałem jednego fotografa i dwóch kamerzystów w terenie. Dodatkowo trzy osoby na starcie: moja siostra Karolina z Kubą Jaszczukiem, jej chłopakiem. Wspierali mnie już podczas Łuku Karpat [2300km, 39 dni i 11 godzin biegu – przyp. I.Ł.]. Siedzą w temacie i wiedzą, co lubię jeść, kiedy czuję się zmęczony, czego potrzebuję, a czego nie. Była też moja dziewczyna Patrycja Hernas, która włączyła się w suport. Ekipa dbała o to, żebym miał gotowe jedzenie, wyposażony plecak, GPS naładowany, ciuchy i buty na przebranie. Sprawdzali, gdzie jestem i jak się czuję. Wszystko szło bardzo sprawnie, każdy wiedział dokładnie, co ma robić.

Nie chciało Ci się spać podczas biegu?

24godzinny bieg to nie jest jeszcze aż tak długo. W każdym razie mi się tak wydaje. Pewnie osoby, które biegają mniej albo nie biegają wcale, odbierają to inaczej. Podczas tego biegu nie miałem momentu, w którym by mnie tak miażdżyło, że musiałbym się położyć. Mam porównanie na przykład z zeszłorocznym biegu Głównym Szlakiem Beskidzkim. Wówczas po dwóch z czterech nieprzespanych nocy czułem się fatalnie.

Około trzeciej, czwartej rano, gdy wpadłem do gazdówki, moja siostra nakłaniała mnie na krótką drzemkę, ale nie odczuwałem takiej potrzeby. Poza tym wiedziałem, że i tak nie zasnę, buzowała we mnie adrenalina i endorfiny, myślałem o trasie, o czasie, o tym, ile jeszcze razy  zdążę wbiec na szczyt Rysów.

W jakim zakresie tętna biegłeś?

Pierwsze dwa razy miałem dość wysokie zakresy tętna: średnio 155, maksymalnie 170 albo nawet trochę więcej. Potem odrobinę zwolniłem, a tętno spadło. Zupełnie tak, jakby organizm zaakceptował ten wysiłek i na siódmym, ósmym powtórzeniu miałem maksymalnie 140. Na ostatnim, dziewiątym podejściu tętno wynosiło 100, 110. Wcale nie było więc wysokie. Sam byłem zdziwiony, jak jest niskie!

Jak wygląda Twój standardowy trening, zarówno w mikro jak i makrocyklu?

Kiedy zaczyna się sezon biegowy, biegam do 200 km tygodniowo. Większość treningów wykonuję w górach. Do tego dochodzą ćwiczenia siłowe, ogólnorozwojowe, brzuch, plecy – jednak z przewagą na nogi. Do tego rower, który bardzo lubię. Jazda na rowerze nie tylko przynosi korzyść treningową, ale jeszcze mnie odpręża. Jeżdżę 150 – 200 km tygodniowo.

roman ficek biegi górskie portret
Roman Ficek: nie wiem, co musiałoby się stać, żebym odpuścił trening (fot. Jan Nyka)

Trenujesz głównie w terenie czy na siłowni?

Wszystkie treningi robię w terenie, także zimą. Bardzo lubię przebywać w górach, więc ten trening mi odpowiada. Dodatkowo chodzę raz, dwa razy w tygodniu na basen. Teraz jest to, jak wiadomo, utrudnione, ale kiedy tylko się da, korzystam z basenu. Patrzę na trening nie tylko objętościowo, ale wykonuję różne jednostki treningowe: interwały, skipy, inne treningi biegowe. Codziennie mam inny trening, a do tego przeprowadzam je w różnych miejscach, nie jest więc nudno. Nie tylko biegam wokół Babiej Góry, ale jeżdżę też w Tatry, Beskidy czy jeszcze gdzieś indziej.

Czy próbowałeś kiedyś treningu w sztucznej hipoksji, w namiocie tlenowym?

Nigdy nie korzystałem z takich urządzeń. Stawiam na naturalny trening oraz na naturalne jedzenie. Wierzę, że pozwalają one wytrenować się naprawdę dobrze, trzeb tylko wszystko dobrze ustawić. No i trzeba to robić z pasji. Jeżeli coś się kocha, to treningi są proste. Idziesz spać myśląc o treningu, budzisz się myśląc o treningu, o wyprawach biegowych – to wszystko składa się na Twoje podejście. Unikam eksperymentów, sztucznych ułatwień treningowych, lubię naturalność i jestem przekonany, że tak też da się dogonić najlepszych na świecie.

Cały czas mówisz o treningach, tymczasem prasa co rusz donosi o Twoich rekordach i zwycięstwach: Tatra Fest, GSB, Łuka Karpat, 6xBabia Góra, teraz 9xRysy… Co jest ważniejsze: trening czy zwycięstwo?

To i to jest bardzo ważne. Bez treningu nie ma zwycięstwa, a bez zwycięstw nie ma takiej motywacji do treningu. Bardzo ważny jest dla mnie trening systematyczny. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym odpuścił trening. Wiem, że dzięki temu jest efekt w postaci dobrego wyniku. Jest mi też łatwiej wygrać, bo mam większy zapas siły i wytrzymałości. Człowiek cieszy się zwycięstwem albo kreatywnym wyzwaniem. To daje mi radość życia.

Co jest największym problemem biegacza ultra?

Chyba jest to dojście do punktu, kiedy w końcu możesz utrzymywać się z uprawiania sportu. Najtrudniej jest połączyć te elementy: pozyskiwania sponsorów, regularnych i mocnych treningów oraz pracy zawodowej. Dobry biegacz znajdzie się w końcu w takim momencie, że pasowałoby poświęcić naprawdę dużo czasu na trening, a tymczasem nie ma sponsorów, ciężko jakiegoś załatwić. A wiadomo, że jak się chodzi do pracy, to nie da się poświęcić tyle czasu ile trzeba, by osiągać dobre wyniki. Wiele osób chciałoby dobrze biegać, a ciężko jest im to zorganizować. Zresztą bieganie nie jest takim popularnym, medialnym sportem jak tenis czy piłka nożna, na które sponsorzy chętnie łożą. W bieganiu trzeba naprawdę wiele z siebie dać, mieć osiągnięcia, wygrywać, by ktoś dostrzegł w Tobie potencjał i zechciał wesprzeć sponsorsko. Nie ma wielu ultra maratończyków w Polsce, którzy utrzymują się z biegania.

No właśnie. Zaczęłam się nad tym w tej chwili zastanawiać. Magda Łączak prowadzi firmę. Piotrek Hercog pracuje jako trener. Może Bartek Przedwojewski, Marcin Świerc?

Piotrek pracując jako trener nie musi przynajmniej przesiadywać w jakimś biurze. Żeby móc się utrzymywać z biegania, trzeba wygrywać, być najlepszym, robić fajne wyzwania. Jeśli nawet znajdziesz się tuż za podium, to już będzie bardzo ciężko zdobyć sponsora. W takiej sytuacji z czasem zaczyna brakować motywacji do pracy. Być może z tego powodu wielu ultra maratończyków w pewnym momencie odpuszcza. Trzeba poświęcić na to dużo czasu, być cierpliwym.

Kto Cię inspiruje jako sportowiec?

Wśród biegaczy moim idolem jest Scott Jurek. Amerykański ultra maratończyk, który bardzo mnie zainspirował swoją metamorfozą w bieganiu, odżywaniu, poglądach na życie. Czytałem jego książki i fascynowały mnie. Natomiast jeśli chodzi o eksplorację, poznawanie gór to inspirują mnie polscy himalaiści lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Nic nie było, a oni co chwila jeździli na wyprawy w góry najwyższe i zdobywali kolejne szczyty. Oglądałem filmy z tamtych czasów, lubię też słuchać audycji radiowych poświęconych temu zagadnieniu. Oni mnie najbardziej zainspirowali do robienia czegoś w górach, do uprawiania sportu.

Powiedziałeś kiedyś odnośnie Łuku Karpat: „ludzie mnie nie znają, bo nie jestem żadnym wybitnym sportowcem”. Jak sądzisz, czy możesz jednak inspirować ludzi do tego, by zaczęli biegać, albo by biegali bardziej ambitnie, lub po górach? A może Twoje osiągnięcia są zbyt obezwładniające?

To prawda, robię rzeczy dość nietypowe nawet dla środowiska biegowego. Takie pomysły, jak na przykład Łuk Karpat odbieram już dość zwyczajnie, ale zdaję sobie sprawę, że dla kogoś, kto w ogóle nie biega, to jakaś abstrakcja. Myślę jednak, że niejeden człowiek oglądając mój filmik z wyprawy albo słuchając opowiadania postanowił się zebrać z kanapy i zobaczyć coś, doświadczyć świata wokół siebie, spróbować się realizować w sporcie. Wiele osób dziękuje mi za inspirację albo prosi o porady dla początkujących biegaczy. Wydaje mi się, że ludziom się podoba to, co robię. Jeśli choć jedna na sto osób zacznie dzięki temu uprawiać sport, to będzie super.

roman ficek - zmęczenie podczas biegu
Roman Ficek: biegi górskie to wspaniałe przeżycia i kontakt z przyrodą (fot. Szczytografia)

W mediach społecznościowych faktycznie nie brak gratulacji dla Ciebie za 9xRysy. Ale pojawiły się też pytania „po co”, „czemu to ma służyć”. Niektórzy twierdzili, że biegnąc nie masz czasu kontemplować przyrody ani rozmyślać, tylko gnasz przed siebie. Jak się odnosisz do tego typu powątpiewania w sens Twojej aktywności?

Ci ludzie nie wiedzą, co przeżyłem. Jaki włożyłem wysiłek na przykład w Łuk Karpat, jakich doświadczałem emocji. A tymczasem przeżyłem wiele przygód. Dlatego myślę, że mogę wręcz zobaczyć i doświadczyć więcej biegnąc po górach. Dowiaduję się sporo o sobie, przekraczam własne granice, do tego osiągam coś fajnego i mam z tego masę satysfakcji. Można nawet powiedzieć, że zapisuję się jakoś w historii biegania. Do tego inspiruję różne osoby do uprawiania sportu. I niekoniecznie musi to być bieganie; jakakolwiek aktywność, podróż jest wartościowa i fajna. Poza tym na wyprawy biorę ludzi, którzy nagrywają filmy, robią zdjęcia. Dzięki temu mogę potem wracać do swoich przeżyć. Cieszę się górami, jestem w nich codziennie i spędzanie w nich czasu daje mi największą radość.

Zeszły rok był trudny jeśli chodzi o kalendarz zawodów. Wielu biegaczy górskich i ultra zamiast skupić się na zawodach wolało podejmować wyzwania typu FKT [fastest known time]. Kalendarz na ten sezon zawodniczy wygląda nieco lepiej. Jest spora szansa na to, że wiele prestiżowych zawodów, jak UTMB się odbędzie. Jakie są Twoje plany?

Osiągnąłem już pierwszy cel, jakim był bieg 9xRysy. Resztę sezonu chcę poświęcić na zawody, zmierzyć się z zawodnikami ze światowej czołówki. Dlatego 26 kwietnia startuję w Szczawnicy na 96km. Potem 600km na rowerze północną granicą Polski – chcę sprawdzić się w takiej rywalizacji. Następnie pod koniec czerwca jest Zugspitze Ultra Trail: 5500 m przewyższenia na 105km biegu, więc poważne wyzwanie. Potem być może wezmę udział w Skymaratonie, a sierpień poświęcam na UTMB – najbardziej chyba prestiżowe zawody ultra trail na świecie. Trasa wiedzie wokół Mont Blanc. Natomiast na przełomie września i października chcę powalczyć na trasie GR20 – chcę zmierzyć się z rekordem trasy.

roman ficek biegi górskie gsb
Roman Ficek podczas rekordowego biegu Głównym Szlakiem Beskidzkim (fot. Szczytografia)

Zapowiada się intensywny sezon!

To prawda. Ale wolę kilka mocnych biegów górskich niż branie udziału co tydzień czy dwa w zawodach na krótszym dystansie. Chcę się do nich naprawdę bardzo dobrze przygotować.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!

Z Romanem Fickiem rozmawiała Ilona Łęcka

                 

Udostępnij

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.