Najwyższy szczyt Polski przyciąga zarówno turystów jak i miłośników narciarstwa i snowboardu. Jednak wbrew obiegowej opinii, zjazd z tego szczytu nie jest łatwy i z pewnością nie jest odpowiednim celem dla każdego.
Tak jak wejście na najwyższy szczyt Polski dla wielu turystów, tak zjazd z tego szczytu dla wielu miłośników skiturów i snowboardu jest czymś niezwykle pociągającym i wręcz obowiązkowym. Wielu narciarzy marzy o tym by zjechać z Rysów. Nie bez powodu. Zjazd z Rysów to bez wątpienia jedna z najbardziej spektakularnych linii w polskich Tatrach. Bardzo długi, różnorodny, do tego przepiękny widokowo. Na forach skiturowych i freerajdowych każdego roku pojawia się wiele wpisów i zdjęć z tego zjazdu a na youtube’ie można znaleźć filmy. Popularność tej linii może rodzić jednak wrażenie, że zjazd z Rysów jest łatwy i każdy da sobie z nim radę. Nic bardziej mylnego. Każdej zimy na Rysach zdarzają się mniej lub bardziej poważne wypadki narciarskie, również te śmiertelne. Zjazdu z Rysów nie należy lekceważyć i z pewnością nie jest to linia dla każdego. Mimo niezbyt wygórowanej wyceny, nie jest to również zjazd dla początkujących. Dlaczego?
Linia zjazdu pokonuje przewyższenie 890m i ma długość 1650m co czyni go jednym z najdłuższych w polskich Tatrach. Prawie cała ma północno-zachodnią wystawę co ma istotne znaczenie dla warunków śniegowych. Zjazd z Rysów wyceniony jest w sześciostopniowej skali trudności na TR+3. Średnie nachylenie to 33 stopnie a maksymalne nachylenie to 44 stopnie. W najwęższym miejscu (oczywiście w zależności od warunków śniegowych) linia ma szerokość 4m. Można zatem powiedzieć, że jest to zjazd o średnich trudnościach technicznych, któremu daleko do najtrudniejszych zjazdów w polskich Tatrach takich jak Zachód Grońskiego czy nawet Hińczowa Przełęcz.
Zjazd z Rysów nie jest również szczególnie eksponowany. To oznacza, że nie posiada on miejsc, w których ewentualny upadek narciarza groził by wypadnięciem z linii zjazdu w przepaść. Nie oznacza to jednak, że upadek podczas zjazdu z Rysów nie może mieć fatalnych konsekwencji. Może. Mimo, że trudności techniczne zjazdu z Rysów nie są bardzo duże, rzeczywiste trudności tego zjazdu w ogromnej mierze zależą od innych czynników.
Karol Życzkowski w swoim przewodniku “Polskie Tatry Wysokie. Narciarstwo wysokogórskie” podaje, że pierwszy zjazd Rysą wykonał Maciej Mischke w roku 1951. Do zjazdu użył on krótkich nart (około 120 cm) własnej konstrukcji zwanych łyżami. Z samego północno-zachodniego wierzchołka zjechał 13 lutego 2001 Edward Lichota. Taki wariant zjazdu ma jednak znacznie wyższą trudność: TR-5.
Rejon Rysów to najwyżej położone pola śnieżne w polskich Tatrach. Śnieg pojawia się tam stosunkowo szybko i potrafi zalegać bardzo długo, nawet do czerwca, czasami do początku lipca. Większość linii zjazdu z Rysów przez cały dzień znajduje się w cieniu. To ma swoje konsekwencje dla warunków śniegowych. Śnieg w samej Rysie, czyli tam gdzie nastromienie jest największe a szerokość najmniejsza, bardzo często bywa twardy, zlodzony, zbetonowany. Bez dobrze opanowanej techniki hamowania czekanem, upadek na takim śniegu może mieć bardzo poważne konsekwencje. Rozpędzony narciarz, któremu nie udało się wyhamować upadku ma szansę dolecieć nawet do samego Czarnego Stawu. W dniu 20 czerwca 1990 roku doświadczony narciarz z Krakowa zjeżdżając po zmrożonym śniegu przypłacił życiem upadek w górnej części żlebu.
Trudności zjazdu potęguje ruch turystyczny. Nawet zimą nie brakuje turystów, którzy pragną zdobyć Rysy. Kłopot w tym, że nie wszyscy mają do tego odpowiednie przygotowanie i wyposażenie. Co więcej, ruch turystyczny odbywa się dokładnie w linii zjazdu. Turyści podchodzą żlebem, który jest wąski, stromy i stanowi główną trudność całej linii zjazdu. Bywały na Rysach wypadki, gdy zjeżdżający narciarz wjeżdżał w podchodzących turystów. W kwietniu 2012 doświadczony narciarz zjeżdżający Rysą stracił równowagę, wpadł w grupę turystów podchodzących do góry. Razem z jedną z turystek spadł kilkaset metrów w dół, oboje zginęli. Jeśli decydujesz się na zjazd z Rysów to zrób to w momencie, gdy w żlebie nie ma turystów.
Ruch turystyczny ma jeszcze jedną konsekwencję. Podchodzący ludzie zostawiają po sobie ślady, często dość głębokie. Niestety bardzo często w Rysie śnieg bywa zniszczony i rozkopany przez podchodzących. To sprawia, że znacznie łatwiej o upadek na nartach.
Cała linia zjazdu z Rysów jest poważnie zagrożona lawinami. Cały szlak, począwszy od Czarnego Stawu, a skończywszy na Przełączce pod Rysami, stanowi naturalne torowisko dla lawin. Brak nasłonecznienia sprawia, że śniegi w tym rejonie często pozostają niezwiązane i niebezpieczne. Co więcej, na całym zboczu nie ma za bardzo możliwości, żeby uciec przed schodzącą lawiną. To dlatego, że zarówno droga podejścia jak i linia zjazdu biegnie dokładnie w linii spadku potencjalnej lawiny. Przy większej masie śniegu lawina może dotrzeć nawet do samego Czarnego Stawu. Niepisaną zasadą ratowników i przewodników jest, iż w rejonie Kotła Rysów i samego żlebu Rysa zagrożenie lawinowe jest o stopień wyższe niż podane w komunikacie TOPR.
Wypadki lawinowe zdarzały się wielokrotnie na całej długości szlaku na Rysy. 30 stycznia 2019 lawina porwała dwóch doświadczonych wspinaczy i czwórkę turystów w samym żlebie Rysa. 28 stycznia 2003 w rejonie Buli pod Rysami doszło do jednego z najtragiczniejszych wypadków lawinowych w Tatrach. W potężnej, samoistnie wyzwolonej lawinie zginęło dziewięć osób.
Na najwyższy szczyt Polski prowadzi szlak turystyczny. W zależności od warunków zimą podejście ze schroniska nad Morskim Okiem może zająć od 4 do nawet 6 godzin. Z Czarnego Stawu (1853 m n.p.m.) pniemy się w górę stromym zboczem pod majestatyczną ścianą Kazalnicy. Następnie dochodzimy do charakterystycznego, zakręcającego w lewo przewężenia (Wielki Wołowy Żleb; ok. 1970 m n.p.m.), którym wychodzimy na Bulę pod Rysami (2054 m n.p.m.). Stąd rozległymi i stromymi polami śnieżnymi pokonujemy Kocioł pod Rysami (ok. 2100 m n.p.m.) i dochodzimy do wylotu słynnej Rysy. Z tej perspektywy żleb wygląda dość łagodnie ale to tylko złudzenie. Warto pamiętać, że szlak zimowy na Rysy biegnie inaczej niż letni. Z Kotła wchodzimy wprost w żleb Rysy i nim wychodzimy na Przełączkę pod Rysami (ok. 2470 m n.p.m.). Na sam szczyt z tego miejsca prowadzi krótki aczkolwiek dość mocno eksponowany odcinek skalnej grani. Zjazd jednak zaczyna się właśnie z Przełączki.
Najtrudniejszą częścią zjazdu jest początek. Tu nastromienie jest największe a żleb ma szerokość jedynie kilku metrów. Co więcej, jeśli pokrywa śnieżna nie jest zbyt gruba, często wystają tutaj głazy. Żleb ma profil mocno wklęsły co sprawia, że jazda bywa dość trudna. Im dalej w dół tym żleb staje się nieco szerszy, jednak nadal ma nastromienie około 40 stopni. U wylotu żlebu otwierają się przed nami ogromne pola śnieżna Kotła pod Rysami. Mają nieco mniejsze nachylenie i są, moim subiektywnym zdaniem, najfajniejszą częścią zjazdu. Tu można z nart lub deski wycisnąć wszystko co się da. Jeśli trafimy dobre warunki, to firany puchu będą sięgały kilku metrów.
Dalej dojeżdżamy do miejsca, w którym zjazd z Rysów łączy się ze słynnym zjazdem z Zachodu Grońskiego – najtrudniejszej linii polskich Tatr. Tu warto trzymać się lewej strony by wjechać w Wielki Wołowy Żleb. Przez ów żleb można przejechać na kilka sposobów, niemniej teren pozostaje dość stromy i nieco skomplikowany. Warto pamiętać, że jeśli pojedziemy za bardzo prawą stroną żlebu to trafimy na skały. W tym miejscu linia naszego zjazdu łączy się ze zjazdami z Mięguszowieckiego Czarnego i Kotła Czarnostawiańskiego i przewężeniem wyprowadza nas na ogromne piarżysko nad Czarnym Stawem. Tu znów można cisnąć ile fabryka dała by triumfalnie wjechać na taflę stawu, jeśli jest zamarznięty.
Zjazd z Rysów wymaga nie tylko umiejętności technicznych jazdy na nartach lub na snowboardzie ale także odpowiedniego wyposażenia. Linii tej, bez względu na pogodę, warunki śniegowe i komunikat lawinowy, nie należy lekceważyć i zawsze trzeba wziąć ze sobą pełny zestaw sprzętu. Oto on:
Kto śledzi fora skiturowe ten wie, że z Rysów można zjechać czasami już w grudniu a sezon zakończyć letnim zjazdem pod koniec czerwca. Karol Życzkowski w swoim przewodniku “Polskie Tatry Wysokie. Narciarstwo wysokogórskie” pisze, że “najlepsze warunki do zjazdu spotkać tu można od połowy kwietnia do połowy czerwca”. Tak zapewne było lata temu. Niestety klimat mamy coraz bardziej rozregulowany, tym samym zima w Tatrach bywa zmienna, kapryśna i zaskakująca. Wiosenne miesiące w normalnych warunkach powinny zapewnić nam większe bezpieczeństwo lawinowe – śniegi będą zazwyczaj ustabilizowane i dobrze związane.
Jednak w ostatnich latach bardzo często w kwietniu dochodzi do nagłych, potężnych opadów śniegu a zaraz potem do gwałtownych ociepleń. Wtedy może się okazać, że warunki na Rysach wcale nie są dobre a zagrożenie lawinowe bardzo znaczące. Zatem kiedy wybrać się na Rysy? Najlepiej na bieżąco śledzić warunki pogodowe i historię opadów śniegu. Dobre warunki mogą trafić się zarówno w styczniu jak i w lutym, marcu lub czerwcu. Oczywiście w wiosennych miesiącach trudno liczyć na puch. Z drugiej strony dobre wiosenne firny mogą być równie przyjemne. W dobrych warunkach zjazd z Rysów to mnóstwo frajdy i adrenaliny. Należy jednak podejść do niego z respektem.
[Na łamach 8academy opisaliśmy również pięć naszym zdaniem najciekawszych linii w Tatrach]
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.