Przygodę z górami i dłuższymi wyjazdami zaczęłam stosunkowo niedawno i szybko zdałam sobie sprawę, że muszę uzupełnić braki w sprzęcie. W skałach każdy znajomy mówił mi: „puchówka to podstawa”. Wtedy tego jeszcze nie rozumiałam, ale po kilku wypadach już wiedziałam co to znaczy być przygotowaną na zmienne warunki atmosferyczne.
Poszukiwania ocieplanej kurtki, związane były też z planowaną podróżą, której celem był Kazachstan. Wiedziałam, że w tym rozległym kraju, mogę spodziewać się bardzo zróżnicowanej pogody. Od upalnych, wręcz “plażowych” temperatur, po śnieg w górach. Inną kwestią była konieczność zminimalizowania bagażu – cały mój ekwipunek miał zmieścić się w plecaku o pojemności 35 l. Zadanie nie było proste, tym bardziej że nie miałam zbyt dużej wiedzy na temat odzieży technicznej. Z uwagi na niewielką znajomość rynku outdoorowego, zaczęłam czytać o różnych markach dostępnych w Polsce. W końcu nadszedł ten moment, że teorię trzeba było przekuć w praktykę. Wiedziałam, że czeka mnie spory wydatek. Zdawałam sobie też sprawę, że oszczędzanie na podstawowym – bądź co bądź – elemencie garderoby nie jest pomysłem zbyt dobrym. Ostatecznie wybór padł na kurtkę Patagonia Micro Puff Hoody – test, której znajdziecie poniżej.
Po przeanalizowaniu potrzeb, przyszła pora na ustalenie priorytetów. Założenia były stosunkowo proste: kurtka ma być ciepła i najlepiej bardzo pakowna. Jeśli się trochę zmoczy, powinna nadal „grzać” (bo chyba lepiej dmuchać na zimne). Dobrze jakby jeszcze przy tym wszystkim była kobieca. Nie oszukujmy się, że w przypadku damskiej odzieży liczyć się będą jedynie technikalia. Kurtka miałam być przygotowana praktycznie na każde możliwe warunki atmosferyczne. Taka uniwersalność to nie wymysł, ale konieczność. Po prostu gdy planuje się daleki wyjazd, a ma się do dyspozycji skromny bagaż, trzeba też uszczuplić liczbę zabieranych ze sobą rzeczy.
Wspomniana różnorodność klimatu odegrała kluczową rolę przy podejmowaniu pierwszej decyzji. Obawiając się o termikę w wilgotnych warunkach, zdecydowałam się na kurtkę wypełnioną puchem syntetycznym, który zdecydowanie lepiej znosi kontakt z wodą.
[O różnicach między puchem naturalnym a syntetycznym, przeczytacie w jednym z poradników 8academy.]
Wiedząc, że w przypadku kurtki nie ma co stosować półśrodków, swoje poszukiwania ograniczyłam do marek, które na rynku outdoorowym cieszą się bardzo dobrą reputacją. I tak trafiłam na amerykańską firmę Patagonia. Czym mnie do siebie przekonała? Powodów było kilka, ale najbardziej utkwiły mi w głowie wysokie standardy jakościowe oraz etyczne, które mają zastosowanie na każdym etapie tworzenia produktów. Wszystko zaczyna się już podczas doboru materiałów (bawełna organiczna, znaczny udział nowoczesnych materiałów sztucznych) i pozyskiwania surowca (barwienie produktów przy użyciu jak najmniejszej ilości wody, dbanie o jakość i standard pracy i płac – zgodne z wymaganiami międzynarodowego ruchu Fair Trade…itp.). Takie rzeczy do mnie przemawiają, więc Patagonia szybko znalazła się wśród faworytów. Po tym jak podczas różnych wyjazdów przymierzyłam kurtki należące do kilkunastu moich znajomych i po kolejnych przymiarkach — dokonanych już w sklepie — wybór padł na model Patagonia Micro Puff Hoody.
Dla ścisłości podam trochę danych technicznych wybranego modelu. Wierzchnia część kurtki została wykonana z lekkiego, ale mocnego materiału Pertex Quantum, dzięki czemu jest ona lekka, a zarazem wytrzymała – spokojnie możemy narzucić na nią cięższy plecak. Do tego materiał pokryto hydrofobową powłoką DWR – oznacza to, że krople wody nie będą zbyt łatwo wnikać w głąb materiału. Kurtka nie jest wodoszczelna, ale dzięki impregnacji DWR mały deszcz nie będzie nam straszny.
A co z termiką? W kurtce Patagonia Micro Puff Hoody producent zastosował swoją własną ocieplinę syntetyczną – znaną pod nazwą PlumaFill™. Struktura jej poliestrowych włókien jest zbliżona do naturalnego puchu, co sprawia, że kurtka jest lekka i z łatwością da się ją skompresować. Wielokomorowa konstrukcja zapobiega przemieszczaniu się ociepliny i tworzeniu się mostków cieplnych.
Moja nowa kurtka – Patagonia Micro Puff Hoody – test miała przejść podczas wyprawy do Kazachstanu, ale zanim doszło do właściwego sprawdzianu, trzeba było się zmierzyć z procedurami obowiązującymi w liniach lotniczych. Do tego sam plan wyjazdu był bardzo ambitny – mieliśmy zamiar odwiedzić liczne szerokości geograficzne, co sprawiało, że musieliśmy być gotowi na zmiany pogodowe.
Kurtka jest faktycznie bardzo pakowna. Da się ją schować do pokrowca, który tworzy się z jednej z kieszeni. Po skompresowaniu zajmuje tak mało miejsca, że można ją zabrać niemal wszędzie (trudno więc o wymówkę, że nie zmieściła się do bagażu). Zaraz po wyjęciu z plecaka wyglądała dobrze i nie potrzebowała zbyt wiele czasu, żeby napuszyć się tak jak kurtki z puchu naturalnego. Można powiedzieć, że od razu była gotowa do ubrania!
Od początku kurtka nie miała lekko – przy samym pakowaniu bagażów na wyjazd (jak już wcześniej wspomniałam, musiałam wszystko zmieścić w 35-litrowym plecaku) była wielokrotnie upychana, przesuwana, przygniatana. Spodziewałam się też, że mój plecak (a wraz z nim cały podróżniczy “dobytek”) będzie wielokrotnie rzucany, przenoszony i upychany przez obsługę linii lotniczej. Kurtka (tak, jak pozostałe elementy ekwipunku) powinna więc być wytrzymała. Można powiedzieć, że ten test został zdany, skoro dotarła do celu w nienaruszonym stanie.
Pomimo niskiej wagi, kurtka bardzo dobrze trzyma ciepło, a przy tym zapewnia odpowiedni poziom odprowadzania wilgoci. Może i wygląda dosyć niepozornie, ale była w stanie ochronić mnie przed podmuchami, szalejącego na rozległym stepie wiatru, który towarzyszył nam przez długie kilometry pieszej wędrówki. Przyznam szczerze, że chociaż rozważałam różne scenariusze pogodowe, aż takiej wichury się nie spodziewałam. Tak samo, jak nie zakładałam, iż kurtka, która ma mnie “grzać”, będzie również tak skuteczną barierą przeciwwietrzną.
Jednej nocy zdecydowaliśmy się na biwakowanie w Dolinie Zamków, w Kanionie Szaryńskim w południowym Kazachstanie i nie ukrywam, że tej kurtce dużo zawdzięczam. W tym miejscu nawet po słonecznym i ciepłym dniu, nocą temperatura bardzo często spada poniżej zera. Wtedy każda dodatkowa warstwa ocieplająca jest na wagę złota! Choć największe wyzwanie czekało moją kurtkę – a gdzieżby indziej – w górach. Na wysokości ponad 2600 m.n.p.m. przy wietrze i szybko uciekających promieniach słonecznych kurtka zapewniła mi optymalne warunki do podziwiania natury. Na szczęście nie trzeba było szybko uciekać przed wszechogarniającym chłodem i można było delektować się pięknem zastanym. Kurtka Patagonia Micro Puff Hoody – test na ochronę termiczną zdała na piątkę z plusem!
Warto też zwrócić uwagę na detale, które świadczą o tym, że mamy do czynienia z projektem dobrze przemyślanym. Bardzo spodobały mi się, na przykład, elastyczne lamówki: na mankietach, kapturze i u dołu – dzięki nim kurtka “nie ucieka” z miejsc najbardziej wrażliwych na przeziębienie – np. nerek.
Wczytuję galerię
Patagonia Micro Puff Hoody jest świetna pod wieloma względami. Ma być komfortowo? W tym przypadku jest i to zdecydowanie! Do tego otrzymujemy dużo więcej, niż można się spodziewać. To bardzo uniwersalna kurtka, która od momentu zakupu towarzyszy mi praktycznie wszędzie (bo do dobrych rzeczy łatwo się przyzwyczaić). Z czasem zauważyłam, że używam jej również jako… bluzy. Wygląda na to, że towarzyszyć mi będzie także, teraz gdy za oknem robi się coraz bardziej szaro. Polecam, jeśli szukasz uniwersalnej ocieplanej kurtki, która jest pakowna i posiada dobre właściwości termiczne. Jedynym minusem jest cena, ale w przypadku tego typu odzieży po prostu nie warto szukać kompromisów.
[W innym z naszych testów przyglądamy się już niemal kultowej pozycji w portfolio marki Patagonia Torrentshell 3L Jacket]
Kurtkę testowała Patrycja Bielawska
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.