Są szczyty - których nie trzeba nikomu opisywać - jak Giewont. Są ściany - o których każdy słyszał - jak Zerwa na Kazalnicy. Są drogi - które wszyscy znają - jak Międzymiastowa na Mnichu. W Hiszpanii sprawa jest prostsza. Czy chodzi o górę, ścianę czy drogę – wszystko sprowadza się do jednego. Ten jeden szczyt cały czas przewija się w historii wspinania w Hiszpanii. Stanowi symbol, jest mitem i marzeniem. Nic dziwnego – wystarczy raz spojrzeć na Picu Urriellu - by zrozumieć dlaczego.
Niedostępny, majestatyczny i piękny. Owalny kształt góry wyróżnia się wśród otaczających ją poszarpanych wierzchołków Picos de Europa. Pasmo rozciąga się równoleżnikowo w odległości zaledwie 20 kilometrów od oceanu, położone jest w Asturii w północnej Hiszpanii. Najwyższym szczytem jest Torre de Cerredo (2648 m n.p.m.), a najbardziej niedostępnym Picu Urriellu (2519 m n.p.m.). Należałoby w tym miejscu uściślić: Picu Urriellu czy Naranjo de Bulnes? Obie nazwy są poprawne i stosowane wymiennie. Hiszpanie częściej mówią o górze Picu Urriellu, podczas gdy wśród zagranicznych gości dominuje druga nazwa. Los Urrielles to nazwa centralnej części Picosów. Naranjo oznacza natomiast drzewo pomarańczowe, co nawiązuje do koloru skały.
Picos to najstarszy w kraju park narodowy i jeden z najstarszych na świecie. Jasne wapienne turnie wyrastają z zielonych hal, na których wypasana jest wszelkiego rodzaju trzoda z kopytami i rogami. Efektem tego jest nieustanne pobrzdąkiwanie dzwoneczków, towarzyszące nam tu zawsze i wszędzie.
Picu Urriellu został zdobyty po raz pierwszy w 1904 roku ścianą północną, drogą o trudnościach V-tkowych, co przy sprzęcie, jakim dysponowali zdobywcy i doświadczeniu, jakie mieli, robi wrażenie. Warto dodać, że ściana północna jest uważana za znacznie bardziej poważną niż południowa.
Do lat 60-tych XX wieku powstały klasyki na najbardziej przystępnej ścianie, południowej – między innymi Vía Sur oraz Martínez Direct – do których dziś nawet w upalne dni tworzą się kolejki.
Pierwszą linią forsującą imponującą ścianę zachodnią była wytyczona w 1962 roku Rabada-Navarro. Poprowadzone z rozmachem – 750 metrów wyszukujące ‘słabe punkty’ ściany – stąd jej długość i na pierwszy rzut oka zagmatwany przebieg. Trudności klasyczne 6c+. Drugą drogą na ścianie była Directisima (1974 r.) – obecnie pokonywana klasycznie ma trudności 7b.
W 2009 roku szerokim echem odbiło się przejście braci Pou drogi Orbayu okrzykniętej najtrudniejszą drogą wielowyciągową na świecie i wycenioną na 8c+/9a. Wycena nie wytrzymała jednak kolejnych powtórzeń i ostatecznie stanęło na 8b+/c.
Eksploracja ściany zachodniej jest ściśle powiązana ze wspinaczką hakową. Lata 80-te XX wieku przyniosły otwarcie licznych dróg, ale wiele z nich dopiero w ostatnich latach doczekało się przejść klasycznych.
Największe wrażenie robi wyczyn Alexandra Hubera i Fabiana Buhla, którzy odhaczyli Sueños de Invierno (A4+) wyceniając trudności klasyczne na 8a. Na drodze tej pierwsi zdobywcy spędzili w 1983 roku nieprzerwanie 69 dni… Do najświeższych uklasycznień należy też Marejada Fuerza (A4). Bracia Pou w roku 2016 postawili przy niej francuską cyferkę 8a+.
Do tej pory Urriellu, jako jedno z nielicznych miejsc w Europie, jest celem zespołów wspinających się hakowo.
Naranjo to tak właściwie duża skałka. Dotarcie pod nią jest łatwe, wycofy możliwe praktycznie z każdego punktu. Rzut oka na schronisko położone u stóp ściany dodaje otuchy.
Jakość skały generalnie jest znakomita i zaryzykowałabym stwierdzenie, że przewyższa wiele popularnych sportowych rejonów wspinaczkowych. Zdarzają się kruche partie, ale są one raczej wyjątkiem. Pomarańczowy wapień ma świetne tarcie, szary jeszcze lepsze… Skórą na palcach trzeba oszczędnie gospodarować. W pionowej/przewieszonej strefie dominuje wspinanie po krawądkach, wyżej chwyty rosną, a ściana coraz bardziej się kładzie. Zdarzają się wyciągi po ostrych wampirkach, wyrzeźbionych przez wodę rynnach, sporadycznie w rysach. Od czasu do czasu trafi się też kuta dwója.
Monolit kształtem przypomina trochę wkopane w ziemię jajko: lekko podcięty z dołu, wyżej pionowy i coraz bardziej kładący się. Odpowiada to, poza nielicznymi wyjątkami, rozkładowi trudności na drogach: dolne partie bardziej strome gromadzą trudności, wyżej jest z reguły łatwiej, a co za tym idzie, mniej jest stałych przelotów i haków. Zależnie od wybranej drogi, możemy natrafić albo na pancerne stanowiska ze spitów lub nawet wklejanych kotew albo kilka mizernych zardzewiałych haków, do których wypadałoby dołożyć coś swojego.
Zawsze trzeba mieć ze sobą zestaw kości, friendów i pętle, na łatwych wyciągach nie należy się spodziewać lśniących srebrnych plakietek, a nawet stare haczywo występuje dość skąpo.
Poza tym dobrze doczytać, jaki zestaw szpeju jest rekomendowany na daną drogę. Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że bardzo brakowało mi małych camów i małych kostek.
Wiszące stanowiska też dają w kość – ciekawym, prowizorycznym patentem, a sprawdzającym się dość dobrze, był ręcznik podwieszony do stanowiska na dwóch taśmach przymocowanych do niego blokerem.
Dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego. Nieważne czy mają być to przystępne V- czy światowej klasy ekstremy spod znaku 8c.
Najniższa i dająca możliwość dostania się najłatwiejszą drogą na wierzchołek. Pochyłością zbliża się do pionu ledwie w kilku fragmentach, generalnie reprezentując formacje połogą. By się pod nią dostać ze schroniska, trzeba okrążyć całe Naranjo, miejscami zanikającą i piarżystą ścieżką.
Niesamowicie lita skała jest bogato urzeźbiona rowkami i głębokimi bruzdami utworzonymi przez spływającą wodę. Na większości dróg są pancerne stanowiska i dobra asekuracja, ale zwykle trzeba zakładać własne przeloty – zestaw standardowy niezbędny. Directa Hermanos Martinez i Via del Sur to najpopularniejsze V-tkowe klasyki tej części Naranjo. Można tam spotkać nie tylko samodzielne zespoły, ale też przewodników z klientami i instruktorów z kursantami. Dodajmy do tego, że właśnie tą ścianą biegnie najszybsza linia zjazdów z wierzchołka. Jest więc zwykle dość tłoczno. Picu Urriellu to dla Hiszpanów góra – mit. Każdy chce na nią wejść, choćby w pełnym słońcu w środku lata. Nie bądźmy więc zdziwieni, jeśli po wielogodzinnej akcji na zachodniej ścianie zamiast szybko zjechać, zobaczymy kilkuosobowe kolejki przy stanowiskach zjazdowych.
Drogi na tej ścianie są krótkie: 5-6 wyciągów plus łatwy scrambling na szczyt.
Północna część monolitu sprawia wrażenie dość poważnej. Mimo, że drogi nie powalają trudnościami, to jednak mają dość zagmatwany przebieg i nie należą do najczęściej chodzonych. To właśnie tam znajduje się droga pierwszych zdobywców.
Najwyższą i najbardziej ‘honorną’ jest ściana zachodnia (plus północno-zachodnia) wraz ze 100-metrowym przewieszeniem la Bermeja, którym startują najtrudniejsze linie z przedziału 8a – 8c takie jak Orbayu, Zunbeltz, Filar Kantabryjski czy uklasycznione niedawno Sueños de Invierno i Marejada Fuerza. Ich trudności skupiają się na dolnych wyciągach.
Prawa część ściany zachodniej to nieco łatwiejsze pionowe, jednak wymagające linie.
Większość dróg jest starymi hakówkami i asekuracja na nich pamięta dawne czasy, a dobijanie nowych stałych przelotów to tutaj rzadkość. Drogą ubezpieczoną nowiutkimi spitami, powstałą od razu jako linia klasyczna jest Soy un Hombre Nuevo (7b+). Jednak tam także trzeba mieć ze sobą friendy i kostki na łatwiejsze, nieubezpieczone odcinki.
Inne linie, które można wziąć na celownik to Diretissima (7b), Rabada Navarro (6c+) (pierwsza droga na ścianie) oraz Murciana 78 (7c+ lub 6a, A2). Sporo zespołów nie wspina się po trudniejszych wyciągach klasycznie, dlatego można się natknąć na niezbyt szybkie i mocne zespoły nawet na stosunkowo trudnych drogach. Na szczęście Hiszpanie mają awersję do wczesnych pobudek i nie trzeba wcale wstawać o bardzo wczesnej porze, by być pod ścianą przed nimi.
Wymienione drogi to najpopularniejsze i najszerzej znane linie, jednak jest ich o wiele więcej. Łącznie około 70.
Z Arenas de Cabrales kierujemy się na Poncebos i dalej w stronę Sotres. Stromo pnącą się w górę drogą pokonujemy ok. 1000 m przewyższenia. Towarzyszy temu nieraz przebicie się przez warstwę chmur zalegającą w dolinach. Trafiamy wtedy nagle do zupełnie innego, pełnego słońca świata, zostawiając pod sobą dywan chmur.
Kilkaset metrów przed pierwszymi zabudowaniami wioski, przy ostrym zakręcie odbijamy w prawo w szutrową drogę. Zależnie od stanu zawieszenia samochodu można nią jechać jeszcze przez 4 km do Pandebano lub zostawić tam auto i wydłużyć sobie spacer. Droga jest dość wyboista i odcinkami stroma. Miejsca, w którym zostawia się auto nie przeoczymy – bardziej prawdopodobne są problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego. Dalej idziemy ok. 2-3 godzin łagodnie wznoszącym się szlakiem, który doprowadzi pod schronisko Vega de Urriellu położone u stóp zachodniej ściany.
Nie jest to jedyna droga pod Naranjo, jednak dla wspinacza podchodzącego z całym szpejem jedyna sensowna. Jest też szlak z Poncebos, jednak pokonuje on większe przewyższenie, zajmuje ok. 5 godzin i jest to opcja raczej dla turystów niż wspinacz.
W okolicy schroniska zupełnie legalnie można rozbić namiot. Można też spać w schronisku lub kolebach, których jest tam pod dostatkiem. Jest kranik z wodą, łazienki i dostęp do prądu. Jest też sala, w której można przeczekiwać niepogodę.
Ze schroniska mamy około 10 minut pod ścianę zachodnią (warto dodać, że idzie się pod nią praktycznie pastwiskiem – żadnych parchów podejściowych), a około 1 godzinę na południową.
Dodatkowy plus – można długo spać. Trzeba pamiętać, że jesteśmy dość daleko na zachód, a strefa czasowa jest ta sama jak w Polsce. Więc późno wstajemy i późno robi się ciemno. Na przełomie lipca i sierpnia o godzinie 7 dopiero zaczynało robić się jasno, a zmrok zapadał po 22.
Podstawa ściany leży na wysokości prawie 2 000 m.n.p.m. Latem w słońcu jest dość upalnie. Nie zniechęca to jednak tłumów wspinaczy, przewodników z klientami i instruktorów z kursantami. Trzeba przyznać, że nie jest to tak zabójczy żar, jakiego można by się spodziewać w środku lata w Hiszpanii. Na pogodę silnie wpływa niedaleki ocean, temperatury są więc zupełnie ‘niehiszpańskie’.
Typowym zjawiskiem jest tworzenie się gęstej pokrywy chmur, ponad którą wznoszą się jedynie najwyższe wierzchołki. Często w dolinach pada deszcz, jest mgliście i ogólnie nieprzyjemnie, a na górze świeci słońce.
Chmury bywają kapryśne i nie zawsze utrzymują się na tym samym poziomie. Potrafią błyskawicznie unieść się w górę, przynosząc zimną i mokrą mgłę. Mamy wtedy okazję doświadczenia na własnej skórze słynnego orbayu – zmory wspinaczy, od której nazwę wzięła droga braci Pou. Jest to tak drobny deszczyk, że właściwie nie pada, ale przenika ubranie i trudno się przed nim uchronić.
Lato jest dobrym czasem na wspinanie na zacienionych ścianach. Temperatura jest wtedy wręcz idealna (o ile nie natrafi się na orbayu – wtedy szybko przestaje być przyjemnie).
W schronisku znajduje się segregator ze schematami dróg oraz przewodnik. Wszystko oczywiście wyłącznie w języku hiszpańskim. Schematy w topo nie są zbyt szczegółowe i przed wyjazdem warto poszukać dokładniejszych w internecie lub w refugio zrobić zdjęcie tym z segregatora.
Bardzo szczegółowe jest opracowanie „Escalada libre en el Picu Uriellu” Alberto Boza obejmujące 27 najbardziej popularnych klasycznych linii, z opisem wyciąg po wyciągu. Informacje ogólne są w kilku językach, jednak opisy poszczególnych dróg tylko po hiszpańsku.
Wiele zespołów wspina się na linie pojedynczej, ciągnąc za sobą repa do holowania plecaka i do zjazdów. Wydaje się to być rozsądnym patentem na dolne wyciągi, jednak wyżej, gdzie droga bardziej kluczy lub trzeba zakładać własne przeloty, lina połówkowa jest bardzo przydatna. Zdarzają się wyciągi nawet po 50 metrów.
Z Naranjo nie ma innej drogi w dół niż zjazdy. Zjazdy linią drogi nie zawsze są możliwe, a już na pewno nie najszybsze. Można zjechać ścianą zachodnią, drogą Murciana 78, jednak oznacza to ponad 500 m zjazdów.
Najsensowniejsza droga zejściowa biegnie przez ścianę południową. Z wierzchołka kierujemy się grzbietem w stronę ściany południowej łagodnie opadającą ścieżką, odbijamy w prawo, by zejść do tzw. Amfiteatru. Zejście jest nietrudne i raczej lite. Stanowiska zjazdowe są trudne do przeoczenia, szczególnie gdy jest do nich ustawiona kolejka ludzi.
Kiedy wiszenie w uprzęży stanie się męczące, opuszki palców protestują, gdy łapiemy kolejne ostrej krawądki, a myśli o łatwej cyfrze coraz częściej krążą po głowie… czas na resta. A gdzie i jak? Może czas na ‘lajtowe’ wspinanie po kaloryferach w Rumenes czy Poo de Cabrales? A może warto spędzić leniwy dzień nad oceanem. A może po prostu kupić dużą paczkę lodów w markecie i zafundować sobie kąpiel w gorących źródłach w La Hermida? Możliwości jest sporo, a wśród nich równie kuszące jest spędzenie całego dnia pod schroniskiem wygrzewając się w słońcu z widokiem na Naranjo.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.