Dla nas, jurajskich wspinaczy, wycieczki wśród ruin średniowiecznych zamków są codziennością. Mijamy te budowle niczym starych sąsiadów, z myślami zajętymi odtwarzaniem przechwytów na wymarzonej drodze wspinaczkowej. A po skończonym dniu wracamy do auta i pędzimy do domu myśląc już o sprawach, które trzeba nadrobić, na jutro, na pojutrze, na za tydzień.
I mijamy te mury oraz baszty niejako trochę z dystansem, a przecież powinny one nas zachwycać za każdym razem. Gdy pokazuję ludziom z zagranicy nasze zdjęcia wspinaczkowe, to często ich największą uwagę przyciągają właśnie zamki. Skały jak skały – mówią – ale macie niesamowite pejzaże na tej waszej Jurze! Co to za zamki? I w sumie mają rację. Tak to już bywa, „trawa jest zawsze bardziej zielona u sąsiada” i często zachłyśnięci pejzażami Kalymnos, Siurany oraz innych zachodnich ogródków wspinaczkowych, nie zauważamy tego co mamy u siebie piękne. Uważam, że choćby dlatego warto odwiedzić Mirów i Bobolice, by powspinać się w sąsiedztwie zamków.
Parkujemy pod zamkiem. No bo gdzieżby indziej. Mirów znajduje się przy drodze łączącej Kotowice z Niegową. Trafić tam jest dość łatwo, zwłaszcza że zamek widać już z oddali. Rzeczony, wciąż darmowy parking, jest niedaleko restauracji przy drodze prowadzącej do Bobolic. Za wstęp należy uiścić opłatę w wysokości 7 zł.
Wczytuję galerię
Zarówno zamek w Mirowie jak i w Bobolicach powstały w połowie XIV wieku. Były to klasyczne obiekty, budowane zgodnie z taktyką Kazimierza Wielkiego, który “Polskę drewnianą”, jaką zastał, chciał pozostawić murowaną. Dziś wiemy, że swój zamysł całkiem sensownie wprowadził on w życie. Oba zamki jeszcze na początku XXI wieku były mniejszą (Mirów) i większą (Bobolice) ruiną, ale działania obecnego właściciela terenu (senatora Laseckiego) doprowadziły je do obecnego wyglądu. Odbudowa zamku w Bobolicach wzbudziła jednak duże kontrowersje, bo nie do końca wiadomo, w jaki sposób i czy w ogóle dzisiejszy zamek nawiązuje do swojej pierwotnej wersji.
Wokół zamków krąży wiele legend. Pojawiają się, oczywiście, duchy i skarby, znana jest też opowieść o tunelu łączącym obie warownie. Jednak z punktu widzenia współczesnej sztuki budowania podziemnych konstrukcji, stworzenie w średniowieczu przejścia długiego na kilometr, jest mało prawdopodobne. Sens wspomnianego rozwiązania także wydaje się być wątpliwy.
Są też potwierdzone informacje: zamek w Bobolicach pojawił się w disnejowskim teledysku Merida Waleczna, a wśród osób, które odwiedziły warownie jest (uwaga!) Brad Pitt. Zamek w Mirowie został natomiast wykorzystany przez filmowców realizujących takie produkcje, jak: “Pan Samochodzik” oraz “Przyjaciel Wesołego Diabła”.
Charakter wspinania w Mirowie nie odbiega zbytnio od zwyczajowych jurajskich płyt, dziurek i krawądek. Jest tu wiele łatwych dróg, wręcz szkolnych, są i propozycje z tzw. średniej i nieco wyższej półki. Jak dotąd nie ma w Mirowie dróg trudnych według dzisiejszych standardów (mam tu na myśli drogi VI.7 i VI.8).
Do ciekawostek Mirowa zaliczyć należy drogi, które są pozostałością po zawodach wspinaczkowych, organizowanych w latach osiemdziesiątych. Niestety, niechlubną ich pamiątką jest mnóstwo wykutych chwytów. Może gdyby nie one, to dziś zamiast Kuchara z La Manczy (oryginalna pisownia nazwy drogi), Chińskiego Kochanka czy Finezji Kafara – wycenianych na okolice VI.5 – mielibyśmy inne drogi z końcówką wyceny 7 i 8? Nie wiadomo i nie ma co spekulować na ten temat, bowiem mimo poważnej ingerencji w skałę to właśnie Kuchara z La Manczy wymieniłbym jako najładniejszą drogę w całym rejonie.
Drugą ciekawostką rejonu jest Brama w Bobolicach, znajdująca się u podnóża zamku. Przed jego odbudową było to bardzo ciekawe miejsce na mapie jurajskiego boulderingu. Niestety, obecnie wspinanie jest tam zabronione, a ludzie z crashpadami są natychmiast przeganiani przez ochroniarzy.
Wracając do dróg, jak już wcześniej wspomniałem, w Mirowie znajdziemy ich wiele: w niskim, średnim i nieco trudniejszym zakresie. Wybór jest ogromny! Poniżej przedstawiłem listę tych, które mi najbardziej się spodobały. Chciałbym tu podkreślić, że nie próbowałem wszystkich dróg w Mirowie i na pewno inne osoby wskazałyby w tym miejscu odmienne zestawienie.
Jeżeli miałbym kogoś zabrać na pierwsze wspinanie i do tego chciałbym tę osobę zachęcić do takiej działalności, to powiesiłbym linę na drogach:
Wczytuję galerię
Tu wymieniłem drogi, które są nieco bardziej wymagające.
Najtrudniejsze drogi w Mirowie zostały wytyczone przez niestrudzonego Waldka Podhajnego. Są to: Gladiator VI.5+ oraz Prawo i pięść VI.5+/6. Droga do działalności wspinaczkowej w Mirowie jest zatem otwarta, zarówno dla tych, którzy pierwszy raz wiążą się liną, jak i dla tych, którzy chcą sprawdzić na czym polega Waldkowe VI.5+.
Dodam także, że widok na zachód słońca nad zamkiem w Mirowie jest powalający. Polecam ten rejon!
[W innych tekstach z cyklu Jurajskie Abecadło przeczytacie o Diabelskich Mostach i Dupie Słonia]
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.