05.01.2020

Ratownik TOPR – jak nim zostać? Zapis podcastu z Tomaszem Kamińskim.

To funkcja ciesząca się szacunkiem i zaufaniem. W końcu dzięki osobom pełniącym taką właśnie służbę, możemy być pewni, że w razie sytuacji kryzysowej ktoś ruszy nam z pomocą.

                       

W kolejnym odcinku Górskiego Podcastu 8a.pl ratownik TOPR – Tomasz Kamiński – zdradza, jak dostać się do tej organizacji oraz opowiada o realiach służby.

Piotr Czmoch: Witam w kolejnym Górskim Podcaście 8a.pl. Dzisiaj spotykamy się z Tomkiem Kamińskim. Ratownikiem TOPR-u, który został nim niedawno. Cześć Tomek!

Tomasz Kamiński: Cześć, witam wszystkich!

P. Cz.: Będziemy poruszać tematy związane z tym, jak zostać ratownikiem TOPR-u i na czym w ogóle ta praca (jeśli tak to możemy nazwać) polega. Ciekawe, bo Tomka poznałem zimą w Tien-szanie, kiedy byliśmy na nartach i kontynuujemy już jakiś czas naszą znajomość. Mam przyjemność gościć w Tomka domu w Zakopanem. Tomek, jak zostaje się ratownikiem TOPR?

podcast górski topr

T. K.: Przede wszystkim to nie jest tak, że każdy kto sobie coś nagle wymyśli, może zgłosić się i zostać ratownikiem. Są egzaminy wejściowe. Do tego, żeby przystąpić do egzaminów, oprócz podania trzeba złożyć jeszcze wykaz działalności górskiej. I zarząd TOPR-u weryfikuje daną osobę na podstawie tego wykazu: czy ta osoba rzeczywiście spełnia warunki, czy interesuje się, czy ma jakąś przeszłość związaną z działalnością górską…

Może być to różna działalność. Mamy w szeregach znakomitych wspinaczy, sportowców, grotołazów… Ale nie jest tak, że każdy kto wchodzi do TOPR-u, to od razu jest dobry we wszystkim. Są ludzie, którzy – na przykład – z jaskiniami spotykają się pierwszy raz w życiu. No i dzięki temu, że mamy kursy (a staż kandydacki trwa około 2 lat), uczą się tego. (…) Bo techniki jaskiniowe są używane nie tylko w jaskiniach, ale również wiele technik górskich na zewnątrz powstaje na podstawie technik jaskiniowych. Ale wracając do tematu: najpierw jest egzamin wstępny…

P. Cz.: Po tym okresie stażu dwuletniego?

T. K.: Nie, najpierw jest egzamin wstępny, żeby się dostać na staż. Potem staż, czyli ten okres kandydacki, trwa około dwóch lat. Wieńczy go egzamin końcowy.

P. Cz.: Co na takich egzaminach jest?

T. K.: (…) Na stronie TOPR można znaleźć dokładne wymagania. Na egzaminie wstępnym będzie to umiejętność wspinaczki i wiązania węzłów. Jest też test sprawnościowy oraz ze znajomości topografii.

P. Cz.: A na egzaminie końcowym?

T. K.: Na tym końcowym egzaminie jest jakby weryfikacja całej dwuletniej działalności. (…) Nie jest tak, że wystarczy tylko być na szkoleniach i na dyżurach. Również trzeba złożyć wykaz działalności z okresu kandydackiego. Są wymagania wspinaczkowe i skiturowe. Na egzaminie końcowym jest również egzamin z topografii, (…) są techniki linowe, techniki jaskiniowe i jest również lawinoznawstwo oraz nawigacja.

P. Cz.: Powiedz mi: czy ratownik to jest zawód (tak jak powiedziałem wcześniej)? Czy raczej jest to pasja? A może są inne motywacje do wykonywania tej czynności?

T. K.: Co człowiek, to inna motywacja. Natomiast na pewno łączy wszystkich ta pasja do gór. Bez tego nie widzę sensu działalności. W moim przypadku to również poszerzanie swoich możliwości. Daje mim to o wiele większe pole do manewru. Szkolenia, wyjścia… Można powiedzieć, że jest też takie poczucie, iż jednak przez tyle lat coś się od tych gór brało i coś trzeba im oddać.

Ratownik TOPR
Akcje ratunkowe w trudnym terenie? Dla ratowników TOPR to codzienność. (fot. 8academy)

P. Cz.: Domyślam się, że po tak długim stażu kandydat jest już znany. Ten egzamin jest troszeczkę taką formalnością. Później, podczas pracy ratownika, czy są jakieś testy weryfikacyjne? Czy po prostu znacie się wszyscy na tyle, że nie jest to już potrzebne?

T. K.: Tu się nie zgodzę, bo egzamin nie jest formalnością. To nie jest tylko pogadanka i uściśnięcie sobie ręki, tylko naprawdę jest to dosyć szczegółowa weryfikacja umiejętności danej osoby. Nie ma tutaj koleżeństwa. Człowiek, który nie zda tego testu, nie zostaje wyrzucony czy usunięty, tylko ma szansę za rok jeszcze raz podejść do tego egzaminu. Jego staż kandydacki przedłuża się o cały rok i ma wtedy czas na uzupełnienie braków. W moim przypadku zdało mniej więcej 50% stanu początkowego kandydatów.

A wracając do Twojego pytania, tak – cały czas są szkolenia. Może nie ma testów sprawnościowych, ale jeżeli ktoś nie jest sprawny i nie potrafi nadążyć i sprostać wymogom fizycznym, to po prostu w górach nie da sobie rady. A jest to od razu zauważalne. Idzie się w grupach, rzadko kiedy ratownik wychodzi sam. Oczywiście zdarzają się takie przypadki – np. jak ktoś jest na dyżurze w schronisku – że trzeba podejść i pomóc, ale w dużych wyprawach bierze udział większa liczba ratowników. Wtedy od razu widać, czy ktoś ma jakieś niedociągnięcia techniczne lub fizyczne. (…) Ratownik jest zobowiązany raz na jakiś czas brać udział w tzw. unifikacjach, czyli takich szkoleniach obowiązkowych. No i każdy musi wyrobić odpowiednią liczbę dyżurów.

P. Cz.: No właśnie, w jakim systemie pracujecie?

T. K.: Jako ochotnicy, nie mamy narzuconych ram czasowych, więc gdy jest czas i ochota, to wtedy dana osoba zgłasza się na dyżur i dyżuruje. Jeżeli jest wyprawa, no to wtedy ratownik będący na dyżurze z automatu w niej uczestniczy. Jeśli potrzeba większej liczby osób, to wtedy przychodzi powiadomienie z centrali – zgłaszamy się i jedziemy…

P. Cz.: Siedzisz sobie wieczorem z żoną przy winie i masz z tyłu głowy, że nie możesz się tego wina napić, bo za chwilę może być telefon?

T. K.: Często tak jest. Na przykład kiedyś zdarzyło się zaraz po powrocie z wakacji. Po iluś tam godzinach jazdy, jesteśmy rozluźnieni, siadamy w domu, rozpakowaliśmy się, kolacja… Przychodzi SMS i niestety muszę iść. No i wtedy parę godzin mnie nie było.

P. Cz.: No właśnie, jak łączysz życie rodzinne z obowiązkami ratownika? Bo wielokrotnie w rozmowach wychodzi, że tu jesteś trzy dni na jakimś kursie, szkoleniu, unifikacji. Za chwilkę znowu przez trzy dni Cię nie ma…

T. K.: To może zawołam żonę, żeby się wypowiedziała na ten temat, bo z mojej perspektywy na pewno trochę inaczej to wygląda. [śmiech] W praktyce, bardzo się staram, żeby znaleźć czas dla rodziny i dla domu.

P. Cz.: Jaka jest różnica pomiędzy ratownikiem zawodowym, a ochotnikiem?

T. K.: Ratownik zawodowy pracuje już w ramach czasowych i jest na etacie, czyli idzie do pracy, spędza tam 12 godzin. Z tego co pamiętam, odbywa się to w cyklu tygodniowym: tydzień jest w pracy, potem ma tydzień wolnego.

Ratownik TOPR
Dzięki ratownikom TOPR w górach możemy czuć się bezpieczniej. (fot. 8academy)

P. Cz.: Ty ile dni w miesiącu spędzasz na dyżurach?

T. K.: To wszystko zależy od tego, czy mam jakieś inne aktywności.

P. Cz.: No tak: oprócz tego, że jeszcze chcesz się wspinać i jeździć na nartach, to musisz zarabiać na życie? Zgadza się?

T. K.: Są jeszcze różne aktywności. Jeżeli ich jest mniej, to wtedy staram się więcej czasu poświęcić działalności w TOPR-ze. (…) Miesiące są różne. Minimalną liczbą godzin, którą trzeba spędzić w ciągu roku na dyżurach, jest 120. Nie mówimy o szkoleniach, bo to jest osobna liczba. Te 120 godzin rocznie ratownik-ochotnik musi wypracować społecznie. A biorąc pod uwagę fakt, że dyżur trwa 12 godzin, wychodzi 10 dni w ciągu roku. I to naprawdę nie jest dużo.

P. Cz.: Tak, ale domyślam się, że jeśli ktoś pracuje na etacie i oprócz tego musi uczestniczyć w unifikacjach oraz szkoleniach to raczej ratownikiem nie zostaje, ponieważ cały urlop roczny, jaki ma, musiałby poświęcać na góry.

T. K.: Osoby, które wykonują wolne zawody, mają dużo więcej czasu, ponieważ mogą sobie jakoś to ustawić. Natomiast mamy też kolegów wykonujących inne zawody. No i tutaj mam podziw dla nich, że potrafią jednak wygospodarować czas jeszcze na tą naszą działalność.

P. Cz.: Lato czy zima są bardziej dla Was pracowite?

T. K.: Oj, tutaj to by trzeba było zobaczyć statystyki. Różnie to bywa. Latem, wiadomo, jest olbrzymia liczba osób, które odwiedzają Tatry: wspinacze, turyści… Tych wypadków jest naprawdę dużo. Ale zimą również zdarzają się wypadki. Jesienią mieliśmy teraz tę słynną akcję w Wielkiej Jaskini Śnieżnej, która też zabrała olbrzymią liczbę godzin pracy. To była jesień, prawda? A uczestniczyło w tym bardzo dużo osób i wiele środków zostało w to zaangażowanych.

ratownik TOPR
Lato to w Tatrach czas wzmożonego ruchu turystycznego. Ratownicy TOPR zwykle mają wtedy pełne ręce roboty. (fot. 8academy)

P. Cz.: Gdy miał miejsce wypadek na Giewoncie, bardzo został nagłośniony temat wynagrodzeń i zarobków TOPR-owców. W takich momentach od razu się odzywają głosy, że te akcje powinny być płatne, że turyści są nierozsądni… Jaka jest opinia ratowników? Czy faktycznie wprowadzenie opłat za akcje ratunkowe rozwiązałoby problem niefrasobliwości?

T. K.: To jest złożony problem. Najlepiej, gdyby wypowiedział się ktoś z zarządu – bardziej doświadczony ode mnie. Na pewno na to trzeba patrzeć z różnych perspektyw. Z jednej strony jest świadomość “bata nad głową”, że ktoś może zostać pociągnięty do odpowiedzialności finansowej za swoje niefrasobliwe działania w górach. Na pewno by to jakoś działało, tak jak działa to na Słowacji. Z drugiej strony, aby wyegzekwować te pieniądze z ubezpieczeń, trzeba by powołać etaty, utrzymywać kontakt z ubezpieczalniami, wprowadzić mechanizmy odzyskiwania tych środków… To jest znowu czas, to jest zaangażowanie ludzi i pieniędzy w sam proces…

P. Cz.: Z wypowiedzi naczelnika TOPR-u można wyczytać, że w krajach, w których akcje są płatne, jest to bardzo mały procent dochodu…

T. K.: Zgadza się!

P. Cz.: Wszyscy sobie myślą: płaćmy za akcją, a tych pieniędzy będzie nagle bardzo dużo. W praktyce jest to daleki od prawdy… Koszty utrzymania są aż tak duże, że nie da się tego pokryć ze wspomnianych opłat. Czy śmigłowiec jest wykorzystywany w większości akcji?

T. K.: Jeżeli są warunki, które pozwalają użyć śmigłowca, to tak. Oszczędza to przede wszystkim nasze zdrowie i skraca radykalnie czas dotarcia do poszkodowanego. (…) Bywa, że zdarzają się w tym samym czasie 2, 3, lub 4 wypadki. Bez śmigłowca ci ludzie musieliby bardzo długo czekać na jakąkolwiek pomoc.

P. Cz.: W poprzednich latach zdarzały się problemy ze śmigłowcem: albo był w naprawie, albo był wypożyczany od innych służb. Jak wygląda to teraz?

T.K.: Jest tak, że raz w roku śmigłowiec przechodzi serwis. (…) Tylko, że to jest przegląd techniczny: wymiana podstawowych elementów, badanie sprawności. Z tego, co wiem, to taki serwis trwa od 2 do 3 tygodni. Natomiast raz na jakiś czas ten śmigłowiec musi iść do generalnego serwisu.

P. Cz.: Rozumiem, że w momencie, kiedy nie ma śmigłowca, to musicie pozyskać śmigłowiec od innych służb?

T. K.: W skrajnych sytuacjach tak. Wtedy większość wypadków obsługiwana jest bez śmigłowca. Nie bez znaczenia jest to, że okres serwisu śmigłowca przypada na okres jesienny, gdzie tych wypadków jest bardzo mało…

Wędrówki po Tatrach
Podczas działalności górskiej nie można wykluczyć zdarzeń losowych. Wypadkom ulegają nawet doskonale przygotowani turyści i wspinacze. (fot. 8academy)

P. Cz.: A rozmawiamy w połowie listopada… Powiedz mi: co ratowników TOPR denerwuje u turystów?

T. K.: Można powiedzieć, że taka niefrasobliwość, nieświadomość zagrożeń, które może przynieść działalność górska. Zdarza się wiele wypadków, które są jakby niezależne od wspinaczy czy turystów: załamanie pogody, wypadek jakiś, w którym jest uraz. To są rzeczy, których ciężko jest uniknąć. Po prostu są to zdarzenia losowe… Zdarzają się i wtedy tym ludziom trzeba pomóc i pomagamy. Natomiast takie niefrasobliwe wyjścia w góry bez zbadania, gdzie się idzie, bez podstawowej topografii, bez zabrania ze sobą dodatkowego źródła światła… Jak wiadomo, w smartfonie jest latarka czy tam światełko, ale one nie starczą na długo. Więc można by uniknąć tych rzeczy. Przez to zostajemy zaangażowani, gdy moglibyśmy być użyci w innym miejscu, bo czasami wypadki zdarzają się jednocześnie. I wtedy kierownik dyżuru musi zdecydować ilu ludzi wysłać w dane miejsce.

P. Cz.: Wydaje się, że dostępność sprzętu rośnie. Zasobność społeczeństwa też. Mamy internet, za sprawą którego można się edukować na różne sposoby: czytać dobre i złe rzeczy. Rośnie też ilość uczestników różnego rodzaju kursów – na przykład turystyki zimowej. Wydaje się więc, że ta świadomość rośnie. Czy tak jest w rzeczywistości?

T. K.: (…) Uważam, że na 100% ta świadomość wzrosła. Pomimo tego, że liczba turystów i wspinaczy z każdym rokiem diametralnie rośnie, to jednak przyrost wypadków nie jest aż tak duży. Na pewno wpływ na to ma możliwość zakupu sprzętu, w przystępnych cenach… Bo kiedyś, jak sprzęt turystyczny czy wspinaczkowy wchodził na rynek, to trzeba było wydać straszne pieniądze. Nie każdy mógł sobie na to pozwolić. (…) W tej chwili widać, że ludzie coraz lepiej są przygotowani.

P. Cz.: Porównując turystykę, trekking czy wspinanie do innych innych aktywności, dojdziemy do wniosku, że są one sportami dosyć tanimi. Wystarczy spojrzeć na jazdę na rowerze górskim czy skituring – tam zupełnie inne kwoty wchodzą w grę. Tu można kupić sprzęt w dobrych cenach i o dobrej jakości. Jednak cały czas słyszymy historie, że ludzie wychodzą w góry bez sprzętu, albo bez wiedzy. Dajmy na to pogoda jest zła, ale ktoś przyjechał na wymarzony urlop tygodniowy i obojętnie jakie są warunki, realizuje swój plan. Nie patrzy na ostrzeżenia czy na prognozy, bo musi tam wejść.

T. K.: Zgadza się! Ludzie chodzą w góry, nie mając świadomości tego, że pogoda może się szybko zmienić. A jak wiemy, w górach pogoda zmienia się radykalnie i to bardzo szybko. W lecie możemy mieć bardzo wysokie temperatury, a tu nagle przychodzi burze z opadami i przenikliwy chłód.

P. Cz.: W wielu tekstach na 8academy przewija się opinia o tym, że jesteśmy krajem nizinnym i świadomość społeczna o chodzeniu po górach czy o niebezpieczeństwach nie jest duża. Sam pamiętam takie sytuacje, że w lipcu przy Morskim Oku turyści nie wierzą, że tam u góry jest śnieg. Wydaje im się, że jak jest na dole 30 stopni, tam u góry tego śniegu po prostu być nie może. (…) Czy ratownicy prowadzą też jakieś akcje edukacyjne w tym kierunku?

T. K.: Tak, TOPR przygotowuje i opracowuje dostępne on-line materiały informacyjne i szkoleniowe, a oprócz tego wielu ratowników pracuje i szkoli w zewnętrznych firmach.

Co zabrać w Tatry
Świadomość i poziom przygotowania polskich turystów powoli, ale systematycznie rośnie. (fot. 8academy)

P. Cz.: Właśnie tych kursów zrobiło się ostatnio dosyć sporo. I to dobrze, bo ta wiedza, którą muszę znaleźć w internecie, jest czasem bardzo złej jakości. Na pewno nikt tam za darmo nie przekaże jej fachowo. Byłem już na różnego rodzaju kursach oraz szkoleniach i wiem, że wiedza przekazywana przez ratowników TOPR – aktualna i z pierwszej ręki jest wysokiej jakości.

T. K.: Tak, zgadza się! Ratownicy są znakomicie wyszkoleni i szkolą się cały czas. Dzięki wymianie doświadczeń z innymi służbami ratowniczymi z całego świata, są też na bieżąco z aktualnymi technikami i rodzajami sprzętu używanego w górach.

P. Cz.: Dziękujemy Ci za przybliżenie pracy ratownika TOPR. Mam nadzieję, że będziecie mieli mniej – w cudzysłowie mówiąc – “klientów”. Że edukacja będzie rosła. Temu też mają służyć nasze podcasty, kolejne również z ratownikami TOPR-u. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli się spotkać i jeszcze coś nagrać.

T. K.: Bardzo dziękuję!

Pełnej wersji podcastu górskiego posłuchać można za pośrednictwem serwisów:

#robimywgórach
#robimywpodcastach

                 

Udostępnij

Zobacz również

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.