14.06.2021

Czarne przewodnictwo górskie – podcast z Bogumiłem Słamą

Bogumił "Bobas" Słama wieloletni szef Centralnego Ośrodka Szkolenia PZA, oraz przewodnik IVBV w rozmowie z Piotrem Czmochem o czarnym przewodnictwie.

                       

Jak wygląda system uprawnień przewodnickich w Polsce i w Europie?

W Europie w każdych górach istnieją grupy ludzi zajmujące się przewodnictwem. Są zrzeszeni w związkach krajowych oraz regionalnych, mają swoje odznaki. Wszyscy, żeby zostać przewodnikiem, muszą mieć doświadczenie górskie, muszą umieć poruszać się w skale, w lodzie i śniegu. Jednocześnie muszą umieć dobrze jeździć na nartach i skiturach.

Nad związkami krajowymi i regionalnymi jest organizacja IVBV. W Polsce członkiem IVBV jest Polskie Stowarzyszenie Przewodników Wysokogórskich, którego byłem współzałożycielem. By stać się przodownikiem IVBV trzeba ukończyć odpowiedni kurs. Na początku szkolili nas przewodnicy niemieccy. Teraz szkolenia prowadzą już nasi przewodnicy. Przewodnik IVBV może w zasadzie wszystko. Może prowadzić na szlakach skalnych i lodowo-śnieżnych. Mając te uprawnienia możemy pracować we wszystkich państwach Europy, choć w niektórych trzeba mieć dodatkowe miejscowe zezwolenia. Kurs IVBV kosztuje sporo pieniędzy. To dlatego, że płacimy innym przewodnikom IVBV. Do tego dochodzą koszty zajęć i wyjazdów w Alpy. Nie da się wszystkiego zrobić w Tatrach. Nie ma tu lodowców i pewnego rodzajów dróg lodowych.

Ale zainwestowane w kurs pieniądze zwracają się dość szybko. Zwykło się mówić, że przewodnicy IVBV to górna półka przewodników. Z mojego doświadczenia rzeczywiście wynika, że to są doskonali ludzie, świetnie przygotowani do swojego zawodu. Niestety, w Polsce sytuacja jest o tyle trudna, że na skutek naszych wewnętrznych rozgrywek zawód przewodnika w zasadzie przestał istnieć, nie jest skodyfikowany. Dlatego też w ostatnich latach zrobił się wielki bałagan z uprawnieniami, czarne przewodnictwo stało się dużym problemem.

Czym jest czarne przewodnictwo?

To jest kłopot, ból i nieprzyjemność. Gdziekolwiek pojawia się jakaś działalność ludzka, czy to handel czy usługi, dokoła pojawią się ludzie, którym wydaje się, że to samo można zrobić w sposób znacznie prostszy. Bo przecież co w tym trudnego? Uwiązać sobie człowieka na linie i pójść z nim w góry? Od dłuższego czasu obserwujemy sporą grupę ludzi, którzy obchodzą przepisy i legalne możliwości zdobycia zawodu. Nie mają uprawnień ale to jest, powiedzmy, drugoplanowe. Bardziej istotne jest to, że biorą ludzi w góry korzystając z ich naiwności oraz niewiedzy i narażają ich na bardzo duże niebezpieczeństwo. Kolejne wpadki w górach, w tym także śmiertelne, świadczą o tym jakim problemem jest czarne przewodnictwo. Czarni przewodnicy proponują usługi za dużo niższe pieniądze, więc klienci są chętni.

Polskie prawo nie jest przygotowane na walkę z czarnym przewodnictwem. Ci ludzie potrafią być cwani. Organizują kluby, stowarzyszenia i w ten sposób obchodzą przepisy. To układ dość skomplikowany i przez takich ludzi jak ja odbierany bardzo źle. Ja musiałem włożyć wiele wysiłku i pieniędzy, zdobyć duże doświadczenie.

czarne przewodnictwo
Bogumił “Bobas” Słama (fot. 8a)

Czym są wyprawy partnerskie?

To zgrabny wybieg. Działa to na takiej zasadzie. Klienci zapisują się do klubu, stowarzyszenia czy jakiejś grupy. Podpisują oświadczenie, że sami są odpowiedzialni za siebie. Płacone pieniądze nie są za usługę przewodnicką tylko za coś zupełnie innego, na przykład za składkę członkowską. Liderzy czyli opiekunowie, tak z miłości do gór kilkanaście razy w roku wchodzą na Mont Blanc czy inny szczyt. W momencie gdy cos się wydarzy nie ma winnych. Uczestnicy byli przecież na wyprawie na własną odpowiedzialność.

Z jakimi zagrożeniami wiąże się czarne przewodnictwo?

Każdy przewodnik IVBV bardzo starannie pilnuje ubezpieczenia swojego oraz klientów. W momencie, gdy zabiera klienta zobowiązuje się do opieki nad nim i ponoszenia pełnej odpowiedzialności za jego bezpieczeństwo. Jak mówimy, najgorsza rzecz jaka może spotkać przewodnika to przeżyć swojego klienta. Jeśli udowodnione zostaną błędy zaniedbania, niechlujstwo, zła wola bądź ignorancja to odpowiedzialność cywilna i karna jest ogromna. Przewodnicy IVBV są świetnymi wspinaczami i narciarzami ale oprócz tego są doskonałymi przewodnikami. Tego się trzeba nauczyć. Na przykład, asekuracja na krótkiej linie wymaga ogromnej wprawy w różnym terenie i wiąże się z dużym ryzykiem. Przewodnik IVBV ma ściśle określoną maksymalną ilość prowadzonych klientów. Na przykład w przypadku Matterhornu to tylko jedna osoba. Czarni przewodnicy nierzadko prowadzą po pięć osób. Proszę sobie wyobrazić załamanie pogody, panikę itp.

Przewodnik IVBV, w przeciwieństwie do liderów, zna drogę, ma wiedzę, umie się posługiwać sprzętem. To profesjonalista. Liderzy często są zupełnie nieprzygotowani. W kilku sprawach byłem biegłym sądowym. Przyczyny wypadków na takich wyprawach są zawsze takie same: niechlujstwo, lenistwo, nieprzestrzeganie reguł, brak odpowiedzialności no i rozbuchane ego. Czytałem akta sprawy, w której zginał człowiek, gdzie poruszył mnie, nie tylko absolutny brak umiejętności i wiedzy ale przede wszystkim nieprawdopodobny brak empatii ze strony lidera.

Zatem namawiam by starannie wybierać ludzi, w których ręce się oddamy. Przecież w dobie Internetu czyjeś doświadczenie można łatwo sprawdzić. Przewodnik powinien przede wszystkim okazać ważną licencję. W każdej pracy sprawdza się referencje. Dlaczego nie tu, gdy chodzi o zdrowie i życie? Klient ma prawo i obowiązek zadawać pytania: czy przewodnik był już na danej górze? Czy dobrze zna drogę? Pytać, dociekać. Dramat polega na tym, że ludzie nie wiedzą wielu rzeczy i łatwo ich nabrać.

Co sadzisz o agencjach wyprawowych?

Nie wierzę w przewodnictwo wyprawowe, himalajskie. Zresztą każdy kto powie, że na pewno wyjdzie w góry i na pewno wróci z klientem, zapewniając mu absolutne bezpieczeństwo jest albo kłamcą albo jest niespełna umysłu. A im góry wyższe i trudniejsze tym szanse mniejsze. Agencja na pewno może pomóc w zorganizowaniu wyprawy. Pracownicy agencji nie muszą się znać na wspinaniu, muszą wiedzieć jak dotrzeć na miejsce, muszą mieć kontakt z miejscowymi agencjami. Do ich obowiązków należy organizacja i pomoc w wyposażeniu i tyle. Jak rzetelnie do tego podejdą to zależy od firmy. Przemysł turystyczny w górach bardzo się rozwinął w ostatnich latach. Wszystkie opowieści o braterstwie i solidarności w górach to już między bajki trzeba włożyć. Firmy nastawione są na dochód. Komercjalizacja. Organizator widzi przede wszystkim pieniądze.

Spytałeś kiedyś jak widzę przyszłość. Nie wiem. Jak powiem, że czarno to kiepsko zabrzmi, nie?

Ale wracając do przewodników. Ja mam taki probierz: czy dałbym w ręce danego przewodnika swoje dzieci? Jeśli zapala mi się lampka, że nie bardzo, z różnych względów, to innym też go nie polecam. Przewodnicy, poza umiejętnościami, to są ludzie z krwi i kości o bardzo różnych osobowościach, niektórzy o nieprzyjemnych, inni do rany przyłóż. Oczywiście, wybierając przewodnika pierwszy raz, nie możemy tego wiedzieć.

Komercjalizacja wchodzi wszędzie, również do przewodnictwa. Dawniej była taka pora w górach, kiedy, jak to mówiliśmy, “dżentelmen w górach nie bywa”. Teraz obserwuje moich kolegów, którzy chodzą na szczyty, na które jeszcze parę lat temu nikt by się nie odważył wziąć klientów. TPN wydaje komunikaty, TOPR prosi, śnieg leży a oni wchodzą z klientem na szczyt. Nie osądzam tego, ale czy to nie jest zachęta dla innych? Wszystko jest ok dopóki nic się nie urwie, nikt nie zabłądzi. Przewodnicy maja też często poczucie, że jak wezmą pieniądze to muszą wprowadzić klienta na szczyt. Nie muszą.

                 

Udostępnij

Zobacz również

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.