28.02.2020

Lawiny w Tatrach – zapis podcastu z Adamem Maraskiem

Wybierając się zimą w Tatry, musimy mieć świadomość występowania takich zjawisk, jak lawiny. Skąd czerpać o nich wiedzę? Najlepiej od osób, które z tym problemem mierzą się każdej zimy.

                       

Lawiny w Tatrach – to temat kolejnego odcinka Górskiego Podcastu 8a.pl. Na pytania dotyczące zagrożeń czyhających w górach na zimowych turystów odpowiada ratownik TOPR Adam Marasek. Zachęcamy do lektury rozmowy.

Piotr Czmoch: Witamy w kolejnym podcaście 8a.pl i 8academy. Dziś gościmy w siedzibie TOPR w Zakopanem. Tematem są lawiny w Tatrach, a my będziemy rozmawiać z Adamem Maraskiem. Cześć Adam!

Adam Marasek: Cześć, witam Was!

P. Cz: Jeżeli jest pierwszy stopień zagrożenia lawinowego w Tatrach, to przecież spokojnie mogę sobie chodzić po górach? W końcu to tylko pierwszy stopień…

lawiny w Tatrach
Lawiny w Tatrach – zapis podcastu z Adamem Maraskiem. (fot. 8academy)

A. M.: To nie jest tak. Skoro jest ogłoszony pierwszy stopień, to znaczy, że zagrożenie jest, tylko obejmuje ono zdecydowanie mniejszy obszar niż, na przykład, przy trzecim bądź czwartym. (…) Nie należy się wcale dziwić, że przy pierwszym stopniu też schodzą lawiny i zdarzają się wypadki lawinowe. Chciałbym przestrzec przed myśleniem, że pierwszy czy drugi stopień w pięciostopniowej skali jest na tyle niski, że nic nam się nie ma prawa stać.

P. Cz.: Ale przecież szlaki w Tatrach są poprowadzone w terenie łatwym – niezagrożonym lawinami. Nie mam się czego obawiać?

A. M.: To wymień mi szlaki, o jakich myślisz. Wtedy powiem Ci, czy masz rację, czy nie.

P. Cz.: Na przykład szlak do Morskiego Oka…

A. M.: Błąd! To piękna droga asfaltowa (zimą – rzecz jasna – ten asfalt jest zasypany), ale w kilku miejscach można się spotkać z lawinami. (…)

Idąc do góry, najpierw w rejonie Wodogrzmotów Mickiewicza, przy bardzo dużym opadzie. Gdy wieje od północy, północnego-zachodu i śnieg nawiewany jest na żleby, które spadają w kierunku Wodogrzmotów, parę razy się zdarzyło, że poszły spore masy śniegu i droga była zasypana. (…)

Drugim miejscem jest Żleb Żandarmerii tuż za Włosienicą. Na ironię zakrawa fakt, że idziemy pięknie odśnieżoną drogą, by dotrzeć do punktu, gdzie dalsze przejście może być zamknięte. Dlaczego? Wystarczy obrócić się w prawo i spojrzeć co się u góry w tym żlebie czai. (…) Dawniej bywało tak, że Park wytyczał drogę obejściową pod Żabim, żeby można było w miarę bezpiecznie dojść do Morskiego Oka. “W miarę”, dlatego że jak sytuacja lawinowa się odwracała, to z Żabiego też schodziły lawiny. Także tam już nie ma miejsc stuprocentowo pewnych. (…)

Za Żlebem Żandarmerii za chwilę mamy Biały Żleb. Dochodzimy do Morskiego Oka – mamy Żleb Marchwiczny. No i pytanie: kiedy to wszystko wyjedzie? Żleb Marchwiczny wyjeżdża prawie każdego roku. Nie zawsze lawina dochodzi do stawu, ale z reguły zasypuje szlak w kierunku Dolinki za Mnichem. A nieraz bywa i tak, że wjeżdża na staw i kruszy lód. Jakby się ktoś dostał w jej objęcia, to po nim!

Lawiny w Tatrach
Lawiny w Tatrach nie należą do zjawisk rzadkich. Zagrożone nimi są także szlaki, które w opinii “niedzielnych” turystów uchodzić mogą za w pełni bezpieczne. (fot. 8academy)

P. Cz.: Poprzednie pytania, oczywiście, zawierały w sobie dużą dawkę ironii. Ale wróćmy do tematu. W Żlebie Żandarmerii był już taki wypadek. Chyba w latach 80?

A. M.: Tam było kilka wypadków, w tym także śmiertelne.

P. Cz.: No właśnie – to jest jedno z nielicznych miejsc, gdzie są wypadki, w których to nie my wyzwalamy lawinę….

A. M.: …a lawina na nas spada.

P. Cz.: Ale o tym porozmawiamy trochę później.

A. M.: A wracając jeszcze do Żlebu Żandarmerii jest to miejsce, gdzie potencjalnie może dojść do masowego wypadku. (…) Sporo ludzi chodzi do Morskiego Oka i niech nie daj Boże zdarzy się, że będzie tam większa grupa i ruszy lawina…

P. Cz.: A czy osoby jeżdżące na skiturach lub chodzące po górach nie mają zbytniej skłonności do ignorowania zagrożeń? Czy nie pokutuje tu myślenie na zasadzie: “jakoś to będzie”, “na pewno mi się uda przejść ten żleb”?

A. M.: (…) Niewykluczone, że wynika to z niewiedzy. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, gdzie można mieć do czynienia z teoretycznym zagrożeniem: w jakim terenie, na jakich strumieniach, na jakiej wystawie w stosunku do stron świata…

Druga kwestia to zachowanie skiturowców. Coraz więcej jest wśród nich tzw. “ekstremalistów”. Trzeba zjechać? Im stromiej i trudniej tym lepiej, bo się można zapisać w historii! No ale nie zawsze da się bezpiecznie wejść i zjechać. Takim klasycznym przykładem jest rysa na Rysach. Kto trochę powącha skiturów czy freeride`u, to obowiązkowo musi wejść Grzędą i zjechać. I – jak się okazuje – nie każdemu się to udaje. Nie wszyscy mają na tyle szczęścia, bo albo się wywrócą, bo warunki nie te, albo spuszczą lawinę lub zjeżdżając wpadną na kogoś. (…)

Tutaj trzeba zachować wiele zdrowego rozsądku i przede wszystkim posiąść umiejętność przewidywania: kiedy ja tam mogę iść, w jakich warunkach i z kim? Czy może lepiej takie tereny odpuszczać? No ale żeby móc dobrze przewidywać, to trzeba mieć trochę wiedzy na temat zagrożeń lawinowych. (…) Jakie są przyczyny, że lawiny schodzą? Dlaczego akurat tam? To jest teraz wielka nauka. Na Zachodzie zajmują się tym całe, powołane do tego instytuty lawinowe, które oprócz ogłaszania stopni, badają dlaczego doszło do wypadku. Dlaczego tu? Jakie były prognozy pogody, wiatry i temperatura? Jakie spadły śniegi? To wszystko jest ze sobą powiązane.

lawiny w Tatrach
Lawiny w Tatrach są czynnikiem zwiększającym poziom ryzyka podczas zimowych wędrówek po najwyższych polskich górach. (fot. 8academy)

P. Cz.: W Polsce, która nie jest krajem alpejskim, ta wiedza o lawinach jest stosunkowo nowa. Gdy w latach 90. byłem na kursach wspinaczkowych, praktycznie nie mówiło się o tym, albo mówiło się bardzo szczątkowo. Co takiego się stało, że w ostatnich latach zainteresowano się tym tematem i zaczęto go badać?

A. M.: Wydaje mi się, że nałożyło się na to kilka rzeczy. Po pierwsze coraz więcej ludzi zaczyna chodzić po Tatrach. Zobaczcie ile osób – nietaterników – zapisuje się na kursy turystyki zimowej. Czyli jak skończą taki kurs, to kupią sobie sprzęt: raki, czekan, kask, uprząż. No i idziemy! Teraz problem, czy oni wiedzą, gdzie można iść? Chyba nie zawsze. (…)

Druga sprawa: skiturowcy i freeride`owcy. To są teraz najszybciej rozwijające się formy narciarstwa w Polsce (i nie tylko u nas). W związku z tym, ludzie sobie stawiają coraz to większe wyzwania. (…) W pewnym momencie przekracza się taką cieniutką granicę, gdzie jeszcze może być bezpiecznie. Albo się uda, albo się nie uda. Większości może i się udaje, ale nie wszystkim.

P. Cz.: Jest takie znane powiedzenie, że lawina nie wie, że jesteś ekspertem…

A. M.: (…) “Ekspercie uważaj! Lawina nie wie, że jesteś ekspertem” – wymyślił to znawca lawin Werner Munter. Z tego co wiem, lawiny także jego nie oszczędzały. (…) Tutaj po prostu nie ma mocnych. Nie można do tego tematu podchodzić na zasadzie: “ja to już tyle wiem o lawinach, tyle się nauczyłem, tyle nachodziłem, że lawina nic mi nie zrobi”. To jest krok w kierunku wypadku. Do tego zjawiska trzeba podchodzić z wielką pokorą, tym bardziej, że ono nie zostało do końca zbadane. (…)

P. Cz.: Powiedzmy, że media oznajmiają nam, iż jest pierwszy lub drugi stopień w pięciostopniowej skali lawinowej. Osoba słuchająca takiego komunikatu może pomyśleć “o, to tylko jedynka czy dwójka”. Tymczasem u nas w Tatrach tej “piątki” nigdy nie będzie. Co tak właściwie kryje się pod pojęciem “piąty stopniem zagrożenia lawinowego”?

A. M.: Dlaczego u nas nie ma? Bo piąty stopień jest przewidywany dla zagrożeń obejmujących całe miejscowości: wsie, miejsca, gdzie ludzie żyją na co dzień. To jest możliwe tylko w górach wysokich – zaczynając od Alp. U nas takich sytuacji nie ma. No może najbardziej zagrożone bywa Schronisko PTTK Morskie Oko. Ono leży na morenie, po której jakoś lawina się prześlizgnie. Szyby już tam leciały. Ze schronisk tatrzańskich na pewno należy wymienić Chatę pod Rysami, która już kilka razy była dewastowana przez lawiny. Mimo wszystko to nadal nie jest piąty stopień.

Lawiny w Tatrach
Odpowiednie przygotowanie merytoryczne i praktyka pozwalają zminimalizować zagrożenie, ale nie dają stuprocentowej gwarancji uniknięcia wypadku. Pamiętaj, że lawiny w Tatrach nie wiedzą, że jesteś ekspertem. (fot. 8academy)

P. Cz.: Ile wypadków lawinowych notuje się rocznie w Tatrach?

A. M.: (…) Nie chcę podawać dokładnie, że niby pięć co roku. Są lata, w których nie zdarzy się żaden wypadek, ale też takie, gdy tych wypadków jest sporo. Od czego to zależy? Przede wszystkim od warunków, które się tworzą podczas całej zimy. A druga sprawa – wpływa na to liczba osób, które zaczynają wędrować. Ten drugi czynnik już mamy omówiony. Coraz więcej ludzi wędruje zimą po Tatrach i coraz więcej zjeżdża oraz podchodzi terenami zaśnieżonymi, gdzie zawsze można wejść w jakiś zasypany żleb i spuścić lawinę. Może też się zdarzyć, iż przy przekraczaniu żlebu lawina “sama” spadnie. (…)

P. Cz.: (…) Bardzo mało jest wypadków, w których to człowiek nie spowodował zejścia lawiny. Ogromna większość (ponad 90%) to zdarzenia wywołane przez ludzi. Ofiarami są te same osoby, które je wywołują.

A. M.: Tak, ale tu trzeba rozróżnić dwie sprawy. Bywa, że lawiny schodzą samoistnie, ale nie ma wówczas wypadków dlatego, że nie trafiły na ludzi. (…) Tych zdarzeń jest zimą sporo. Od czasu do czasu się zdarzy, że lawina spotka człowieka lub człowiek sprowokuje lawinę. Takich wypadków w ciągu roku jest średnio kilka.

P. Cz.: Wypadkom ulegają bardziej turyści czy skiturowcy? O wspinaczy zimowych nie pytam, bo obecnie to taki trochę “wymarły gatunek”.

A. M.: Coraz mniej osób uprawia taternictwo na wysokim poziomie, czyli wchodzi w wielki ściany i wybiera trudne drogi. Większość woli drogi kursowe czy to w rejonie Morskiego Oka czy w rejonie Hali Gąsienicowej. Jak mają “przedeptane”, wiedzą że ktoś tam szedł i da się przejść. Że jest w miarę bezpiecznie. Jeszcze jak taki taternik sprawdzi prognozę pogody oraz stopień zagrożenia, no to może mu się nic nie stanie. Ale, jak powiedziałem, zagrożeni są zarówno turyści, jak i skiturowcy oraz freeride`owcy.

Gdzie występują lawiny
Lawiny w Tatrach to koronny argument za tym, by unikać samotnych wędrówek. (fot. 8academy)

P. Cz.: Świadomość zagrożeń związanych z lawinami w grupie skiturowców i freeride`owców jest raczej wysoka. Wśród turystów ona rośnie, ale chyba nadal jest bardzo mała. Idę o zakład, że 99% turystów zimowych nie ma ze sobą lawinowego ABC. Jakie są szanse wyciągnięcia czy odnalezienia kogoś w lawinie, bez detektora lawinowego?

A. M.: Obecnie można powiedzieć, że marne. Ale podejmowane są próby – zresztą dosyć skuteczne – ratunku z zastosowaniem innych rozwiązań. Testuje się nowoczesne telefony komórkowe, przy pomocy których jesteśmy w stanie odnaleźć osoby zasypane. (…)

Póki co, ja bym radził nie liczyć jedynie na swój telefon. Myślę, że jeszcze przez długi czas trzeba będzie korzystać z detektorów lawinowych. Tym bardziej że telefon nie działa tu dwukierunkowo. (…) Gdy idę w góry w towarzystwie kolegów, to jeśliby kogoś z naszej grupy porwało, przełączymy swoje detektory w tryb poszukiwania. Wtedy jesteśmy w stanie w miarę szybko namierzyć osobę zasypaną. Gdy nie ma detektora, to szanse są nikłe. (…)

Powodzenie akcji zależy też od spełnienia kilku warunków. Po pierwsze: musi to być grupa osób znających się na niesieniu pierwszej pomocy lawinowej. Trzeba wiedzieć, jak zorganizować to szybko. Druga sprawa – człowiek spadający z lawiną musi mieć sporo szczęścia. Chodzi o to, by nie został rzucony na skałę czy na drzewo. I trzecia rzecz – nie może zostać przysypany zbyt głęboko.

P. Cz.: Podpowiedź, dla tych, którzy nie wiedzą na takie lawinowe ABC składają się: łopata, sonda, za pomocą której możemy perfekcyjnie namierzyć zasypanego przez lawinę plus detektor. Ten ostatni oczywiście ma funkcję odbioru oraz nadawania. Dopiero posiadanie tych trzech rzeczy, umożliwia nam odkopanie kogoś spod śniegu.

A. M.: Tak jak już powiedziałem, trzeba mieć przede wszystkim szczęście. Jeśli zasypie kogoś z naszej grupy, to czas jaki mamy na to, żeby go namierzyć, ucieka niemiłosiernie szybko. Gdy mamy do czynienia z głębokim zasypaniem, człowiek, którego wykopiemy może już nie żyć.

P. Cz.: To informacja, która trafia do mojej wyobraźni, a chodzi o procedurę przy przysypaniach wieloosobowych. (…) Jeśli detektor pokazuje, że namierzona osoba znajduje się na głębokości większej niż 2 metry, to należy szukać następnego poszkodowanego.

A. M.: Tak, bo szansa na to, że pomożemy takiemu człowiekowi jest nikła. Mamy limit czasowy (…). Ratunek jest możliwy jeśli człowiek nie zmarł w wyniku odniesionych obrażeń, (..) nie został głęboko zasypany (…) i ma wokół siebie przestrzeń, potocznie zwaną poduszką powietrzną. Trzeba też liczyć, że śnieg nie dostał się do dróg oddechowych. W przeciwnym razie poszkodowany nie ma jak oddychać i w ciągu krótkiego czasu ginie.

zagrożenie lawinowe w Tatrach
Lawiny w Tatrach mogą też schodzić samoistnie. (fot. 8academy)

P. Cz.: Nie powiedzieliśmy jeszcze ile mamy czasu na odkopanie.

A. M.: Przyjmuje się, że jeśli zostały spełnione powyższe warunki, to taki “złoty czas” wynosi 15 minut. Wtedy jeszcze jest możliwość uratowania zasypanego. (…) Powyżej kwadransa szanse spadają dosyć mocno. Po około 35 czy 40 minutach do około 25-30%. Inaczej mówiąc, masz wówczas aż 70% szans, że pójdziesz do świętego Piotra (jeśli się dobrze spisywałeś na Ziemi).

P. Cz.: To pokazuje, że tak naprawdę nie można liczyć na pomoc z zewnątrz, czyli ratowników TOPR-u czy chociaż grupy, która znajduje się kilkaset metrów dalej. Jeżeli ta pomoc nie zostanie udzielona przez kolegów (…), to szanse na uratowanie są żadne.

A. M.: Bardzo nikłe – tak bym powiedział. Statystycznie rzecz biorąc, TOPR nie ma tu dobrych “wyników”, czyli zbyt wielu akcji, że odkopani zostają ludzie cali i zdrowi. Są spektakularne przypadki, takie że – na przykład – wystawała komuś ręka ze śniegu i trafiło to na speca od wysokich gór.

Podstawową zasadą powinno więc być to, że nie wychodzimy w góry samotnie. Nawet jeśli mamy po 5 detektorów na sobie, to co nam po tym, jeśli nie będzie miał nam kto pomóc? Wychodzimy w grupie – najlepiej kilkuosobowej. Poza tym wszyscy choć trochę muszą się znać na lawinach i dobrze na poszukiwaniach z wykorzystaniem detektorów, sondowaniu i odkopywaniu. To są 3 elementy, które dają szansę.

P. Cz.: Żeby się na tym znać, nie wystarczy być na kursie. Trzeba to sobie ćwiczyć i cały czas przypominać.

A. M.: Liczą się ćwiczenia i lata praktyki. Niestety, to nie tak, że przeczytałem książkę i już wszystko umiem.

P. Cz.: Niektóre kurtki wyposażone są w system RECCO – to takie charakterystyczne naszywki na rękawach. Czy może on zapewnić ochronę?

A. M.: Każdy z tych elementów daje jakąś szansę. Mogę rzucić przykładami, że goście nie mieli detektorów, a zostali odnalezieni dzięki systemowi RECCO. Pamiętać jednak trzeba, że to wszystko trwa!

Do tej pory bywało tak, że urządzenia RECCO dostępne były w schroniskach. Teoretycznie każdy może więc podskoczyć do schroniska – wziąć RECCO i zacząć nim szukać. Tylko to nie jest wcale tak proste, jak poszukiwania detektorem. Generalnie trzeba liczyć na pomoc ratowników. No, ale zanim oni się pojawią, to na pewno minie 15 minut. Dlatego dalej apeluję: warto mieć dobry strój, w którym płytki RECCO będą gdzieś tam zaszyte, ale pierwszą i najważniejszą rzeczą – póki co – wciąż jest detektor! (…)

kursy lawinowe
Jeśli interesują Cię lawiny w Tatrach, wybierz kurs prowadzony przez osoby znające temat zarówno od strony teoretycznej, jak i praktycznej. (fot. 8academy)

P. Cz.: Wspomnieliśmy o kursach lawinowych. Żeby mieć jasność – nie jest to to samo, co kurs turystyki zimowej, gdzie poruszane są troszeczkę inne tematy, a lawiny będą tylko jednym z zagadnień. Popularność kursów lawinowych rośnie, ale część z nich merytorycznie jest na wątpliwym poziomie. Jak wybrać dobry kurs lawinowy? Na co zwracać uwagę przy wyborze?

A. M.: Przede wszystkim na to, kto te kursy organizuje: jaką ma wiedzę, jakie ma doświadczenie… Ja preferuję kolegów ratowników. Niekoniecznie muszą to być ratownicy z TOPR-u. Mogą to też być ratownicy z GOPR-u. I tu się obrażą koledzy instruktorzy z PZA, którzy też na ten temat dużo wiedzą. Brakuje im pewnie tylko jednej rzeczy – praktycznych działań w autentycznych akcjach lawinowych. To jest też bardzo ważny element! Daje pogląd jak to zorganizować, żeby wszystko przebiegło jak najszybciej, najsprawniej, ale przede wszystkim skutecznie.

P. Cz. Dziękujemy za rozmowę. Mamy nadzieję, że będziemy mieli okazję się jeszcze spotkać i porozmawiać na inne tematy. Zaznaczmy, że to co powiedzieliśmy jest tylko wstępem do wstępu o lawinach. Bo kursy lawinowe pierwszego stopnia trwają 2–3 dni. Myśmy nawet tego nie liznęli. To jest słowo inauguracyjne przed rozpoczęciem takiego kursu.

A. M.: Taki kurs otwiera oczy, na to ile jeszcze trzeba wiedzieć.

P. Cz.: No i to samo chcieliśmy zrobić poprzez uszy otworzyć oczy. Dziękuję za spotkanie i do usłyszenia ponownie!

A. M.: Dziękuję bardzo!

Lawiny w Tatrach to temat, któremu warto poświęcić więcej uwagi. Pełnej wersji Podcastu Górskiego 8a.pl posłuchać można za pośrednictwem serwisów:

#robimywgórach
#robimywpodcastach

                 

Udostępnij

Zobacz również

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.