Koleżanka, która pracowała w Tatrzańskim Parku Narodowym i w tamtym okresie była odpowiedzialna za zbieranie i znoszenie z gór śmieci, nie mogła wyjść z podziwu. Chodziła po szlakach, tu i ówdzie, i dosłownie wszędzie znajdowała śmieci. Dziwne?
Jedni powiedzą, że dziwne, inni, że wcale nie. Natomiast, to, co zaskoczyło koleżankę, jest rzeczywiście zastanawiające. Bo jak to jest, że delikwent zadaje sobie trudu, aby wynieść wysoko np. na szczyt Koziego Wierchu, puszkę z napojem gazowanym, która waży powiedzmy 500 g, wypija napój i porzuca pustą puszkę, która waży zaledwie kilka gramów?
To samo dzieje się ze wszelkimi rodzajami opakowań. Procentowo niewiele ważą i zajmują mniej miejsca w plecaku niż to miało miejsce, gdy w opakowaniu znajdowała się tabliczka czekolady. A jednak papierek zostaje porzucony. Czyżby wycieczka była aż tak wyczerpująca, że nie stać nas na zniesienie w doliny tych kilku gramów? Tym bardziej jest to zadziwiające, bo przecież kiedy opróżnimy butelkę z litrowym napojem, to w plecaku jest dużo lżej.
[A co Ty zrobisz, żeby było mniej śmieci? Zapraszamy do lektury]
Odpowiedź na to absolutnie nielogiczne postępowanie może być tylko jedna – wychowanie, a raczej jego brak. Ktoś powie, że przecież jesteśmy krajem nizinnym i nie wszyscy są obyci z górskim savoir vivrem, no tak, tylko że problem zaśmiecania środowiska naturalnego nie ogranicza się tylko i wyłącznie do obszarów górskich. Więc kwestie wychowawcze są tu chyba najistotniejsze, a może nawet i światopoglądowe. Jakże często niestety widać, podporządkowanie sobie przyrody. Problem ten nie dotyczy tylko przyjezdnych. Lokalsi też śmiecą i to jak! Bo przecież łatwiej jest wyrzucić śmieci do „potoka” czy „lasa”, nawet, jeżeli ten las czy potok wręcz sąsiaduje z działką, na której jegomość mieszka i mieszkać będzie. No, ale przecież to już nie mój teren, więc można do lasu… Taka mentalność, to nie jest niestety tylko wyświechtany stereotyp, to wciąż często spotykane fatalne zjawisko.
Zatrważającym jest fakt, iż w górach śmiecą także Ci, którzy określają się mianem turystów tatro-maniaków. Coraz częstsze są akcje społeczne, skierowane właśnie do tych grup społecznych, których celem jest uświadomienie i edukacja jak zachować się na szlaku (nie śmieć gościu). To może szokować, bo jeszcze nie tak dawno nie trzeba było edukować w tej materii, bo po prostu turysta nie był kimś, kto porzuca na szlakach śmieci.
Pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego mają co robić, codziennie znoszą w doliny pozostawione przez miłośników gór śmieci. W jednym z sezonów Park wpadł na pomysł, aby śmieci były znoszone przez wolontariuszy. Pomysł nie wypalił, co było widać po coraz to bardziej zaśmieconych szlakach. To pokazuje skalę problemu – wolontariat nie sprostał zadaniu, które wymaga systematycznej pracy. W tej chwili, to właśnie pracownicy parku, tym się zajmują i proszę mi wierzyć, że niestety mają bardzo dużo pracy. Ludzie wyrzucają dosłownie wszystko i wszędzie. Kiedy to się zmieni? Dom, rodzina, szkoła i jeszcze raz szkoła, i wtedy jest cień szansy, że śmieci będą znikać z naszych gór, lasów i pól, a przynajmniej będzie ich mniej.
Różnie. Z pewnością za śmieci na szlakach trekkingowych, w okolicach obozów bazowych wypraw odpowiedzialna jest zarówno ludność miejscowa, jak i przyjezdni. Wyżej w górach, powyżej obozów bazowych, śmiecą alpiniści i klienci komercyjnych wypraw. Smutne było to, co zaobserwowałem na Żebrze Abruzzi na K2. Śmiecili tam głównie nepalscy tragarze wysokościowi. Generalnie da się zauważyć, że im mniejsza wyprawa, im mniej liczna i z celem o sportowym charakterze, tym mniejsza szansa, że po takiej wyprawie znajdziemy jakiekolwiek śmieci. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Może jest tak, że na takie małe sportowe wyprawy jeżdżą ludzie bardziej świadomi otoczenia, w którym działają? Ludzie, dla których wysokogórski krajobraz jest czymś w rodzaju świętej katedry? Jestem pewien, że nie o świętość i o piękny pofałdowany krajobraz tu się rozchodzi, tylko o wychowanie w poszanowaniu dla środowiska. Bo przecież to nie jest tak, że w górach nie wyrzucę papierka, a zrobię to na ulicy w mieście.
Proza obozowego życia w górach wysokich (fot. Janusz Gołąb)
Proza obozowego życia w górach wysokich (fot. Janusz Gołąb)
Obozy w górach wysokich zawsze generują sporo śmieci (fot. Janusz Gołąb)
Otoczenie obozu wysokogórskiego (fot. Janusz Gołąb)
O niektórych "śmieciach" łatwo zapomnieć... (fot. Janusz Gołąb)
Tragarze wnoszący sprzęt do bazy (fot. Janusz Gołąb)
Wczytuję galerię
Artur Małek imponował na K2. Jasne, jest on doskonałym perfekcyjnym alpinistą, świetnym partnerem i naturalnie te przymioty imponują. Ale mi Artur imponował także czymś zgoła innym.
Zaraz po dotarciu do bazy u stóp K2, po rozbiciu swych namiotów Artur zaczął porządkować otoczenie naszej bazy. Było trochę śmieci pozostawionych w poprzednim sezonie przez wyprawy. Zrobiło się czysto i przyjemnie, ale najciekawsze jak się później okazało było, to, że jeden z przyniesionych przez Artura przedmiotów miał pewną wartość historyczną!
Artur przyniósł starą butlę po tlenie. Początkowo w ogóle ta butla nie zwróciła naszej uwagi. Nawet w pewnym momencie zniknęła ona z naszej messy, nasi kucharze zapakowali ją do worków wraz z innymi śmieciami przeznaczonymi do zniesienia w doliny. Podskórnie czułem, że jest to bardzo stara butla i to chyba ja zorientowałem się, że zniknęła z naszej messy. Gdy zapytałem o nią kucharza, ten wygrzebał ją z wora ze śmieciami. Wtedy to odkryliśmy napis na butli. Była podana miejscowość (północne Włochy) i data jej napełnienia tlenem – luty 1954. Stało się oczywiste, że jest to butla tlenowa pierwszej zwycięskiej włoskiej wyprawy z 1954 roku! I tak, ten z pozoru śmieć, przywieźliśmy do polski. Nawet sam słynny Reinhold Messner jakimiś kanałami dowiedział się o znalezisku i proponował, aby owa butla trafiła do jego prywatnego muzeum alpinizmu. Póki, co jest w Polsce i ma się doskonale.
A jak wygląda ogólnie sytuacja pod K2 ze śmieciami? Jest coraz lepiej. Naprawdę można powiedzieć, że jest czysto. Zarówno na szlaku trekkingu do bazy pod Gasherbrumy, Broad Peak czy K2. Wyprawy mają obowiązek znoszenia odpadów.
Na letniej wyprawie na K2 w 2014 nie widziałem, aby nasi kucharze, którzy z ramienia agencji, która nas obsługiwała, byli odpowiedzialni nie tylko za przyrządzanie posiłków ale i za cały serwis i dbanie o bazę, śmiecili – wszystkie odpady były pakowane w worki i znoszone na Concordię. Tam było przygotowane centralne miejsce do gromadzenia śmieci i stamtąd miały zostać zabrane do Skardu śmigłowcami. Co ciekawe, co pewien czas w bazie pojawiały się patrole pracowników parku, które zbierały z lodowca Godwin Austen śmieci (były to tak naprawdę pozostałości śmieci z poprzednich lat). Sprawa toalet była również rozwiązana – na każdym z etapów karawany i w obozach bazowych stały namioty WC z beczką, która była zabierana przez pracowników parku. To rozwiązanie także w znacznym stopniu przyczyniło się, że pod K2 jest czysto.
Ale nie wszędzie jest tak pięknie. Pod Everestem, gdy zaproponowano w 2008 roku podobne rozwiązanie, pojawiły się sceptyczne głosy. „Jeśli postawi się toalety, ruch lodu je zniszczy – ocenia Sherpa Wangchhu, który przewodniczył stowarzyszeniu Everest Summiteers Association”
Oczywiście, że „zniszczy”, ale jeżeli pracownicy parku będą o nie dbać, tak jak to ma miejsce pod K2, to z pewnością będą funkcjonować przez cały sezon.
A jak wygląda sprawa zaśmiecania gór powyżej bazy? Mogę odpowiadać za naszą wyprawę – znosiliśmy śmieci do bazy i tam były pakowane do worów ze śmieciami, które były systematycznie wysyłane do miejsca wspomnianej zbiórki śmieci na Concordi.
Gorzej sprawa wyglądała z linami i sprzętem obozowym. Niestety nie zawsze istnieje możliwość ich całkowitej likwidacji. W rocznicowym sezonie 2014 na K2 zostały wycięte stare liny poręczowe i zastąpione nowymi. Stare liny nie zostały ot tak wyrzucone, tylko zwinięto je i zniesiono również na Concordię. Tak też się stało z licznymi pustymi butlami tlenowymi. Tak jak wspomniałem, nie wszystko i wszędzie da się znieść. Jest wiele składowych czynników, które niekiedy to uniemożliwiają – jak nam burza śnieżna, która zasypała nasz namiot w obozie IV na wysokości 7900m. Po ciężkim nieplanowanym biwaku, rano po prostu nie mieliśmy sił, aby namiot odkopywać. Tak naprawdę byliśmy w tak trudnej sytuacji, że inne priorytety były na miejscu pierwszym. A więc namiot został. Miejmy nadzieję, że śladu już po nim nie ma, bo dzika przyroda już sobie z tym kawałkiem materiału poradziła.
To, co cieszy tam na lodowcu Baltoro, to fakt, że da się zauważyć zmianę podejścia do tematu śmieci przez miejscową ludność, przez Baltów. Są świadomi, że śmieci w górach to zło i że o wiele piękniejsze i przyjemniejsze są czystsze góry. Oczywiście te postawy mają również ekonomiczne podłoże – turystów przyciąga na trekking czyste zadbane środowisko, a nie tonące w śmieciach.
Nie wiem, bo dawno tam nie byłem, jak sprawa z odpadami wygląda obecnie pod Everestem, ale chyba i tam na lodowcu Khumbu robi się z tym porządek i jest coraz czyściej. Działacze nepalskich stowarzyszeń, których celem jest ochrona środowiska organizują zbiórki śmieci. Stowarzyszenie Eco Everest Expedition, zebrało w 2008 roku ponad 13 ton śmieci i 400 kilogramów ludzkich odchodów oraz zniosło w dół ciała czterech alpinistów. Oceniono wtedy, że na zboczach Everestu wciąż zalega około 10 ton śmieci!
Wracając do naszych Tatr, niestety, ale gdyby nie praca Parku w oczyszczaniu szlaków, to tonęlibyśmy w śmieciach. Smutne, ale prawdziwe. Ciągle jesteśmy na bakier z czystością i poszanowaniem środowiska, więc jest, co robić. Każdej akcji przyczyniającej się do edukowania turystów (w tym totalnych ceprów), będę zawsze kibicował i wspierał, bo widzę ogromną potrzebę ich organizowania.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.