27.08.2017

Zimą sprężymy się bardziej – rozmowa z Januszem Gołąbem

Jak obiecał, tak zrobił. Janusz Gołąb tuż po powrocie z letniej wyprawy na K2 odwiedził siedzibę 8a.pl, by opowiedzieć nam o kulisach ostatniej ekspedycji i planach na przyszłość. Oto skrót rozmowy, jaką transmitowaliśmy za pośrednictwem serwisu Facebook.

                       

Nie możemy zacząć inaczej, jak od pytania o Twoje zdrowie. Zdradzisz nam, co to za infekcja pokrzyżowała plany wejścia na K2 i jak się teraz czujesz?

– Faktycznie, w trakcie wyprawy dopadła mnie infekcja górnych dróg oddechowych. Początkowo przyjmowałem lek na przeziębienie, ale nie udało się nim wyleczyć i musiałem skorzystać z kuracji antybiotykiem. To chyba spowodowało, że nie wróciłem do pełni formy. Objawy ustąpiły, ale będąc na wysokości 5 tysięcy metrów nie potrafiłem się zregenerować. Możliwe, że popełniłem jakiś błąd. Być może należało zejść do pierwszej wioski i tam próbować się regenerować i dopiero pod koniec wyprawy wrócić do bazy, by spróbować się wspinać?

Rozmowa z Januszem Gołąbem w siedzibie 8a.pl

Janusz Gołąb w siedzibie 8a.pl. (fot. 8a.pl)

W jednym z komunikatów pojawiło się wyjaśnienie, że organizm będący w szczytowej formie, ma obniżoną odporność. Czy mamy rozumieć, że – paradoksalnie – do powstania infekcji przyczyniło… zbyt dobre przygotowanie fizyczne?

– Na wyprawę wyjechałem świetnie przygotowany. Tempo, które utrzymywaliśmy przemieszczając się pomiędzy obozami, było naprawdę bardzo dobre. I rzeczywiście tak jest, że organizm będący w szczytowej formie ma obniżoną odporność. Między innymi dlatego sportowcy wyjeżdżający na olimpiadę, praktycznie nie opuszczają swoich pokoi. Myśmy mieli pecha, bo wirusa bądź bakterie prawdopodobnie przywieźliśmy z dolin.

W letniej wyprawie brało udział czterech himalaistów…

– Tak. Kierownikiem był Jurek Natkański. W wyprawie – oprócz mojej osoby – uczestniczyli także: Krzysiek Wranicz i Darek Załuski. Oczywiście chcieliśmy wejść na szczyt, ale naszym głównym celem był rekonesans na drodze Kukuczka-Piotrowski i drodze Cesena przed wyprawą zimową. W tej chwili mamy już wiedzę o 4 drogach, bo jeszcze o Północnym Filarze i Żebrze Abruzzi – na którym działaliśmy w 2014 roku, m.in. z Marcinem Kaczkanem i Arturem Małkiem. Na drodze Cesena byliśmy wysoko, bo na 7 tysiącach i pokonaliśmy główne trudności skalne tego filara. Jeśli myślimy o zimie, najbardziej optymalną drogą wydaje się jednak Kukuczka – Piotrowski.

Towarzyszył Wam Andrzej Bargiel, który jest narciarzem. Powiedz nam, jak układała się współpraca z zespołem Andrzeja?

– Andrzej jest doskonałym narciarzem i świetnym wspinaczem. Jego celem było dokonanie pierwszego kompletnego zjazdu z wierzchołka. Nasze rozpoznanie drogi Kukuczki Andrzejowi dużo dało, bo znalazł dla siebie linię potencjalnego zjazdu. “Cesenem” nie na wszystkich fragmentach byłoby to bezpieczne. Wierzę, że i tą drogą dałby radę zjechać, ale przy zastanych warunkach – to znaczy często były mgły, niżej często był zbyt mokry śnieg – “Cesen” nie za bardzo się do tego nadawał. Ogólnie współpraca układała się bardzo dobrze, chociaż cały czas prześladował nas jakiś pech. K2 jest wysokim ośmiotysięcznikiem i trzeba wielu kilometrów lin poręczowych, by sobie zabezpieczyć drogę do góry i odwrót. Jadąc na K2, wiedzieliśmy, że na filarze Cesena będą działały jeszcze dwie wyprawy, co nas ucieszyło, bo mogliśmy się podzielić pracą. Jednak bardzo szybko te ekspedycje zrezygnowały i zostaliśmy sami. Ja się pochorowałem, więc było bardzo ciężko dokończyć poręczowanie, a do tego cały czas mieliśmy niezbyt stabilne warunki pogodowe.

Polscy zdobywcy Himalajów

Roztopy dawały się we znaki, nie tylko u podnóża. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Czym konkretnie zaskoczyła Was aura?

– W tym sezonie – a mam porównanie z sezonem sprzed 3 lat – były bardzo dziwne warunki. Nawet w nocy w bazie potrafił padać deszcz, co – biorąc pod uwagę wysokość 5 tys. m n.p.m – uznać należy za sytuację kuriozalną. Sprawiało to, że na dole śnieg po prostu się wytapiał i było go bardzo mało. Po śnieżnej pokrywie płynęły wręcz rzeki (tak było, na przykład – przy wejściu na drogę Cesena, czy Kukuczki). Wytapiały się też kamienie, które od czasu do czasu spadały, ponieważ na dole było za ciepło. Jak tylko słońce wychodziło, woda parowała i tworzyły się typowe chmury konwekcyjne, z których z kolei sypał śnieg, ale działo się to u góry. Czyli u góry – powyżej 7 tysięcy – białego puchu cały czas przybywało, a poniżej ubywało. To bardzo niestabilne warunki.

Wróćmy jeszcze do zawirowań zdrowotnych. Decyzja o odwrocie nigdy nie jest łatwa, a tutaj w pewnym momencie doszło do rozdzielenia wyprawy.

– Mój odwrót nastąpił pomiędzy bazą, a obozem drugim. Wyszliśmy tam w kilka osób. Wspinałem się m.in. w towarzystwie Kuby Poburki i Marcina Kina – i to właśnie w ich asyście wracałem. Już po kilkuset metrach widziałem, że nie będę w stanie wspinać się w kierunku obozu drugiego, a potem trzeciego i wyżej, więc zdecydowałem o odwrocie. To była właściwa decyzja, chociaż żałuję, że nie byłem w stanie pomóc kolegom w realizacji celu. Mam na myśli Andrzeja Bargiela i to, że właśnie w tym momencie, nie mogłem go wesprzeć.

W poprzednim wywiadzie mówiłeś, że skład zimowej wyprawy wciąż się krystalizuje. Czy ktoś z letniej ekspedycji wróci tu z Tobą zimą? A może ktoś spoza Waszej czwórki jest już pewny tego wyjazdu?

– Dokładnie nie pamiętam wszystkich nazwisk osób, które są przymierzane do tej wyprawy. Za 2 tygodnie cały ten nasz szeroki skład się spotka w Zakopanem i myślę, że właśnie tam przedyskutujemy sobie kwestie personalne.

widok na K2 Janusz Gołąb

K2 to góra wspinaczkowa. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Wcześniej wspominałeś, że chciałbyś, aby na zimową wyprawę jechały osoby, które już miały do czynienia z wierzchołkiem K2. Czy jest na to szansa?

– Ja widzę w naszym zespole właśnie takie osoby. Mam tu na myśli Darka Załuskiego, Adama Bieleckiego, Marcina Kaczkana. Bardzo blisko wierzchołka był Artur Małek. To są wspinacze aktywni i jak najbardziej predysponowani do tego, żeby uczestniczyć w takiej wyprawie. Są jeszcze: Piotr Tomala i Marek Chmielarski, czyli ludzie, którzy mają na koncie po kilka ośmiotysięczników. Tu chodzi o doświadczenie wspinaczkowe, bo trzeba wiedzieć, że to jednak jest góra wspinaczkowa. Na Drodze Cesena czy Żebrze Abruzzi są fragmenty “czwórkowe”. Ktoś powie, że to nie jest zbyt wiele. Faktycznie, w Tatrach lub skałkach to jest stopień niemal dla wszystkich, ale w Himalajach – zwłaszcza zimą, jeśli jest się odzianym w gruby kombinezon i grube buty, a do tego wieje wiatr i jest zimno – taka “czwórka” potrafi przysporzyć nie lada problemów. Dlatego zależy mi, aby skład tworzyli kompletni wspinacze, a nie turyści wysokościowi.

Czy po doświadczeniach zdobytych podczas wyprawy letniej, zmienił się sposób, w jaki postrzegasz K2?

– Tak, troszeczkę się tu zmieniło. Nowością są wyprawy komercyjne – w tym sezonie było ich kilka. Dla mnie to bardzo kontrowersyjna sprawa. Ludzie płacą duże pieniądze za wejście na wierzchołek, ale nie do końca jestem pewien, czy są świadomi zagrożeń. Niedawno 12 osób stanęło na szczycie: 8 szerpów (tylko 2 szło bez tlenu) i 4 klientów. Światowe media obwieściły wielki sukces. Ale światowe media nie zapuszczają się w Himalaje i do końca nie wiedzą, jak to się odbywa, a wyglądało to dosyć dramatycznie. Chociaż pogoda nie była stabilna, to komercyjna machina pchała ten pociąg do przodu – w moim odczuciu – za wszelką cenę. Jedna z Amerykanek o mało nie przypłaciła tej eskapady życiem. Wydaje mi się, że alpinizm może mieć piękniejsze oblicze, niż to, jakie oferują wyprawy komercyjne.

Polacy w górach wysokich

Zdobywanie najwyższych szczytów to poważne przedsięwzięcie logistyczne. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Jako osoba ze środowiska alpinistycznego, która bywa w Himalajach, czy odczuwasz jakieś zmiany, które dotknęły te góry?

– Wydaje mi się, że nie wszyscy dostrzegają różnicę pomiędzy alpinizmem uprawianym w Himalajach, górach wysokich, a wchodzeniem na wierzchołek starą drogą w towarzystwie szerpów, gdy szerpa niesie dosłownie całe wyposażenie klienta. Taki zdobywca praktycznie nie musi nic robić, poza tym, że idzie – i to jeszcze na tlenie. To szerpa rozbija namiot, składa śpiwór, gotuje jedzenie i przynosi je do namiotu. To szerpa teren zabezpiecza linami. Alpinizm jest w Himalajach wymagającą dyscypliną sportu, a takie eskapady komercyjne niekoniecznie muszą być trudne, na co dowodem są setki osób, wchodzących każdego roku na Mont Everest.

Zostańmy więc przy tym prawdziwym alpinizmie. Wspomniałeś, że macie coraz większą wiedzę na temat kilku dróg na K2. Czy wiecie już, na którą się zdecydujecie?

– To jest temat do przedyskutowania. Przywieźliśmy z tej wyprawy dokładne materiały zdjęciowe i trzeba wszystko rozważyć. Mogę powiedzieć, że na pewno będzie to wyprawa od strony pakistańskiej. Mamy tu do wyboru drogę Kukuczki z wariantem Messnera i połączeniem się z drogą Cesena, Drogę Cesena lub Żebro Abruzzi. Myślę, że decyzja zapadnie na spotkaniu w Zakopanem.

Jak oceniasz obecny stan przygotowań do wyprawy zimowej? Czego jeszcze Ci brakuje?

– W tej chwili ważą się losy dofinansowania z Ministerstwa Sportu. Z tego co wiem, wszystko jest na dobrej drodze, ale czekamy jeszcze na ostateczną decyzję, którą powinniśmy otrzymać lada dzień. Gdyby się jednak okazało, że środków nie dostaniemy, trzeba będzie szukać innych źródeł finansowania.

Wiadomo, że przy takich wyprawach finanse są niezwykle istotne. A jak wygląda kwestia przygotowania fizycznego? Możesz zdradzić, jak będą wyglądały kolejne miesiące przed samą wyprawą?

– Jesteśmy pod opieką trenerów, fizjologów i dietetyków. Badamy się, przechodzimy testy, więc forma jest pod kontrolą. W tej chwili muszę się zregenerować po wyprawie letniej. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko.

polskie wyprawy na K2

Obóz pod K2. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Myślisz, że nieudana próba zdobycia K2 latem w jakiś sposób wpłynie na Wasz plan przygotowań?

– Nie sądzę. Nasza czwórka pojechała tam z określonym celem. Myśmy wiedzieli, że jeśli nie będzie sprzyjających warunków, to na szczycie nie staniemy. To nie stanowi problemu w kontekście wyprawy zimowej. Ja się cieszę, że tak wysoko doszliśmy na filarze Cesena, dlatego, że mamy teraz pojęcie o tej drodze. Wcześniej był tam Darek Załuski i jego uwagi są bardzo cenne. Mamy też rozpoznane Żebro Abruzzi.

Ale faktem jest, że tym razem góra Was nie wpuściła. Myślisz, że to może mieć wpływ na morale podczas – z założenia trudniejszej – wyprawy zimowej?

– Myślę, że może nastąpić efekt odwrotny – większego sprężenia się zimą. Bo – jakby nie było – te góry stanowią zimą poważniejsze wyzwanie, więc jako team, pojedziemy z większym “naładowaniem”.

Wasza letnia wyprawa na K2 była obecna w mediach. Czy zauważyłeś jakieś większe zainteresowanie ze strony potencjalnych sponsorów?

– Szczerze powiedziawszy dopiero wróciłem na Śląsk i od niedawna mam dostęp do internetu, więc takiej wiedzy jeszcze nie posiadam. Jeśli chodzi o sponsorów indywidualnych, to jest to kwestia dla mnie bardzo ważna. Przygotowania do takiej wyprawy trwają przynajmniej pół roku, no i w tym czasie trzeba mieć środki, żeby realizować program treningowy.

No właśnie, jak wygląda taki codzienny trening przed wyprawą?

– Treningi są różne. Jest tak, że w pewnym okresie robię trening typowo beztlenowy. Trenuję na rowerze. To są interwały, podjazdy pod górę na pełnym “speedzie”, na “beztlenie”. W pewnych cyklach trenuje też wytrzymałość siłową. To są już takie dłuższe “przeloty” w górach. Z takim treningiem trzeba jednak uważać, bo można osiągnąć odwrotny efekt. Jak to wygląda w praktyce? Jakiś czas temu przejechałem rowerem górskim Mały Szlak Beskidzki – w takim stylu “non-stop”. Zajęło mi to 27 godzin. Dobrym treningiem wytrzymałościowym są też marszobiegi w górach – idealnie do tego nadaje się grań Tatr Zachodnich. Jeśli chodzi o trening stricte wspinaczkowy – to drążek z obciążeniem no i wspinaczka w skałkach – na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.

ścieżka w Himalajach

Celem letniej wyprawy był rekonesans przed zimą. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Trenujesz codziennie?

– Nie, bo nie jestem takim sportowcem – nazwijmy to – profesjonalnym. Można powiedzieć, że jestem amatorem. Staram się trenować co trzeci dzień. Robię też treningi regeneracyjne – nie chodzi w nich o zwiększenie siły, czy wytrzymałości, ale o zregenerowanie się poprzez ruch. Zimą idealnie do tego nadają się skitury. Wygląda to tak, że jednego dnia biegam, a następnego właśnie idę zregenerować się na skiturach.

Czy może przed wyprawą trenowałeś tak z Andrzejem Bargielem?

– Nie wiem, czy bym nadążył za Andrzejem, ale byłem na takim treningu regeneracyjnym parę razy m.in ze świetnym biegaczem górskim – Łukaszem Zdanowskim.

Wiesz może, czy ktoś oprócz Waszego zespołu, będzie atakował zimą K2?

– Będąc w Pakistanie dowiedzieliśmy się, że zimą wybierają się tam Rosjanie i Włosi. Trudno stwierdzić, czy to jest plotka, czy nie, ale dostaliśmy nawet taką informację, że jedna z tych wypraw już złożyła depozyt. Nie ukrywam, że troszeczkę było to dla nas zaskoczenie.

ekspedycje w Himalajach

– Zima sprężymy się jeszcze bardziej – zapewnia Janusz Gołąb (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Czy może to Wam w jakiś sposób skomplikować wyprawę?

– Nie sądzę. Powinniśmy być skoncentrowani na własnych działaniach. To góra zweryfikuje, która z wypraw jest najmocniejsza i najbardziej skuteczna.

W imieniu swoim i całego zespołu 8a.pl dziękuję, że przyszedłeś podzielić się z nami cennymi informacjami. Życzę szczęścia i dobrej pogody, bo to najważniejsze na takiej wyprawie.

– Dziękuję za spotkanie i serdecznie pozdrawiam!

Z Januszem Gołąbem rozmawiał Rafał Waluś

                 

Udostępnij

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.