16.03.2019

Grossvenediger – perła Wysokich Taurów

Grossvenediger (3 666 m n.p.m.) to drugi co do wysokości szczyt w Wysokich Taurach. Zgodnie z zasadą, że liczy się przede wszystkim to co jest „naj”, Wielki Wenecjanin pozostaje w cieniu Grossglockner’a. A szkoda, ponieważ jest równie warty odwiedzenia, jak niewiele wyższy Grossglockner, który zresztą jest bardzo dobrze widoczny ze szczytu Grossvenediger’a.

                       

Wejście na Wielkiego Wenecjanina jest łatwiejsze niż na Grossglockner`a. Nie wymaga przechodzenia po ostrej grani skalnej, a co za tym idzie, umiejętności asekurowania. Niezbędna jest za to umiejętność poruszania się po lodowcu, a więc i podstawy asekuracji na nim. Pomimo tego, iż lodowiec nie jest stromy i daje wrażenie łatwego, jest mocno uszczeliniony. Co roku na lodowcach otaczających szczyt Grossvenediger ginie minimum jedna osoba. Ostrożnie!

Grossvenediger - perła Wysokich Taurów
Wejście na szczyt Grossvenediger. (fot. archiwum autora)

Alpy na nartach

Jestem wielkim fanem gór austriackich. Leżą stosunkowo blisko naszych granic, więc można je odwiedzić nawet, gdy mamy do dyspozycji 3-4 dni. Jeżeli będziemy przez ten czas aktywni, z pewnością wyjedziemy usatysfakcjonowani. Otwarta przestrzeń i piękne pejzaże – gdzie się nie obrócić, to widać góry aż po horyzont. Do tego, co dla mnie istotne, brak tłoku (którego nie unikniemy w Tatrach). Nawet przy dobrej pogodzie można przez cały dzień nie spotkać nikogo. A gór w okolicy jest tyle, iż na pewno nie będziemy się nudzić ani zimą, ani latem. Z tą jednak różnicą, że zimą bardzo trudno poruszać się po Alpach bez nart. Duża ilość śniegu i nieprzetarte szlaki, a do tego większe odległości – to wszystko sprawia, że nawet na rakietach trudno jest osiągnąć szczyt. Dlatego jeżeli o tej porze roku kogoś spotykamy w górach, to zwykle porusza się on właśnie na nartach.

Gdzie szukać noclegów?

Jako fani skituringu pojechaliśmy w Wysokie Taury właśnie zimą. Na punkt startowy wybraliśmy Taurenhof w Matrei, a jednym z argumentów było to, że narty podpina się tu już na parkingu. Z pewnością nie była to opcją najtańsza, za to bardzo kusząca, ponieważ z pełnym wyżywieniem i darmową sauną. W okolicy można też znaleźć inne miejsca noclegowe, które co prawda wymagają dojazdu, ale będą tańsze. My wybraliśmy komfort przebywania blisko tras. Gdybyśmy przyjechali tu latem, wybór byłby jeszcze większy. Zimą nie wszędzie da się dojechać, dlatego wiele obiektów położonych w górach jest zamkniętych. W cieplejszych miesiącach coś dla siebie znajdą tu także zwolennicy biwaków.

Wczytuję galerię

Na początek mały rekonesans

Po opadzie odczekaliśmy dwa dni na ustabilizowanie się sytuacji śniegowej i gdy zagrożenie lawinowe zaczęło maleć, zjawiliśmy się na miejscu. W pierwszej kolejności postanowiliśmy wejść na okoliczne szczyty, aby rozeznać się w otaczającej nas przestrzeni. Dodatkowo, nasz sprytny plan przewidywał, że jeżeli w piątek i sobotę pokręcimy się po okolicy, to do niedzieli ktoś zdąży nam przetrzeć ślad na szczyt Grossvenediger.

Amertaler Hohe

Na początek wybraliśmy się na Amertaler Hohe (2 841 m n.p.m. – 1 400 hm, 13,4 km). Bardzo fajna i stosunkowo łatwa wycieczka, bez stromych podejść i zjazdów, podczas której szybko zdobywa się wysokość (wygłodniali ruchu, już w pierwszej godzinie pokonaliśmy 600 m różnicy poziomów). Samo podejście nie przedstawia żadnych problemów orientacyjnych. Dodatkowo, jeżeli kogoś rozpiera energia, może przy okazji wejść na Riegelkopf (2 920 m n.p.m.). Podczas podejścia mogliśmy obserwować nasz główny cel – Wielkiego Wenecjanina. Widzimy go od wschodniej strony, czyli tej, którą chcemy na niego wejść. Zjazdy? Są tak świetne, że będąc już w saunie, nie pamiętaliśmy o rozmiękłym śniegu na ostatnim odcinku.

Seekopf

Kolejny cel to Seekopf (2 921 m n.p.m., 1500 hm, 21 km). Najpierw trzeba przejść ok 6 km dosyć płaską doliną Tauernbach. Na jej początku znajdują się ostrzeżenia o lawinach. Możemy potwierdzić, iż nie są one gołosłowne. Przechodziliśmy tamtędy dwa razy i przy warunkach śniegowych, które zastaliśmy, za każdym razem wracaliśmy po świeżym lawinisku. Dwa razy mijaliśmy też opuszczone zimą osady i to właśnie pomiędzy nimi jest niebezpiecznie. Po tej samej stronie doliny, gdzie prowadzi ścieżka, ale nieco wyżej, znajdują się skały. Nagrzewają się one w ciągu dnia i stok zrzuca z siebie to, co na nim zalega. To ten rodzaj lawin, w których znajdują się wielkie bryły mokrego śniegu i lodu, zdolne zmiażdżyć każdego, kto będzie miał pecha przechodzić tam w środku dnia. Jednak idąc wcześnie rano mamy duże szanse na to, że bezpiecznie pokonamy wspomniany odcinek.

Te pierwsze 6 km drogi pokrywa się z planowanym podejściem pod szczyt Grossvenediger. My jednak idziemy dalej doliną, która (na szczęście) zaczyna się wznosić i zatacza łuk wokół naszego głównego, niedzielnego celu. W pewnym momencie skręcamy ostro w prawo, aby stromym stokiem zacząć szybko zdobywać wysokość. W wyższych partiach możemy ponownie oglądać drogę podejściową na Grossvenediger – tym razem od północnego wschodu. Stwierdzamy: coś za coś – nie będzie stromo, za to dosyć daleko do celu. Ale na razie musimy się skupić na zjeździe. Za szczytem Seekopf trzeba pokonać bardziej stromy zjazd (w części), ale ilość i jakość śniegu rekompensują trud włożony podczas męczącego podejścia. Po dwóch dniach czujemy już metry w nogach, ale jesteśmy gotowi do zmierzenia się z Wielkim Wenecjaninem. Obejrzeliśmy go sobie porządnie z dwóch stron.

Wczytuję galerię

Kierunek: Grossvenediger!

Wybrana trasa na Grossvenediger prowadzi, jak wspomniałem, od wschodu przez Prager Hutte. Schronisko znajduje się na wysokości ok 2 800 m n.p.m i jest czynne od połowy marca do połowy kwietnia oraz od połowy czerwca do połowy września. Kiedy jest zamknięte, można skorzystać z typowego w alpejskich schroniskach – winterraumu. Składa się on z dwóch pomieszczeń, z czego w jednym znajduje się piec na drewno (można na nim gotować). Opłatę wnosimy przelewem, już po fakcie i nie jest ona wygórowana. Wybraliśmy opcję wejścia jednodniowego, co wymaga pokonania dystansu 33 km i przewyższenia wynoszącego 2 300 m.

Startujemy w okolicach świtu, o godz 6:30 i o godzinie 8:00, po ponownym pokonaniu płaskiego odcinka doliny Tauernbach, możemy skręcić w lewo w kierunku Prager Hutte. Nasz plan się powiódł: na śniegu widnieje ślad grupy z dnia poprzedniego. Pozwala to zaoszczędzić czas i siły,  których wymagałyby poszukiwania drogi podejścia. Ślad prowadzi, co prawda, raczej letnim szlakiem, jednak uznajemy, że warunki śniegowe są wystarczająco stabilne. Widać zresztą, że osoby podchodzące wiedziały co robią, wybierając bezpieczne formacje. Zakosy są idealne! Przy schronisku jesteśmy przed godziną 11 i stwierdzamy, iż nasi poprzednicy wybrali opcję z noclegiem w winterraum. Dzięki temu szlak podejścia na szczyt założony został przed kilku godzinami i nadal jest widoczny. My, w odróżnieniu od poprzedników, mamy już na lodowcu nieco miększy śnieg (poprzednicy pozostawili też ślady harszli), chociaż w większości nadal jest on dosyć twardy i sprasowany wiatrem. Robimy sobie około półgodzinną przerwę i ruszamy przez lodowiec śladem poprzedniej ekipy.

Alpy zimą
Z lodowcami nie ma żartów, dlatego kwestie bezpieczeństwa zawsze muszą być na pierwszym miejscu. (fot. archiwum autora)

Bezpieczeństwo przede wszystkim!

Trawersujemy lodowiec, idąc w kierunku przełęczy znajdującej się po lewej stronie szczytu. Podejście nie jest w żadnym miejscu strome. Najbardziej korzystne zimowe warunki panują na lodowcu w marcu i kwietniu, jednak korzystamy z bardzo śnieżnej zimy i w połowie lutego mamy przed sobą lodowiec z pojedynczymi, widocznymi z daleka szczelinami. Nie dajemy się oczywiście zwodzić takim widokiem. Wiemy, że pod tym śniegiem czai się poważne niebezpieczeństwo. Idziemy więc związani liną i wyposażeni we wszystko, co konieczne do uratowania się po upadku do szczeliny. Obywa się, na szczęście, bez przygód. Jednak tuż pod przełęczą nasze tempo, pomimo małego nastromienia, zaczyna spadać. Jeszcze bardziej obniża się, gdy jesteśmy w wysokiej na ok 200 m kopule szczytowej, gdzie robi się bardziej stromo. Nogi, w trzecim dniu aktywności, zaczynają protestować.

Misja zakończona sukcesem

Zamiast o planowanej godzinie 14, meldujemy się na szczycie czterdzieści minut później. Nie możemy więc zbyt długo przebywać na wierzchołku. Czas nas goni. Do zjazdu wybieramy drogę podejścia (nasi poprzednicy kierowali się na Kursingerhutte). Zjazd, jak zawsze w przypadku takiej długości, oferuje kilka rodzajów śniegu o różnym stopniu „przyjemności”. Niestety, część trasy znajdująca się w cieniu (na szczęście nieduża) zaczęła już zamarzać. Jednak tam gdzie słońce nie operowało lub operowało słabo, mamy puch.

Najważniejsze jednak, iż udaje się nam pokonać trawersem stok poniżej schroniska, więc nie musimy podchodzić do Prager Hutte. Dzięki temu, na dnie doliny (gdzie przezornie zostawiliśmy depozyt piwa) jesteśmy już po godzinie. Jednak piwo nie wywołuje u nas euforii na oczekiwanym poziomie, ponieważ z powodu późnej pory znalazło się już w cieniu i pojawiły się w nim igiełki lodu. No cóż, ponownie zostaje nam do pokonania sześciokilometrowy odcinek w dolinie (z czego ok 4 km po zupełnie płaskim terenie). Dwa świeże lawiniska wymagają ściągnięcia nart. Wreszcie docieramy do naszego Tauernhof. Właściciele, dowiadując się, iż udało się nam zrobić Grossvenediger`a w jednej dzień, zaczynają nam stawiać do obiadu sznapsy. Na saunę nie mamy już siły…

Jak wejść na Grossvenediger
Na szczycie Grossvenediger. (fot. archiwum autora)

Alpy? Naprawdę warto!

Austriackie Alpy kojarzą się Polakom głównie z narciarstwem zjazdowym. Turystów z Polski, latem czy zimą, spotkać trudno. Zachęcam jednak do zainteresowania się tymi górami. Oferują szlaki o różnym stopniu trudności. Widoki zapierają dech. Można w nich znaleźć spokój i ciszę. Odwiedzam je tak często jak mogę i wiem, że każdy kto góry lubi, będzie się w nich czuł wspaniale. Jeżeli ktoś nie czuje się na siłach by wejść na szczyt Grossvenediger, może zakończyć wycieczkę w schronisku (lub rozbić ją na dwa dni). Jednak nawet sam przyjazd w to miejsce po to, by odwiedzić inne, niższe szczyty, jest wart pokonania tych kilkuset kilometrów.

                 

Udostępnij

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.