Charakterystyczne romboidalne logo Black Diamond jest od dawna znakiem jakości. Ubrania, narty, plecaki, szpej wspinaczkowy – ufają im rzesze miłośników gór. Niewielu markom udało się skutecznie zdobyć wiernych klientów w tak różnych dziedzinach sportów górskich jak z jednej strony wspinaczka skalna, a z drugiej skialpinizm.
Historia marki zaczęła się tak naprawdę długo przed jej założeniem. I dla części z was pewnym zaskoczeniem będzie nazwisko człowieka, który w istocie położył fundamenty pod przyszłego giganta outdooru. Był nim bowiem Yvon Chouinard. Tak, „Pan Patagonia”. Chouinard Equipment, jego pierwsze przedsięwzięcie – założone w 1965 roku – pod koniec lat 80. zaczęło mieć poważne problemy. Trzeba jednak pamiętać, że robiąc sprzęt wspinaczkowy, byli pionierami i eksplorowali nieznany i cokolwiek obcy wspinaczom świat biznesu. W 1989 Chouinard ogłosił upadłość firmy, ale grupa jego pracowników była zdania, że 25 lat historii ma potencjał. Wykupili więc majątek Chouinard Eqipment i bogatsi w doświadczenia zaczęli od nowa. Swoją markę nazwali Black Diamond Equipment.
W ciągu 35 lat, z małej firmy zajmującej się produkcją sprzętu wspinaczkowego – który, umówmy się, wtedy był dalece bardziej niszowym wyposażeniem niż dzisiaj – Black Diamond stał się marką kompletną. Produkują niemal wszystko. Od bielizny po namioty, od plecaków na górskie spacery po specjalistyczne czekany. I nadal robią to w dużej mierze tak jak dawniej. Starając się spełniać oczekiwania klientów i testując wszystko w realnych scenariuszach, nie tylko w laboratoriach.
Przez wiele lat wiodącą, jeśli nie wręcz jedyną, technologią napełniania poduszek w plecakach lawinowych było korzystanie z nabojów ze sprężonym powietrzem. To rozwiązanie było jednak obciążone wieloma wadami. Największym problemem było ograniczenie wydajności takiego systemu. Plecak można było odpalić tylko tyle razy ile miało się nabojów. W terenie, ponowne ich napełnienie było po prostu niemożliwe. Noszenie ze sobą z kolei zapasu zbiorników ze sprężonym gazem oznaczało sporą wagę. Jedyną zaletą tego systemu była możliwość błyskawicznej wymiany naboju, więc plecak można było w teorii odpalić ponownie po raptem kilku minutach. W praktyce jednak mało kto nosił ze sobą zapasowe naboje. Nie można też pominąć kosztu wymiany lub ponownego ich napełniania.
Kilka lat temu zaczęły się jak grzyby po deszczu pojawiać plecaki wyposażone w elektryczny kompresor. Nowy system był pozbawiony większości bolączek poprzedniego rozwiązania. Nic dziwnego, że niemal wszystkie produkowane obecnie plecaki lawinowe bazują na takim właśnie patencie. Seria plecaków lawinowych Black Diamond po raz pierwszy jest oparta w całości na elektrycznie zasilanych kompresorach.
Jakie są jego główne zalety? Elektryczny system jest niemal bezkosztowy. Naładowanie superkondensatorów zasilających kompresor kosztuje promil tego, co napełnienie nabojów. Na dodatek, można zrobić to wszędzie gdzie mamy dostęp do źródła prądu. W domu, w schronisku czy w samochodzie, jadąc w góry. Można skorzystać z powerbanka, przenośnych paneli fotowoltaicznych, a część elektrycznych systemów można też zasilać bateriami.
Największą korzyścią jest jednak co innego, co jest jakby efektem ubocznym niskiego kosztu i łatwości przygotowania plecaka do odpalenia. To możliwość uruchamiania systemu dowolną liczbę razy. Można trenować uruchamianie plecaka i składanie potem poduszki do woli. Ma to również pośredni wpływa na bezpieczeństwo. Mając tylko jedną możliwość odpalenia plecaka, zdarzało się że freerider zawahał się przed uruchomieniem systemu ułamek sekundy. Przez kilka chwil ważył bowiem czy ten niepozorny zsuw, który właśnie uruchomił może zamienić się w poważną lawinę. I te kilka chwil, mgnienie oka, wystarczyło, żeby decyzja przyszła za późno. System elektryczny daje luksus odpalania poduszki w każdej sytuacji kiedy poczujemy zagrożenie. Jeśli okaże się, że zrobiliśmy to niepotrzebnie, wystarczy złożyć poduszkę i kompresor może ją zaraz napełnić ponownie.
Bardziej dociekliwi z was pewnie pomyślą, że przecież – przynajmniej dotychczas – ponowne osiągnięcie gotowości elektrycznego systemu w plecaku lawinowym wymaga trochę czasu. Kondensatory muszą się naładować, a to nie dzieje się w mgnieniu oka. Nowy system Jetforce Pro opracowany przez markę Pieps (która jest własnością Black Diamond) rozwiązuje ten kłopot. W pełni naładowane kondensatory wystarczą nie na jednokrotne, ale aż na trzykrotne napełnienie poduszki powietrznej! To ogromny postęp zupełnie zmieniający realną przydatność plecaka lawinowego. Na dodatek, naładowanie kondensatorów od zera do pełna zajmuje zaledwie sześć godzin.
Oferta nart Black Diamond to w zasadzie dwie grupy produktów. Helio i Impulse. Nieco upraszczając, pierwszą można określić jako adresowaną do narciarzy celujących w najbardziej ekstremalne, wysokogórskie linie. Druga natomiast – Impulse – to narty przeznaczone do amatorskiego skituringu i freeride’u.
W obu kolekcjach znajdziecie narty o różnej charakterystyce jeśli chodzi o kształty i wymiary. Helio i Instinct różnią się zasadniczo jednak w kwestii materiałów. Impulse mają topolowy rdzeń i wzmocnienia z titanalu. Helio, dzięki zastosowaniu drewna paulowni i włókna węglowego, są znacząco – o ok.20% – lżejsze.
Black Diamond odświeżył linię Impulse i nowe jej odsłona nazywa się Impulse Ti. Sześć wersji nart, każda (oprócz Impulse Pro Ti) oferowana w trzech długościach. Dwie z nich to wersje damskie, nieco krótsze i inaczej taliowane. Wszystkie są oparte na rdzeniu z drewna topoli wykonanym w technologii pre-peg. Oznacza, że warstwy materiału kompozytowego, czyli włókna szklanego, są nasączane odpowiednią ilością żywicy epoksydowej zanim zostaną zespolone w laminat z drewnem. Dzięki temu narty są lżejsze, a żywica nie penetruje zbyt głęboko drewna, pozwalając mu zachować swoje właściwości.
Prawdziwie zimowe wyjścia w wyższe partie gór nie mogą się odbyć bez raków. W ofercie Black Diamond znajdziecie raki do wszystkich zastosowań – od turystyki lodowcowej po wspinaczkę na lodospadach. Wszystkie, nawet najprostsze modele są wykonane z wysokogatunkowej stali nierdzewnej. To idealne połączenie wytrzymałości i niskiej wagi. Stal pozwala bowiem zaprojektować nieco mniejsze przekroje elementów bez obniżenia ich wytrzymałości.
Do większości zastosowań turystycznych wystarczą raki koszykowe – Black Diamond Contact Strap lub Serac Strap. Pierwsze mają 10 zębów, drugie 12. W obu modelach z przodu umieszczono dwa poziome zęby atakujące. Do bardziej zaawansowanych wysokogórskich wyjść, bardziej odpowiednie będą raki półautomatyczne, albo – wymagające specjalistycznego obuwia – automatyczne. W tej drugiej kategorii ciekawym modelem są Black Diamond Stinger, z pojedynczym, wymiennym zębem na froncie.
Najciekawszym, i zupełnie wyjątkowym modelem raków Black Diamond jest Neve. Neve Pro to wersja automatyczna, a Neve Strap są rakami koszykowymi z nowatorskim systemem pasków. Podczas gdy standardowe raki ważą ok. 800-900 gramów każdy, Neve (w wersji Pro) to zaledwie… 384 gramy. Para jest zatem lżejsza niż jeden standardowy, nawet lekki rak. Na dodatek, zamiast tradycyjnego, zastosowano elastyczny łącznik z linki, co oprócz obniżenia wagi ułatwia regulację ich długości. Neve można dzięki temu również złożyć do niewielkich rozmiarów.
Przeczytaj też:
Skoro bierze się w góry raki, to nie można zapomnieć o czekanie. Black Diamond Raven to od lat jeden z najpopularniejszych czekanów turystycznych, i nie bez powodu. To model uniwersalny, doskonały na pierwsze lodowcowe przejścia. Stylisko wykonano z lotniczego aluminium, a głowicę z wysokogatunkowej stali. Poza podstawową wersją z prostym styliskiem, Raven występuje również w wersji Pro, z nieznacznym ugięciem rękojeści.
Na drugim biegunie znajdują się czekany techniczne, które wszyscy wspinacze nazywają dziabami. Fuel i Viper zdobyły sobie sporą rzeszę zwolenników, ale najbardziej interesująca jest tegoroczna nowość – Hydra. To nie tyle techniczny czekan do wspinaczki lodowej, ale narzędzie o wszechstronnych możliwościach. System nazywa się I.C.E., co jest skrótem od Integrated Component Exchange. W tym wypadku można jednak mieć pewność, że najpierw powstał skrót, a potem jego rozwinięcie.
Głowicę Hydry można zaopatrzyć w dowolne ostrze, łopatkę czy młotek i wyważyć ją odpowiednio ciężarkami, żeby uzyskać czekan dopasowany do konkretnego scenariusza. Ba, można łatwo modyfikować ją pod ścianą, kiedy okaże się, że zastane warunki tego wymagają.
Przeczytaj też:
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.