Nie ma odwrotu. Bilety kupione. Nareszcie! Jupiiiii! - taka była moja reakcja w listopadzie zeszłego roku, gdy zamówiliśmy bilety do Katmandu. Marzenie, które jeszcze dwa lata wcześniej wydawało się tak odległe (jakieś 6000 km do przebycia, co najmniej 715 dni czekania i nieskończona ilość godzin spędzonych na zajęciach rehabilitacyjnych) nareszcie uda się urzeczywistnić. Plan był prosty – 30-te urodziny chcę spędzić w Himalajach!
Ale jak to zwykle bywa, rzeczywistość lubi chwycić za tył koszulki i wycedzić: Hola, hola koleżanko, najpierw rzeczy ważniejsze. I tak trzeba było pokroić w pierwszej kolejności kolano, a potem, długo je rehabilitować, by móc osiągnąć cel na wysokości 4130 m n.m.p. Kiedy już termin wyjazdu ostatecznie został wyznaczony na kwiecień 2018 roku, przyszedł czas na kompletowanie ekwipunku, a w pierwszej kolejności na… zakup butów górskich.
Zaczął się research w internecie w poszukiwaniu butów na himalajski trekking. Owszem, mam parę (a nawet dwie) sprawdzonych, rozchodzonych butów, w których przemierzyłam już setki kilometrów na górskich szlakach, jednak mają pewną wadę – są dość masywne i ciężkie. A że wyjazd był backpackerski – cały swój dobytek i sprzęt musieliśmy wziąć ze sobą do plecaka i podróżować z nim przez 3 tygodnie – decyzja była prosta – kupuję nowe buty.
Mój wybór padł na Salewa Mountain Trainer Mid GTX Lady. Głównym czynnikiem, który zadecydował o zakupie tego modelu – była waga (but rozm. 38 waży ok. 610 g – przyp. redakcji).
Zdecydowałam się na dość klasyczny i stonowany kolor, wychodząc z założenia, że buty będzie łatwiej utrzymać w czystości. Co okazało się wcale nie takie trudne, na szlaku wystarczała wilgotna szmatka, a po powrocie delikatne szorowanie i trochę ciepłej wody.
W internecie nie znalazłam zbyt wielu opinii czy recenzji tego modelu. W sklepie stacjonarnym butów fizycznie nie było. Niemniej jednak, zdecydowałam się na zakup online w 8a.pl.
Paczka przyszła ekspresowo, bo w ciągu jednego dnia – niewątpliwa zaleta odległości między Gliwicami a Krakowem. Rozpakowałam ją zaraz po odebraniu z paczkomatu, jeszcze w samochodzie. Pierwsze wrażenie? Wow! Fajne i solidne pudełko, minimalistyczne, „niezbajerowane” zbędnymi ulepszaczami. Proste, gustowne, czarne, z logiem Salewa. Punkt za oprawę i styl. Lekka ekscytacja: no skoro tak wygląda pudełko, to co za cudo powinno być wewnątrz?
Otwieram – są! W pierwszym momencie oczywiście zwraca uwagę cholewka wykonana z zamszu. Bardzo przyjemny w dotyku, estetyczny i elegancki. (Pomyślicie, po co mi elegancja na szlaku? Jestem kobietą! Elegancja jest dla mnie zawsze istotna). Dookoła cholewki solidna gumowa otoczka, ze srebrzystym logiem Salewy. Uwagę też przykuwa kołnierz cholewki Flex – z miękkiej skóry, dość niski jak na buty wysokogórskie – ucieszyłam się, że nie będzie obciążał mojego Achillesa. Jeśli chodzi o podeszwę – ot typowa Vibram’owa podeszwa. Pomyślałam: bez szału, ale jak się później okazało, trochę się pomyliłam i na wyrost negatywnie oceniłam podeszwę, ale o tym później.
Unboxing i chwilka ekscytacji (fot. Piotr Deska)
Solidne wykonanie i elegancja (fot. Piotr Deska)
Vibramowa podeszwa i stabilizacja kostki (fot. Piotr Deska)
System wiązania Climbing Lacing (fot. Piotr Deska)
System wiązania Climbing Lacing (fot. Piotr Deska)
Wkładki dołączone do butów umożliwiają dobre dopasowanie stopy do obuwia (fot. Piotr Deska)
Buty są naprawdę lekkie (fot. Piotr Deska)
Wczytuję galerię
Ok, to ubieramy. Pierwsze wrażenie, stopa weszła jak w przysłowiowe masło, pięta trzyma się wyjątkowo mocno, sznurówki trzeba związać od samego początku buta, ponieważ zastosowano tutaj technologię Climbing Lacing. Technologia, podobna do tej w butach wspinaczkowych, pozwala na dostosowanie szerokości buta do szerokości stopy. Ot, taka kastomizacja. Jak na razie same „wow”! Przespacerowałam się parę razy po mieszkaniu, coś mnie zaczęło uwierać. Niestety, mój halluks się odezwał, myślę sobie: po prostu świetnie… Ale po wypróbowaniu ich i pochodzeniu w nich kilka godzin po mieszkaniu, uczucie ucisku na dużym palcu zniknęło.
Dlaczego? Buty Salewa Mountain Trainer Mid GTX Lady mają bardzo elastyczną wkładkę, która dostosowuje się do profilu i kształtu stopy. Salewa wyposaża obuwie w dwie takie wkładki, jedną wyższą, drugą nieco niższą, aby jak najlepiej pozwolić na ułożenie stopy w butach.
Każdy z nas wie, że nie bierze się nowych butów na tygodniowy trekking i to jeszcze w Himalaje. Więc z pewnymi obawami, po blisko dwóch tygodniach noszenia butów w plecaku w Indiach, podjęłam decyzję, że przyszedł czas na chrzest bojowy. Trekking był zaplanowany na 6 dni, startując z wysokości 1330 m n.p.m. z Kyumi, z metą na Sanktuarium Annapruny (4130 m n.p.m., zwane Annapurna Base Camp). Do odważnych świat należy, ruszamy!
Najpierw trasa biegnie schodami – uwaga – w dół w dżungli, owocowe egzotyczne drzewka, idylla. Butki się trzymają dzielnie, trzeba je tylko mocno zawiązać, bo lubią się rozwiązywać. Ten mały „mankament” jest łatwy do naprawienia (wystarczy zawiązać na dwa supełki) i dostrzegalny tylko na samym początku użytkowania póki sznurówki się nie wyrobią.
Gdy zeszliśmy do poziomu potoku, trzeba się było przeprawić na drugą stronę. Buty zdały test wody na 5+. Tutaj pierwsze skrzypce gra podeszwa z systemem Vibram® WTC (ta właśnie, którą na początku dość sceptycznie oceniłam). Spowodowała, że nie miałam ani przez moment poczucia, że mogę się poślizgnąć czy upaść. Dodatkowo GORE-TEX® Performance Comfort także zapewnił mi suche przejście przez wszelkie potoki i błota. A było ich później sporo.
Trasa z powrotem zaczęła biec stromymi, niekończącymi się schodami kamiennymi, zwykle mokrymi od spływającej wody i przez to śliskimi. Znów podeszwa trzyma mnie stabilnie, mocno i pewnie.
W pewnym momencie zaczęło konkretnie lać – ściana deszczu. Schodami płynęły małe potoki, cali przemoczeni ciągniemy nogę za nogą do góry (przed nami ok. 2000 schodów do lodży). Przez niespodziewanym upadkiem ratuje mnie system 3F, czyli patent zastosowany do wzmocnienia stabilizacji kostki i stawu skokowego. Wygląda jakby ktoś przeciągnął dodatkowe wiązanie dookoła kostki (jest niewidoczne), ale w bardzo odczuwalny sposób powoduje, że kostka jest mocniej podtrzymywana. Dla mnie rewelacja.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było to, że po blisko 10 godzinach marszu, niekończącymi się schodami w górę, po ściągnięciu butów, moje skarpetki w ogóle nie były one przepocone. Duży plus za system wentylacji.
Kolejny dzień to kolejne podejścia. Tym razem z Chhomrong na wysokości 2040 m n.p.m. schodzimy (a jakże!) do potoku, tym razem już z wiszącym mostem, by po raz kolejny wspiąć się na wysokość ok. 2900 m n.p.m do Bamboo. Trasa wygląda podobnie (kamienne schody, wszędzie kamienne schody), jednak pod koniec przechodzi w bardziej gliniasto-kamienistą ścieżkę. Wędrówce towarzyszy las bambusowo-rododendronowy, paprocie, porośnięte mchem drzewa, liczne wodospady, w tym te przecinające ścieżkę oraz kładki drewniane. Wilgoć, kamienie, mech, woda drewniane kładki – można by pomyśleć, że nie do tego Mountain Trainer Mid GTX Lady zostały stworzone. A jednak komfort stawiania stóp, stabilizacja, wygoda, to, że kostka się nie przemieszcza podczas wysiłku i nie ma uczucia skrępowania czy dyskomfortu, przemawia za tym, że buty sprawdzają się tu rewelacyjnie.
Dla mojego pooperacyjnego kolana bardzo ważna jest amortyzacja, którą buty zapewniały. No i przede wszystkim ich waga. Uwierzcie, że po dwóch dniach pokonania 480 pięter, podnoszenia nóg wysoko z każdym stopniem, każdy miligram się liczył.
Ostatni odcinek, prowadzący już do Annapurna Base Camp (4130 m n.p.m.) był dość łagodny, gliniasto – kamienisty, stopniowo wznoszący się delikatnie ku górze, z odczuwalnymi pierwszymi objawami choroby wysokościowej i śniegiem. Tak, na tej trasie buty widziały już wszystko. Jednak i tutaj mnie nie zawiodły, nie ślizgały się, nie przemokły, nie czułam dyskomfortu związanego z niższą temperaturą, a jestem raczej ciepłolubna. Po trzech dniach, na stopach nie było śladu odcisków, obtarć ani innych nieprzyjemnych defektów, które przytrafiają się po kilkudniowym trekkingu wysokogórskim. Podczas postojów nawet nie myślałam o tym, by zdjąć buty.
Po minięciu tabliczki Namaste Annapurna Base Camp witają nas (jakżeby inaczej) – schody (!) prowadzące już do samego campusu. Przyprószone śniegiem, otoczone majestatycznie lodowcami, morenami, szczytami sąsiadujących Dhaulaagiri, Himchuli i Machapuchhre oraz prawie pionową ścianą Annapurny, czyli 10-tej najwyższej góry świata. Odbyłam jeszcze spacer do kapliczek upamiętniających tych, którzy zginęli w drodze na szczyt. Było tam bardzo ślisko, przez świeży opad śniegu i stosunkowo niską temperaturę. Mimo to bardzo dobrze sobie radziłam w butach, pomagając niejednokrotnie sprowadzić parę osób niżej.
Cel osiągnięty, serducho uradowane, cała szczęśliwa i zadowolona z butów, które mi pomogły dojść tam, gdzie zaplanowałam udałam się na zupę czosnkową i herbatę cytrynowo – imbirową.
Buty Salewa Mountain Trainer Mid GTX polecam każdemu, komu zależy na komforcie chodzenia. Stabilizacja, wygoda, elastyczna wkładka, świetna przyczepność na każdym podłożu (kamienne, mokre, śliskie, gliniane, ośnieżone), nieprzemakalność, przewiewność i wentylacja… można tak wymieniać jeszcze kilka minut. Zaletą na pewno jest też waga tego modelu oraz jego wygląd – można wybierać wśród kilku kolorów cholewki. Po trzech dniach trekkingu w tak różnorodnym terenie, głównie kamienistym okazało się, że znak firmowy na gumie z przodu buta nieco się starł, ale to jest drobny szczegół nie wpływający na finalne zadowolenie z butów i ich jakości. Zdecydowanie należy je polecić osobom, które szukają uniwersalnego obuwia na każdą pogodę i porę roku. Oraz oczywiście szerokość geograficzną. Modele marki Salewa znajdziesz w naszym sklepie 8a.pl, oraz outlecie Salewa.
[Test niskiej wersji obuwia Salewa Mountain Trainer GTX również przeczytasz na łamach 8academy]
Autorka: Judyta Wolak
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.