Po znanym doskonale w biegowym światku modelu Clifton 8 przyszedł czas na model oznaczony cyfrą 9. Hoka Clifton 9 to asfaltowy odpowiednik modelu Speedgoat. Jak sprawdził się na treningach?
Dla każdej osoby, bardziej lub mniej wkręconej w bieganie, charakterystyczny wygląd butów marki Hoka jest czymś, z czym spotyka się w ostatnich latach coraz częściej. Jeszcze kilka sezonów temu próżno było wypatrywać typowej mięsistej podeszwy, wysokiego, lekko odstającego zapiętka i odważnej kolorystyki wśród biegaczy ulicznych. Dziś sytuacja ma się zupełnie inaczej. Hoka odkroiła sobie spory kawałek tortu, proponując doświadczenie biegania “jak na chmurce”. A teraz właśnie pojawia się na rynku nowy model – Hoka Clifton 9.
A przecież marka ta nie ma nawet piętnastu lat. Jest jednak jedną z tych, które szybko przebiły się do masowej świadomości. Wszystko dlatego, że ludzie z reguły lubią wygodę. A co może być wygodniejszego dla biegacza niż obuwie, które przyjmuje na siebie sporą część sił działających na stopę podczas biegu?
Tym, co robi wrażenie na każdym, kto pierwszy raz zakłada na nogi Cliftony – ale też Speedgoaty, Challengery czy Bondi – jest właśnie amortyzacja. Co tu dużo mówić, buty z grubą “słoniną” pod stopą na dobre rozgościły się w biegowym mainstreamie i nie zamierzają wracać do awangardy.
Nie będę kłamać, że to moje pierwsze buty marki Hoka. Dlatego też wyjmując je z pudełka, doskonale wiedziałem, czego się spodziewać. A i tak znów zrobiło na mnie wrażenie, jak but z tak masywną podeszwą może być tak lekki. U mnie to wręcz symboliczny rytuał, kiedy w domu pojawiają się nowe Hoki. Biorę jednego buta z pary, kładę na otwartej dłoni i daję się ponieść zaskoczeniu, jak niewiele waży.
Jestem posiadaczem Cliftonów 8. Uważam je za najlepsze buty do biegania jakie kiedykolwiek miałem i po zajechaniu jednych, po prostu kupiłem kolejne. Wobec tego w teście oprócz sprawdzenia, jak sprawują się Hoka Clifton 9, porównam je też tu i ówdzie do starszego brata.
Teoretycznie w kontekście wagi – co było pierwszą rzeczą, jaką sprawdziłem po wyjęciu z opakowania – nie ma wielkiej różnicy. “Profesjonalna” waga kuchenna wskazała około grama mniej w nowszej odsłonie dla rozmiaru 45 1/3. Udało się to jednak osiągnąć przy zwiększeniu grubości i tak już “pluszowej” podeszwy o dodatkowe 3 milimetry. Teraz pod piętą mamy 32 milimetrów zamiast 29. Jak więc obcięto wagę, choć obywatela jest jakby więcej? Za sprawą zastosowania innego rodzaju pianki EVA w podeszwie środkowej. Lżejszej, a także bardziej miękkiej.
Niezwykle miękka jest także cholewka. Sprawia wręcz wrażenie delikatnej. Natomiast doświadczenie związane z użytkowaniem Cliftonów wskazuje na to, że jest ono mylne. Niemal dwa lata użytkowania Cliftonów 8 sprawiły, że podeszwa starła się na tyle mocno, że przyszedł czas na zakup nowej pary. Cholewka pozostała jednak nienaruszona. Przybrudzona – owszem. Uszkodzona? W żadnym wypadku.
Jestem jedną z tych osób, które wprowadzenie do oferty 8a.pl butów na nawierzchnię asfaltową przyjęło z największym entuzjazmem. Trail nie jest mi obcy, jestem wielkim fanem OCR–ów, ale 90% czasu, jaki w ostatnich latach wkładam w bieganie, to jednak chodniki, ulice, kostka brukowa. Dlatego natychmiast po wstępnym zapoznaniu zabrałem się za testy w terenie.
Nie jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy za rogiem mają gęsty las, czy kawałek od wyjścia z domu mogą się wbić na górski szlak. W przypadku testów trailówek, byłoby to niedogodnością. Przy Cliftonach 9 zamieniło się to jednak w atut.
Sprawdzałem buty Hoka Clifton 9 podczas przygotowań do pierwszego startu w sezonie. Testowałem je podczas treningów z podbiegami, interwałami oraz na dłuższym, swobodnym wybieganiu, którego celem był bardziej dystans niż tempo.
To, co praktycznie od razu zwróciło moją uwagę, to przeprojektowanie podeszwy w jej środkowej części. Tam, gdzie wcześniej były charakterystyczne strzałeczki, teraz jest gładko. I choć wygląda to na kosmetykę, wbrew pozorom wcale nią nie jest. W Cliftonach 8 życie mocno uprzykrzało to, że na żwirowych ścieżkach czy podczas biegów po lesie łatwo było w te strzałeczki złapać kamienie, które trzeba było z nich regularnie wyciągać.
Z poprzednim modelem miałem też ten problem, że wkładka musiała przez kilka pierwszych biegów się ułożyć. Uwierała w okolicy śródstopia przez pierwszych kilkanaście kilometrów. Może nie jakoś przeraźliwie, ale odczuwalnie. Hoka Clifton 9 tego problemu nie ma, już na dzień dobry jest miękko i komfortowo.
Wbrew pozorom, większa ilość “mięsa” pod stopą nie wpływa negatywnie na dynamikę buta. Clifton nigdy nie był wyścigówką, ale gdy trzeba narzucić sobie nieco wyższe tempo, nie ma z tym żadnego problemu. Pomaga w tym “kołyskowy” profil podeszwy, tzw. Meta–Rocker.
Zwłaszcza przy podbiegach musiałem docenić sprężystości, jaką cechuje się nowa pianka. Będę szczery: to najmniej przeze mnie lubiany typ treningów, dlatego jeśli tylko jest szansa je nieco ułatwić, wchodzę w to bez wahania. Hoka Clifton 9 zdecydowanie w tym pomaga. Zwrot energii przy odbiciu naprawdę przyjemnie napędza kolejne kroki w górę.
Przy dłuższym wybieganiu przekonałem się natomiast, że but jest niezwykle komfortowy nawet wtedy, gdy stopa wewnątrz obuwia zaczyna nieco puchnąć od przebiegniętych kilometrów. Cholewka w Cliftonie 9 jest bardzo miękka, elastyczna. Dobrze otula podbicie, ale jednocześnie nie uciska, kiedy głos ze Stravy przestaje mówić o minutach, a od dobrych kilku komunikatów czas treningu zaczyna od godzin.
Zawsze, gdy przychodzi mi oceniać taki but jak Hoka Clifton 9, w głowie tłoczą się pytania. Ilu lat trzeba, aby model butów biegowych mógł się stać kultowym? Ilu odsłon, jak długiego doszlifowywania, by móc go umieszczać w tego rodzaju panteonie sław? Czy dla Cliftonów, dla samej Hoki – marki powstałej przecież mniej niż półtorej dekady temu – to za wcześnie?
Nie odpowiem jednoznacznie. Dla mnie Cliftony to już but legendarny i – co w sumie wcześniej zaspoilerowałem – mój absolutny ulubieniec. Edycja dziewiąta nie zawodzi, udoskonala te drobnostki, które w ósemce mogły nieco irytować. Zapiętek jest bardziej miękki i czuć to w zasadzie od pierwszego umieszczenia stopy wewnątrz buta. Wkładka jest lepiej wyprofilowana już w momencie wyjęcia buta z pudełka i nie wymaga “ułożenia się”, by nie uwierać na bokach śródstopia. Do tego dochodzi odczuwalnie bardziej miękka pianka i niewielkie udoskonalenie kształtu podeszwy, która już nie łapie kamyczków ze żwirowych tras.
Jeśli zadajecie sobie pytanie, czy Hoka Clifton 9 to wygodne, miękkie buty do biegania po asfalcie, to odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. Jeśli zastanawiacie się, czy warto w nie wskoczyć, gdy poszukujecie czegoś o naprawdę konkretnej amortyzacji: oczywiście. Treningi w nich są przyjemne i nawet na dwucyfrowych dystansach komfortowe dla stóp.
Jeśli natomiast zachodzicie w głowę, czy warto dokonać natychmiastowego udoskonalenia biegowej garderoby, gdy macie w szafie parę wciąż dobrych Cliftonów 8, odpowiem jako ambasador użytkowania przedmiotów do samego końca. Wybiegajcie kilometry, które do końca “dojadą” ósemki, a potem wskakujcie płynnie w dziewiątki. Przeskok jest odczuwalny, a Hoka Clifton 9 to fenomenalna asfaltowa biegówka. Ale nie na tyle, by nieco starszy model miał od razu wylądować w otchłani zapomnienia.
Plusy:
Minusy:
Test przeprowadził dla Was Szymon Podstufka.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.