Wytwory natury są czymś bezapelacyjnie najlepszym. Tak jest z wełną, która w górach od lat święci triumfy i cieszy się niesłabnącą popularnością. Jednak era gryzących swetrów i skarpet została już dawno wyparta przez erę wełny merino, która pozyskiwana jest od owiec merynosów. Runo, z którego produkuje się wysokiej jakości odzież, wcześniej chroni zwierzęta w skrajnych klimatycznych warunkach, jakie na przestrzeni roku serwuje im Nowa Zelandia.
Kiedy dowiedziałam się, że do testów otrzymam najnowszy zestaw bielizny od Icebreaker’a – model z patentem BodyfitZONE – byłam spokojna. W mojej outdoorowej szafie miałam już trzy produkty tej nowozelandzkiej marki. Żaden z nich mnie nigdy nie zawiódł, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Przyklasnęłam zatem i z przekąsem zaczęłam planować gdzie mogę go “przeciorać”. Tym bardziej, że w perspektywie czekał nas wyjazd do Stanów Zjednoczonych. I to bynajmniej nie wypoczynkowy! Oto Icebreaker BodyfitZONE 200 – test bluzy oraz getrów z wełny merino.
Odzież, w tym bielizna, szyta z wełny merino ma zastosowanie przez okrągły rok – zarówno latem jak i zimą. Producent podaje na metce zawartość wełny oraz jej gramaturę, przez co my – kupujący – mamy rozeznanie co sprawdzi się jako całoroczna bielizna, co nada się tylko na zimę, a co będzie idealne latem. Jakie są główne zalety wełny merino?
Odzież od Icebreaker’a jest bardzo precyzyjnie uszyta. Wszystkie szwy są płaskie i wykończone bardzo przyjemną dla skóry nicią. Nic nie uwiera i nie obciera – nawet gdy ubranie jest bardzo dobrze dopasowane. Szwy są solidne, więc nic nie ma prawa się popruć, choćbyśmy się prężyli i wyginali. W modelu Icebreaker 200 Zone wprowadzono innowacyjny patent – BodyfitZONE. W newralgicznych miejscach, czyli na plecach, pod pachami – począwszy od „boczków” po rękawy – czyli wszędzie tam, gdzie pocimy się najmocniej, zostały wszyte siateczkowe panele w 99% wykonane z wełny merino. Siateczka ta jest bardzo drobna, nie powoduje strat ciepła, natomiast w znacznym stopniu wpływa na lepsze odprowadzanie na zewnątrz wilgoci oraz skuteczniejszą wentylację. Uznać to należy za duży plus, gdy bluzę traktujemy jako okrycie wykorzystywane przy letnich temperaturach.
Kalifornia jest wyjątkowym stanem. Wybrzeże przez cały rok oferuje świetne warunki do uprawiania sportów wodnych. Zazwyczaj jest słonecznie i ciepło – mimo, iż tutejsza woda, za sprawą prądów morskich, do najcieplejszych nie należy. Zaledwie kilka godzin drogi od Big Sur znajduje się mekka wspinaczkowa USA – Dolina Yosemite. Tu pogoda nie jest już tak łaskawa. Mimo, iż jesteśmy tam w październiku, dobowa amplituda temperatur oscyluje w granicach 25 stopni. Wyżej leży nawet śnieg. Kolejnych kilka godzin drogi i wjeżdżamy w najmniej przyjazne środowisko na tej ziemi. Tu odnotowano rekordowo wysoką temperaturę: 56,7 °C. Tak, to Dolina Śmierci.
W takich właśnie realiach – na zmianę – noszę bluzę i getry od Icebreaker’a. A co! Niech mnie tu coś zaskoczy! Getry najczęściej zakładam do snu. Temperatura panująca w naszym camperze nie rozpieszcza, trzeba się zatem odpowiednio zabezpieczyć, by móc przespać noc w komfortowych warunkach. Bluzę noszę na zmianę: na gołe ciało pod cieplejszą kurtkę primaloftową lub na oddychającą koszulkę z krótkim rękawem.
[W innym tekście testujemy inne modele nowozelandzkiej marki – Icebreaker Sphere S/S]
Co ciekawe ubrania sprawdzają się w każdych warunkach: podczas trekkingu w dolinie Yosemite, wieczorem w Dolinie Śmierci, kiedy słońce chowa się już za horyzontem czy w Wielkim Kanionie, gdzie podziwiamy wschód słońca, a z ust leci para. Po powrocie ten sam zestaw biorę w polskie góry. Rodzinnie wchodzimy na Łysicę. Jest 8 listopada, ale grzejące słońce i brak wiatru sprawiają, że odczuwalna temperatura lekko wynosi około 20 stopni. Na piersi – w nosidełku – niosę syna, który działa jak mały przenośny grzejnik. Wrażenie, że “gotuję się” – towarzyszące mi na podejściu – mija w trakcie krótkiego postoju. Pomaga rozsunięcie stójki oraz podwinięcie rękawów. Wełna merino w mig radzi sobie z moim odczuciem przegrzania.
Tym, co będzie mnie bezgranicznie ujmować w wełnie merino, jest jej delikatność. Produkty uszyte z runa merynosów w niczym nie przypominają, przywoływanych w koszmarach z przeszłości, swetrów czy wełnianych skarpet góralskich. Materiał jest delikatny i lekki. Ubrania zajmują mało miejsca w plecaku. Bielizna merino jest, moim zdaniem, zdecydowanie bardziej uniwersalna niż odpowiedniki syntetyczne. Uniwersalność przejawia się w doskonałych właściwościach izolacyjnych. Gdy jest chłodno ta wełna grzeje! Wędrując po górach, docenimy również komfort wynikający z zastosowania siateczkowych paneli. BodyfitZONE – zwłaszcza w getrach: pod kolanami i na lędźwiach – to strzał w dziesiątkę! Nie wiem czy czujecie czasami, jak dają o sobie znać odparzenia delikatnej skóry pojawiające się pod kolanami? Mi się to zdarza… Na szczęście zastosowany tutaj materiał w miejscu, gdzie zginają się kolana jest cienki i delikatny. Ponadto w trakcie wykonywania ruchów nic nie ma prawa się zwinąć, co minimalizuje ryzyko doświadczenia rzeczonych odparzeń. Bielizna współgra z naszymi ruchami. Getry zaopatrzone są w szeroką elastyczną gumę, a ich krój odpowiada damskiej sylwetce. Rozkład paneli siateczkowych w bluzie powoduje, że przy podnoszeniu rąk do góry bluza pozostaje na swoim miejscu. Jej dopasowany krój oraz długość (sięga do biodra) stoją na straży naszych nerek – to ważne zwłaszcza zimą.
Wybierając bieliznę marki Icebreaker miejmy na uwadze to, że rozmiary ubrań zwykle odpowiadają tym noszonym przez nas na co dzień. Producent nie zawyża, ani nie zaniża rozmiarówki. Osobom wysokim spodobają się dosyć długie nogawki i rękawy. Ja, niestety, do tej grupy nie należę, natomiast nie odczuwam dyskomfortu z powodu wspomnianego kroju. Najprawdopodobniej związane jest to z tym, że nogawki zakończone są szerokim mankietem, który elegancko trzyma się kostki. Rękawy, natomiast, posiadają bardzo wygodne wycięcie na kciuk – ten patent szczególnie sprawdza się zimą, podczas skituringu, wspinaczki lodowej czy jazdy na rowerze. Dużym plusem jest również lekko przedłużony tył, który chroni nasze plecy.
Pora na krótkie podsumowanie wojaży, podczas których korzystałam z bluzy i getrów Icebreaker BodyfitZONE 200 – test utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że jak zaopatrywać się w “merynosa”, to tylko tam, gdzie się na tym znają. Przed bielizną Icebreaker kolejne sprawdziany – następny już zimą. Z utęsknieniem wyczekuję śniegu, by oddać się białemu szaleństwu.
[W 8academy znajdziesz również test koszulki: Icebreaker 200 Oasis Deluxe Raglan]
A w wolnej chwili koniecznie zobaczcie Icebreaker Challange czyli 7 dni w jednej koszulce!
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.