Wszyscy mamy nadzieję, że niebawem pandemia zacznie się cofać i za jakiś czas, już bez żadnych ograniczeń, będziemy mogli jeździć w skały. Zwłaszcza, że lockdown przy pięknej wiosennej pogodzie, stał się niezwykle trudny do wytrzymania.
Mam przeczucie, że gdy cofnięte zostaną wszelkie restrykcje i będzie można zupełnie swobodnie ruszyć na Jurę, to nas – wygłodniałych wspinu i spragnionych skały łojantów – pojawi się tam naprawdę sporo. Chciałbym więc zachęcić do refleksji nad tym, jak możemy wspólnie się odnaleźć w tej nowej sytuacji, która czeka nas po pandemii. Przynajmniej na naszym rodzimym, skalnym podwórku. Uważam, że warto abyśmy zadbali o dobre obyczaje w skałach.
Wspinając się w zatłoczonych sektorach, powinniśmy pamiętać o tym, że wszyscy mamy takie samo prawo do skał. Wcale nie jest tak, że można sobie skałę lub drogę zająć i ją okupować, zabraniając dostępu innym. Nieraz bywa tak, że ktoś zajmuje konkretną drogę na dłużej, żeby ją patentować na wędkę. Nie ma w tym nic niewłaściwego pod warunkiem, że nie uniemożliwia to innym chętnym wstawienia się w drogę. Oczywiście może to się wiązać ze ściągnięciem swojej wędki, jeśli będzie ona przeszkadzać komuś, kto chciałby tę samą drogę poprowadzić.
Taka sytuacja często potrafi wywołać pierwsze iskry pod skałą – bo właściciel wędki stawia weto (często z obawy, że tę wędkę bezpowrotnie straci), a drugi wspinacz neguje zasadność owego buntu. Prawda jest taka, że z tej iskry nie powinien powstać żaden pożar, bo można się umówić, że po skończeniu drogi, wspinacz zawiesi z powrotem wędkę (wystarczy podczepić swoją linę do jego liny, żeby ją wciągnął i zamontował w stanowisku). Nie ma też przeszkód, aby udostępnić swoją linę wspinaczowi, który będzie prowadził drogę, żeby po jej zrobieniu zostawił dla nas wędkę.
Oczywiście, można się umówić na wiele innych sposobów i jestem pewien, że nawet przy dużym zatłoczeniu, da się uniknąć sytuacji nieprzyjemnych i konfliktowych. Kluczem do tego będzie zrozumienie przez wszystkich, że mamy takie samo prawo dostępu do skał i dróg. Świadomość tego faktu, z pewnością spowoduje, że wszyscy zaczniemy się ze sobą grzeczniej dogadywać.
Zaakceptujmy to, że czasami mimo wczesnego zerwania się na sektor, w celu zaklepania wymarzonej drogi, w połowie dnia zjawią się koło nas ludzie, którzy również będą chcieli jej spróbować (lub po prostu ją zrobić) i trzeba się z nimi będzie podzielić. Musimy się liczyć z tym, że nie zawsze nawspinamy się tyle ile zaplanowaliśmy, chyba, że na swojej własnej skałce lub własnej ścianie wspinaczkowej. To nie jest czyjaś łaska, gdy inny łojant wpuszcza nas na drogę, którą uprzednio zajął. Znakomita większość skał i dróg wspinaczkowych to dobro publiczne!
Obok sporów o dostęp do drogi, mogą też się pojawić konflikty związane z powieszonymi na niej ekspresami. Czyli: może i wszyscy mamy takie samo prawo do drogi, ale wiszą na niej moje ekspresy, a ja sobie nie życzę, żeby ktoś się na nich wspinał. W końcu każdy ma prawo do swobodnego rozporządzania własnym szpejem. Tutaj mamy jednak do czynienia z sytuacją wyjątkową, gdyż chcemy korzystać z dobra publicznego (skała), które jest obwieszone dobrem prywatnym (sprzęt innego wspinacza).
Wspinacz, który nie chce, by dochodziło do takich sytuacji, powinien zdejmować ekspresy z drogi po każdej swojej wstawce i tyle! Nie ma tu miejsca na dyskusje. Jeśli postanawiasz zawiesić na drodze ekspresy, to liczysz się z tym, że inni wspinacze będą się wstawiać w tę drogę i w nie wpinać. Jest to obyczaj, który obowiązuje w większości rejonów na świecie.
Zostawianie swoich ekspresów na drodze wspinaczkowej to norma. Bywa to przecież bardzo częstą praktyką, podczas pracy nad projektem w stylu RP. Tak naprawdę jest to sytuacja dla wszystkich bardzo wygodna: dla osoby, która je powiesiła – bo nie musi ich za każdym razem wieszać na nowo, a dla tych, którzy zjawią się po niej – ponieważ powieszone ekspresy wręcz zachęcają do wstawek, podczas których nie trzeba się martwić o zdjęcie ich ze ściany.
Przy temacie zostawiania ekspresów pojawiają się jeszcze wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa i stylu. Na szczęście obie możemy szybko rozwiać. W pierwszej niejednoznaczności chodzi o obawę, że pozostawiony przez kogoś sprzęt jest nam nieznany i może być niebezpieczny. To święta prawda! Mogą to być stare egzemplarze z przetartymi karabinkami i taśmami. Wówczas nic nie stoi na przeszkodzie, żeby podopinać swoje własne ekspresy.
Zasada bezpieczeństwa we wspinaczce jest kwestią nadrzędną, dlatego musimy nieustannie oceniać stan naszej asekuracji i podejmować stosowne decyzje. Warto zauważyć, że problem jakości sprzętu zdecydowanie częściej dotyczy dróg, na których wiszą ekspresy na stałe. Często po kilku latach użytkowania są one w opłakanym stanie i mogą stanowić zagrożenie. Wtedy z nich nie korzystamy, tylko dodajemy własne.
Druga wątpliwość, o której wiem z lektury forów internetowych, dotyczy tego czy z powieszonymi ekspresami można zrobić drogę w stylu RP, OS lub Flash. Jeśli nie, to zostawianie ekspresów jest nieładne, gdyż odbiera innym możliwość zrobienia drogi w czystym stylu i zmusza do wspinania się w stylu Pink Point (z powieszonymi przelotami). Otóż tak naprawdę nie powinniśmy mieć tu żadnego dylematu. Na powieszonych ekspresach można się wspinać w stylu RP, OS i Flash. Pink Point to zaś styl, który pasuje jedynie do opisu przejścia drogi tradowej, gdy między kolejnymi próbami RP nie usuwa się osadzonej wcześniej asekuracji.
Dylematy natury etycznej pojawiają się także w sytuacji, gdy ktoś zostawia swoją wędkę lub ekspresy i przez dłuższy czas z tego nie korzysta. W takiej sytuacji, przed wstawieniem się w tę drogę, można rozejrzeć się za właścicielem sprzętu, żeby z nim ustalić logistykę korzystania z danego kawałka skały.
Jeżeli go nie ma, to nie powinniśmy mieć też dylematu – linę po prostu ściągamy i przystępujemy do wspinaczki (oczywiście możemy skorzystać z pozostawionych na drodze ekspresów). Nie ma obowiązku chodzenia po całym rejonie i pytania się ludzi o to, do kogo należy znajdująca się w stanowisku lina. Nie należy jednak traktować zostawienia powieszonej liny jako czynu niegrzecznego. Za to ewentualne pretensje właściciela o to, że ktoś ją ściągnął, będą nieuzasadnione.
Wspomniana już zasada dotycząca bezpieczeństwa, przekłada się również na troskę o innych. Bo trzeba wiedzieć, że im więcej ludzi jest na sektorze, tym większe prawdopodobieństwo, że ze skały polecą jakieś przedmioty.
Jeśli coś nam spada (przyrząd asekuracyjny, ekspres, karabinek, urwaliśmy chwyt) lub leci nam spod nogi kamień – to mamy obowiązek głośno się wydrzeć. Właściwym okrzykiem jest “KAMIEŃ!!!”, chociaż nawet zwykła “UWAGA!!!” wykrzyczana z góry, daje szansę na przygotowanie się tym, którzy stoją na dole.
Jeśli ktoś coś zrzuca ze skały bez sygnalizacji, stwarza ogromne zagrożenie dla innych. Obecnie nie ma obowiązku noszenia kasku. Każdy wspinacz sam podejmuje decyzję, czy go założyć, kalkulując wcześniej ryzyka z tym związane. Jeśli z niego rezygnuje, to musi liczyć się z tym, że spadający kamień może go trafić w głowę.
Poza wymienionymi sytuacjami spornymi, w których rozstrzygnięcie przynoszą: doświadczenie i wiedza przekazana przez starsze pokolenia wspinaczy, tym co powinno wystarczyć jest wrażliwość odnosząca się do otoczenia oraz innych ludzi. Przyzwoitość ma to do siebie, że pozwala wybrnąć z trudnych sytuacji, nawet bez wnikliwej znajomości niepisanych zasad etycznych i ich historycznej genezy.
Zwracajmy uwagę na to, kto oprócz nas jest pod skałami. Czasami, gdy przebywamy np. w małej grupie przyjaciół, możemy sobie pozwolić na więcej niż wtedy gdy obok są ludzie nieznajomi (np. rodzice z dziećmi).
Miejmy także świadomość tego, że istnieją sektory obok których mieszkają ludzie niekoniecznie chcący wysłuchiwać wrzaskliwych bluzgów. My wspinacze kochamy wolność i ciężko nam przychodzi zaakceptowanie tego, że po odpadnięciu dwa ruchy pod stanem, na życiowym projekcie, wypadałoby się powstrzymać od “ryknięcia ku*wą” na całą okolicę.
Nam się często wydaje, że każdy nas zrozumie, “przecież to był ostatni ruch!” Egoistyczne jest jednak myślenie o tym w taki sposób. Są miejsca i chwile, w których nie musimy się krępować, ale są też takie okoliczności, gdy ignorowanie potrzeb otoczenia i ludzi w nim przebywających będą oznaką chamstwa. Nie ma znaczenia jak trudny projekt robisz i jak bardzo to jest dla ciebie ważne. Zastanów się czy chciałbyś, aby pod twoim oknem leciały “ballady” złożone z samych wulgaryzmów. Spróbuj czasami ugryźć się w język i wczuć się w sytuację ludzi postronnych.
Szacunek dla otoczenia i przestrzeni wspinaczkowej objawia się również w uszanowaniu zasad obowiązujących na danym terytorium. Jeśli odwiedzamy nowe miejsce, starajmy się dowiedzieć, jakie obowiązują w nim umowy dotyczące przebywania w skałach lub parkowania samochodu. Informacje takie zazwyczaj podane są w przewodnikach, warto też sprawdzić w internecie aktualne dane.
I jeszcze kwestia, która powinna być oczywista dla nas wszystkich (zarówno tych, którzy zaczynają się wspinać, jak i dla starych wyg) – nie zostawiajmy po sobie śmieci. Nawet, gdy przed zejściem z sektora mamy w zwyczaju zabierać swoje odpadki, pozbierajmy również to, co zostawili inni. Chociaż trochę. Jeśli wprowadzimy taki standard i reszta zacznie brać z nas przykład, możemy być pewni, że nie zamknął nam skał ze względu na niszczenie środowiska. Że przyjemniej będzie usiąść na trawie, gdzie nie będzie opakowań po batonach i że nasze dzieci też jeszcze będą mogły korzystać z okolicznej przyrody.
Coraz więcej osób uprawia wspinaczkę i jeździ w skały, dlatego swój artykuł chciałbym zakończyć apelem. Dawajmy dobry przykład i pielęgnujmy wysokie standardy zachowań, które zawsze charakteryzowały nasze środowisko. Bycie wspinaczem nie polega tylko na odbywaniu treningów i wyczynie. Bycie wspinaczem to przede wszystkim kierowanie swej wrażliwości na ten kawałek świata, który tak umiłowaliśmy i z którego z przyjemnością korzystamy.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.