Wspinaczy można podzielić na dwie grupy. Takich, dla których rysa to ciąg chwytów i stopni. I takich, dla których jest ona bezużyteczną przestrzenią między skałami i całkowicie nieprzydatną formacją, której główną rolą jest stanowienie ,,naturalnego” ogranicznika. Na Jurze ograniczników tego typu jest pod dostatkiem.
Rysy spowszedniały do tego stopnia, że wielu wspinaczy nie traktuje ich jako potencjalnego chwytu, nawet jeśli mają je przed twarzą. Wspinanie w rysach w Polsce nie jest zbyt popularne, mało kto go próbuje, a jeszcze mniej osób wie, jak to właściwie robić. Skoro więc i tak nie potrafimy z nich skorzystać, to po co sobie nimi zaprzątać głowę? Skupiamy uwagę na tych elementach rzeczywistości, które w jakiś sposób nas dotyczą i mogą dla nas być przydatne.
Konkluzja jest prosta i przykra: umysł typowego polskiego wspinacza wypiera ze świadomości fakt istnienia rys. W tym artykule postaram się nieco zaburzyć popularny wśród większości jurajskich wspinaczy obraz skalnego świata i otworzyć oczy na jego inny wymiar.
Przecinająca monolit formacja rysowa jest jak znak – to słaby punkt ściany, tędy może być poprowadzona logiczna i estetyczna droga. Czy to na kilkuset metrowych ścianach czy w skałach, pierwsze drogi zazwyczaj prowadzą właśnie rysami czy kominami. Co więcej, rysa oznacza zazwyczaj dobrą asekurację, bez konieczności zostawiania w ścianie stałych punktów, a takie czyste przejścia, zawsze mają niekwestionowaną klasę.
Wspinanie w rysach nie jest trudne. By się o tym przekonać, wystarczy popatrzeć na jakiegokolwiek Kalifornijczyka, dla którego wspinanie na własnej i w rysach jest czymś równie naturalnym, jak dla nas restowanie na wyciąganej dwójce czy zadanie z fakera. Taki przeciętny wspinacz z brzuszkiem przebiegnie każdą rysę trzy razy szybciej niż my, założy przy tym dwa razy mniej przelotów i do tego wcale się nie zmęczy.
Wspinanie w rysach jest trudne dla nas, bo tego nie robimy!
Mistrz gry na pianinie nie zagra trudnego utworu na skrzypcach, mimo że umie czytać nuty. Czymś śmiesznym byłoby tego od niego wymagać, jeśli nie miał wcześniej instrumentu w rękach. Podobnie trudno oczekiwać, że jeśli całe życie wspinamy się po chwytach, to będziemy mogli od razu prowadzić drogi w rysach na tym samym poziomie.
Mimo to, zdecydowana większość ludzi właśnie tego się spodziewa i jest mocno zawiedziona, gdy staje się jasne, że trzeba przejść cały proces nauki od zera. Nagle droga o rozgrzewkowej wycenie okazuje się być na granicy możliwości.
Druga sprawa to oswojenie z asekuracją. Obite rysy to rzadkość i w większości przypadków profanacja. Z tego faktu wynika, że by wspinać się w takich formacjach, trzeba najpierw opanować umiejętność zakładania własnej asekuracji. Implikuje to kolejne problemy: koszt zakupu szpeju, strach przed odpadnięciem, długi etap oswajania się z brakiem ringów i nabierania zaufania do założonych przez siebie przelotów. W takich, dalekich od komfortu psychicznego warunkach, trudno zaprzątać sobie głowę jeszcze właściwą techniką wspinania. Nie myślimy o tym jak się dobrze klinować, lecz za wszelką cenę staramy się uniknąć lotu, a wtedy pojawiają się głębiej zakorzenione nawyki – szukanie chwytów i stopni poza rysą i używanie jej w każdy możliwy sposób poza właściwym. W ostatecznym rozrachunku rysa służy głównie do asekuracji, a my jesteśmy umordowani i zniesmaczeni, że musieliśmy tak walczyć na ,,łatwej” drodze i do tego właściwie niczego się nie nauczyliśmy. Droga do nauczenia się poruszania w rysach wydaje się być długa i nieprzyjazna.
Co radzi się początkującym wspinaczom? Rób dużo metrów! Ta zasada działa też tutaj.
By nabrać pewności i płynności ruchu trzeba przewspinać wiele metrów w rysach o różnych szerokościach, charakterze, asekuracji. W polskich warunkach jest to trudny do spełnienia warunek. Rysy mają zwykle długość kilku metrów i zmienną szerokość. Dobre opanowanie poruszania się w rysie o danej szerokości nie przełoży się na inną – rysa na palce nie ma nic wspólnego z przerysą.
Trzeba więc wyszukiwać drogi, na których nawet mały fragment biegnie taką rysą, jakiej szukamy, uwiesić się na nim i próbować metodą prób i błędów, aż w końcu znajdziemy optymalne ustawienia i sposób klinowania. A gdy już znajdziemy, przejść ją jeszcze raz.
Techniki poruszania się w rysach to temat na osobny artykuł, wymienię więc tylko podstawowe, bez rozwijania tematu:
Sprzyjających – czyli takich, które dają psychiczny komfort. W dużej mierze oznacza to nie skupianie się na asekuracji, która generuje strach przed odpadnięciem, nadmierne napinanie ciała i przykładanie zbyt dużo siły. Istotne jest też to z kim się wspinamy i czy obecność tych osób sprawia, czy czujemy presję. Idealnie, jeśli twój partner ma podobny cel albo już potrafi wspinać się w rysach i chcę się swoją wiedzą podzielić. Najważniejsze to pamiętać, że tym, co chcemy osiągnąć nie jest przejście drogi, lecz sposób, w jaki się to zrobi.
Na tym etapie najkorzystniejsze będzie:
Poza tym trzeba absolutnie pozbyć się chęci ,,zrobienia cyfry” i nie ulec pokusie szukania chwytów poza rysą. W Polsce zwykle da się ,,oszukiwać” i przejść rysę bez rysy, ale nie o to nam chodzi.
Recepta jest taka sama – trzeba ćwiczyć i pokonywać jak najwięcej metrów. Radzę jednak oddzielić to od nauki wspinania w rysach, przynajmniej na początkowym etapie i skupić się na jednej z tych kwestii.
Gdy pojawia się formacja, z którą wcześniej nie mieliśmy nic wspólnego, zupełnie nie potrafimy się w niej odnaleźć a to, co trenujemy na co dzień, jest tu w dużej mierze nieprzydatne. Siła palców? Zapomnij. Stanie na mikrostopniach i świetne wyczucie równowagi w płycie? A po co? Początki wymagają wiele pokory.
Dużo prościej wycofać się do tego, co znamy, w czym jesteśmy dobrzy i po jednorazowych próbach często właśnie tak się dzieje. Bądźmy dla siebie wyrozumiali i przyjmijmy za normę to, że ucząc się nowej techniki, początkowo będziemy wspinać się po drogach o dużo niższych wycenach niż normalnie, a i tak będą się one wydawały kosmicznie trudne. Pomyśl ile dni i godzin poświęcasz na trening, a potem zastanów się jaki ułamek tego czasu poświęcony został rysom. Dalej dziwisz się, że wydają się tak trudne?
W bardzo specyficznych formacjach, jakimi są np. przerysy, różnice w poziomie sportowym niemal zupełnie się zacierają. VI-tkowy offwidth może dać w kość wspinaczowi z cyfrą VI.7 na koncie, podczas gdy kursant, pocąc się, osuwając i staczając walkę życia, jakoś się przez nią przeczołga. Pokonywanie przerys to temat rzeka. Jedno jest pewne – dla każdego, kto nie miał z nimi wcześniej do czynienia będą one równie trudne.
Tak więc niezależnie jaką cyfrę robisz, wyluzuj i pozwól sobie na stopniowe odkrywanie tego świata. Nie ma żadnej presji, poza tą którą sami na siebie nakładamy.
Na dobry początek warto mieć… dużo plastra na rękawiczki do rys. Instrukcje do ich zrobienia znajdziemy w internecie. Rękawiczki do rys można też kupić. Są bardzo przydatne, szczególnie na początku, gdy jeszcze uczymy się właściwej techniki klinowania. Klinowanie może być bardzo bolesne i łatwo zedrzeć skórę z dłoni. W Rudawach, gdzie granit jest bardzo ostry, bez rękawiczek wiele nie zdziałamy.
Koniecznie trzeba zadbać o wygodne buty wspinaczkowe – luźne! Wszelkie za małe o ,,x” rozmiarów szturmowe buty w skały się nie nadają. Tak ciasnego buta nie sklinujemy dobrze w rysie, a nawet jeśli to się uda, to będzie bolesne. Idealne są proste, z niskim czubkiem, który mieści się w cienkich rysach. Dobrze by były to buty na miękkiej gumie i dobrze pracowały na tarcie.
Przydatna będzie koszulka z długim rękawem na przerysy. Opcjonalnie ochraniacze na kostki lub skarpetki. W przerysach najbardziej narażone na obtarcia są plecy, łokcie i kostki. Szczególnie te ostatnie długo się goją i warto je zabezpieczyć.
A co będzie potrzebne poza powyższym? Dużo pokory i entuzjazmu.
Znacznie mniej popularne od sąsiadujących z nimi Sokolików – nawet w długi weekend można w nich znaleźć ciszę i mieć całą skałę tylko dla siebie. Główną zaletą Rudaw jest to, że nie dają wyboru – jedyną opcją przejścia rysy jest… przejście rysy. Krawędzie rys są wyoblone i gładkie, nie ma tam krawądek – pomagajek. Gruboziarnisty granit jest bardzo ostry, więc dobrze jest mieć rękawiczki do rys. Znajdziemy tam rysy wszelkich rozmiarów, a na szczególną uwagę zasługują przerysy. Wyceny są bardzo wyśrubowane, zwłaszcza starych dróg poprowadzonych przez czeskich piaskarzy. Krąży opowiastka, że tam gdzie się dało przejść, ale było bardzo trudno dawali V+, a tam gdzie nie chciało puścić – VI. Wyceny nowszych linii są znacznie bardziej przystępne.
Mimo, że obfitują w formacje rysowe, to by faktycznie coś ze wspinania tam wyciągnąć, trzeba nauczyć się ignorować chwyty poza rysami. Wiele dróg da się przejść ze sporadycznym używaniem rys, nawet jeśli teoretycznie nimi biegną. Odcinki rys są niestety dość krótkie. Skała jest jednak bardziej przyjazna dla skóry niż w Rudawach, a wyceny łagodniejsze. Warto więc właśnie tu zacząć szlify techniki.
Rysy może i nie są dominującą na Jurze formacją, ale jeśli poszukamy, to znajdziemy sporo interesujących propozycji. Oczywiście 99% wspinaczy nie będzie próbowało się klinować i przejdzie bez mrugnięcia okiem po krawądkach dookoła, upierając się przy okazji, że tak jest łatwiej (i czasem…faktycznie jest). Praktykując jednak ,,zasadę ślepoty”, możemy się na Jurze dużo nauczyć. Dużym atutem jest łatwa dostępność, przy wieszaniu wędki czy przehaczaniu drogi. Spora część rys jurajskich jest obita, ze względu na kiepską możliwość asekuracji. Rysy charakteryzują się dużą zmiennością i często trzeba dłuższą chwilę nagłowić się, w jaki sposób najefektywniej pokonać dany fragment. Takie optymalizowanie patentów i próbowanie raz za razem, jest świetną nauką.
Więcej o rysach na Jurze można przeczytać w artykule: Jurajskie dziwadła.
Rysy na sztucznych ścianach
Nie są zbyt popularne, ale dają świetną możliwość zrobienia metrów w rysach, o co tak trudno w polskich skałach. Warto wspomnieć tu, że najtrudniejsza* przerysa w Polsce znajduje się na ściance Poziom450 w Sosnowcu (*najtrudniejsza w moim subiektywnym odczuciu).
Cały artykuł jest wynikiem moich własnych doświadczeń, prób i błędów związanych z przygotowaniem do wyjazdu w Yosemite. Daleka jestem od twierdzenia, że jest to jedyna słuszna i najszybsza droga nauki, jednak tak właśnie wyglądały moje początki w tej dziedzinie.
Dzięki takiej taktyce w ciągu kilku miesięcy udało mi się na tyle opanować wspinanie w rysach, by móc zmierzyć się z klasykami doliny Yosemite, a ostatecznie także z Freeriderem. Udało się, mam więc podstawy sądzić, że była to dobra strategia.
W tekście skupiłam się na początkowych stadiach nauki. Kolejne obejmują:
Wspinanie w rysach jest świetną zabawą i każdego gorąco zachęcam do spróbowania tego. Byle z dystansem do porażek.
Jedni lubią czytać, inni wolą słuchać. Są też tacy, którzy pragną poszerzać swą wiedzę na różne sposoby. Dlatego uruchomiliśmy Górski Podcast 8a.pl, czyli specjalny serwis, pełen ciekawych i inspirujących rozmów z osobami tworzącymi środowisko górskie oraz wspinaczkowe. Znajdziesz tam również audycje, które rzucają dodatkowe światło na zagadnienia poruszone w niniejszym artykule.
Z pewnością zainteresuje Cię rozmowa Piotra Czmocha z Karoliną Ośką o wspinaniu w rysach. Słuchaj jej w serwisach:
Zachęcamy do subskrybowania Górskiego Podcastu 8a.pl i regularnego słuchania oraz oglądania naszych audycji.
#robimywgórach
#robimywpodcastach
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.