Szymon Ziobrowski, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, rozmawia z Piotrem Czmochem w dwudziestym siódmym odcinku Górskiego Podcastu 8a.pl
Czy w Tatrach można wędrować poza szlakiem? Jak dzika przyroda radzi sobie z najazdem turystów? Jak rozwiązać problem przepracowanych koni znad Morskiego Oka? Czy skiturowcom wolno więcej? Zapraszamy do lektury!
Piotr Czmoch: Czy w ostatnim roku nastąpił dalszy wzrost ilości turystów odwiedzających Tatry?
Szymon Ziobrowski: Tak, w 2019 znowu nastąpił przyrost. Nie był on bardzo dramatyczny – nieco ponad sto tysięcy osób – ale znów więcej osób przyjechało w Tatry w porównaniu do lat poprzednich.
Jak ten przyrost wpływa na przyrodę tatrzańską? Czy jest ona w gorszej kondycji niż dwadzieścia, trzydzieści lat temu?
Co ciekawe, jest w lepszej kondycji. W ostatnim czasie wzrosła liczba kozic. Niedźwiedzie mają się dobrze, podobnie świstaki. Na licznych konferencjach jesteśmy stawiani za wzór miejsca, gdzie można godzić intensywny ruch tuyrystyczy z ochroną przyrody. Moim zdaniem fundamentalną zasadą, która sprzyja temu godzeniu jest fakt, że w Tatrach można się poruszać wyłącznie po wytyczonych szlakach. Przestrzegamy tej zasady i zwalczamy wszelkie ruchy poza szlakami. Ta restrykcja jest niezwykle ważna dla utrzymania dostępności Tatr dla wszystkich turystów.
Ruch w Tatrach jest przecież gigantyczny. Czy planuje się zwiększenie zakresu szlaków?
Nie planujemy. Wręcz w ostatnich latach zamknęliśmy niektóre odcinki ze względu na ochronę przyrody. W Tatrach jest 275 kilometrów szlaków – sporo jak na tak mały obszar. Można wejść na niemal każdy szczyt, mamy bardzo długi odcinek graniowy w Tatrach Zachodnich, Orlą Perć, można wejść na Rysy, zatem Tatry są dobrze dostępne, zwłaszcza polska część. Zależy nam na tym, żeby utrzymywać obszary dzikości, gdzie nie ma wielu turystów w bezpośrednim otoczeniu. Stąd jakiś czas temu Słowacy w porozumieniu z nami podjęli decyzję o zamknięciu Bobrowca, ponieważ tam udało się uzyskać dość dużą przestrzeń, głównie dedykowaną drapieżnikom. Musimy tę zasadę utrzymywać, by przyroda mogła swobodnie się rozwijać. Trzeba pamiętać o tym, że gdybyśmy stanęli w jakimkolwiek miejscu Tatr i zastanowili się, jaka odległość dzieli nad do najbliższego szlaku, to w ponad dziewięćdziesięciu procentach jest to odległość mniejsza niż jeden kilometr. Z tego wniosek, że gęstość szlaków jest bardzo duża. Oczywiście czasem nie chodzi o odległość, ale bardziej o niedostępność terenu w sąsiedztwie, bo pewnie Dolina Strążyska do Giewontu w linii prostej to mniej niż kilometr, ale dostać się tam stamtąd trudno. Chcemy zapewnić turystom pełny dostęp do Tatr. Gdyby liczebność kozic, świstaków albo niedźwiedzi zaczęła spadać, musielibyśmy podjąć bardziej radykalne działania. Dlatego wolimy trzymać się tych zasad, aby zapewnić dostępność do Tatr.
Czy nie jest tak, że największy ruch kanalizuje się na najbardziej popularnych szlakach, czyli w dolinach Tatr Zachodnich oraz na Morskie Oko?
Rzeczywiście największy ruch odnotowujemy na Morskie Oko oraz w kierunkach, których początkiem są Kuźnice. Do tego dokłada turystów kolejka, która szybko i sprawnie wywozi ich w góry no i Dolina Kościeliska. Są też takie chwile, jak szczyt kwitnienia krokusów, gdy Dolina Chochołowska jest mocno oblegana. Jest to zarazem wada i zaleta. Wada z perspektywy socjologicznej – turyści muszą doświadczać bardzo dużego zagęszczenia i to na pewno wpływa na ich percepcję otoczenia. Jednak z przyrodniczego punktu widzenia lepiej jest, gdy turyści koncentrują się na takich trasach jak droga do Morskiego Oka, która jest asfaltowa, a więc o bardzo trwałej nawierzchni i nie następuje tu erozja pokrywy roślinno – glebowej. Ostatnio z racji obostrzeń epidemiologicznych zastanawialiśmy się, jak ten ruch turystyczny rozrzedzić, ale im dłużej ta sytuacja trwa, tym bardziej dochodzimy do wniosku, że rozprzestrzenienie turystów i skierowanie ich w miejsca rzadziej uczęszczane po pierwsze byłoby trudne z racji socjologicznych, bo ludzie idą do Morskiego Oka z konkretnych powodów, po drugie z przyczyn technicznych – ostatecznie odstąpiliśmy od tego pomysłu.
Czy może zdarzyć się tak, że z powodu rosnącej liczby turystów okaże się konieczne ograniczenie im wstępu? Wydaje się, że jeśli tendencja wzrostowa się utrzyma, to Tatry po prostu nie przyjmą takiej liczby ludzi…
W teorii zarządzania ruchem turystycznym są takie pojęcia jak pojemność, czyli fizyczna zdolność szlaku do przepuszczania turystów. Wydaje mi się, że ta przepuszczalność jest spora i Tatry mogłyby przyjąć zdecydowanie więcej turystów. Teoretycznie jednak jest możliwość ograniczenia ruchu. Musiałoby dziać się coś istotnego w ochronie przyrody. Mam tu na myśli czołowe gatunki tatrzańskie, czyli kozicę i świstaka, ale także duże drapieżniki: niedźwiedzia, wilka i rysia. Gdybyśmy zaobserwowali, że z tymi gatunkami dzieje się coś niedobrego, to wówczas pewnie zaczęlibyśmy się nad tym zastanawiać. Wiemy jednak, że limitowanie jest najbardziej drastycznym środkiem jeśli chodzi o zarządzanie ruchem turystycznym. Amerykanie odkryli to już jakiś czas temu i wiedzą, że jest to bardzo trudno wdrażać i niewiele jest przypadków, gdy to się udało zrobić. Istnieje cały szereg innych taktyk, działań, które można podejmować, by tym ruchem lepiej zarządzać. Podstawową taktyką jest kanalizowanie ruchu turystycznego. Zatem teoretycznie można by ograniczać ruch, ale nie ze względu na liczbę osób, lecz na jakiś problem przyrodniczy.
W porównaniu z ruchem turystycznym w Tatrach, w parku narodowym Yosemite tego ruchu praktycznie nie ma, a i tak wstęp jest reglamentowany. Czy nasze zwierzęta przyzwyczaiły się do ludzi? Czy może raczej przyzwyczaiły się unikać ludzi?
Wprowadziłbym tu pewne rozróżnienie. Przypadki limitowania dostępu ze Stanów, które znam, dotyczą strefy poza szlakami. Mamy umowę partnerską z Rocky Mountain National Park, stąd wiem, że tam nie ma limitu na szlakach, natomiast pojawia się on, gdy ktoś chce iść poza szlak – jest taka możliwość, ale liczba zezwoleń jest ograniczona. Bierze się to stąd, że zbyt duża ilość osób poza szlakami to większe ryzyko kontaktu z dużymi drapieżnikami, w szczególności z niedźwiedziem. Ale chodzi też o ilość fekaliów, które turyści zostawiają.
Moich kolegów wspinaczy szalenie irytuje zakaz chodzenia latem po szlakach tarzańskich nocą. Skąd ten zakaz?
Bierze się to stąd, że noc jest porą, gdy musimy oddać przestrzeń gór jej odwiecznym mieszkańcom. Kontakt człowieka ze zwierzęciem zawsze podnosi u fauny poziom stresu i zmusza do wycofania. Wiem, że ta frustracja głównie dotyczy dojścia do Taboru. Nie ma się co oszukiwać – część osób przyjeżdża w Tatry w piątek, po pracy i nie ma możliwości dostać się tam wcześniej. Pytanie: co jest ważniejsze. Nasza wygoda, nasz system gospodarowania czasem, czy powód, dla którego powołano park narodowy? Część niedźwiedzi ma obroże telemetryczne, stąd wiemy, że niejednokrotnie czekają, żeby przejść z jednej strony szlaku na drugą. Mamy takie informacje czy to z Morskiego Oka, czy z Doliny Kościeliskiej. Rozumiem tę złość wspinaczy, ale może trzeba inaczej planować przyjazdy? Może warto poświęcić jeden dzień urlopu, żeby przyjechać w Tatry wcześniej?
Ale weekend ma tylko dwa dni…
Więc może warto wziąć urlop na piątek? Albo wziąć pracę zdalną do pociągu i przyjechać wcześniej?
A nie byłoby zasadne pozwolenie na chodzenie powyżej schronisk? Na przykład ktoś chce sfotografować wschód słońca na szczycie. Może iść?
Nie może, ponieważ obowiązujące reguły zabraniają tego. No chyba że chce to ktoś zrobić w zimie. Brak restrykcji w zimie bierze się stąd, że wówczas zmrok zapada dużo wcześniej. Podszedłbym tu ze zrozumieniem i szacunkiem dla pierwotnych mieszkańców Tatr – pewne restrykcje obowiązują po to, by Tatry były dostępne. Dlatego powściągałbym swoje wewnętrzne potrzeby, które czasem nie wiadomo czemu służą. Mam poważne wątpliwości, czy z perspektywy ogólnospołecznej zrobienie zdjęcia i pochwalenie się nim w mediach społecznościowych jest wartością.
Teraz jest taka tendencja, żeby nie oznaczać na instagramie czy na facebooku miejsc wykonania zdjęcia, by nie ściągać tam następców. Bo przecież ludzie chcą być w tych ładnych miejscach .
Prawda jest też taka, że jeżeli się pojawiają w sieci zdjęcia na przykład z biwakowania, to straż parku podejmuje wówczas działania zmierzające do tego, żeby takiego chwalącego się utemperować. Mówiłem już o tym w poprzednim podcaście. Jesteśmy dorośli, możemy robić co chcemy, więc jeśli ktoś łamie zakaz, musi liczyć się z konsekwencjami.
Czy nie masz wrażenia, że ludzie przyjeżdżają do Zakopanego i idą w góry z nudów? Czy nie lepiej byłoby zorganizować więcej atrakcji w mieście, żeby ich niejako odciągnąć od gór? Brak jest zagospodarowanego ruchu turystycznego w ujęciu globalnym.
Nie dysponuję pełną wiedzą co do działań miasta Zakopane czy okolicznych wsi w zakresie zagospodarowania czasu wolnego. Natomiast trzeba sobie zdawać sprawę, że turyści przyjeżdżają na Podhale dla Tatr. Gdyby nie góry, raczej nikt by tu nie przyjechał. Góry są kluczową wartością tego regionu wraz z całą kulturą, która się wokół nich wytworzyła. Co do atrakcji: jeszcze paręnaście lat temu nie było basenów termalnych, parków linowych. Tymczasem teraz powstają, niestety również za wejściem do Doliny Chochołowskiej, na Siwej Polanie. Takie atrakcje powinny pojawiać się poza Tatrami. Problemem są ścieżki rowerowe – zaczęły powstawać w gminie Czarny Dunajec w ramach szerszego projektu budowania tras rowerowych wokół Tatr. Mamy projekt stworzenia ścieżki rowerowej z Wierchu Porońca, bo przejazd rowerem drogą asfaltową bywa karkołomny ze względu na nasilony ruch samochodowy. Mamy pozwolenie na to działanie, natomiast w tym roku nie udało się pozyskać źródła finansowania dla jego realizacji, a nie mamy na tyle dużych środków własnych. Pojawiają się więc inicjatywy, by tę infrastrukturę rozbudowywać, ale jest to kwestia finansów. Nagle trzeba wykonać sporo ścieżek rowerowych, bo przez wiele lat zaniedbywano tę kwestię, nastawiamy się więc na środki zewnętrzne, a one nie zawsze się pojawiają. Oferta nie rozwija się w takim tempie, w jakim powinna, aczkolwiek z czasem będzie coraz lepiej.
W tej chwili w Tatrach można dojechać do schroniska w Dolinie Chochołowskiej…
Można też jeździć Drogą Pod Reglami, na Halę Gąsienicową – choć wjazd jest dość karkołomny. Ta droga będzie remontowana w tym roku. Same szlaki tatrzańskie nie są zbyt wdzięczne jeśli chodzi o jazdę rowerem. Gdybym był turystą, wolałbym iść pieszo niż jechać rowerem za wyjątkiem Doliny Chochołowskiej. Wybrałbym ścieżki w rejonie Czarnego Dunajca albo pojechał na wschód, w kierunku Rzepisk – są tam naprawdę piękne trasy. Można też pojechać na Słowację – jest tam praktycznie zerowy ruch samochodowy. Centralnie w rejonie Tatr czy w Zakopanem tych ścieżek praktycznie nie ma.
Dawniej wspinacze, biwakując na Taborze, jeździli rowerem na zakupy. Teraz nie wolno już jeździć do Morskiego Oka rowerem. Skąd ten zakaz?
Wiąże się on z dużym ruchem na drodze do Morskiego Oka. Jeżdżą tam czasem samochody, są wozy konne, turyści piesi. Gdybyśmy tam wprowadzili rowery, do tego wziąwszy pod uwagę popularność rowerów elektrycznych, prędzej czy później doszłoby do wypadku. Zresztą zakaz ten został wprowadzony właśnie po wypadku. Wiele osób zachowywałoby się odpowiedzialnie, ale trafiły by się także nieodpowiedzialne jednostki. Poza tym istnieje kolizja mentalna między pieszymi a rowerzystami, a tam nie byłoby możliwości ich odseparować.
Przywołałeś kwestię koni. Jest to bardzo kontrowersyjny temat. Pojawia się mnóstwo apeli o zakazanie tego procederu. Zdziwiłem się niezmiernie, gdy dotarłem do Twojej wypowiedzi, iż TPN nie jest zarządcą tej drogi i nie może decydować o tym, czy konie tam jeżdżą.
Formalnie rzecz ujmując, droga do Morskiego Oka jest podzielona na dwie części. Odcinkiem od szlabanu do Włosienicy zarządza Powiat Tatrzański i obowiązują tam takie same zasady jak na drogach publicznych. Od Włosienicy do Morskiego Oka jest to nasza droga wewnętrzna. Na kwestię transportu konnego nie można patrzeć wąsko. Ścierają się tam interesy trzech jednostek, to jest Parku, Powiatu i wozaków, a sporą grupą zainteresowanych są sami turyści. Wielu z nich korzysta z tej formy transportu. Stoją w kolejkach do zasiągów, a w zeszłych latach były nawet sytuacje, że turyści wyrażali oburzenie faktem, że transportu nie ma, bo wozy kursują do określonej godziny. A że droga była oblodzona, czekali i wymuszali działania wspomagające z naszej strony czy ze strony TOPRu. Sytuacja jest trudna z tego względu, że uważa się, że konie są zbyt mocno eksploatowane. W 2009 roku był przypadek konia Jordka, który padł na drodze. Od tego czasu wykonaliśmy naprawdę dużo pracy i transport konny został ucywilizowany na ile to było możliwe. Wozaków obowiązują spore restrykcje. Znacznie zwiększyli liczbę koni, by częściej się wymieniały. Są także zasady dotyczące czasu odpoczynku konia czy liczby przejazdów w ciągu dnia. Poza tym konie przechodzą coroczne badania i naprawdę bardzo niewielki odsetek tych zwierząt jest wycofywany z pracy. W 2019 roku były to trzy – cztery osobniki na ponad 300 pracujących koni. Dodatkowo cały czas pracujemy nad wozem ze wspomaganiem elektrycznym. Niestety wirus spowodował, że prace w tym roku się opóźniły, ale mamy zapewnienie od wykonawcy, że drugi prototyp (pierwszy się niefortunnie spalił) zostanie wreszcie wyprodukowany i przetestowany. Przykład rowerów elektrycznych pokazuje, że to może działać. Trzeba też pamiętać, ze transport konny zapewnia pracę kilkuset osobom z gmin, z których rekrutują się wozacy.
Wspomnieliśmy o Taborze. Jest to obozowisko dla wspinaczy, taterników, zlokalizowane opodal Włosienicy. Czy nie byłoby fajnym pomysłem zrobienie takich obozowisk dla turystów na wzór amerykański? Baza noclegowa w Tatrach jest bardzo mała i latem może by to ją trochę wspomogło?
Przyrównywanie Tatr do gór Ameryki to jak porównywanie Tatr do Alp. Można by prędzej porównać do Alp całe Karpaty. Te porównania są totalnie nieuprawnione choćby patrząc na mapę hipsometryczną. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na bardziej intensywną eksplorację Tatr, to zawężamy przestrzeń dla dzikich zwierząt. Uważam, że byłaby to strata. Wyjątkowość Tatr polega na tym, że są małe i ze względu na ich budowę geologiczną można na niewielkich odcinkach doświadczać totalnie różnych krajobrazów. Nie znam miejsca w Tatrach, gdzie trzeba by wędrować wiele godzin do najbliższego noclegu. Można wybrać taką kombinację szlaków, która wymusi nocleg w schroniskach, ale równie dobrze można zejść do Kościeliska czy Zakopanego i tam przenocować. Tatry są bardzo małe, więc nie ma potrzeby tworzenia nowej infrastruktury. Obecna i tak jest już przesadzona.
Moje pytania nie wynikają stąd, że jestem zwolennikiem udostępniania Tatr. Wręcz odwrotnie: uważam, że jeśli nadal będziemy tak postępować, jak teraz, to wszystko zniszczymy. Coraz więcej osób próbuje żyć aktywnie i to dobrze, ale nie możemy udawać, że jest to neutralne dla przyrody. Wspomniałeś o parku linowym na Siwej Polanie w Dolinie Chochołowskiej. Rozumiem, że nie macie na to wpływu?
Ten teren jest poza parkiem, na terenie prywatnym. W ogóle to, co się dzieje na tym obszarze, napawa mnie pesymizmem. Ale mam nadzieję, że zacznie się to zmieniać, bo gmina Kościelisko wprowadza, podobnie jak inne gminy, inicjatywy mające zapobiegać inwestycjom związanym na przykład z budową małych domków rekreacyjnych. Sporo tych inwestycji jest realizowanych przez osoby spoza Podhala. Ich ilość zaowocowała wprowadzeniem różnego typu ograniczeń, które uderzą w osoby, które z dziada pradziada mają nieruchomości na terenie Podhala. Mamy wolny rynek, ale dla mnie jest to kompletny brak poszanowania dla tej zielonej przestrzeni, którą tu mamy i która jest dużą wartością tego miejsca. Budowa kolejnych domków na wynajem czy parków linowych w granicach Tatr jest totalnym nieporozumieniem.
Tym bardziej, że więcej klientów byłoby pewnie na zewnątrz tej doliny.
Ale zapewne tak się zdarzyło, że ktoś tam miał działkę i uznał, że inwestycja się opłaci. Trzeba próbować zrozumieć, że ktoś ma nieruchomość i chciałby, żeby przynosiła ona dochody. Powinny obowiązywać mechanizmy stosowane czasem przez Amerykanów: jeśli masz działkę w atrakcyjnym miejscu, to nie używaj jej i w zamian dostaniesz rekompensatę. Im więcej tej infrastruktury się pojawia, tym bardziej to niektórych wkurza i wybierają inne destynacje, jak choćby Słowacja. Zresztą na Słowacji powstaje sieć tras narciarskich i to też jest dla mnie kierunek wątpliwy, ale jest tam sporo terenów dziewiczych, gdzie tego typu dziadostwa po prostu nie ma.
Obawiam się, że przyjdzie czas, gdy góry zostaną całe zastawione tymi domkami.
Co gorsza, to są często potworki architektoniczne. Próbuje się przenieść styl zakopiański na tak małą formę, a tego się nie da i powstają szkaradziejstwa bez żadnych proporcji. I to jest przerażające, bo ten styl zaczyna dryfować w kierunku, w którym nigdy by normalnie nie poszedł.
Wspomniałeś o narciarstwie. Rejon Kasprowego Wierchu to jedyne miejsce w Polsce, gdzie można pojeździć na nartach w terenie, powiedzmy, wysokogórskim. Planujecie wydawać zezwolenia na naśnieżanie stoków?
Jesteśmy w trakcie rozmów z Polskimi Kolejami Linowymi w kwestii planowanych tam inwestycji. Pozostajemy otwarci na to, żeby przebudować kolej krzesełkową w Kotle Goryczkowym – to nie budzi większych kontrowersji, wyciąg jest już bardzo stary i utrzymywanie go do śmierci technicznej jest nonsensem. Natomiast spore obiekcje rodzi kwestia naśnieżania. Jest to związane z dużą ingerencją w przyrodę w momencie budowy tej infrastruktury, z hałasem, z zaleganiem pokrywy śnieżnej. Jako osoba prywatna uważam, że Kasprowy jest miejscem, gdzie zimą łatwo wyjść na trening na skiturach i najprzyjemniej jest, kiedy ta cała infrastruktura narciarska nie działa. Gdyby stanęły tam armatki, to poczułbym się jak na trasie narciarskiej w Alpach. Wolałbym, żeby tego w Tatrach nie było, ale moja prywatna opinia nie może się przekładać na relacje z PKL. Dlatego mamy cały zespół odpowiedzialny za badania i monitoring i próbujemy nasze decyzje wypośrodkować.
Jest jeszcze kwestia gromadzenia wody. Czy, generalnie rzecz ujmując, w Tatrach jest mniej opadów?
Nie znam danych, z których by wynikało, że w Tatrach jest mniej wody. W górach klimat się zmienia wraz z wysokością i nas problemy z suszą nie dotykają. Może cztery lata temu była taka sytuacja, kiedy bardzo długo nie padało i wtedy faktycznie poziom wody w stawach się obniżył, ale to była incydentalna sytuacja. Na wiosnę w tym roku było suchawo, ale ostatnio ponad tydzień intensywnie padało. Woda wprawdzie szybko spływa w głąb kraju, ale jest jej dużo.
Czy można pić wodę z cieków wodnych w Tatrach?
Generalnie tak, ale trzeba pamiętać, że woda z części krystalicznej Tatr nie zdąży się jeszcze zmineralizować i może mieć skład podobny do wody destylowanej. Może się więc okazać, że odwadniamy się, pijąc taką wodę.
Zasady w Tatrach są takie, że możemy uprawiać skituring po szlakach turystycznych. Jest też kilka żlebów, jak Honoratka czy Hińczowa, którymi można zjeżdżać, mimo iż nie ma tam szlaku. Czy myślicie o zwiększeniu ilości miejsc, gdzie skiturowcy mogą działać legalnie?
Póki co nie przewidujemy tego. Już to, co jest, było wyjściem poza zakładany zakres udostępniania terenu. Decyzja w tej sprawie została podjęta dwa lata temu i głównie po to, żeby uciąć domniemania, na ile narciarstwo skiturowe przenika się ze wspinaniem. Trasy wymienione są ekstremalne, niewiele osób potrafi to zrobić, ale nie chcemy, by presja na przyrodę zimową była większa niż to, co uzgodniliśmy, bo to i tak było wyjście poza wypracowany przez wiele lat status quo. Tutaj także balansujemy między dostępnością a dobrostanem fauny. Wiemy bowiem z badań, że narciarstwo skiturowe oddziałuje na kuraki czy kozice. Szybko przemieszczający się narciarz może wejść w kontakt z jakimś gatunkiem i wywołać w nim stres.
Jeśli więc ktoś czytał książkę „W stronę Pysznej” i chciałby zwiedzić tę dolinę zimą, to nie ma co na to liczyć.
To jest obszar, który był objęty ochroną rezerwatową jeszcze przed utworzeniem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Jest to jeden z „mateczników” , przestrzeń dedykowana różnym gatunkom zwierząt.
Za co najczęściej strażnicy TPN wręczają turystom mandaty?
Głównie za zejście ze szlaku. To jest podstawowa przyczyna udzielania mandatu. Żałuję, że tak trudno jest wlepić mandat za śmiecenie, bo to jest jedna z najgorszych rzeczy, jakie obserwujemy w Tatrach.
Też jesteśmy uczuleni na kwestię śmieci. [Pisaliśmy o tym wiele razy na łamach 8academy, prowadzimy także akcję #Nieśmiećgościu]. Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: jesteśmy trochę narodem śmieciarzy. Ale teraz, gdy wiele podmiotów prowadzi działania edukacyjne, czy można zauważyć, że ilość śmieci na szlakach się zmniejsza?
Najbardziej problematycznym miejscem w Tatrach jest droga do Morskiego Oka – tam śmieci jest i było sporo, ale wydaje mi się, ze w części wysokogórskiej śmieci jest mniej, bo jest tam dużo więcej świadomych turystów. Obserwujemy lekki trend spadkowy, jeśli chodzi o śmieci, ale zauważyłem, że sporo turystów kupuje, a potem wyrzuca gdzie popadnie małe butelki alkoholu. Wzdłuż drogi do Morskiego Oka jest tego mnóstwo. W 2019 toku dwukrotnie obserwowałem ilość osób nietrzeźwych na drodze do Morskiego Oka i aż mnie to przeraziło. Zgodnie z obowiązującymi przepisami w Tatrach nie wolno spożywać alkoholu poza schroniskami i z moim zastępcą postanowiliśmy intensywnie zająć się tym zagadnieniem. Jest z tym kłopot, bo jest gdzieś zakorzeniona legenda, ze wzięcie puszki piwa na szczyt i wypicie go jest normą. Musimy przyjrzeć się temu, jakie reguły obowiązują w naszym kraju. Dlatego uznaliśmy, że trzeba dać turystom czas na zapoznanie się z tymi regulacjami, ale będziemy już bardziej restrykcyjnie do tego podchodzić. Obserwujemy bowiem zbyt dużą ilość nietrzeźwych turystów. Może to wynika stąd, że w Tatrach jest coraz więcej osób i prawdopodobieństwo spotkania nietrzeźwego rośnie.
Co myślisz o imprezach masowych w Tatrach? Na przykład Sylwester pod Tatrami?
Samo Zakopane to teren poza parkiem, więc jeśli samorząd podejmie decyzję o organizacji takiej imprezy w Zakopanem, to jest to ich decyzja. Jeżeli nie ma petard, jeżeli ograniczy się propagację dźwięku w stronę Tatr to jest to sytuacja akceptowalna. W tym roku przeprowadzaliśmy pomiary dźwięku i okazało się, że jeśli impreza odbywa się na Równi Krupowej, to nie ma to większego znaczenia dla Tatr. Na pewno kontrowersje będą budzić sytuacje, gdy te imprezy są organizowane z bezpośrednim sąsiedztwie Tatr czy wręcz w granicach Tatr. Rozmawiamy choćby z organizatorami Pucharu Świata w Skokach Narciarskich. Nie należy doprowadzać do sytuacji wybudzenia niedźwiedzia z gawry, bo potem taki niedźwiedź pojawia się na szlaku, może być słaby, może się potykać, doznawać obrażeń i pojawia się problem.
Chciałbym jeszcze zapytać o wspinanie. Kiedyś można się było wspinać w paśmie regli na Kogutkach, na Jasiowych Turniach. Czy planujecie w najbliższym czasie przywrócenie tam możliwości wspinania?
W tym momencie są dwa miejsca w rejonie Doliny Lejowej: Jaroniec i ścianka u wlotu Doliny Lejowej. Dwa lata temu udostępniliśmy ścianę w rejonie Ku Dziurze i to był kompromis, poprzedzony długimi konsultacjami. Wydaje się, że ściana w okolicach Dziury jest na tyle wymagająca, że można się tam realizować sportowo, zaś w rejonie Kogutków za wiele taternictwa nie ma, o ile to w ogóle można nazwać taternictwem. Jest wiele rejonów w bliskim sąsiedztwie, gdzie można się realizować.
Czy wiele jest osób, które próbują kąpać się w Morskim Oku?
Zdarzają się takie incydenty. Reagujemy na nie. Nie jest to historia warta pochylenia się. Czasem przyjeżdżają turyści z zagranicy, nie zdają sobie sprawy, co wolno, a czego nie.
O co chciałbyś poprosić turystów odwiedzających Tatry?
O to, żeby nie śmiecili. Dokłada nam to pracy i bardzo razi z estetycznego punktu widzenia. Często widać, że te śmieci są celowo wpychane pod kamienie. Z drugiej strony jest też grupa turystów, która śmieci zabiera ze sobą oraz taka, która reaguje, zwraca uwagę śmiecącym. Zrobiłem kiedyś eksperyment – rzuciłem butelką obok przechodzących turystów i zwrócono mi uwagę.
Fajnie byłoby apelować do turystów, żeby sprzątali.
Mógłby wówczas powstać model samooczyszczających się Tatr. Jeżeli bardziej wrażliwi turyści sprzątaliby śmieci, nie musielibyśmy wówczas organizować sprzątania szlaków wysokogórskich. Nie chodzi jednak o to, by propagować porzucanie śmieci, bo ktoś je zbierze. Najważniejsze to móc cieszyć się Tatrami, a będzie to możliwe wówczas, gdy balans między udostępnianiem a ochroną przyrody będzie zachowany. Jednocześnie apeluję o zrozumienie: restrykcje są po to, by cieszyć się przyrodą Tatr: świstakiem, kozicą czy niedźwiedziem. Jeśli będziemy podchodzić do tego obszaru z dużą wrażliwością, to będziemy także cieszyć się z kontaktu z przyrodą.
Dziękuję za rozmowę.
Zobacz także pełną relację wideo z rozmowy:
Zachęcamy do słuchania Podcastu Górskiego 8a.pl. Pełna wersja rozmowy dostępna jest za pośrednictwem serwisów:
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.