W poszukiwaniu adrenaliny, niezwykłych doznań i egzotyki podróżujemy na drugi kraniec świata, mierząc się z wyzwaniem, pogodą, samym sobą, a czasami brakiem funduszy i czasu, który pozwoli nam na takie wyprawy. Tymczasem tuż za miedzą znajduje się górski raj, który każdemu fanowi gór może zaoferować iście podniebne doznania. Słowacja to, bez dwóch zdań, kraj warty odkrycia. Ja za każdym razem znajduję tu coś nowego.
Może nie jest tak egzotycznie, może nie ma aż tak rozległych przestrzeni pozbawionych ludzkiej cywilizacji, może góry, nie aż tak wysokie, ale gdybym miał wskazać kierunek, który najczęściej wybieram na krótkie, 2-4 dniowe wypady, to byłaby z pewnością Słowacja. I nie mam tu bynajmniej na myśli tylko i wyłącznie Tatr. Taki sposób myślenia o górach Słowacji (które nomen omen zajmują 72% powierzchni kraju!) jest dla mnie krzywdzący i wiele ujmuje tutejszemu krajobrazowi. Różnorodność pasm oraz bogactwo kulturowe, jakie oferuje kraj naszych południowych sąsiadów, żadnego miłośnika pionowych doznań nie powinny pozostawić obojętnym. Dlaczego więc warto wybrać się tutaj na krótszy (albo i dłuższy) wypad? Powodów jest sporo. Przewrotnie, ten główny zostawiłem na koniec.
Tak, wiem że w Alpy dojadę ze Śląska w 6 godzin. Tak, wiem, że samolotem nawet na drugi kraniec Europy opłaca się jechać na przedłużony weekend. Ale czy z Austriakiem porozmawiam przy ognisku tak samo szczerze jak ze Słowakiem? A czy za austriackie piwo zapłacę tyle samo co za zmrożonego Zlatego Bażanta? Fakt, w Słowacji nie jest już tak tanio jak kiedyś (gdzie te czasy, gdy za sznapsa w słowackiej knajpie płaciło się złoty pięćdziesiąt ;), ale w porównaniu do Europy Zachodniej czy części Bałkanów ceny są często niższe. A odkąd w Polsce i na Słowacji poprawiły się drogi, w północne części tego niewielkiego kraju można nawet z centralnej Polski dojechać w 5 godzin.
Nie wiem czy wy też tak macie, ale gdy jestem w Czechach znacznie częściej czuję dystans, jakąś barierę między braćmi Słowianami. Oczywiście generalizuję odrobinę, bo nie jest tak zawsze i Czesi są ogólnie bardzo sympatyczni, ale na Słowacji dystansu nie doświadczyłem nigdy. A jeżdżę tam od 15 lat. Ludzie są tutaj serdeczni i naprawdę pomocni. No dogadujemy się z tym narodem co by nie mówić. I z pewnością ułatwia to również podobieństwo naszych języków. Bo o ile w Czechach nie można „szukać” wyrafinowanych metafor, o tyle na Słowacji dużo łatwiej o zrozumienie. Może to dlatego, że ich bohater narodowy ma dla nas niezapomnianą twarz (i tors) nieodżałowanego Marka Perepeczko? A może to wspaniałe góry, które łączą raczej nasze narody od setek lat i nigdy nie były tak naprawdę granicą?
Schronisk w naszym rozumieniu nie ma na Słowacji dużo (poza Tatrami). Te, które są, często mają charakter albo górskich hotelików, albo wprost przeciwnie samowystarczalnych schronów, w których samemu trzeba napalić, naznosić drewno i pościelić sobie na twardej pryczy. I właśnie za te drugie, kocham te góry! Bo dla wędrowców przemierzających szlaki z plecakiem, nie potrzeba nic więcej, niż ciepły kąt z dala od cywilizacji. A jeśli chcemy odrobinę luksusu i podróżujemy większą grupą lub z dziećmi, to Słowacja jest tym bardziej idealna. Mam wrażenie, że co drugi Słowak oprócz swojego domu posiada jeszcze drugą chatę, którą wynajmuje turystom. Jeśli planujecie wypad na kilka dni, w jedno lub dwa pasma, z bazą na wieczorne rozmowy przy kominku lub ognisku, to nie ma lepszej opcji, niż wyszukanie dla siebie chaty. Cenowo i pod względem wygody, to zdecydowanie najlepsza opcja na Słowacji. Serwisów podobnych do tych niżej znajdziecie w sieci dziesiątki. Chociażby z tej przyczyny jakoś nie rozważałem nigdy na Słowacji spania pod namiotem.
Przydatne adresy stron z chatami:
Wielką zaletą niewielkiej Słowacji jest jej bogactwo kulturowe. O ile słowacka kuchnia, w przeciwieństwie do słowackiego alkoholu, ze względu na swoją tłustość nie każdemu przypada do gustu – ja akurat uwielbiam pierogi z bryndzą, haluszki, czarnohorski rezeń czy czesnakowa polievkę – o tyle atrakcji kulturalnych nie sposób lekceważyć. Skupiając się tylko i wyłącznie na północnej części kraju, gdzie gór jest najwięcej, można sobie zrobić całkiem niezłe tour de średniowiecze. Słowacja to prawdziwa perełka jeśli chodzi o ilość zamków i warownych grodów. A wszystkie one znajdują się praktycznie w samych górach lub u ich podnóża.
Wystarczy tylko wymienić kilka najbardziej znanych, żeby spokojnie zaplanować sobie czas na deszczowe dni albo na odpoczynek między kolejnymi szczytami.
A na deser można na przykład odwiedzić piękne zachowane średniowieczne miasta w Lewoczy (okolice Słowackiego Raju) i Bardejowie (okolice Beskidu Niskiego i Cergova). A gdyby ktoś nad średniowieczne mury przekładał piękno folkloru to koniecznie musi odwiedzić wieś Vlkolínec wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a położoną między Wielką Fatrą a Niżnymi Tatrami. To prawdziwa perełka, która daje wyobrażenie o tym, jak wyglądały kiedyś wioski ukryte w Karpatach.
A gdyby ciągle było wam mało, albo deszczowa pogoda dalej dawała się we znaki zostają jeszcze ciepłe źródła rozsiane po całej Słowacji, albo zejście do podziemi. Warto szczególnie odwiedzić:
Nawet jeśli z naszej listy usuniemy tym razem wyjątkowo Tatry, które umówmy się, są zupełnie poza kategorią, to w północnej części kraju – bo tu mimo wszystko najbardziej opłaca się wpaść na przedłużony weekend – zostaje nam jeszcze wiele ciekawych pasm. Każde z nich to temat na odrębny post (jeśli nie posty), w tym miejscu postaram się więc tylko o słowny drogowskaz, który zachęci do postawienia pierwszych kroków w poszczególnych pasmach. O szczegółach napiszemy następnym razem. Na początek, poza Tatrami rozważyłbym wycieczkę, w którymś z poniższych kierunków.
Jestem w tych górach totalnie zadurzony. Byłem tu już kilka razy i ciągle urzeka mnie ich różnorodność. Na północy, na szczytach Rozsutców (Mały – 1344 m n.p.m i Wielki – 1609 m n.p.m.) można się trochę powspinać i poczuć jak w Tatrach albo w Dolomitach. Trochę dalej na południu rozpościera się przed nami piękny graniowy szlak, z widokami na wszystkie strony i najwyższym w całym paśmie Wielkim Krywaniem ( 1709 m n.p.m), na który omen omen można wjechać kolejką z Doliny Vratna.
Druga część pasma, oddzielona Doliną Wagu – tzw. Mała Fatra Luczańska, jest niższa i bardziej lesista, ale urzeka pięknymi łąkami w okolicach Martińskch Hal, gdzie znajduje się najwyższa w tej części Velka Luka („Wielka Łąka – 1476 m n.p.m).
Więcej informacji na temat tego pasma znajdziecie w artykule Karola Nienartowicza.
No i nie można też zapomnieć o Janosikowych Dierach, czyli szlakach w okolicach Terchovej prowadzących wąwozami rzek. Czekają nas tu liczne mostki, wodospady i kładki (niestety często również liczne wycieczki szkolne). A dlaczego Janosikowe? Bo właśnie w tej miejscowości urodził się Juraj Janosik, jego pomnik można oglądać w Terchovej.
Choć niższe, to w nazwie większe. I równie piękne. Skałek jest tu mniej, lecz te które są, też są niezwykłe. Ale to, co jest znakiem rozpoznawczym tych gór, to rozległe połoniny. Kriżna, Ostredok, Płoska, Borisov z klimatycznym schroniskiem – górskie łąki na tych szczytach o każdej porze roku wyglądają inaczej. Można w tych górach poczuć dzikość bliską temu, co ciągnie chociazby w góry Rumunii.
Po Tatrach i Fatrze to zdecydowanie drugie pod względem piękna pasmo Słowacji. No i największy park narodowy kraju. Choć znaczna część ruchu turystycznego skupia się w okolicach wspomnianej wcześniej doliny Demianowskiej i najwyższych szczytów Dumbier (2046 m n.p.m.) i Chopok (2024 m n.p.m.) to długość pasma pozwala znaleźć ciszę i odosobnienie. A do tego niezwykłe widoki. Graniówka na całej długości od znajdującej się na wschodzie Kralovej Holi (1946 m n.p.m.) do Wielkiej Chochuli na zachodzie (1753 m n.p.m.) zajmuje sprawnemu piechurowi około 4 dni i oferuje niezwykłe doznania widokowe. Niżne z każdej strony otoczone są innymi górami, z najbardziej majestatycznymi Tatrami na północy, jest więc tu na czym oko zawiesić i gdzie maszerować.
Na wschodzie Niżne Tatry sąsiadują z krainą, którą ciężko nazwać górami. Słowacki Raj to krasowy płaskowyż położony na wysokości 800 – 1000 metrów, ale gwarantuje, że przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi natury i wspinaczki. Chodzi się tu głównie wąwozami, pokonując drabinki (szczególne wrażenie robi ta nad Wielkim Wodospadem), schodki a nawet podwieszone nad rzeką platformy (szlak przełomem Hornadu). Choć wybitnie widokowych miejsc nie ma tu dużo, to na pewno każdy zapamięta wizytę na znajdującej się nad przepaścią skale – Tomasovsky vyhlad. Emocji w Słowackim Raju nie brakuje.
Piękny panoram jest na Słowacji dziesiątki. Ale gdyby zawęzić je do absolutnego „must see”, to z pewnością w ścisłej czołówce znalazłaby się ta rozcierająca się z Wielkiego Chocza (1608 m n.p.m.) usytuowanego na malowniczym Liptowie. Ten charakterystyczny szczyt w kształcie piramidy z łatwością można rozpoznać z naszych gór, wybija się on bowiem na ponad 900 metrów nad okoliczną dolinę. A że towarzystwo ma niezwykłe – leży w bliskim sąsiedztwie Tatr, Niżnych, obu Fatr i Beskidu Żywieckiego – to i doznania oferuje nieprzeciętne. Podobnie jak i same pod niego podejście. Oprócz niego na pewno warto jeszcze odwiedzić tutejsze wąwozy w Dolinie Prosieckiej i Kwaczańskiej, które oferują doznania podobne do tych w Słowackim Raju.
Sporo informacji o górach Słowacji oraz o potencjalnych trasach zawsze można znaleźć w poniższych serwisach:
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.