Każdy kto myśli o zdobyciu Korony Ziemi, prędzej czy później będzie się musiał zmierzyć także z najwyższą górą świata. Kto by nie chciał stanąć na Górze Gór? Tomasz Kobielski opisuje jak wygląda wyprawa na Mount Everest od strony organizacyjnej, przygotowań kondycyjnych i sprzętu.
Realnie na Everest trzeba przeznaczyć około dwóch miesięcy. Wielu ludzi to zaskakuje ale standardowy program na Everest trwa 64 dni. Ale to najwyższy ośmiotysięcznik. Nawet przy założeniu, że zdobywamy szczyt używając tlenu, to mimo wszystko musimy się bardzo dobrze zaaklimatyzować. By dotrzeć pod Everest potrzebujemy około dziesięciu dni. Dolot, dojście do bazy, proces aklimatyzacyjny. Niektózy tego nie wiedzą ale na takiej górze nie da się iść od razu na sam szczyt, bo narażamy się natychmiast na chorobę wysokościową i w konsekwencji nawet śmierć. Więc trzeba założyć obóz 1 i wrócić do bazy. Potem znów wyjść do obozu 1, założyć obóz 2 i znów wrócić do bazy. Przy trzecim wyjściu idziemy do trójki, śpimy tam i znów wracamy do bazy. Dopiero przy czwartym wyjściu możemy myśleć o zdobywaniu szczytu. Do tego musisz wliczyć okresy niepogody, odpoczynku między wyjściami to okaże się, że w bazie i obozach wysokościowych spędzasz minimum 30-40 dni.
Większość wejść na Everest odbywa się w maju. To oznacza, że wyprawa zaczyna się z początkiem kwietnia. Okna pogodowe pojawiają się najczęściej po 10-20 maja. Wtedy jesteśmy już gotowi aklimatyzacyjnie by zdobyć szczyt.
Everestu nie da się porównać z pozostałymi szczytami. Technicznie Everest może nie jest najtrudniejszy. Piramida Carstensz jest trudniejsza technicznie. Ale Everest jest o 3800m wyższy. To skrajnie inne zagadnienie i inna wyprawa. Ciężko to porównywać. Zdobywanie każdego ośmiotysięcznika będzie z założenia bardzo trudnym zadaniem. W sensie wspinaczkowym Everest będzie trochę łatwiejszą górą, aczkolwiek stromych odcinków z linami poręczowymi jest bardzo dużo. Pomiędzy wszystkimi obozami poruszamy się w terenie zagrożonym.
Everest wymaga najbardziej specjalistycznego sprzętu. Przede wszystkim potrzebujemy bardzo ciepłą odzież. Na szczyt wchodzimy w pełnym kombinezonie puchowym. Zawsze używamy wysokich himalajskich butów i kasku. Zawsze używamy też pełnego sprzętu lodowcowego i do asekuracji na linach poręczowych. Jedyne podobne w sensie termicznym góry w Koronie to Denali i Mount Vinson. Denali jest też podobną górą w sensie technicznym.
W Himalajach kluczowym zagadnieniem wejścia na szczyt jest okno pogodowe. Czasami niebo jest błękitne ale wieje wiatr. Na ośmiotysięczniku wiatr powyżej 50km/h wyklucza wejście.
Na Everest mamy dwie klasyczne drogi. Jedna od strony Nepalu, druga, rzadziej uczęszczana od strony Tybetu. Po stronie tybetańskiej wspinanie bez szerpów jest niemożliwe. Od strony nepalskiej teoretycznie można wybrać każdą opcje zdobywania szczytu. Możesz być zupełnie samodzielnym wspinaczem sportowym. Wtedy korzystasz tylko z bazy i jedzenia w bazie. Całą działalność powyżej bazy robisz sam. To jest możliwe na Evereście ale dotyczy to tylko bardzo doświadczonych ludzi. Najczęściej wybieraną opcją jest full pakiet. Wtedy twoim asystentem przy wspinaniu jest szerpa. On jest twoim przewodnikiem i pomocnikiem przy wynoszeniu bagaży. On przygotowuje też namioty i jedzenie w obozach. Korzystanie z nie swoich namiotów jest dozwolone tylko w sytuacjach zagrożenia życia.
Zdobywanie Everestu sportowo, bez pomocy szerpów, to dziesiątki a czasami setki kilogramów, które trzeba samemu wynieść do kolejnych obozów. Trzeba być bardzo silnym by to zrobić samemu. Bywa, że ludzie nie wchodzą na szczyt po przeszacowali swoje możliwości wybierając taki właśnie styl.
Do tego dochodzi kwestia tlenu. Są wejścia bez tlenu na Everest ale to bardzo rzadkie przypadki. W Polsce mamy tylko jednego człowieka, który tego dokonał. W skali świata też jest ich niewielu. To zagadnienie realne ale bardzo trudne.
Idąc od strony nepalskiej każdy wspinacz musi przejść przez lodowiec Khumbu. Wiąże się to z opłatą za używanie lin poręczowych i drabin. Ktoś je przecież musi tam założyć. Lodowiec jest w ciągłym ruchu, czasami trzeba liny i drabiny trzeba zmieniać kilka razy w sezonie. Zajmuje się tym specjalna ekipa szerpów, tzw. icefall doctors. Oni codziennie rano wychodzą na lodowiec i sprawdzają trasę. Icefall jest bardzo groźny i tym ludziom należy się dobre wynagrodzenie. W praktyce jest tak, że agencje od razu pobierają tą opłatę od uczestników i przekazują ją szerpom.
Najczęściej wybierana jest droga od strony nepalskiej przez Icefall i Kociół Zachodni. Do obozu trzeciego to ta sama droga która wiedzie na inny ośmiotysięcznik – Lhotse. Droga od strony chińskiej ma zupełnie inny charakter i uważana jest za bardziej techniczną ale mniej zagrożoną lawinami. Oprócz tych dwóch dróg klasycznych są oczywiście drogi wspinaczkowe ale one są zarezerwowane dla wąskiej grupy najlepszych alpinistów.
Nie wystarczy miec po prostu marzenie by wejść na Everest. By pojechać na ten szczyt należy to poprzedzić kilkoma innymi wysokimi górami, co najmniej siedmiotysięcznymi.
Z limitami jest problem od wielu lat. Everest jest bardzo popularny i oblegany w sezonie główny. Oczywiście można zdobywać szczyt jesienią ale to wejścia bardzo rzadkie. Zatem cały ruch kumuluje się w maju. Pamiętajmy, że prawie wszyscy wchodzą z szerpami. Więc jeśli mamy kilkuset wspinaczy to mamy jeszcze kilkuset szerpów. Bywają dni, że droga jest zatłoczona i wtedy widzimy te słynne zdjęcia. Ale to nie oznacza, że tak jest cały czas. Bywa, że chodząc między obozami spotkamy raptem parę osób. Ale jeśli jest okres niepogody i potem dwudniowe okno no to trudno się dziwić, że dużo osób chce wejść. Czekają na to cały sezon.
To nie jest tak, że wystarczy mieć kasę i na Everest się wejdzie. Jeśli ktoś tak mówi to znaczy, że nigdy nie był na ośmiotysięczniku. Czasami widać, że w bazie dopiero uczy się ludzi chodzić w rakach. Tak robią niektóre agencje. Ale prawdopodobieństwo, że taka osoba wejdzie na szczyt jest niewielkie. Statystyki pokazują, że na szczyt wchodzi około 20% uczestników wypraw. Wielu kończy na pierwszym lub drugim obozie.
W przypadku ludzi, którzy robią Koronę Ziemi, minimalnym doświadczeniem wysokościowym jest Aconcagua. Oczywiście mówimy o wejściu na Everest z tlenem, często już od trzeciego obozu. Jeśli ktoś chce używać tlenu tylko do ataku szczytowego, to powinien mieć na swoim koncie już co najmniej jeden ośmiotysięcznik. Ja przed Everestem byłem na Cho Oyu i to bez tlenu, więc wiedziałem jak mój organizm się zachowuje na takiej wysokości. Mogłem przyjąć, że do ostatniego obozu na Evereście dojdę bez tlenu. Idealnie jesyt właśnie pojechać na choćby jeden ośmiotysięcznik przed Everestem. Jednak nie wszyscy się na to decydują, zwłaszcza dotyczy to tych co robią Koronę. W tym przypadku dobrze byłoby przed Everestem mieć już Aconcaguę i Denali. Wtedy masz duże szanse wejścia na Everest.
Zachęcamy do słuchania Podcastu Górskiego 8a.pl. Pełna wersja rozmowy dostępna jest za pośrednictwem serwisów:
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.