Chociaż przez jakiś czas o wyjściach w Tatry musimy zapomnieć, nasze myśli bardzo często krążą wokół gór. Gdy nadchodzi pora na refleksje i zaczynamy wspominać wcześniejsze tatrzańskie aktywności, pomyślmy też o tych, którzy dyskretnie czuwali i w przyszłości znów czuwać będą nad naszym bezpieczeństwem.
Gdyby ktoś zmierzył poziom popularności służb, które działają w naszym kraju, TOPR byłby w najściślejszej czołówce. Nikogo to nie powinno dziwić. Szeregi pogotowia górskiego tworzą najlepiej wyszkoleni ratownicy, którzy są gotowi nieść pomoc w bardzo trudnym terenie. Darzymy ich pełnym zaufaniem, bo wiemy, że gdy zajdzie taka potrzeba, zrobią wszystko co tylko w ich mocy, by do nas dotrzeć. Choć w większości mają status ochotników, w tym co robią są stuprocentowymi profesjonalistami. Poświęcają dla nas swój wolny czas, a bywa też, że i zdrowie. W niniejszym artykule postaramy się pokrótce przybliżyć historię i współczesną działalność Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Ale najpierw cofnijmy się do czasów, których nie pamiętają najstarsi górale. Tatry, jako kierunek turystyczny, zaczęły zyskiwać na popularności już w XIX wieku. Zapewne tłumy, jakie znamy choćby z ostatnich wakacji, nijak mają się do tych, które wówczas “szturmowały” góry. Ruch jednak się nasilał, bo coraz więcej osób pragnęło nakarmić swoje zmysły górskimi pejzażami. W takiej sytuacji wzrastało też ryzyko wypadku. Turyści, którym coś się przytrafiło gdy byli z dala od ludzkich osad, mogli nie doczekać pomocy.
Pomysłodawcami powołania do życia organizacji, która ratowałaby takich nieszczęśników, byli: generał Wojska Polskiego, popularyzator żeglarstwa i taternik – Mariusz Zaruski oraz znany kompozytor, dyrygent i miłośnik Tatr – Mieczysław Karłowicz. Idea po raz pierwszy przebiła się do mediów, w 1907 roku, gdy pochyliła się nad nią redakcja czasopisma “Taternik”. Opór władz austriackich spowodował, iż wówczas nie było szans na rejestrację takiej organizacji.
Temat powrócił dwa lata później, a tłem dla nowo rozgorzałej dyskusji, był tragiczny wypadek z 8 lutego 1909 roku. Wówczas to pod lawiną, która zeszła ze zboczy Małego Kościelca, zginął wspomniany już Mieczysław Karłowicz. Śmierć osoby powszechnie znanej z pewnością przyczyniła się do nagłośnienia szerszego problemu, jakim jest bezpieczeństwo w górach. Sprawy nabrały rozpędu.
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe powołane zostało do życia 29 października 1909 roku we Lwowie. TOPR na swą siedzibę wybrał, znajdujący się w Zakopanem, Dworzec Tatrzański (obecnie ul. Krupówki 12). Pierwszym prezesem został Kazimierz Dłuski. Rola naczelnika przypadła przyjacielowi zmarłego kompozytora – Mariuszowi Zaruskiemu. Jego zastępcą został legendarny przewodnik tatrzański Klimek Bachleda.
W szeregach organizacji było w tym czasie 11 osób. Przyjęcie w poczet ratowników, poprzedzało złożenie uroczystej przysięgi: “Przyrzekam, że póki zdrów jestem, na każdą prawdziwą wiadomość o wypadku w Tatrach bez względu na porę roku, dnia i stan pogody udam się w góry w celu poszukiwań zaginionego, niesienia mu pomocy”.
W roku 2019 Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe obchodziło 110 rocznicę swojego istnienia. Chociaż na przestrzeni dekad zmieniały się nazwy (w roku 1940 niemiecki okupant przemianował organizację na Freiwillige Tatra Bergwacht, a w 1952 władze PRL z TOPR-u zrobiły GOPR), ludzie oraz ubiór i sprzęt, słowa przysięgi były i wciąż są aktualne.
O tym jak niebezpieczna jest to misja, można było się przekonać już kilka miesięcy po założeniu TOPR. Gdy w sierpniu 1910 roku pierwsi ratownicy wyruszyli na pomoc Stanisławowi Szulakiewiczowi, który odpadł od ściany wspinając się na Mały Jaworowy Szczyt, nagle załamała się pogoda. Naczelnik podjął wtedy trudną decyzję o odwrocie. Rozkazu nie posłuchał Klimek Bachleda, który mimo niesprzyjających warunków postanowił ruszyć nieszczęśnikowi z pomocą. „Klimku, wracajcie!” – to zawołanie Mariusza Zaruskiego, skierowane do Bachledy, na trwałe zapisało się w historii polskiego ratownictwa. Klimek, który za wszelką cenę chciał nieść pomoc, nieposłuszeństwo przypłacił życiem.
Wypadki, w których ratownicy TOPR płacili cenę najwyższą, zdarzały się też później. Do tych najgłośniejszych należała katastrofa śmigłowca Sokół, z 11 sierpnia 1994 roku, podczas której życie straciły cztery osoby: dwóch pilotów oraz ratownicy: Janusz Kubica i Stanisław Mateja.
Równie tragicznie zakończył się rok 2001. 30 grudnia pod Szpiglasową Przełęczą na ratowników szukających ludzi uwięzionych pod zwałami śniegu ruszyła kolejna lawina, zabijając dwóch młodych TOPR-owców: Marka Łabunowicza i Bartłomieja Olszańskiego.
Podobno w całym dwudziestoleciu międzywojenny TOPR przeprowadził około trzystu akcji. W tamtych czasach ta liczba z pewnością budziła respekt, gdy jednak zestawimy ją z danymi współczesnymi (np. 653 interwencje w samym tylko roku 2018) uzmysłowimy sobie ogrom zadań, jakie spoczywają dziś na barkach ratowników. Oczywiście czasy są inne. Kiedyś każde wyjście na ratunek, to była wyprawa, bo wszędzie trzeba było dotrzeć na własnych nogach lub nartach. Dziś w powszechnym użyciu (jeśli warunki na to pozwalają) jest helikopter, który znacznie skraca czas dotarcia do osoby poszkodowanej. Ratownicy są dużo bardziej mobilni, więc mogą interweniować częściej.
Nie bez znaczenia są też obecne możliwości komunikacyjne. W czasach, gdy każdy turysta ma w plecaku telefon (oraz – dla własnego bezpieczeństwa – dodatkowe źródło zasilania), wezwania pomocy nie stanowi problemu. Przezorni dbają też o to, by mieć w smartfonie zainstalowaną aplikację “Ratunek”, która m.in. w momencie zagrożenia wskaże ratownikom dokładną lokalizację poszkodowanego. Na początku XX wieku, by nieszczęśnik doczekał się pomocy, ktoś musiał dostrzec wypadek i przekazać tę informację dalej. Można tylko sobie wyobrazić, ile wymagało to czasu.
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe w ostatnim czasie przeprowadziło kilka naprawdę spektakularnych akcji. 22 sierpnia 2019 roku na pomoc ofiarom gwałtownej burzy ruszyło około 80 ratowników TOPR. Zaangażowane środki nie mogą nikogo dziwić, bo było to zdarzenie o niespotykanej dotąd skali. Na skutek intensywnych wyładowań atmosferycznych zginęło 5 osób, a 157 trafiło do szpitali na terenie całej Małopolski.
Niedługo potem doszło do kolejnego dramatycznego zdarzenia. Tym razem TOPR-owcy (wsparci przez swoich kolegów ze Słowacji, strażaków i ratowników górniczych) musieli wykazać się znajomością zaawansowanych technik speleologicznych. Chociaż grotołazów uwięzionych w Jaskini Wielkiej Śnieżnej nie udało się uratować, ratownikom należą się słowa uznania za olbrzymią determinację, mimo tego, iż sytuacja od początku była beznadziejna.
To tylko przykłady ostatnich akcji, którymi żyła cała Polska. Nie oznacza to na pewno, że jeśli media nie informują o takich wydarzeniach, to ratownicy się nudzą. Kroniki interwencji pełne są różnych wydarzeń o bardziej lub mniej szczęśliwym zakończeniu. Często TOPR-owcy angażowani są przez naszą niefrasobliwość (nieodpowiedni sprzęt, albo brak wyobraźni). Nie każdy turysta potrafi “przewidzieć”, iż po zmroku zrobi się ciemno, a jesienią może być ślisko. Niestety, wciąż zdarzają się osoby traktujące “śmigło” jak podniebną taksówkę, która ma “obowiązek” przylecieć po zmęczonego i zniechęconego wędrowca. TOPR powstał po to, aby nieść nam pomoc, ale korzystajmy z niej tylko wtedy, gdy rzeczywiście jest nam niezbędna!
[Tego, jak zostać TOPR-owcem, dowiecie się z rozmowy Piotra Czmocha z Tomaszem Kamińskim]
[Sprawdź jakie produkty wybrał TOPR]
Rok 2020 przyniósł nowe, nieznane dotąd wyzwanie. Wirus, który sieje spustoszenie na niemal całym globie, zmusił też władze Tatrzańskiego Parku Narodowego do zamknięcia szlaków. Za tym dosyć radykalnym krokiem stało wiele przesłanek (o motywach, którymi kierował się TPN opowiadał Jan Krzeptowski-Sabała w rozmowie z Piotrem Czmochem). Wspomniane ograniczenie ma też chronić TOPR-owców przed ewentualnym zarażeniem się w trakcie akcji – co mogłoby sparaliżować działalność całej formacji. Zostańmy w domu także dlatego, aby niepotrzebnie nie narażać ratowników!
A gdyby tak z jakiś powodów zabrakło ratowników TOPR – czy czulibyśmy się komfortowo odwiedzając (już po otwarciu szlaków) piękne Tatry? Świadomość, że nad naszym bezpieczeństwem czuwają zawodowcy, którzy dysponują odpowiednim sprzętem, jest bezcenna.
Nieco inaczej wyglądają realia pracy ratowników, bo każda, nawet najmniej skomplikowana akcja, generuje koszty. Osławiony helikopter nie należy do tanich środków transportu. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, chociaż pomocy nie zwykło odmawiać, z pewnością nie dysponuje nieograniczonymi środkami finansowymi.
TOPR można jednak w łatwy sposób wesprzeć, nie wydając przy tym z własnej kieszeni ani jednej złotówki. Wystarczy przypomnieć sobie o dzielnych ratownikach, przy rozliczaniu się z fiskusem. Po wpisaniu w odpowiednim miejscu ciągu cyfr (KRS 0000030706) do organizacji trafi 1% naszego podatku.
Warto pomóc TOPR-owi – organizacji, która sama pomocy nam nie odmawia!
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.