Kurtka puchowa, to jeden z podstawowych elementów mojego zimowego górskiego ekwipunku. Na rynku dostępnych jest mnóstwo różnych modeli, mówiąc wprost – wybór nie jest łatwy. Czym zatem kierowałem się wybierając właśnie ten model – o tym dowiecie się z mojego testu.
Szukając odpowiedniej kurtki zwróciłem uwagę na kilka aspektów. Poza tym, że zdecydowałem się na kurtkę wypełnioną naturalnym puchem, a nie syntetycznym odpowiednikiem, istotne były parametry samej ociepliny. Puch kaczy czy gęsi? Odpowiedź była prosta – jakościowo lepszym wyborem jest gęsi puch, który cechuje się większą sprężystością oraz lepszą izolacją. Sprężystość puchu, w telegraficznym skrócie, im jest wyższa tym lepsze gatunkowo wypełnienie. W praktyce sprężystość oznacza to jaką objętość ma uncja puchu po rozprężeniu. W przypadku wybranej przeze mnie kurtki – Haglofs L.I.M Down Hood – jest to 800 cuin (cali sześciennych). Powszechnie przyjmuje się, że sprężystość puchu na poziomie 750 cuin oznacza bardzo dobrą wartość.
Szwedzka marka Haglofs, zajmuje się produkcją wysokogatunkowej odzieży od 1914 roku. Od początku były to ubrania, które miały sprawdzić się w surowych skandynawskich warunkach. Wiktor Haglof mimo skromnych początków (zaczynał jako producent plecaków) nie bał się ryzyka i podjął współpracę z lokalnymi rzemieślnikami. W ten sposób szybko rozszerzył swoją ofertę. Obecnie w portfolio marki znaleźć możemy specjalistyczną odzież, obuwie czy wspomniane plecaki dedykowane do różnych aktywności takich jaki trekking, biegi trailowe czy narciarstwo.
Według danych producenta kurtka Haglofs L.I.M Down Hood wypełniona jest w 90% puchem i posiada 10% pierza. W praktyce faktycznie nie dało się zauważyć wychodzących piórek. Dlaczego jest to zaletą? Ponieważ ocieplina została na swoim miejscu, a nie na odzieży pod kurtką czy fotelu samochodowym. Im więcej puchu w puchu tym lepiej. Kolejnym istotnym aspektem, którego absolutnie nie można pominąć w kwestii wypełnienia, jest fakt, że posiada ono impregnację. Takie rozwiązanie jest szczególnie istotne podczas dynamicznych aktywności np. na skiturach lub w czasie opadów. Producent zadbał także o odpowiednie oznaczenie kluczowych technologii poprzez drobne aplikacje na odzieży.
Producent postawił na współpracę z jednym z wiodących producentów impregnatów – Nikwax. Oznaczenie Nikwax Hydrophobic Down w tym przypadku oznacza, że puch w kontakcie z wilgocią zachowa swoje właściwości termoizolacyjne. Według danych producenta przez 10 000 minut, co wydaje się świetnym wynikiem, biorąc pod uwagę, że 10-cio godzinny wypad to „jedyne” 600 minut. Niestety nie miałem okazji przekonać się o tym osobiście, ponieważ podczas moich górskich wypadów pogoda była wyjątkowo sprzyjająca i opadów nie było.
W przypadku materiału zewnętrznego postawiono na kolejne sprawdzone rozwiązanie – impregnacje DWR, czyli Durable Water Repellent. Powoduje ona perlenie się kropel wody na materiale zewnętrznym. Nie działa to co prawda tak jak membrana, jednak dzięki temu materiał cechuje się spowolnionym namakaniem. Zarówno w przypadku ociepliny jak i materiału zewnętrznego można i zaleca się odnawianie impregnacji.
Skandynawskie marki znane są z tego, że dbają o środowisko naturalne. Nie inaczej jest w przypadku Haglofsa, który otwarcie wspomina o redukcji śladu węglowego, wykorzystaniu materiałów z recyklingu, puchu wyłącznie z certyfikatem RDS (oznacza on, że zwierzęta nie były karmione na siłę, ani nie cierpiały). Zazwyczaj na produktach tej marki znajdziemy także logo bluesign®, które nawiązuje do procesu produkcji przyjaznego dla środowiska. Mając na uwadze masową produkcję w obecnych czasach, warto zwrócić uwagę na tego typu oznaczenia. Środowisko naturalne mamy tylko jedno.
Rozwinięcie tajemniczego skrótu to „Less is more” czyli w wolnym tłumaczeniu „mniej znaczy więcej”. W praktyce zaś ma się to przełożyć na maksymalne odchudzenie odzieży. Mniejsza waga, mniej detali, mniejsza objętość ma obniżyć wagę ekwipunku i zwiększyć nasze możliwości. Faktycznie, kurtka Haglofs L.I.M. Down Hood jest dość minimalistyczna. Na próżno szukać w niej dodatkowych kieszonek, regulowanych ściągaczy czy innych tego typu rozwiązań. Otrzymujemy bardzo lekką kurtkę puchową, która posiada dwie boczne kieszenie. Mankiety, kaptur czy boczne krawędzie na dole kurtki są oczywiście elastyczne, jednak w miejscu regulowanych ściągaczy zastosowano gumowe odpowiedniki. Podczas użytkowania takie rozwiązanie sprawdziło się nadzwyczaj dobrze. W żaden sposób nie było to irytujące, czego się na samym początku trochę obawiałem.
Kolejną zaletą kurtki Haglofs L.I.M. Down Hood jest jej bardzo niska waga, w moim przypadku rozmiar XL ma niecałe 280 g! Tak niską wagę udało się osiągnąć nie tylko dzięki zastosowaniu wysokiej jakości wypełnienia, o którym wspomniałem wcześniej. Materiał, z którego wykonano kurtkę to lekki nylon, Pertex Quantum. Zastosowana technologia mini Rip-Stop powoduje, że materiał cechuje się także zwiększoną wytrzymałością. To ma zapobiegać rozdzieraniu materiału poprzez dodawanie w stałych odstępach mocniejszych włókien. Tworzy się wówczas taka widoczna kratka na strukturze materiału. Kaptur kurtki bez problemu mieści kask wspinaczkowy.
Dwie boczne kieszenie, w moim odczuciu, to trochę za mało. Brakuje np. kieszonki na klatce piersiowej która mogłaby pełnić funkcję pokrowca. Bo kurtka nie posiada pokrowca, ani żadna z istniejących kieszeni nie została zaadaptowana do tej roli. Ale nic straconego, pomocna w tym przypadku była strona producenta, która podsunęła praktyczne rozwiązanie, jak spakować kurtkę.
Estetyka wykonania, mam wrażenie, że mogłaby być nieco lepsza. W moim egzemplarzu widać było kilka nieprzyciętych nitek, które blokowały zamek. Mam jednak nadzieję, że takie niedociągnięcie trafiło się w jednym egzemplarzu.
W ostatnich latach zima w naszym kraju bywa bardzo kapryśna, nie inaczej było jest tym razem. Na szczęście krótko po odbiorze przesyłki temperatura spadła i a w raz z nią pojawiły się opady śniegu. To stworzyło pierwszą okazję do przetestowania wybranego modelu. W warunkach miejskich, gdy termometr za oknem wskazywał -11 °C, bez wahania nałożyłem kurtkę bezpośrednio na koszulkę i udałem się na dwór przekonać się jak kurtka sprawdzi się w takich warunkach. Podczas wspomnianego spaceru celowo przystanąłem na kilkanaście minut, aby sprawdzić czy po takim przestoju mróz będzie bardziej doskwierał. Ku mojemu zaskoczeniu zacząłem odczuwać niską temperaturę… ale w palcach u rąk i nóg. Zdaje sobie sprawę, że jestem osobą, która do zmarzluchów na pewno nie należy, ale pierwsze wrażenie było mimo wszystko pozytywnym zaskoczeniem. Przez kolejnych kilka mroźnych dni podczas dojazdów do pracy kurtka nadal spisywała się bez zarzutów.
Na kolejną próbę musiałem niestety troszkę poczekać, ze względu na panującą odwilż i wysokie jak na zimę temperatury. Tym razem, zdecydowałem się na wyjazd w Tatry, ponieważ zapowiadała się dobra pogoda na trekking. W tym przypadku pole do popisu było znacznie większe. Poziom termoizolacji kurtki na początku wycieczki podczas lekkiego mrozu o poranku, był bardzo dobry. Po wyjściu ze schroniska w Hali Gąsienicowej, ponownie przekonałem się, że wybrany przeze mnie model kurtki Haglofs L.I.M Down Hood bardzo dobrze chronił przed chłodem.
W dalszej części wypadu, gdzie pokonywaliśmy kolejne metry w uroczych sceneriach Czarnego Stawu Gąsienicowego i Koziej Dolinki chłód nie był uciążliwy. Warto zaznaczyć, że wspomniany odcinek był praktycznie cały zacieniony, więc temperatura była też odczuwalnie niższa. Do stromego podejścia z Koziej Dolinki, zdecydowałem się zrezygnować z tej warstwy, aby się nie przegrzewać i był to słuszny wybór. Zaraz po dotarciu na Zadni Granat ponownie nałożyłem kurtkę. Mimo bardzo słonecznego dnia była niezbędna. Na szczycie mróz był odczuwalny, jednak po raz kolejny tego dnia mogłem przekonać się o świetnej termoizolacji kurtki.
Podczas zejścia postanowiłem zostać w kurtce, aby przekonać się jak sprawdzi się podczas zejścia nasłonecznionym już stokiem. Zgodnie z przewidywaniami, po kilku minutach zejścia w słońcu było mi za ciepło. Postanowiłem jednak sprawdzić, jak puch zachowa się przy zapoceniu. Tutaj należy odnotować kolejny plus, za dobrze wykonane przez producenta zadanie – kurtka nie straciła świetnej termiki. Po powrocie do zacienionej Koziej dolinki i dalej Doliny Gąsienicowej, niższa temperatura nie była wcale taka straszna. Ostatnia tego dnia część testu przypadła na powrót w wieczornej już aurze z Murowańca na parking. I tutaj żadnego zaskoczenia nie było – mróz nie był uciążliwy!
Ostatni weekend przed publikacją niniejszego testu obfitował w mojej okolicy w opady śniegu i nieco mroźne dni. Oczywiście skorzystałem z tej możliwości, aby przekonać się jak podczas opadów wspomniana wcześniej impregnacja się sprawdzi. Muszę przyznać, że dwugodzinne spacery były czystą przyjemnością i kurtka po raz kolejny spisała się na medal.
Jeśli szukasz lekkiej i ciepłej puchówki to koniecznie weź pod uwagę model Haglofs L.I.M. Down Hood. Jest to kurtka, która, w moim odczuciu cechuje się świetną termiką i bardzo niską wagą. Miałem okazję przekonać się o tym na przełomie grudnia i stycznia w temperaturach od -11°C do +8°C. Dla mnie jest to strzał w dziesiątkę. Kurtka nie zajmowała dużo miejsca w plecaku i zapewniała skuteczną ochronę w niskich temperaturach czy w wietrzne dni.
Jeśli chodzi o aspekty wizualne, kurtka jest dość prosta i to trafia w mój gust. Jednak zdaje sobie sprawę, że dla niektórych może być za prosta. Warto odnotować, że producent zadbał także o to, aby kurtka miała kilka odblaskowych elementów (logotypy są niewielkie, ale odblaskowe). Moim zdaniem jest to raczej model dedykowany do trekkingu czy do narciarstwa, a nie np. do wspinaczki. Zdecydowanie nie mogę doczekać się kolejnej okazji do wykorzystania w praktyce kurtki Haglofs L.I.M. Down Hood.
Test przeprowadził dla Was Michał Niemyt.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.