Dzikość Bieszczadów od zawsze przyciągała tych, którzy z „normalnym światem” byli nieco na bakier: outsiderów, poetów, muzyków. Dziś przyzywa już nie tylko artystyczne, ale również i sportowe dusze. Zwłaszcza te, które w planach mają zdobycie kolejnego ze szczytów Korony Gór Polski – Tarnicy.
Bieszczady nie zawsze były synonimem dzikości. Przed II Wojną Światową ruch turystyczny kwitł, a bieszczadzkie Sianki można by nazwać prawdziwym górskim kurortem. Wówczas jednak Tarnica nie była dla piechurów specjalnie interesującym szczytem. W granicach Polski leżał bowiem Pikuj (1408 m n.p.m.), najwyższy szczyt Bieszczadów. Jeszcze dalej na południowy zachód, w Gorganach celem była Sywula mająca 1835 m. Po 1945 roku wszystko się zmieniło. Do tego momentu Bieszczady były obszarem dość gęsto zaludnionym, zamieszkałym głównie przez dwie grupy etniczne: Łemków i Bojków.
Niestety, najpierw wojna, a potem masowe wysiedlenia spowodowały, że na początku lat 50. Bieszczady były praktycznie bezludne. Sprawę dodatkowo komplikowały ciągnące się przez wiele lat kwestie związane z wytyczeniem na nowo granic państwowych. Dziś, chodząc po bieszczadzkich lasach można nadal napotkać ślady dawnych miejscowości. Po wielu wsiach, które niemal zrównano z ziemią, nie został jednak żaden ślad. Ruch turystyczny na dobre zaczął się dopiero w późnych latach 50. To wówczas Bieszczady obrosły legendą miejsca dzikiego, niedostępnego i oddalonego od cywilizacji.
Sytuacja zaczęła się zmieniać jeszcze dynamiczniej pod koniec lat 60. po zbudowaniu Wielkiej i Małej Obwodnicy Bieszczadzkiej oraz powstaniu zapory w Solinie. Rozpoczęło się wówczas intensywne oswajanie tych okolic przez turystów. Obecnie Bieszczady są jednym z najpopularniejszych wakacyjnych kierunków wakacyjnych w Polsce, liczba hoteli i pensjonatów rośnie z roku na rok, a lokalne samorządy stale rozbudowują infrastrukturę turystyczną.
Bieszczady to oczywiście nie tylko Tarnica. Te nadal najmniej zatłoczone polskie góry mają do zaoferowania znacznie więcej. O tym co poza zdobyciem ich najwyższego szczytu warto w Bieszczadach zobaczyć przeczytacie w tym artykule.
Od momentu wyznaczenia granic na nowo, najwyższym szczytem Bieszczadów Zachodnich leżącym w naszym kraju jest Tarnica. Ma 1346 m wysokości i jest kulminacją masywu rozciągającego się od Szerokiego Wierchu na północy do Rozsypańca na południu. Z kilkoma innymi wierzchołkami z listy Korony Gór Polski przegrywa wysokością, ale zdecydowania nadrabia widokami. Dość powiedzieć, że naszym zdaniem z panoramą, która rozpościera się z Tarnicy w zawody iść może chyba tylko ta z Rysów.
Najsłynniejszy w Polsce długodystansowy szlak, Główny Szlak Beskidzki nie przechodzi przez Tarnicę. Powstał w 1935 roku, miał wtedy długość niemal 750 km i docierał aż do Stogu (1653 m) w Górach Czywczyńskich. Dziś przez ten szczyt przebiega granica między Ukrainą a Rumunią. Choć przebieg szlaku po wojnie został skrócony i teraz kończy się w Wołosatem, nadal omija najwyższy szczyt naszych Bieszczadów. Wynika to przede wszystkim z ukształtowania terenu. Tarnica jest pojedynczym wierzchołkiem wysuniętym na południowy wschód z całego masywu i nie ma naturalnej drogi trawersującej szczyt. Na szczęście z Przełęczy pod Tarnicą na jej szczyt jest tylko kilkaset metrów a na dodatek cały ten fragment został wyposażony w wygodne stopnie. W Bieszczadach można więc znaleźć prawdziwe “Schody do Nieba”…
Na szczycie znajdziecie kilkumetrowy metalowy krzyż, który stanął tu w 2000 roku. Historia tarnickiego krzyża jest jednak nieco dłuższa. Pierwszy, zaledwie półtorametrowy stanął tam w 1979 roku. W 1987 roku, w przeddzień przylotu Jana Pawła II do Polski, w wielkiej konspiracji, wniesiono na Tarnicę elementy, z których powstał drugi krzyż. Był o wiele większy, bo miał 7,5 metra wysokości. Jak na nieco prowizorycznie przygotowaną konstrukcję przetrwał wyjątkowo długo, bo aż do 2000 roku, kiedy załamał się pod naporem śniegu. Kolejna, trzecia konstrukcja powstała już kilka miesięcy później i jest na tyle solidna, że bez żadnego uszczerbku stoi na Tarnicy do dzisiaj.
Na to pytanie należałoby odpowiedzieć innym. Wybór szlaku na Tarnicę zależy bowiem od naszych oczekiwań. Jeśli chcecie dostać się na szczyt jak najszybciej wybierzecie inny niż jeśli szukacie efektownych widoków. Można zrobić pętlę odwiedzając okoliczne efektowne wierzchołki, można podążać GSB. Poniżej opisujemy wszystkie szlaki prowadzące na najwyższą górę w Bieszczadach i mamy nadzieję, że te informacje pozwolą wam zaplanować wycieczkę tak jak zapragniecie.
Wszystkie doprowadzą was na Przełęcz pod Tarnicą, skąd za żółtymi znakami pójdziecie na szczyt. Prawdę mówiąc, oznaczenia są tam zbędne, bo z przełęczy widać stojący na wierzchołku krzyż, a schody nieomylnie wskazują właściwą drogę.
Na co dzień ciągle gdzieś się spieszymy więc nic dziwnego, że największym powodzeniem cieszy się najkrótszy szlak na Tarnicę. Idąc za niebieskimi oznaczeniami z Wołosatego dotrzecie na wierzchołek już w nieco ponad dwie godziny. Mówiąc uczciwie – to jego jedyna zaleta. Nawet zimą rzadko zdarza się go przemierzać samotnie, a w szczycie sezonu wakacyjnego chodzą nim prawdziwe tłumy. Przy dobrej pogodzie w letni weekend na szczycie melduje się nawet kilka tysięcy turystów dziennie i większość z nich wybiera właśnie szlak z Wołosatego.
Niespełna pięciokilometrowy odcinek, prawie w całości wyposażony w stopnie jest jednym z najbardziej przystępnych szlaków na szczyt z Korony Gór Polski. Przez większość czasu prowadzi przez las, więc na widoki trzeba poczekać do ostatniego fragmentu trasy. Tuż przed przełęczą szlak wychodzi z lasu na połoninę rozciągającą się wokół szczytu Tarnicy. Jeśli nie macie czasu na dłuższą wędrówkę, wracać trzeba tą samą trasą. Każda inna zajmie bowiem o wiele więcej czasu jeśli chcecie powrócić do punktu wyjścia, choć wszystkie są pod wieloma względami bardziej atrakcyjne.
Doskonałym rozmaiceniem wycieczki niebieskim szlakiem na Tarnicę jest ścieżka edukacyjna Wołosate-Tarnica przygotowana przez Bieszczadzki Park Narodowy. 25 przystanków umieszczono w miejscach, gdzie można zaobserwować ciekawe zjawiska lub procesy związane z przyrodą Bieszczadów i poznać niezwykłą lokalną historię. Ze strony Bieszczadzkiego Parku Narodowego można pobrać audiobook, w którym każdemu z przystanków towarzyszy kilkuminutowe nagranie.
Ten ośmiokilometrowy szlak jest tylko niewiele dłuższy od niebieskiego, ale po pokonaniu mniej więcej połowy zrozumiecie natychmiast, że warto poświęcić na wejście na Tarnicę nieco więcej czasu. Pierwsze pięć kilometrów, to tak jak w przypadku szlaku niebieskiego z Wołosatego, powolne zdobywanie wysokości leśną dróżką. Widać niewiele, mimo że niewątpliwie wędrówka bieszczadzkim lasem jest przyjemnością sama w sobie.
Atrakcje zaczynają się po wyjściu nad górną granicę lasu, która w Bieszczadach przebiega na wysokości około 1100-1150 m. Czeka was tu krótkie i niezbyt strome podejście na Szeroki Wierch i wszystko co będzie później jest samą przyjemnością. Po pierwsze – do samej Tarnicy będziecie wędrować połoniną. Nic nie przesłania widoków, które o każdej porze roku są inne i zawsze zachwycające. Po drugie, szlak wypłaszcza się niemal zupełnie i pokonanie ostatnich trzech kilometrów jest przyjemnym spacerem grzbietem masywu. Czegóż więcej można chcieć?
Pokonanie ośmiu kilometrów zajmie około 3,5 godziny. Zejście jest oczywiście znacznie szybsze i cała wycieczka to nieco ponad pięć godzin marszu. Szlak na Tarnicę z Ustrzyków jest nieco mniej popularny niż ten z Wołosatego, ale latem też próżno szukać tam samotności. Jeśli chcielibyście poczuć choćby namiastkę tego jak było w Bieszczadach kilkadziesiąt lat temu, to polecamy wam jedną z dwóch pozostałych opcji.
Trzecią opcją, przez wielu uważaną za najpiękniejszy szlak wiodący na Tarnicę jest pokonanie początkowego fragmentu Głównego Szlaku Beskidzkiego. Wyrusza się z Wołosatego, ale zamiast kierować się najkrótszą drogą za niebieskimi znakami należy pójść dalej na wschód szlakiem czerwonym. Początkowo idzie się krótki fragment asfaltową drogą. Szlak bardzo powoli się wznosi i po 7,5 km dotrzecie na Przełęcz Bukowską, gdzie kończy się rozległy grzbiet, który łukiem doprowadzi was na Przełęcz Goprowską pod Tarnicą.
Z Przełęczy Bukowskiej będziecie wędrować rozległą “trzecią połoniną” – Połoniną Bukowską. Jest chyba bardziej efektowna niż obie słynne bieszczadzkie połoniny – Wetlińska i Caryńska – i to, że nie jest tak znana jest chyba wyłącznie zbiegiem okoliczności. Tuż za przełęczą zaczyna się uczta. Czeka was bowiem ponad 10 kilometrów niezbyt wytężającej wędrówki połoniną, z której widoki są wprost oszałamiające. Szlak przeskakuje z jednej strony łagodnej grani na drugą a wszędzie, po horyzont widać jedne za drugimi kolejne pasma. Przy dobrej pogodzie – zwłaszcza zimą – można dostrzec szczyty leżące setki kilometrów dalej.
Czerwony szlak prowadzi przez Rozsypaniec, Halicz, mija Kopę Bukowską i dociera na Przelęcz Goprowską pomiędzy Krzemieniem a Tarnicą. Jeśli przyszłaby wam ochota na stanięcie na szczytach, obok których szlak przechodzi bokiem to niestety musimy was rozczarować. W Bieszczadzkim Parku Narodowym – jak w każdym innym – poruszać wolno się wyłącznie po wyznaczonych szlakach turystycznych. Jeśli na jakiś szczyt szlak nie prowadzi, możecie go tylko podziwiać z odległości.
Z Przełęczy Goprowskiej czeka was najbardziej strome podejście na tej trasie. W porównaniu z tym czego możecie doświadczyć w Tatrach to oczywiście nic nadzwyczajnego, ale mniej zaprawionych turystów po kilkunastu kilometrach na szlaku wizja pokonania najbardziej ostro wznoszącego się fragmentu może nieco deprymować. Warto jednak się spiąć i pokonać ostatnie 200 metrów w pionie.
Idąc szlakiem niebieskim – na wejście i powrót do Wołosatego potrzebujecie ok. 3,5 godziny. Wędrówka szlakiem czerwonym z Ustrzyków Górnych zajmie w obie strony nieco dłużej – ok. 5,5 godziny. Najbardziej czasochłonną jest oczywiście ostatnia opcja – z Wołosatego przez Przełęcz Bukowską, Rozsypaniec i Halicz. Zakładając, że będziecie wracać do Wołosatego ze szczytu szlakiem niebieskim, 19-kilometrową pętle powinniście pokonać w ok. 6,5 godziny.
Na takiej trasie doskonale sprawdzą się kije trekkingowe. Dzięki nim mniej zmęczycie nogi a dodatkowy trening reszty ciała też jest nie do pogardzenia. Same kije trekkingowe znajdziecie tutaj, a o tym jak należy dobrać właściwy model kijów napisaliśmy w tym artykule.
Powyższy nagłówek może być nieco mylący. Na żadnym ze szlaków wiodących na najwyższy szczyt Bieszczadów nie ma bowiem ani schronisk ani innej podobnej infrastruktury turystycznej. W kilku miejscach znajdziecie wiaty, które pozwolą odpocząć lub schować się przed deszczem – i to wszystko. Idąc którymkolwiek szlakiem trzeba więc pamiętać, że podczas wędrówki będziecie mieć do dyspozycji tylko to, co ze sobą zabierzecie. Koniecznie trzeba wziąć do plecaka zapas płynów, jakieś przekąski i – nawet latem – co najmniej kurtkę przeciwdeszczową.
Każdy z przedstawionych szlaków na Tarnicę można bez problemu pokonać z dziećmi. Dla najmłodszych wędrowców oczywiście najbardziej odpowiednia będzie pierwsza opcja. Jest nie tylko najkrótsza, ale też przystanki ścieżki edukacyjnej spowodują, że wycieczka minie szybciej. Obie wersje wejścia szlakiem czerwonym – krótsza z Ustrzyków i dłuższa z Wołosatego – również nie są na tyle forsowne, żeby można je uznać za zbyt trudne dla dzieci. Żaden ze szlaków jednak nie nadaje się do wędrówki z wózkiem, nawet jeśli ten wózek ma “terenowe” koła. Znacznie właściwsze będzie zabranie ze sobą dziecka w nosidełku.
Kiedy spadnie śnieg, bieszczadzkie szlaki mocno się wyludniają. Nadal jednak najpopularniejszy jest ten najkrótszy i on najczęściej będzie przetarty. Jeśli nie macie doświadczenia w zimowych górskich wędrówkach, niebieski szlak z Wołosatego będzie właściwym wyborem. Dla tych, którzy w trudnych zimowych warunkach czują się jak ryba w wodzie, oczywistym wyborem będzie początkowy (lub końcowy) fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego. Trzeba jednak pamiętać, że nawet łagodne, pozbawione stromych podejść bieszczadzkie grzbiety to nadal góry, które zimą są zupełnie innym wyzwaniem niż latem. O tym jak się do zimowych górskich wycieczek przygotować przeczytacie w naszym tekście poświęconym zimowemu sprzętowi.
Jeśli przemierzanie połonin nie zaspokoi waszych górskich apetytów, to mamy dla was wiele innych propozycji na to jak spędzić weekend w górach i opisaliśmy je w tym tekście.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.