VI.3 to stopień trudności, na którym trzeba wykazać się już konkretnymi umiejętnościami wspinaczkowymi. Dla wielu wspinaczy drogi VI.3 - VI.3+ stanowią limes ich życiowych osiągnięć, często wynikający z wrodzonych predyspozycji lub braku czasu na bardziej intensywny trening, który bywa niezbędny by tę trudność przełamać. Natomiast cyfra VI.3 stanowi u nas bramkę otwierającą szlak ku najładniejszym z dróg. Od stopnia VI.3 wzwyż Jura potrafi zachwycić.
Jeśli chcemy spróbować porównać różne skale, to VI.3 odpowiada francuskiemu 7a oraz frankońskiemu VIII. Są to cyfry charakterystyczne, pełne i najbardziej chyba porównywalne między sobą ze wszystkich szczebli trudności, które staramy się pokonać w różnych rejonach na świecie. Dodam też, że nawet dla relatywnie silnych zawodników pokonanie VI.3 OS na naszej Jurze to często poważne wyzwanie z uwagi na bardzo specyficzny i wybitnie “nie-onsightowy” charakter tych wycieczek.
Co do stopni 3 i 3+ już wiele lat temu odkryłem jak niewiele jest u nas dróg wycenionych na równe 3 w porównaniu z bezlikiem 3+. Tak naprawdę, ciężko czasem pomiędzy nimi znaleźć różnicę. A mam też wrażenie, że część 3+ powinna spokojnie dostać 3 i odwrotnie.
Poniżej zebrałem 10 dróg w stopniu od VI.3 do VI.3+, które w moim mniemaniu są najładniejsze w północnej części Jury. Nad listą myślałem długo i podpisuję się pod nią obiema rękami, ale wiem że na pewno znajdzie się wiele osób, które wymieniłyby całkiem inny zestaw. Poniższą dziesiątkę proszę zatem traktować jako moją wizję estetyki skalnego ruchu, wybraną spośród dróg, które zezwoliły mi na wpięcie liny do zjazdowca. Nie są one uporządkowane, pojawiły się po prostu w mojej głowie w takiej właśnie kolejności. Purystów stylu OS zniechęcam do czytania dalszej części tekstu.
Pionowo, technicznie, po małych chwytach i nabijająco, przynajmniej do pierwszego zjazdu pod okapem. Mijając go z prawej strony znajdziemy się pod kolejnym okapem, gdzie bez trudności odstoimy do zera, by wyruszyć wprost do okna. Zachwyt.
Teraz siła. Lekka bańka do szufli nad okapikiem mając ringa przy pasie wydaje się bez emocji w porównaniu z pierwotnym sposobem prowadzenia tej drogi (pętla pod okapem i włożenie cam-locka do szufli dopiero po strzale (sic!)). Dziś, mimo że ten ruch pokonywany jest przez różnych zawodników na boso, statycznie, z nogami w powietrzu, o kulach itd., i tak za każdym razem wzbudza we mnie lekką niepewność. A reszta przechwytów to po prostu miód. Droga została pokonana bez asekuracji w latach ’80 przez Jacka Zaczkowskiego.
Teraz technika. Telewizor był pierwszą drogą w tym stopniu, którą udało mi się poprowadzić. Był to rok 1996. Górna płyta robiła wrażenie całkowicie gładkiej, a z kolei dolny okap konkretnie męczył. Dziś, wiosną lub jesienią podczas luźnych wyjazdów do Rzędkowic zawsze staram się prowadzić zarówno Magnetowid jak i Telewizor za jednym zamachem przeważając szalkę pomiędzy siłą, a techniką.
Droga oryginalnie miała tylko jednego ringa przy kluczowym miejscu. Jak będziecie składać się do banieczki z obłego ścisku wspomnijcie przejście tej drogi bez asekuracji wykonane przez Pawła Haciskiego.
To taka podróż bez trzymanki filarem i w mojej opinii Obadi jest najtrudniejszą z dróg w tym wykazie. Od początku do końca trudno, a dolny okap stanowi tylko lekką przygrywkę do ciągu na filarze powyżej. Filary naszej Jury są naprawdę estetyczne i Obadi nie stanowi tu bynajmniej wyjątku.
Potrafię przyjechać na Bibliotekę i cały dzień robić interwały na Bambo. To poezja wapienia, z lekko poprawionym chwytem na zawody. Tak, bowiem Bambo 2 była drogą przygotowaną na jedne z zawodów odbywających się w naszych skałach i jak legenda głosi tuż poniżej dużej dziury, w miejscu dzisiejszego, wykutego “bananka”, znajdował się naturalny chwyt. Znajdował się wieczorem, ale rano już nie. Organizatorzy w panice odtworzyli zatem kluczowy chwyt, by zawody mogły się odbyć. Droga oryginalnie biegła do samej góry w dużej mierze podobnie do dzisiejszego przedłużenia za VI.5 i uciekała w lewo do klamek za kantem.
Do zestawu postanowiłem dołączyć jedną drogę, która może wydawać się pewnym zaskoczeniem. Uważam jednak, że błądząc po zakamarkach naszej Jury, często można trafić na poukrywane perełki i takim odkryciem dla mnie była właściwie cała skała o nazwie Baba wraz z niniejszą drogą. Wspinanie Siekierą przypomina ruchy z VI.3 charakterystyczne dla całej doliny, mam na myśli drogi w podobnej trudności na Diabelskich Mostach, Białym i Czarnym Psie czy Kapuśniaku. To taki swego rodzaju teleport na Frankenjurę, gdzie dwójki się zaginają, a przechwyty w przewieszeniu wzbudzają pozytywne emocje. I mimo, że Siekiera nie jest drogą tej klasy co Dzień jak co dzień, to jako przykład nieco innego wspinania na Jurze polecam ją.
Jeżeli ominąć całkiem rześką płytkę startową Prostowania i wyruszyć rysą na prawo to okaże się, że będziemy na jednej z najładniejszych dróg Rzędkowic. Czeka nas wiele metrów technicznego wspinania po mało wygodnych i często dość obłych chwytach. By uniknąć infamii na salonach, warto pamiętać, że nie należy łapać kantów obu sąsiednich kominów.
Po opanowaniu Wariantów za VI.3, oczywiście wręcz należy pokusić się o próbę wyprostowania startu przez wspomnianą już, krótką sekwencję po małych chwytach podnoszącą wycenę do VI.3+/4.
Ja zalicytuję tu pełną wycenę VI.3 dla tej wybitnej drogi, bo uważam że tyle spokojnie ma i potrafię z marszu wymienić mnóstwo “trójek”, a nawet “trójek plus” w naszym kraju, które nie mają do niej najmniejszego startu. Filar zachwyca estetyką, jakością ruchów (łącznie z całkiem rześką banieczką) i otoczeniem w postaci najmniej zakrzaczonego i zalesionego fragmentu Jury jakim są okolice zamku w Olsztynie.
Grochowiec przez wiele lat był ukryty przed tłumem. Była to skała, o której wiedziało niewielu, a jeszcze mniej się po niej wspinało. Dopiero wymiana ringów spowodowała boom na ten bądź co bądź niewielki fragment wapienia. Taniec ze słoniem jest rozwiązaniem środka tej ściany. Można by nawet powiedzieć, że stanowi jego direttisimę. Zaskoczą nas oczywiście obłości, ustawienia i ciąg wspinania. Ale choćby tylko dla tej drogi warto podjechać pod Grochowiec.
Wiążemy się liną pod ogromną ścianą Zegarowej i idziemy wprost do góry. Oprócz lekkiego oddechu na półce, czekają nas stałe, lub wręcz zwiększające się trudności, chwyty jak na nasz teren będą zaskakująco obłe i czasem trzeba będzie mocno kombinować jak przemieszczać się między nimi. Czasoprzestrzeń jest unikatem.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.