Kurtka na lata, czy kurtka na lato? To pytanie najczęściej zadaję sobie wybierając nowy model. Jakość – to ten czynnik, na który obecnie najbardziej zwracam uwagę.
Niezależnie od tego czy są to nowe buty rowerowe, odzież, czy sprzęt do domu. Czy kurtki Helly Hansen wpisują się w kanon kurtek na lata? Czy raczej są to modele na jeden sezon? To przecież legendarna marka, która jakością zawstydzić powinna wielu producentów. To także jedne z tych kurtek, za które wcale mało nie zapłacimy. Czy warto? O tym w dalszej części tekstu.
Marka Helly Hansen z pewnością kojarzy Wam się ze zdjęciami przystojnych żeglarzy na tle pięknych, białych żagli. Lub przemoczonych, ale uśmiechniętych mężczyzn w czasie sztormu – i dobrze! Firma ta założona została przez kapitana morskiego, któremu udało się stworzyć odzież sprawdzającą się w najtrudniejszych warunkach. Kluczem do sukcesu okazała się impregnacja, do której Helly Juel Hansen postanowił stosować olej lniany, który następnie zastąpiony został przez PCV. Dziś marka posiada w swojej ofercie buty Helly Hansen i odzież wykorzystującą wiele autorskich technologii i rozwiązań takich jak Lifa® stosowana w bieliźnie i odzieży termoaktywnej, czy HELLY TECH® – wodoodporną i dobrze oddychającą tkaninę, która znajdzie swoje zastosowanie zarówno wśród marynarzy jak i miłośników sportów zimowych.
Pierwszą z dwóch kurtek, jakie miałem okazję testować jest outoorowy model Helly Hansen Dubliner Jacket. W tym miejscu warto zaznaczyć, że mierząc 183 cm wzrostu, obie kurtki dotarły do mnie w rozmiarze L – jednak różnice w ich kroju są znaczące, ale o tym w dalszej części.
Model Dubliner to klasyczna „membranówka”, która dobrze spisze się zarówno na co dzień w mieście, jak i podczas weekendowych wypadów na szlak. Dobry wybór, jeśli szukacie jednej, uniwersalnej kurtki, która pasować będzie i do jeansów i do spodni trekkingowych. Znajdziecie w niej autorski laminat HELLY TECH® Protection i impregnację DWR. Dodatkowo model posiada uszczelnione szwy, co maksymalizuje poziom jej wodoodporności. Jak więc kurtka radzi sobie w deszczu? Moim wzorem kurtek przeciwdeszczowych jest używana przeze mnie kurtka Patagonia Torrentshell 3L Jacket znosząca bardzo ulewne deszcze. Muszę przyznać że model Dubliner daje radę! Może nie wędrowałem w niej przez wiele godzin po szlaku, ale przez ponad 2 godziny ulewnego deszczu w mieście spisała się doskonale. Warto również zaznaczyć, że kurtka ta wolna jest od szkodliwych związków PFC i posiada certyfikat bluesign®.
Teraz krój. Kurtka jest dość mocno dopasowana, co warto mieć na uwadze wybierając jej rozmiar. Posiadam raczej atletyczną budowę ciała i jej wąski krój mocno daje się odczuć zarówno w ramionach, jak i w biodrach. Gdybym miał wybierać ją ponownie, zastanowiłbym się nad rozmiarem XL, z obawą jednak o długość rękawów – bo te zaś są w sam raz. Same rękawy posiadają regulację mankietów, której życzyłbym sobie w każdej kurtce. Elastyczny mankiet, zapobiegający przedostawaniu się zimnego powietrza do wnętrza kurtki regulować można za pomocą dwóch napów, co daje duże możliwości dopasowania ich do własnych preferencji. Szczególnie docenią to osoby użytkujące duże, sportowe zegarki takie jak Fenix 6X Pro czy Coros’y.
Model ten wyposażony został także w 3 kieszenie. Dwie klasyczne boczne i jedną wewnętrzną. Kieszenie boczne od środka wyłożone są miękkim, przyjemnym w dotyku i ciepłym materiałem, który z pewnością docenicie w chłodniejsze dni gdy zapomnicie zabrać z domu rękawiczek. Środkowa kieszeń umieszczona została na wysokości piersi, wzdłuż frontowego zamka. Z powodzeniem pomieści ona telefon, klucze, czy dokumenty. Portfela raczej bym tam nie pakował. Frontowy zamek z kolei osłonięty jest klapą przeciwwiatrową wyposażoną w napy.
Kaptur! Bo przecież to kurtka przeciwdeszczowa! No jest, sprytnie schowany wewnątrz wysokiego kołnierza, który mocno przydaje się w wietrzne dni. Przyznam, że jest to jeden z wygodniejszych kapturów jakie miałem okazję mieć na głowie. Fajnie wyprofilowany, nie opada na oczy, tworzy spójną całość z kołnierzem i nie ogranicza ruchów. Dodatkowo posiada on regulację, dzięki której można mocno zaciągnąć go, gdy sztorm będzie chciał przewrócić twój jacht, albo gdy w drodze po dziecko do żłobka po prostu będzie mocno wiało.
Drugim modelem jaki miałem okazję sprawdzić była kurtka Helly Hansen Rapide Windbreaker Jacket. To klasyczna wiatrówka o dobrej kompresyjności i bez zbędnych bajerów. Gdy nie będzie potrzebna można ją spakować do własnej kieszeni i wrzucić do plecaka. Jej wysoka wytrzymałość, którą zawdzięcza wykonaniu w splocie ripstop pozwoli Wam na użytkowanie jej zarówno na co dzień jak i w górach. Bo właśnie dla miłośników górskich aktywności została ona stworzona – choć jak na moje oko, nie tylko dla nich.
Dzięki temu że cechuje ją dobra kompresyjność, z pewnością fajnie spisze się także jako awaryjna kurtka rowerowa (mieści się w kieszonce koszulki rowerowej), a także jako kurtka biegowa. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to model z podszewką, więc wybór samej kurtki Helly Hansen Rapide Windbreaker Jacket na niższe temperatury nie będzie dobrym pomysłem.
I tu znów wracamy do kroju. Helly Hansen Rapide Windbreaker Jacket to model o zdecydowanie odmiennej konstrukcji. Z powodzeniem byłem w stanie zmieścić pod nią zarówno bluzę, jak i kamizelkę marki Columbia z technologią OMNI-HEAT® Thermal Reflective, która do najbardziej smukłych zdecydowanie nie należy. Założenie jej pod opisanego wyżej Dubliner’a, byłoby niemożliwe, przynajmniej nie w moim przypadku i w rozmiarze L.
Kurtka posiada jedną kieszeń umieszczoną mniej więcej pod pachą. Nie jest to więc ani klasyczna kieszeń boczna, ani kieszeń piersiowa. Nie sprawdzi się do ogrzania rąk i średnio spisuje się gdy zapakujemy ją cięższymi przedmiotami. Na pewno jest to dobre miejsce na mapę czy kartę bankomatową, ale z kluczami, telefonem czy innymi przedmiotami o większej wadze byłbym ostrożny.
Kaptur jest … duży. To zupełnie inna bajka niż w poprzednim modelu. Czy to źle? To zależy. Da się go założyć na kask! Choć tu też wiele zależy od kasku. Na mojego rowerowego Abusa wchodzi bez problemu, ale ten zaś sam w sobie posiada dość smukłą, aerodynamiczną konstrukcję.
Mankiety rękawów są prosto wykończone i nie posiadają żadnej regulacji. Nie znajdziecie w nich też mocnej, elastycznej taśmy. To wygodne w przypadku użytkowania rękawiczek przeciwwiatrowych, ale osobiście nie przepadam za hulającymi na wietrze rękawami, a tu tak się zdarza. To moim zdaniem najsłabszy element kurtki bo … FAKTYCZNIE CHRONI PRZED WIATREM. I to jak! Przy temperaturach w granicach 15 stopni i porywistym wietrze, by zachować odpowiedni komfort pod spód wystarczy dobrej jakości koszulka lub lekka bluza. Ponadto model ten również wyposażony został w impregnację DWR bez PFC i o czym warto wspomnieć – jej skład to aż 48% włókien pochodzących z recyklingu.
Co wybrać? Helly Hansen Dubliner Jacket to kurtka dla każdego! Serio. To mega uniwersalny model, który spisze się i w górach i na randce i na łódce. Wysoka jakość wykonania, którą dosłownie czuć pod palcami, świetne mankiety i kaptur, membrana i dobra oddychalność. Świetna kurtka.
Helly Hansen Rapide Windbreaker Jacket to z kolei model dla osób aktywnych. Osób, które poszukują lekkiej, awaryjnej kurtki zapewniającej dobrą ochronę przed wiatrem i lekkimi opadami. Tu raczej mam na myśli krótką mżawkę. Wygodna, nie krępująca ruchów, pakująca się do własnej kieszeni i – co najważniejsze – lekka. Na rower, do lasu, w góry, bo biegania, na co dzień raczej nie polecę. Na spacery Dubliner!
Równolegle do testów Michała ja miałam okazję testować kurtki damskie z tegorocznej kolekcji Helly Hansen. Na testy wybrałam: również model Helly Hansen Rapide Windbreaker oraz Helly Hansen Cascade Shield Fleece. Zabrałam je ze sobą na weekend w Beskid Śląski.
Jak wybieram się w góry to obowiązkowo do plecaka wrzucam warstwę izolującą. Nigdy nie wiadomo co czeka na szlaku, także tym razem nie było inaczej. Wiatrówkę Helly Hansen można poskładać do rozmiaru wewnętrznej kieszeni, wiec zajmuje bardzo mało miejsca. A to jest dla mnie sporym plusem (dzięki temu mam więcej miejsca na przekąski).
Już przy pierwszej przymiarce, jeszcze przed wyjściem, zauważyłam, że kurtka ma bardziej dopasowany krój. Przypadnie on do gustu ceniącym sobie bardziej kobiece stylizacje. Kurtka jest bardzo lekka i miękka w dotyku. Posiada elastyczne mankiety, ściągacz i wysoki kołnierz. Kieszeń na tułowiu jest wystarczająco duża, aby pomieścić telefon, dokumenty czy inne podręczne przedmioty. Poza tym jest po prostu naprawdę wygodna.
W górach włożyłam ją dopiero na górze, jak już się zaczęły bardziej otwarte przestrzenie i po mocniejszym podejściu nie chciałam się wychłodzić. I według mnie do tego właśnie zaprojektowana jest ta kurtka. Aby izolować i chronić przed wiatrem w momentach odpoczynku. Sprawdziła się w tej roli znakomicie. Testowałam ją w temperaturze między 15 a 17 stopni Celcjusza. Ale w zależności od tego co się włoży pod spód sprawdzi się w też nieco niższych czy wyższych temperaturach. W każdym razie nie potrzebowałam lepszej ochrony przed wiatrem.
Ta minimalistyczna wiatrówka przekonuje mnie także swoim ekologicznym materiałem pochodzącym w 48% z recyklingu oraz tym, że posiada certyfikat bluesign®, który świadczy o produkcji przyjaznej środowisku.
Kurtka Helly Hansen Rapide Windbreaker od tej pory nie tylko będzie mi towarzyszyć w górskich letnich wędrówkach, ale także będzie mi służyć jako mój „backup” na spacerach, czy wypadach za miasto. Myślę, że po prostu będzie miała swoje specjalne miejsce w moim codziennej podręcznej torbie.
W drugi dzień pogoda w Beskidach nieco się załamała, ale nie na tyle, aby w ogóle rezygnować z wyjścia. Na szlak zabrałam Helly Hansen Cascade Shield Fleece i ten model to już całkiem inna historia. Cascade to właściwie dwie kurtki w jednej, bo łączy w sobie najlepsze technologie softshellu i polaru. Jak przekonuje producent podobnie jak softshell jest wiatroszczelna, wodoodporna i oddychająca oraz ciepła jak polar.
Zaraz po założeniu nie odnoszę wrażenia jakbym miała dwie kurtki na sobie, bo ten model jest po prostu wyjątkowo lekki. Cascade ma solidny zamek, dwie zewnętrzne i dwie wewnętrzne głębokie kieszenie. Kaptur, który może nie jest bardzo duży, ale można go założyć też na kask, ze względu na jego rozciągliwość. Materiał jest miękki i bardzo elastyczny co powoduje, że kurtka jest szczególnie przyjemna w noszeniu.
Pogoda na szlaku pozostawiała wiele do życzenia, dlatego softshell Helly Hansen zdecydowanie wpasował się w wietrzne i nieprzewidywalne warunki. I mogę z pewnością powiedzieć, że testy terenowe wypadły naprawdę nieźle. Atutem tego modelu jest swoboda, Cascade nie ogranicza ruchów, właściwie praktycznie nie czuć go na sobie podczas hikingu. Materiał Stormfleece o podwójnym splocie zagwarantował mi ochronę przed wiatrem i wilgocią przez co przez całe 5h hinkingu czułam się naprawdę komfortowo. Jedna z ciekawostek, które zauważyłam w tej kurtce jest to, że podczas podejścia, warto otworzyć kieszenie, aby powietrze mogło swobodnie przelatywać.
W mojej opinii Helly Hansen Cascade Shield Fleece to unikalny produkt, który śmiało można też wykorzystać w codziennym użytkowaniu. Przyda się na spacer z psem, czy zakupy. Ale głównie jednak jest to techniczna kurtka bardzo dobrze przystosowana do hikingu w górach, także przy złych warunkach pogodowych.
Test wykonali dla Was Anna Malara i Michał Gajewski
[Przeczytaj również test Helly Hansen – zima mu nie straszna]
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.