Bouldering wśród gór, nad brzegiem oceanu albo na piaszczystej plaży? To właśnie dają norweskie Lofoty.
Nie przepadam za boulderowaniem w ciemnych lasach, na zamszałych, wilgotnych kamieniach. Nie jestem fanem głazów, na których roi się od sztucznych linii z ograniczonymi stopniami i chwytami. Nie znoszę też niskich kamieni, potocznie nazywanych “dopasiakami”, ani boulderingu po betonie jak w podwarszawskim Janówku. Nie potrafię też boulderować w miejscach brudnych, zaśmieconych – a tak często wyglądają boulderowe ogródki w naszym kraju. Dla mnie w boulderingu najważniejsza jest przestrzeń, majestatyczne otoczenie i okazałe, piękne kamienie. Strona estetyczna jest dla mnie równie istotna co czysto fizyczna, sportowa. Wtedy bouldering nabiera odpowiedniego sensu i wyjątkowego smaku. Dostarcza też właściwych emocji. To wszystko znalazłem właśnie na Lofotach.
Sierpniowy urlop dał możliwość by po raz pierwszy wybrać się na odległe norweskie wyspy. Przyznam szczerze, że nigdzie nie widziałem tak wspaniałych i różnorodnych krajobrazów, nigdzie nie boulderowałem w tak pięknych, wzruszających wręcz okolicznościach przyrody. Bouldering w otoczeniu strzelistych szczytów? Tuż nad szumiącym oceanem? Na plaży przy zatoce wypełnionej turkusową wodą? Tak właśnie jest na Lofotach.
Biegniesz już po crashpada do garażu i rezerwujesz lot? Poczekaj, przeczytaj wpierw garść praktycznych informacji i trochę moich subiektywnych wrażeń. Tak, a potem kupuj lot.
Trudno sprecyzować jak długa jest historia boulderingu na Lofotach. Lofockie szczyty zdobywano już w XIX wieku ale czy wtedy ktokolwiek zwracał uwagę na leżące pod ścianami głazy? Pewnie nie. Niemniej, wiadomo na pewno, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych na Lofoty przybyli pierwsi pionierzy wspinaczki. Podobnie jak w innych rejonach na świecie w tamtych czasach bouldering nie był celem sam w sobie a jedynie formą rozrywki i odpoczynku od wielkich ścian. Pierwsze problemy boulderowo ustanowiono w latach sześćiedziątych w rejonie Paradiset w zatoce Kalle. Wkrótce problemy powstały również w okolicach Svolvaer.
W latach sdiedemdziesiatych lokalni wspinacze zaczęli wytyczać drogi na ścianie Presten górującej nad Henningsvaer. Naturlana konsekwencją była wspinaczka i trening na głazach leżących pod tą ścianą. W latach osiemdziesiątych na Lofotach powstało pierwsze boulderowe 7a a w 1992 niemiecki wspinacz Matthias Huber wytyczył w rejonie Paradiset pierwszy boulderowy circuit rodem z Fontainebleau z numerkami, strzałkami i symbolami wyrysowanymi na skale. Kilka lat później na Lofotach pojawiły się pierwsze crashpady a problemów przybywało z każdym rokiem.
Ale przełomem była publikacja artykułu o boulderach na Lofotach w norweskim magazynie Krimp w 2002 roku. Wyspy zaczęły przyciągać słynnych wspinaczy tamtych czasów. Jednym z pierwszych był Ben Moon, który wytyczył przepiękną Moon Arete 8a a na kolejnych wyjazdach także Midnight Sun 8a i Main Course 8a+. W 2010, w szczycie swojej formy na Lofoty zawitał Fin Nalle Hukkataival. W kilka dni zrealizował problem, któremu nie podołał Ben Moon oraz wielu lokalnych wspinaczy. Tak powstał Rough Gem 8b w rejonie Flakstadpollen.
Czy na Lofotach jest jeszcze miejsce na nowe problemy? Całe mnóstwo. Ilość głazów, które nie zostały wyeksplorowane jest ogromna. Co więcej, nawet w rejonach opisanych w przewodniku nadal jest pełno miejsca na nowe linie.
Archipelag norweskich Lofotów leży daleko za Kołem Podbiegunowym. Pogoda bywa tu bardzo kapryśna, zmienna a nierzadko gwałtowna. Niemniej, sezon wspinaczkowy na Lofotach jest zaskakująco długi. To dlatego, że Lofoty mają stosunkowo wysokie temperatury zimą i dość niskie latem. Nie docierają tu skrajne arktyczne mrozy ani fale upałów z południa a klimat łagodzi ciepły prąd morski. To daje idealne warunki do wspinania przez kilka miesięcy w roku. Przeszkodą może być jedynie deszcz. Lofoty otrzymują dość dużą roczną sumę opadów. Najwięcej dni deszczowych przypada na miesiące jesienne i zimowe ale i latem potrafi często padać. To raczej suma opadów, bardziej niż temperatury, warunkuje sezon wspinaczkowy. Miesiące z najmniejszą sumą opadów to kwiecień, maj i czerwiec. Lipiec i sierpień potrafią już być dość deszczowe. Ale spokojnie, to jeszcze nie powód by nie jechać.
Gdzie najlepiej sprawdzać prognozy? W Norwegii oczywiście na yr.no. Prognozy są bardzo precyzyjne ale nie warto brać na serio tych dłuższych niż 48h. Styk gór i oceanu sprawia, że pogoda jest bardzo dynamiczna. Ale nie martwcie się, nawet jeśli w meteo pełno deszczowych dni – jest dobra wiadomość. Otóż warto też wziąć pod uwagę fakt, że warunki pogodowe na Lofotach potrafią być bardzo lokalne. Często zdarza się, że po jednej stronie wyspy leje deszcz a po drugiej, kilkanaście kilometrów dalej, świeci piękne słońce a granit jest zupełnie suchy. Jest jeszcze jedna dobra informacja. Na wyspach często mocno wieje. Nawet po sporych opadach głazy dość szybko wysychają.
Ale co jest najlepsze w lofockiej pogodzie? Trwający od końca maja do połowy lipca dzień polarny! Wtedy można się wspinać nawet nocą. Ale nawet w sierpniu dzień nadal jest tak długi, że ostatnie wstawki swobodnie można robić o 22:00. Lofoty to świetna boulderowa destynacja na lato. Gdy w centrum i na południu Europy panują upały tu warun sprawia, że granit lepi się do rąk.
Lofoty to ze wszech miar wyjątkowy zakątek świata a Norwedzy przywiązują ogromną wagę do ochrony przyrody. Dlatego też obowiązują tam ścisłe zasady i etyka, które nie powinny dla nikogo być zaskoczeniem. Oto one:
Skalnych bloków jest na Lofotach mnóstwo. Część z nich to głazy narzutowe pozostawione przez lądolód, część to skały powstałe w wyniku erozji gór. Dlatego też bouldering na Lofotach ma swoją specyfikę. Głazy rzadko występują w większych grupach jak w Fontainebleau czy Albaracin. Najczęściej są to samotne bloki skalne lub niewielkie grupy skał. Ale odległości pomiędzy rejonami nie są duże.
Bouldery na Lofotach są za to bardzo okazałe i to się liczy. Nie znajdziemy “dopasiaków” lub boulderów, pod które się trzeba podkopać by wykonać sit start. Raczej próżno szukać tu “jednoruchowców”. Lofockie głazy są duże a nierzadko wprost olbrzymie. Miłośnicy highball’ów i posiadacze twardej psychy będą zachwyceni.
Większość lofockich głazów to granit bardzo wysokiej jakość, z dość drobnym ziarnem, świetnym tarciem i raczej bez kryształów kwarcu co ważne dla skóry. W lofockich rejonach znajdziemy wszystkie formacje – od imponujących dachów, przez solidne przewieszenia po straszne piony i połogi. Co kto lubi!
Zatem gdzie jechać by się dobrze bawić? Rejony boulderowe występują na wszystkich pięciu głównych wyspach Lofotów: Austvagoy, Gimsoy, Vestvagoy, Flakstadoy i Moskenesoy. Ale to na pierwszej z nich występuje największa koncentracja wyeksplorowanych sektorów. Gdzie warto jechać? To moja subiektywna lista:
Bez obaw, na Lofotach nie grozi wam błądzenie po lasach z crashpadem na plecach. Lofoty już w 2016 roku doczekały się świetnego przewodnika boulderowego. Dziś, po siedmiu latach jest on już nieco nieaktualny ale nadal pozostaje najlepszym zbiorem informacji. Do tego jest po prostu pięknie wydany. Kupić można go w niektórych sklepach w głównych miastach. Opis lofockich rejonów i problemów znajdziecie również na popularnym portalu 27crags.com ale wyłącznie w wersji płatnej. Niemniej, przewodnik drukowany jest bardziej obszerny, do tego znajdziecie tu wiele innych przydatnych informacji i sporo pięknych zdjęć.
Na Lofotach znajdziemy dwa sklepy wspinaczkowe jeśli komuś zabrakłoby sprzętu: jeden w Henningsvaer, drugi w Svolvaer. W tym pierwszym jest też możliwość wypożyczenia crashpadów. A tych na Lofotach warto mieć dużo. Podobnie jak sprawnych spoterów. Nie ma żartów, to są uczciwe kamienie a lądowania nie zawsze są komfortowe.
Ktoś z pewnością chciałby spytać o wyceny? No cóż, na Lofotach tanio nie jest. Raczej nie jest to miejsce dla poszukiwaczy miękkiej cyfry. Wyceny są z reguły twarde i stanowcze. Nawet z pozoru łatwe problemy potrafią zaskoczyć…
A co robić gdy lofocka pogoda płata figle i ciągle leje? Dla podtrzymania formy można zrobić trening! Na Lofotach są dwie ściany wspinaczkowe – jedna w Leknes prowadzona przez Vestlofoten Klaterklubb, druga w Kabelvag prowadzona przez lokalny klub górski Lofoten Tindeklubb. W Leknes i Svolvaer działają również siłownie.
Informacje praktyczne znajdziecie w osobnym artykule: “Lofoty co warto zobaczyć i jak się na nie dostać?”
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.