Ekipa 4 znajomych lubiących góry w różnej formie, możliwość wykorzystania urlopu, a do tego sprzyjające prognozy pogody - tak zrodził się pomysł wspólnego przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego. Plan udało się wykonać w 5 dni i chętnie podzielę się wrażeniami oraz dobrymi radami, które pomogą również Wam zrealizować ten ciekawy projekt.
Mały Szlak Beskidzki to szlak długodystansowy, który zaczyna się W Bielsku-Białej Straconce, a kończy na Luboniu Wielkim lub odwrotnie – zależy od której strony zamierzasz go przejść. Liczy sobie 137 km a łączna ilość podejść to niespełna 6000 m. Co ważne, trasa Małego Szlaku Beskidzkiego nie pokrywa się w żadnym punkcie z najdłuższym i chyba najbardziej znanym w Polsce szlakiem, Głównym Szlakiem Beskidzkim, który ma przeszło 500 km.
Trasa MSB wiedzie przez Beskid Mały, Makowski i Wyspowy. Źródła podają, że przejście trasy Małego Szlaku Beskidzkiego w zależności od przygotowania kondycyjnego powinno zająć 3-6 dni. My postanowiliśmy korzystać z dobrej pogody i przejść go w 5 dni. Mapa turystyczna, gdzie wskazany jest Mały Szlak Beskidzki, informuje nas o licznych miejscowościach ze sklepami oraz schroniskami, dzięki czemu codziennie można uzupełnić zapasy lub zaplanować nocleg.
Na szlaku nie występują większe trudności techniczne, ale należy pamiętać o tym, że wymaga on pewnego przygotowania kondycyjnego. Przed próbą przejścia MSB sugeruję przejść dowolny szlak w górach o przewyższeniu 1200-1500m i długości ok. 25km z 10 kg plecakiem. Następnie uświadomić sobie, że czeka nas to samo przez kolejne 4 lub 5 dni.
Moim zdaniem dwa najistotniejsze elementy ekwipunku na Mały Szlak Beskidzki to buty i plecak. Po długim procesie decyzyjnym postawiłem na sprawdzone byty trailowe poniżej kostki i w moim przypadku był to dobry wybór. Zaznaczę, że jest to indywidualna kwestia, gdzie głównymi czynnikami wpływającymi na wybór powinny być wygoda (odciski i otarcia pierwszego dnia to nic dobrego na długodystansowym szlaku) i temperatura – w przypadku temperatury 20°C i braku opadów odradzałbym membranowe obuwie.
Plecak, który towarzyszył mi podczas przejścia MSB to Deuter Aircontact Ultra 40+5. Klasyczny i znany model trekkingowy w „odchudzonej” wersji (plecak waży nieco ponad 1200 g).
Obszerna, 40-litrowa główna komora, dwie pojemne siateczkowe kieszenie po bokach i dwie mniejsze na pasie biodrowym, regulowany komin z jedną przegrodą na drobiazgi (można go całkowicie odpiąć) oraz elastyczna kieszeń na froncie pozwoliły bez przeszkód spakować cały niezbędny ekwipunek na przejście Małego Szlaku Beskidzkiego. Bardzo spodobał mi się pomysł wyposażenia Deuter Aircontact Ultra 40+5 w dwie długie tasiemki, które w dowolny sposób można przepinać w plecaku. Daje to wiele możliwości troczenia dodatkowego ekwipunku. Plecak umożliwia podpięcie systemu hydracyjnego – w moim przypadku był to Deuter Streamer 2.0, który spisał się rewelacyjnie. Niestety, nie znajdziemy tutaj zintegrowanego pokrowca przeciwdeszczowego, o który musimy zadbać we własnym zakresie.
Deuter Aircontact Ultra 40+5 łącznie z całym moim ekwipunkiem i 2 litrowym zapasem wody ważył 10 kg. Uznaję to za bardzo dobry wynik, zważywszy na to, że postanowiłem zabrać ze sobą awaryjnie hamak, tarp, śpiwór i materac. Gdybym zrezygnował z tego zestawu, waga byłaby niższa o ok. 2 kg.
Założyliśmy, że każdej nocy będziemy spać w kwaterach prywatnych lub schroniskach, ale awaryjnie zabraliśmy tarpy, hamaki i śpiwory. Należy zaznaczyć, że na całej długości Małego Szlaku Beskidzkiego nie ma wyznaczonych miejsc, w których można spać legalnie „pod chmurką”. Dlatego też potrzebę zabrania awaryjnego zestawu noclegowego pozostawiam twojej indywidualnej ocenie.
Lista sprzętu do zabrania na przejście MSB w porze od wiosny do wczesnej jesieni:
Mały Szlak Beskidzki postanowiliśmy pokonać trasą startując na wschodzie. Wyruszyliśmy z Lubonia Wielkiego i zmierzaliśmy na zachód, do Bielska-Białej Straconki. Za taką decyzją przemawiały dwa argumenty. Po pierwsze, Rabka-Zdrój, z której należy dostać się na Luboń Wielki jest znacznie gorzej skomunikowana od Bielska-Białej, skąd do domu łatwiej było nam się dostać pociągiem lub PKS-em. Na start naszej przygody z MSB podwiózł nas kolega (dzięki Kuba:)). Po drugie – jesteśmy ekipą ze Śląska i w naszych głowach wizja zmierzania w stronę domu i bardziej znanych regionów górskich była dodatkowym motywatorem.
Oznaczenie szlaku jest ogólnie dobre, ale należy być uważnym – zdarzyły nam się miejsca, w których pomagał nam track wgrany do zegarka.
Przygodę rozpoczynamy pod sklepem w Rabce-Zdrój Zaryte, skąd niebieskim szlakiem w ciągu niespełna dwóch godzin, pnąc się cały czas do góry, docieramy do schroniska na Luboniu Wielkim, który jest najwyższym punktem tego dnia. W tym miejscu znajduje się też tablica z kropką oznaczającą początek Małego Szlaku Beskidzkiego. Stąd mamy do pokonania 137 km. Po krótkim odpoczynku ruszamy w dalszą trasę, która najpierw przez kilka kilometrów prowadzi nas w dół, a następnie relatywnie płaskim terenem.
Podziwiając wzniesienia Beskidu Wyspowego, docieramy po ok. 12 kilometrach wędrówki do Mszany Dolnej. W tej miejscowości bez problemu kupimy jedzenie oraz uzupełnimy zapasy wody. Po przerwie ruszamy dalej i po opuszczeniu Mszany pniemy się pod górę. Na 19. kilometrze marszu docieramy na drugi co do wysokości szczyt tego dnia – Lubogoszcz. Schodząc w dół, w okolicy 25 kilometra docieramy do Kasiny Wielkiej, gdzie uzupełniamy zapasy i udajemy się na nocleg. W tej miejscowości bez większych problemów znajdziemy prywatne kwatery. Tego dnia w ok. 10 h zrobimy ok. 1300 metrów w górę i 28 km.
Drugiego dnia naszym celem pośrednim jest zdobycie najwyższego punktu drugiego etapu Małego Szlaku Beskidzkiego, szczytu Lubomir. Docieramy do niego po ok. 10 km marszu nieco pofałdowanym terenem. Raz w górę, raz w dół. Kiedy co jakiś czas wychodzimy z lasu, rozpościerają się przed nami urokliwe panoramy Beskidu Wyspowego.
Przed „atakiem szczytowym” można zatrzymać się w pobliskim gościńcu, aby kupić coś do jedzenia lub do picia. Po ok. 3,5 km od szczytu docieramy do Schroniska na Kudłaczach, gdzie również możemy się zregenerować. Stąd czeka nas zejście w dół, przejście ok. 4 km lekko pofałdowanym terenem, by następnie rozpocząć nieco stromsze zejście w dół, do Myślenic. W tym mieście mamy pierwszy tego dnia sklep. Tutaj też dzisiaj nocujemy – nie ma oczywiście żadnego problemu ze znalezieniem prywatnych kwater.
Drugi etap Małego Szlaku Beskidzkiego zamykamy w ok. 9 h. Pokonaliśmy 1300 m w górę na dystansie 28 km. Tego dnia przeszliśmy z Beskidu Wyspowego do Beskidu Makowskiego.
Trzeci dzień jest trudny z kilku powodów. Najdłuższy dystans (ok. 35 km), odczuwalne zmęczenie pleców i nóg oraz wiele odcinków przez las – bez widoków i bardziej wybitnych szczytów do zdobycia. Pewną przeciwwagą tego dnia jest relatywnie niewielkie przewyższenie, bo na tak długim odcinku wynosi ono ok. 880 m.
Cały dzień podchodzimy w górę, by za chwilę iść w dół. Bez wyraźnie płaskich odcinków, ale też bez morderczych nachyleń. W okolicy 9 kilometra przechodzimy przez najwyższy szczyt tego etapu MSB – Babice, a po 14 km dochodzimy do niewielkiej Palczy. Tutaj sugeruję zejść z czerwonego szlaku w prawo, aby po niespełna kilometrze dotrzeć do pierwszego i ostatniego przed noclegiem sklepu. Uzupełnienie zapasów, przerwa i ruszamy dalej w drogę.
W drugim etapie dzisiejszego przejścia MSB mijamy więcej polanek z ładnymi krajobrazami niż przez pierwszą część dnia. Dzień kończymy w miejscowości Zembrzyce. Tutaj uwaga: baza noclegowa jest mocno ograniczona. Lepiej wcześniej dokonać rezerwacji w prywatnych kwaterach.
Etap czwarty to nagroda. Co prawda mamy dzisiaj do pokonania ponad 1100 m w górę, ale „tylko” ok. 24 km do przejścia :). Przez ok. 8 km podchodzimy delikatnie w górę, by potem zejść do Krzeszowa, gdzie mamy pierwszy sklep na dzisiejszej trasie. Następnie ok. 3 km dość płaskim terenem i rozpoczynamy pięcie się w górę przez ok. 5 km do schroniska na Leskowcu.
Chwila relaksu i płaskim terenem, podziwiając piękne panoramy, docieramy na najwyższy szczyt dzisiejszego dnia: Leskowiec. Oznacza to, że jesteśmy w Beskidzie Małym. Po przejściu dystansu, który wskazałem powyżej, nocujemy w schroniskowych warunkach w okolicy szczytu Potrójna – tu do wyboru są co najmniej dwa tego typu miejsca.
Ostatni etap Małego Szlaku Beskidzkiego rozpoczynamy wcześnie – startujemy ok. 7:00. Przed nami prawię 1300 m w górę, prawie 1700 w dół i 30 km do końca. Motywuje nas pociąg z Bielska-Białej, który odjeżdża o 18:00 w stronę Śląska. Idzie się zadziwiająco dobrze. Pierwsze 8 km dość płasko, delikatne podejście, zejście i odczuwalnie ostro pod górę na Kiczerę. W nagrodę podziwiamy piękne, panoramiczne widoki na Beskid Mały i Jezioro Żywieckie.
Po niezbyt męczących 3 kilometrach docieramy do półmetka i góry Żar. Tutaj przy ładnej pogodzie natrafiamy na tłumy ludzi, co rekompensują fenomenalne widoki. Jest to też pierwsze miejsce tego dnia, gdzie możemy coś zjeść i uzupełnić wodę. Mimo tłumów, obsługa lokali gastronomicznych radzi sobie wyjątkowo sprawnie.
Teraz czeka nas bardzo ostre zejście w dół i przejście przez zaporę w Porąbce. Kawałek przejścia asfaltem i rozpoczynamy wymagające kondycyjnie długie podejście w stronę Hrobaczej Łąki, gdzie znajduje się schronisko, w którym łapiemy chwilę regeneracji. Od góry Żar do tego miejsca pokonaliśmy ok. 9 km. Przed nami jeszcze 7 km początkowo płaskiego spaceru, by na koniec ostrym zejściem dotrzeć do Straconki. Zdjęcie pod „kropką” oznaczającą pokonanie 137 km, szybka wizyta w pierwszym tego dnia sklepie, taksówka na dworzec, pociąg do domu – mamy to, Mały Szlak Beskidzki zaliczony!
Mały Szlak Beskidzki z namiotem, tak samo jak Mały Szlak Beskidzki z hamakiem, to dyskusyjny temat. Mimo uruchomienia programu „Zanocuj w lesie”, zgodnie z informacjami z rządowej strony Bazy Danych o Lasach, na trasie Małego Szlaku Beskidzkiego nie ma wyznaczonego terenu do legalnego noclegu „pod chmurką”. A miejsc na rozwieszenie hamaka czy rozstawienie namiotu jest sporo… Tak czy inaczej, spora ilość miejscowości po drodze oraz schronisk PTTK czy też prywatnych, daje wiele możliwości noclegów na Małym Szlaku Beskidzkim. Przejście MSB w 5 dni dawało komfort spania pod dachem oraz odwiedzenia sklepu każdego dnia. Taki sam scenariusz jest możliwy do ułożenia w przypadku przejścia tej trasy w 4 lub 6 dni.
Deuter Aircontact Ultra 40+5 na przejściu Małego Szlaku Beskidzkiego spisał się rewelacyjnie. Stosunek wagi plecaka do komfortu noszenia jest bardzo wysoki. Możliwość regulacji pasa biodrowego, piersiowego, długości pasów ramiennych oraz ich napięcia w trakcie marszu była komfortowa i precyzyjna. Podłużne poduszki systemu nośnego idealnie biegły z lewej i prawej strony mojego kręgosłupa, nie powodując przy tym uczucia dyskomfortu. Szeroka poduszka na odcinku lędźwiowym świetnie opierała całość konstrukcji na plecach.
Pas biodrowy odczuwalnie przejmował wagę noszonego ekwipunku, tak jak powinien to robić, co wraz z płynnie pracującymi pasami ramiennymi składało się na ultra ergonomiczne doświadczenie. Hmm… i teraz nie wiem czy słowo „ultra” w nazwie Deuter Aircontact Ultra 40+5 odnosi się do komfortu czy wagi tego plecaka 🙂 Aha, płynna praca pasów ramiennych jest możliwa dzięki temu, że są one wpinane do stelaża w ich górnej części za pomocą sprytnie ukrytych karabinków. To rozwiązanie powoduje, że plecak jest produkowany w jednym, uniwersalnym rozmiarze – wysokość wpięcia karabinków ma 3 stopniową regulację.
Plecak Deuter Aircontact Ultra 40+5 występuje w dwóch wersjach kolorystycznych: niebieskiej i białej. Jako, że lubię nietypowe rozwiązania, wybrałem opcję białą. Co było dla mnie zaskakujące, to fakt, że po 5 dniach „ciorania” plecaka w tym kolorze przez 3 pasma Beskidów, stawianie go na ziemi, w trawie i błocie – nie był zauważalnie brudny. Mało tego – tam gdzie doszło do delikatnych zabrudzeń z łatwością udało mi się go po powrocie do domu domyć.
Pakowność plecaka zasługuje na osobny akapit. Kieszenie na pasie biodrowym są na tyle obszerne, że mieszczą wystarczającą na cały dzień ilość przekąsek, chusteczek, buffa oraz czołówkę. Elastyczna kieszeń biegnąca wzdłuż komory głównej z łatwością pomieści japonki i brudne koszulki i bieliznę. Głębokie kieszenie boczne pozwolą na schowanie butelki, kurtki przeciwdeszczowej, kijów trekkingowych, a i tak zostanie sporo miejsca. W poprzednim plecaku (który do tej pory również chwalę) o podobnym litrażu miałem dostęp do komory głównej od środka i kieszeń pod kominem. W Deuter Aircontact Ultra 40+5 ich nie znalazłem, ale naprawdę przez 5 dni przejścia Małego Szlaku Beskidzkiego nie odczułem braku tego rozwiązania.
Co po przejściu MSB? Mały Szlak Beskidzki zimą to wyzwanie innego kalibru i na pewno wymagałoby większego przygotowania. Główny Szlak Beskidzki to szlak 3 razy dłuższy, który stanowi pewnego rodzaju ukoronowanie przygody ze szlakami długodystansowymi w Polsce. Te dwie opcje to jednak tylko część perspektyw związanych z ciekawymi wędrówkami – w Polsce mamy ich sporo. Z tych obecnie chodzących mi po głowie do realizacji w warunkach letnich to: Główny Szlak Świętokrzyski, Szlak Orlich Gniazd oraz Główny Szlak Sudecki. Uważam, że Mały Szlak Beskidzki to fantastyczna opcja na start przygody z długodystansowymi wędrówkami i jeżeli się zastanawiasz czy od niego zacząć, to nie rób tego dłużej, tylko pakuj się i ruszaj w trasę!
Test przeprowadził dla was Rafał Marciniak.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.