Każdego roku, cała społeczność wspinaczy wysokogórskich świata skupia się na celebrowanym gdzieś w Alpach święcie – gali Złotych Czekanów. Historia nagrody przyznawanej przez jury międzynarodowych ekspertów za najbardziej znaczące wspinaczki poprzedniego roku, jest równie fascynująca jak historia samej eksploracji gór wysokich. Pełna nagłych zwrotów akcji, skandali, kontrowersji, sukcesów i upadków. Zanim przedstawimy tegorocznych laureatów, zajrzyjmy więc nieco w przeszłość.
Piolets d’Or, czyli Złote Czekany to najbardziej prestiżowe wyróżnienie w świecie alpinizmu. Od 1992 roku, kiedy przyznano je po raz pierwszy, decyzje kapituły wzbudzają raz powszechny aplauz, a innym razemi kontrowersje. Jednak mimo tego, że takie wybory zawsze są w jakimś stopniu kontestowane, trzeba im przypisać jedną istotną zasługę. Dyskusja wokół tego komu i za co przyznano te nagrody przyczyniła się do wykrystalizowania współczesnego wyobrażenia „czystego stylu”.
Pomysłodawcą Złotych Czekanów był Jean Claude Marmier, alpinista i ówczesny prezes Groupe de Haute Montagne. Pod koniec lat 80. organizowanie pionierskich ekspedycji stało się coraz trudniejsze wobec problemów ze zdobyciem sponsorów. Przyznawana co roku za „najbardziej wyróżniające się dokonanie wysokogórskie” nagroda miała przyciągnąć uwagę mediów. To z kolei, jak wierzono, miało ułatwić pozyskiwanie funduszy na kolejne ekspedycje.
Pierwotnie – taki model utrzymał się do 2007 roku – przyznawano jedną nagrodę za przejścia z poprzedniego roku kalendarzowego. Już pierwsza edycja wzbudziła kontrowersje. Złotego Czekana w 1992 otrzymali Słoweńcy, Andrej Štremfelj i Marko Prezelj za przejście południowego filara Kanczendzongi Południowej. We Francji oczekiwano, że nagrodzeni zostaną Pierre Béghin i Christophe Profit za pokonanie południowo-zachodniej grani na K2. Wybranie wyczynu Słoweńców uważano za sztuczną próbę zrobienia ze Złotych Czekanów nagrody międzynarodowej. Na ironię zakrawa fakt, że to właśnie Štremfelj i Prezelj byli centralnymi postaciami kryzysu, który postawił istnienie „alpinistycznego Oscara” pod ogromnym znakiem zapytania. O tym jednak za chwilę.
Wartościowanie wysokogórskich przejść jest bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Wiele osób ze środowiska twierdziło wręcz – i trudno im zupełnie odmówić racji – że to zaprzeczenie samej idei wspinania. Ekstremalne, epokowe przejścia nie są przecież sportową rywalizacją, ale mają charakter eksploracji. Zarówno w sensie dosłownym jak i metaforycznym. Poza tym, jak można rzetelnie porównywać osiągnięcia zupełnie różnych ekspedycji w różne zakątkach świata. Jedne na dziewicze sześciotysięczniki a inne na zdobyte już dawno ośmiotysięczniki. Jedne na lekko, w stylu alpejskim, a inne w tradycyjnym, himalajskim stylu oblężniczym. Dodatkowym zarzutem był fakt, że jury – choć złożone z wybitnych znawców tematu – nie było świadkiem tych wydarzeń. Bywało też, że sami wspinacze… no cóż… powiedzmy, że czasem przemilczali istotne szczegóły, bądź nieco upiększali relacje.
Pierwsza poważna rysa na wizerunku pojawiła się w 1998 roku. Nagrodzono wówczas rosyjski zespół, który pod kierunkiem Siergieja Efimowa pokonał dziewiczą, zachodnią ścianę Makalu. Kontrowersje jednak wzbudziło to, że Rosjanie stosowali taktykę oblężniczą. To w oczywisty sposób stało w sprzeczności z kryteriami czystości stylu, które nagroda miała w założeniu promować. Na dodatek, podczas ekspedycji zginęła dwójka wspinaczy. Krytycy decyzji podnosili, że w ten sposób promuje się zbyt ryzykanckie zachowania w górach. Jean Claude Marmier, przewodniczący kapituły, w ramach protestu przeciwko werdyktowi, z którym się nie zgadzał, zrezygnował ze stanowiska.
Kolejne lata przynosiły oczywiście namiętne dyskusje o słuszności wyborów jury. Nic w tym jednak nadzwyczajnego, zwłaszcza jeśli zrozumie się to o czym pisaliśmy wcześniej. Wybór jednego z kilkunastu czy wręcz kilkudziesięciu przejść, które mogłyby do Złotego Czekana aspirować, nigdy nie zadowoli wszystkich. Wszystko toczyło się więc w miarę gładko i stabilnie aż do roku 2005. Kontrowersje związane z przyznaną wówczas nagrodą były początkiem kryzysu, który mógł zakończyć historię Złotych Czekanów.
Historia z 2005 była niemal dokładną powtórką wydarzeń z 1998. Nagrodzono – znów – rosyjskie wejście w oblężniczym, himalajskim stylu, na Jannu (7110 m n.p.m.). Podczas gali publiczność zagłuszyła odgłosami dezaprobaty ogłoszenie nagrody i w głosowaniu na wprowadzoną wówczas People’s Choice Award wygrał Steve House, za solowe przejście na K7. Rok później kapituła nagrodziła właśnie House’a i jego partnera, Vince’a Andersona, za poprowadzenie drogi na jednej z największych ścian Himalajów – ścianie Rupal na Nanga Parbat. Przejście nie budziło rzecz jasna żadnych wątpliwości co do stylu ani wielkości dokonania. House jest jednym najgorętszych orędowników czystości stylu i sam ortodoksyjnie tych reguł przestrzega. Trudno jednak było oprzeć się wrażeniu, że jury chciało przy okazji odkupić swoje winy. Atmosferę wokół nagród dodatkowo popsuł fakt, że Rolando Garibotti, Ermanno Salvaterra, i Alessandro Beltrami zażądali usunięcia ich przejścia na Cerro Torre z listy nominacji.
Prawdziwy kryzys przyszedł jednak rok później. Podczas oczekiwań na coroczną galę, wyszło na jaw, że listę pięciu nominacji, bez udziału jury, przygotował biorący od lat udział w przedsięwzięciu, francuski magazyn Montagnes. I – o, ironio! – to dwójka pierwszych laureatów Złotych Czekanów, była centralnymi postaciami nadchodzącego kryzysu. Jeszcze przed odbywającą się w styczniu 2007 galą, z przewodniczenia jury zrezygnował Andrej Štremfelj, laureat pierwszego Złotego Czekana. Z organizacji imprezy wycofała się również Groupe de Haute Montagne, która całe przedsięwzięcie firmowała od początku.
Nagrodzeni wówczas zostali Słoweńcy, Marko Prezelj i Boris Lorenčič, za przejście północno-zachodnim filarem Chomolhari (7350 m n.p.m.). Prezelj pojawił się na gali i świat obiegły zdjęcia jak uśmiechnięty pozuje ze swoim partnerem wspinaczkowym i nagrodą. Krótko potem jednak odmówił jej przyjęcia i w emocjonalnym artykule w magazynie Alpinist wyjaśnił powody swojej decyzji. Było jasne, że formuła Złotych Czekanów musi się zmienić. Historia Prezelja i Złotych Czekanów ma jednak przewrotny dalszy ciąg. Słoweniec otrzymał bowiem nagrodę jeszcze dwukrotnie – w 2015 i 2016 roku.
W 2008 roku nie przyznano Złotych Czekanów. W 2009 roku szefem Groupe de Haute Montagne został Christian Trommsdorff i oczekiwano, że uda mu się rozwiązać impas. Trommsdorf był wówczas uznanym alpinistą, nominowanym zresztą do nagrody za 2005 rok. Wiedział więc doskonale na czym polega problem.
Zaczęto od opublikowania kryteriów, którymi miało się kierować jury Złotych Czekanów zarówno na etapie przyznawania nominacji, jak i finalnych nagród. To – niemal wprost – definicja czystego stylu, zarówno pod względem techniki jak i etycznych walorów wspinania. Ważne były zatem innowacyjne i odkrywcze podejście do wyboru celu oraz czysty – stojący w opozycji do oblężniczego – styl alpejski. Miano doceniać też przebieg linii, związane z nią ryzyko, samowystarczalność zespołu i jego techniczne umiejętności. Wobec doświadczeń z poprzednich lat dopisano również – przejrzystość relacji, szacunek dla partnerów i innych zespołów, i dawanie dobrego przykładu kolejnych pokoleniom.
Złote Czekany powróciły po rocznej przerwie, w nowej formule, i chociaż nadal pojawiały się głosy krytyki, to wykonano zdecydowany krok w dobrą stronę. Zamiast jednej nagrody postanowiono przyznawać kilka. Każda w jakby innej kategorii, choć oczywiście nadal przy uwzględnieniu podobnych kryteriów. Pojawiła się również nagroda za całokształt osiągnięć górskich i tę pierwszą, w 2009 roku, otrzymał Walter Bonatti.
Złote Czekany zaczęto przyznawać w czasach, kiedy największe postaci w historii alpinizmu nie były już tak aktywne jak wcześniej. Złota Era polskiego himalaizmu minęła i brak naszych rodaków wśród laureatów wydawał się stać w rażącej sprzeczności z ich rolą w historii podboju gór najwyższych.
Nie był jednak pierwszym Polakiem w ogóle nagrodzonym Złotym Czekanem. Ten zaszczyt przypadł w udziale polskiemu wspinaczowi mieszkającemu od lat w Kanadzie – Rafałowi Sławińskiemu. Razem z Ianem Welstedem, zdobyli w stylu alpejskim w ciągu czterech dni w lipcu 2013 roku jeden z ostatnich dziewiczych siedmiotysięczników w Karakorum – K6 West. W 2014 to przejście było jednym z dwóch nagrodzonych przez kapitułę. Drugim było samotne wytyczenie nowej drogi na południowej ścianie Annapurny Ueliego Stecka.
W 2016 roku, Złotym Czekanem za osiągnięcia całej kariery, nagrodzono Wojtka Kurtykę. Droga, którą wytyczył z Robertem Schauerem na Gasherbrum IV jest często uznawana za najbardziej doniosłe osiągnięcie wysokogórskie w historii. Polak długo odmawiał przyjęcia wyróżnienia, co dla każdego, kto choć trochę zna jego filozofię, jest dość zrozumiałe. Ostatecznie jednak dał się przekonać i został pierwszym polskim wspinaczem z Piolet D’Or Carriere.
Trzy lata po Kurtyce, tę samą nagrodę – Złoty Czekan za osiągnięcia kariery – otrzymał Krzysztof Wielicki. Kolejna legenda himalaizmu, piąty w historii (drugi Polak po Kukuczce) zdobywca Korony Himalajów i Karakorum.
Polskie związki z najważniejszą alpinistyczną nagrodą nie kończą się na tym. Kilka miesięcy przed ogłoszeniem laureatów publikowana jest tzw. szeroka lista. To zwykle kilkadziesiąt przejść, które niekoniecznie są kandydatami do nagród, ale spełniają ogólne jej kryteria. Są odkrywcze, odważne, nietuzinkowe, poprowadzone w pięknym stylu i najpełniej oddają „ducha alpinizmu”, tak jak definiuje go od lat jury przyznające Złote Czekany.
Na tej liście pojawiały się przez lata nazwiska polskich wspinaczy. Zauważone były przejścia Adama Bieleckiego, Damiana Bieleckiego, Andrzeja Bargiela, Michała Czecha, Janusza Gołąba, Wadima Jabłońskiego, Jana Kuczery, Macieja Kimela, Marka Raganowicza, Kacpra Tekielego, Marcian Tomaszewskiego i Denisa Urubki.
Jest jeszcze jeden „polski wątek” w niemal trzydziestoletniej już historii Złotych Czekanów. Gala wręczenia nagród odbywa się co roku w Alpach – Chamonix, Courmayer, Briancon czy San Martino di Castrozza (jak będzie w tym roku). Zupełnie nadzwyczajny jest więc trzyletni epizod w historii tego wyróżnienia, kiedy gala wręczenia nagród odbywała się… w Polsce. Na scenie Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. W 2018, 2019 i 2020 roku to do tego małego miasteczka, położonego – bądź co bądź – z dala od wysokich gór, zjechała cała „śmietanka” alpinizmu i himalaizmu.
W 2020 roku, podczas gali w Lądku-Zdroju miało miejsce niezwykłe wydarzenie. W tym roku, po raz pierwszy – i jak dotychczas jedyny w historii – przyznano nagrodę specjalną, Polski Złoty Czekan. Nagroda przyznawana była przez organizatorów Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju i redakcję Górskiego Magazynu Sportowego GÓRY. Kierowano się tymi samymi kryteriami, które mają spełniać pozostałe “złotoczekanowe” przejścia. Jedyną, oczywistą, różnicą, był warunek, że musiało to byc przejście polskie.
Za samotne, bez radiotelefonu, bez tlenu, wytyczenie nowej drogi na Gaszerbrumie II nagrodzony został Denis Urubko. To przejście było wręcz ucieleśnieniem ideału. Urubko nie dość, że sam prowadził nową drogę na ośmiotysięcznik, ale nie wziął ze sobą nawet zapasu wody. Wspinał się non-stop, a na szczycie spędził kilka godzin czekając na wschód słońca, żeby nie schodzić nocą. Nagrodę wręczył mu wówczas Leszek Cichy, pierwszy (wraz z Krzysztofem Wielickim) zdobywca Mount Everest zimą.
Tegoroczna gala wręczenia Złotych Czekanów odbędzie się na początku grudnia w San Martino di Castrozza. Laureatów ogłoszono na początku listopada.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.