Janusz Gołąb: Trzeba wiedzieć kiedy ze ściany zejść - 8academy
24.03.2016

Trzeba wiedzieć kiedy ze ściany zejść

Ten artykuł będzie o szlachetnej rezygnacji i honorowym poddaniu się. O tym, jak trzeba umieć zrezygnować z wejścia na szczyt, choć do jego osiągnięcia pozostało zaledwie parę metrów. A tak na prawdę, ten artykuł będzie o tym, jak zrezygnować ze szczytu przyznając się do ,,porażki" przed samym sobą.

                       

Poddanie się w wysokich górach nie oznacza słabości, wręcz przeciwnie. Taka postawa pokazuje ogromną siłę wspinacza potrafiącego w odpowiednim momencie odpuścić, dać szansę partnerom na osiągnięcie celu wyprawy – zdobycie szczytu i bezpieczny powrót do bazy. Nierzadko bowiem bywa, że rezygnując w odpowiednim momencie, możemy uratować od totalnej katastrofy nie tylko siebie, ale i cały zespół.

Czynników, które decydują o poddaniu się w górach jest mnóstwo i trudno tu wszystkie wymienić. Te najczęściej występujące to: niebezpieczeństwa obiektywne, brak dostatecznych warunków pogodowych, wypadek czy kondycja psychiczna. Rzadziej zdarzają się sytuacje, w których wszystkie okoliczności są sprzyjające, pogoda doskonała, szczyt wydaje się już w zasięgu ręki, a jednak zespół czy poszczególni członkowie ekspedycji rezygnują z wejścia na wierzchołek. Choć historia alpinizmu zna takie przypadki.

Nanga Parbat zdobyta

Zima się kończy i w jej podsumowaniu na pewno będzie się przewijać zakończona sukcesem wyprawa na Nangę Parbat. Szczyt po dwumiesięcznych zmaganiach został zdobyty przez Alexa Txikona, Simone Moro i Alego Sadpare. Z obozu czwartego do ataku szczytowego ruszyło jednak więcej, bo aż czworo wspinaczy – wyżej wymienionej trójce towarzyszyła pochodząca z południowego Tyrolu Włoszka Tamara Lunger. Himalaistka zrezygnowała z pierwszego w historii zimowego wejścia na wierzchołek Nangi, będąc zaledwie kilkadziesiąt metrów pod szczytem. Dlaczego tak się stało? Powodów mogło być wiele, ale najważniejsze jest to, że wskutek decyzji Tamary odniesiono sukces i cały zespół bezpiecznie powrócił do bazy! Simone Moro w bardzo ciekawym artykule dziękował Tamarze za jej postawę. Decyzja o odwrocie na pewno nie była łatwa, jednak doświadczenie, zdrowy rozsądek i praca na rzecz zespołu wzięły górę i jej świadoma rezygnacja zwiększyła szansę na bezpieczny powrót całego zespołu i o to chodziło. W tym miejscu nasuwa się pytanie – a co by się stało gdyby zabrakło owej decyzji o odwrocie? Można tylko spekulować. Wszyscy dobrze pamiętamy zimowy ,,wyścig” w kierunku wierzchołka Broad Peak w 2013 roku i to, jak tragicznie zakończyło się jego zdobycie. Brawo Tamara! Pokazałaś klasę i udowodniłaś, że jednak można panować nad sytuacją, nawet w skrajnych warunkach.

K2 – trudny powrót ze szczytu

Przypomina mi się też historia Krzysztofa Wielickiego z letniej wyprawy na K2. W trakcie ataku szczytowego zespół napotkał dość ciężkie warunki śniegowe i to one oraz późna pora spowodowały, że zdecydowano o odwrocie. Krzysztof sądził, że do szczytu jest daleko. Mylił się, ponieważ jak się później okazało wierzchołek był bardzo blisko. Nie mniej jednak, ta decyzja o odwrocie dla całego zespołu  okazała się słuszna, bo i tak było bardzo późno, żeby kontynuować podejście.

Mam również własne doświadczenia wyniesione z gór wysokich. Latem 2014 roku u podnóża K2 rozbiła swoją bazę wyprawa Polskiego Związku Alpinizmu w skład, której wchodzili: Marcin Kaczkan, Piotr Snopczyński, Artur Małek, Paweł Michalski, Włoch Simone Lattera oraz ja – Janusz Gołąb. Celem wyprawy było rozpoznanie drogi biegnącej żebrem Abruzzi przed planowaną zimową ekspedycją na tę górę. Po półtora miesięcznej akcji mieliśmy postawioną sieć obozów i byliśmy dostatecznie zaaklimatyzowani, aby myśleć o ataku szczytowym bez użycia aparatury tlenowej. Pod koniec lipca synoptycy prognozowali okno pogodowe – krótkie, ale jednak dające szansę na wejście na wierzchołek.

30 lipca, tuż przed północą, wyszliśmy całym zespołem (z wyłączeniem Piotra Snopczyńskiego, który pozostał w bazie głównej) z namiotu obozu IV (7850m). Po pewnym czasie Simone Lattera podjął decyzję o odwrocie. Była ona właściwa, ponieważ już wieczorem w namiocie obozu IV martwiliśmy się o jego stan – wszyscy zauważyliśmy, że coś złego zaczyna się dziać w organizmie Simone. Jego decyzja była tak samo brzemienna w skutkach, jak odwrót Tamary spod wierzchołka Nangi Parbat. Simone zminimalizował swą postawą ryzyko i odciążył zespół powodując, że dwoje członków wyprawy zdobyło tego dnia K2. Spowodował, że być może uniknęliśmy trudnej i skomplikowanej akcji ratunkowej. Po bezpiecznym powrocie do bazy, dziękowaliśmy mu za jego postawę, bo było za co dziękować – wiedział on bowiem bardzo dobrze kiedy należy odpuścić.

Gdy byliśmy już blisko wierzchołka wycofali się również Artur i Paweł. Kiedy ok. 10 rano 31 lipca stanąłem na szczycie, Paweł poinformował mnie przez radio, że on i Artur są blisko, ale zabraknie im czasu, bo nadciąga załamanie pogody, wobec czego nie wspinają się dalej i zabezpieczają „plecy” (osłaniają wejście ludzi, którzy są powyżej). I ta decyzja była odpowiedzialna, za co serdecznie dziękuję! Wiem, że nie była ona łatwa, bo chłopaki naprawdę byli bardzo blisko, ale jednak rozsądek i myśl o całym zespole były podstawą podjęcia tak trudnego wyboru z punktu widzenia jednostki.

Wczytuję galerię

Stojąc na szczycie usłyszałem w radiotelefonie, że w kierunku wierzchołka idzie Marcin, lecz jego tempo nie jest najlepsze i z uwagi na zamykające się okno pogodowe mam namówić Marcina do odwrotu… Nie udało mi się to.

Konsekwencje dla zespołu były trudne, o ile nie dramatyczne. Okno się zamknęło. Zrobiło się nerwowo, widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów. Obawialiśmy się czy Marcin jest w stanie odnaleźć namiot. Co chwilę Artur i Paweł wychodzili z namiotu i uderzając menażką o menażkę dawali sygnały dźwiękowe, aby nakierować Marcina na właściwy kierunek. Rozwiesili też stroboskopowe światełka wokół namiotu, które również miały pomóc doprowadzić Marcina do celu. Będąc po zakończonym powodzeniem ataku szczytowym, leżąc w namiocie, zbierałem w sobie myśli, że lada chwila będziemy zmuszeni wyjść w górę, aby szukać kolegi. Marcin wrócił, lecz na tyle późno, iż nie było już szans na zejście niżej do bezpiecznego obozu III (w obozie III zaczyna się ciąg lin poręczowych, po których sprawnie można zjechać do podstawy żebra Abruzzi). W nocy w obozie IV spadło ok. 70cm śniegu. Byliśmy bez śpiworów, noc była ciężka, a poranek jeszcze gorszy. Przypomniały mi się wtedy wszystkie koszmary z 1986 roku,  kiedy właśnie w tym miejscu na ramieniu K2 załamanie pogody uwięziło grupę wspinaczy. Większość z nich nie przeżyła. Przeczekiwanie niepogody na tak dużej wysokości jest obarczone ogromnym ryzykiem. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to powolne umieranie.

Jako zespół dalej byliśmy jednym organizmem. Wykorzystując naszą wiedzę i doświadczenie, pod wieczór 1 sierpnia szczęśliwie wróciliśmy do bazy (po drodze pomagając Boyanowi Petrov, wykopując go z zasypanego namiotu w obozie III). Powrót z ramienia K2 w tak trudnych warunkach, wspominam jako jedne z najgorszych górskich doświadczeń, ale paradoksalnie, również jako jedne z najlepszych, bo pomimo dużych zagrożeń daliśmy radę i po raz kolejny przekonaliśmy się, jak ważne są zgrany zespół i partnerstwo.

Bezpieczny powrót jest celem, a rezygnacja nie oznacza porażki

Przykłady, kiedy wspinacz rezygnuje z walki będąc blisko wierzchołka lub zawraca podczas trwania ataku szczytowego, można mnożyć. Rezygnacja z wejścia na szczyt Tamary Lunger być może przejdzie do historii himalaizmu – i słusznie. Niestety nie brakuje również sytuacji, gdzie brak decyzji o odwrocie jednostki skutkował tragedią – zespół musiał ratować najsłabszego. Spotkałem się z pytaniem czy zespół jako całość ma prawo odmówić jednostce ataku szczytowego? W moim przekonaniu: TAK, MA PRAWO, a argumenty, chyba wystarczające, przytoczyłem powyżej.

Na sam koniec dodam, że takim prawdziwym sprawdzianem nas samych są sytuacje, w których trzeba podejmować trudne decyzje. Takie, na które nie można się wcześniej przygotować i takie, jakie niespodziewanie szykuje nam samo życie, a w moim świecie miejscem ich podejmowania są najczęściej wysokie góry, skały i ściany wspinaczkowe. Wierzę, że podejmuję i podejmować będę same słuszne decyzje. Takie, którymi nie obarczam innych i które gwarantują bezpieczeństwo całemu zespołowi.

[Masz ochotę na więcej? Zapraszamy do artykułu: kiedy alpinista przestaje się drapać]

                 

Udostępnij

W Temacie

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.