Poruszanie się w terenie obfitującym w rejony wspinaczkowe wymaga jego znajomości lub posiadania przewodnika. Parę dekad temu sprawa nie była prosta. Nie istniała potrzeba wiedzy szczegółowej i spisu dróg. Wystarczył przekaz starszych kolegów o przebiegu dróg wspinaczkowych na najpopularniejszych skałach. Dziś wszystko się zmieniło.
Kilkanaście lat temu wspinacze tworzyli zamknięte środowisko, nowych adeptów wprowadzano w arkana sztuki wspinaczkowej włącznie z topografią i znajomością celów wspinaczkowych. Pokora nakazywała znać drogi, które są w zasięgu własnych możliwości.
Gdy ukazał się przewodnik wspinaczkowy Krzyśka Barana i Tomka Opozdy po Dolinkach Podkrakowskich byłem zachwycony. Szacunek dla pierwszych zdobywców drogi, nawet gdy styl prowadzenia nie był najlepszy, szczegółowe opisy i wiedza historyczna, stanowiły o wartości tej publikacji. Do tego dokładne mapki i szkice skał — to była nowa jakość.
Pamiętam wcześniejszy przewodnik odbity metodą „na powielacz”, fioletowy i kompletnie nieczytelny, ale niewątpliwie przynoszący dumę posiadaczowi. Gdy wyraziłem swoją wątpliwość co do jego przydatności, nie dostąpiłem już więcej szansy na potrzymanie go.
Skałki pod Krakowem stanowiły dla mnie teren mocno nieznany, a ten przewodnik je znacznie przybliżał. Tymczasem na Jurze Północnej pp. Kiełkowscy opracowali przewodnik po „świętych” skałach, jakimi dla większości z nas były Rzędkowice. Doskonałe, wręcz perfekcyjne opracowanie rysunków skał i przebiegu dróg, wiele szczegółów i ciekawostek historycznych. Dla mnie po prostu ideał.
Zaczęło powstawać mnóstwo przewodników po poszczególnych rejonach skalnych. Każdy rejon z osobna doczekał się opracowania. I tu powstało pytanie, czy sensownie jest wożenie wielu przewodników ze sobą? No bo jak rejon, który sobie upatrzyliśmy, będzie zajęty, albo nam się znudzi i trzeba się przemieścić gdzie indziej, a my posiadamy tylko jeden przewodnik z danego rejonu ze sobą, to co?
Wielką zmianą w kierunku opisywania terenów wspinaczkowych było umieszczenie wielu rejonów w jednym przewodniku. Prekursorem takiego pisania był Paweł Haciski. Popularny w środowisku „Bulderowiec”. Jego opracowania nie zawierały szerokiej wiedzy o poszczególnych drogach. Prezentowały rejon, możliwości dojazdu i położenie skał, przebieg dróg i cyfrę. Ale był to wystarczający dla wielu, zestaw najważniejszych informacji. Uniwersalność tego rozwiązania potwierdzają kolejne wydawane przez niego przewodniki jak i zbliżone formą opracowania przewodnikowe po skałach Jury autorstwa Grześka Rettingera.
Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że przewodnik wspinaczkowy drukowany w chwili wydania przestaje być aktualny. To jest jego poważny mankament. Nawet kiedy cykl wydawniczy trwa krótko, to postęp w eksploracji terenu, zmiany w systemach asekuracji i tak są szybsze niż edytorski i wydawniczy proces. Wszelkie uzupełnienia umieszczane w magazynach są cenne, tylko kto, niczym archiwariusz, będzie to skrzętnie gromadził w jednym miejscu?
Jako wielbiciel „analogowych” rozwiązań uważam, że przewodniki w formie drukowanej są nam niezbędne. Zawierają bowiem tę nieuchwytną część historii, a i sam przedmiot, jaką jest ostateczna forma przewodnika, czyli książka, jest nie do podważenia. Dlatego skwapliwie poprawiam, dorysowuję lub uaktualniam przewodniki analogowe.
Przewodniki wirtualne, dostępne online w serwisach i portalach wspinaczkowych, tzw. topo lub toposy (nie znoszę tego określenia – no bo jak to odmieniać: znalazłem w topie?), opracowania dla potrzeb różnych działań społecznych itd., zdają się wypierać drukowane przewodniki.
Z jednej strony to dobrze, bo aktualizowanie ich w świecie wirtualnym jest prostsze. Informacje i zmiany pojawiają się w takim tempie, jakie prezentuje zręczny informatyk. Możemy wydrukować interesujący nas rejon, zabrać tylko fragment, zamiast nosić ze sobą całe opracowanie.
Polskie rejony skalne opisywane są od dawna. Paweł Haciski i Grzegorz Rettinger są autorami naprawdę solidnych opracowań z ostatnich lat.
Z pewnością przewodniki drukowane, jak i online, mają ogromny wpływ na popularyzację rejonów wspinaczkowych, oraz rozłożenie ruchu wspinaczkowego na inne rejony. Osobnym problemem jest pęd do „upowszechniania” modnych rejonów kosztem relacji społecznych czy środowiskowych. Napływ wspinaczy, dla których dany rejon jawi się jako wybitny cel sportowy, bez oglądania się na skutki tej popularności, w rzeczy samej bardziej szkodzi, niż nam się wydaje. Często brak wiedzy o elementarnych zasadach bywania w środowisku naturalnym (na ścianach wspinaczkowych przecież nie uczą tego) przekonanie, że teren pod skałami lub dojście pod nie, jest niczyje, więc nie muszę się nim przejmować, brak elementarnych zasad kultury przyczynia się do zwiększonej niechęci wobec wspinaczy przez lokalne społeczności.
To, że powstaje ograniczanie dostępu do skał oraz występują ogrodzenia i trudności w dostępie do nich, jest między innymi ceną popularyzacji przez przewodniki nowych terenów. Jest oczywiste, że w przewodniku drukowanym informacja o zasadach wspinania się w danym rejonie może być precyzyjnie zawarta. Opracowanie online w eufemistycznym opisie „zdobywcy” danych dróg lub odkrywcy rejonu już raczej nie. Ale trzeba przyznać, że niektóre portale wspinaczkowe zawierają wskazówki i rady oraz zasady dostępu do skał.
I gdy już wydawałoby się, że temat przewodników jest wyczerpany, do moich rąk trafiło takie „coś”: Przewodnik dla wspinaczy, wydane Katowice 2015. Autor dla mnie nieznany, a szata graficzna, staranność i sposób zaprezentowania dróg wspinaczkowych, jest bezapelacyjnie „wybitna”.
To gniot najgorszego kalibru. Nieczytelne tabelki ze stopniem pisma wymagającym użycia szkła powiększającego. Skład na poziomie edytowania w popularnych darmowych narzędziach, dziury w tekście, irytujące wcięcia wyłupane siekierą.
Umieszczony zeskanowany rysunek z wymienionego wcześniej przewodnika o jakości kiepskiego powielacza jest kompletnie nieczytelny. Nie znalazłem informacji o zapożyczeniach, jest bibliografia, ale to nie rozwiązuje problemu. To „coś” zawiera zdjęcia skał z zawartymi na nich drogami. Zaznaczenie ich przebiegu wygląda tak, jakby dziecko uczyło się posługiwać „myszką” w aplikacji Paint, ale jeszcze nie jest w tym sprawne. Mam dziwne wrażenie, że zapożyczono bez wiedzy innych autorów zdjęcia jak i opisy dróg i ich trudności. Skąd to przypuszczenie? Otóż błędy w wycenach i przebiegach dróg są podobne do wcześniejszych znanych opracowań.
Dlaczego się tym tak ekscytuję? Otóż to „coś”, jest rozdawane na uczelniach AWF, w sklepach ze sprzętem wspinaczkowym, rozsyłane do klubów wspinaczkowych za darmo. Co gorsza, można odebrać to jako przewodnik po Jurze wprowadzający w „fajny świat wspinania”.
Poczucie estetyki nie dla wszystkich stoi na pierwszym miejscu, a brak rozeznania w mnogości przewodników, może sugerować, że taka forma jest właściwa. Eksponowane na prawie każdej stronie znaki/loga znanych organizacji i instytucji mogą sugerować, że są zaangażowane w to wydawnictwo finansowo. Znamienny jest też fakt, że użycie nazwiska konsultanta, jakim niewątpliwie jest nasz kolega, miało podnieść rangę tego opracowania. W mojej opinii szczyt miernoty osiągnął poziom Everestu.
Propagowanie wspinania i popularyzacja urokliwego terenu Jury, przez wydawanie tak słabego opracowania uważam za nieporozumienie. To szkodliwa działalność edytorska, która nie przynosi chluby ani wydawnictwu, ani autorowi. Biorąc do ręki takie opracowanie, możemy odnieść wrażenie, że Jura to grajdoł w liściach i ponurych barwach. A przecież tak nie jest. Czyż nie?
Jeśli poszukujesz więcej informacji na temat wspinaczki, warto zerknąć do naszego poradnika: Jak zacząć się wspinać?
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.