Północny zachód Stanów Zjednoczonych jest niesamowitym miejscem dla tych, którzy chcą chodzić po górach. Wybór szlaków jest przeogromny. Dzika przyroda, a poza najpopularniejszymi miejscami, pusto. Przy czym trzeba przyjąć inną perspektywę oceny przestrzeni – w Ameryce Północnej wszystko jest większe, wszędzie jest dalej.
Poprosiłem kolegę mieszkającego w Kolorado, by pokazał mi na mapie, ciekawe miejsca, położone w najbliższej okolicy. Na stworzonej przez niego liście znalazły się m.in. Góry Skaliste i Longs Peak – szczyt o wysokości 14 tysięcy stóp. Ponoć wchodząc na niego, można zobaczyć najwyższą ścianę w okolicy – Diamond (ok. 500 m wysokości). Skoro zaufany kolega poleca taką atrakcję, to postanowiłem tam iść. Dopiero jak zacząłem się wgłębiać w temat, okazało się, że te 14 tysięcy stóp to dokładnie… 4346 m n.p.m. No cóż, wcześnie jakoś tego w ten sposób nie przeliczałem. 😉 Ale jeśli już słowo się rzekło, wypadało podjąć wyzwanie!
W Kolorado jest 46 szczytów mierzących ponad 14000 stóp. Jeżeli policzy się wzniesienia powyżej 4 tys. metrów, to będzie ich prawie 200. Średnia wysokość stanu to 2070 m n.p.m. Kolorado słynie z długich i śnieżnych zim, ale także ciepłego i suchego lata. Ponieważ nie ma tutaj lodowców, do letnich wejść na 14-tysięczniki możemy używać niższych butów. Nie znaczy to, że w górnych partiach jest ciepło, bo śnieg może spaść zawsze. Do tego często bywa wietrznie. Szczyty oferują trudności skalne o różnej skali, ale osoby o podstawowych umiejętnościach wspinaczkowych i doświadczeniu w górach, mają szansę zdobyć chyba każdy z nich.
Longs Peak należy do najbardziej popularnych szczytów w Stanach. Składa się na to kilka czynników: łatwy dojazd (z Denver / Boulder), bliskość często odwiedzanego Rocky Mountain National Park (jedyny 14-tysięczny szczyt w tym Parku), możliwość wejścia w jeden dzień, umiarkowany poziom skalnych trudności no i ładna trasa (mam na myśli najpopularniejszą drogę – Keyhole Route, czyli “przez dziurkę od klucza”).
Trasa na Longs Peak zaczyna się na parkingu, tuż przy granicy Parku (na południe od Estes Park). Prowadzi do niego Longs Peak Road. Jest tutaj mały camping i chatka rangera. Do wzięcia jest ulotka o trailu, są też konkretne informacje na tablicach. Na samym parkingu spać nie można, ale przeprowadzony przeze mnie na szybko rekonesans wykazał, że postój przez jedną noc nie powinien być problemem (oczywiście jest to informacja nieoficjalna).
Większość osób zaczyna wędrówkę w nocy – około godziny 3, więc przeganianie turystów z parkingu na kilka godzin przed startem mijałoby się z celem. Wychodzę punktualnie o 3:00. Parking jest już wtedy pełny. Punkt początkowy znajduje się na wysokości 2850 m n.p.m, więc do pokonania mam 23 km (w obie strony) i 1600 m w pionie. Jak podają służby parkowe, całość zwykle zajmuje od 10 do 15 godzin.
Zdjęcia zamieszczone w ulotce i pojawiające się na tablicy wyglądają poważnie. Trawersy po wąskich półkach skalnych i wspinanie. Aż muszę się upewnić, czy faktycznie nie będzie konieczna lina. Jednak kolega zapewnia mnie, że trudności są podobne do tych na Orlej Perci. Amerykanie przestrzegają, że to nie jest „hike”, ale „scrambling”, czyli coś w rodzaju wchodzenia z wielkiego kamienia na kolejny kamień. Nigdzie nie znajduję informacji o wymaganym sprzęcie wspinaczkowym czy też ofert wejścia z przewodnikiem, więc uznaję, iż droga faktycznie nie może być zbyt trudna. Decyzja o wyjściu utrzymana zostaje w mocy!
Jest pełnia, więc nie muszę nawet włączać czołówki. Przyjmuję swoje stałe tempo, którym – co wiem – mogę iść długo. Niedługo po starcie wyprzedza mnie trójka kolesi ze zdecydowanie szybszymi oddechami. Dosłownie w chwili, kiedy zegarek informuje mnie o pokonaniu pierwszego kilometra, mijam tych samych gości siedzących na poboczu ścieżki. Kolejny raz słyszę ich oddechy za swoimi plecami pod koniec drugiego kilometra, ale już mnie nie dochodzą. Zostają w tyle. Ja natomiast zaczynam mijać kolejnych wchodzących, idących lub zatrzymujących się – stojących nie wiem po co. Najpierw ścieżka biegnie zakosami w lesie, aby na wysokości około 3250 m n.p.m. wyjść na otwartą przestrzeń, gdzie księżyc świeci jeszcze jaśniej. W sumie, na całym podejściu czołówki nie włączyłem nawet na chwilę.
Ponieważ w ciemnościach rozświetlonych księżycem widoczność jest ograniczona, skupiam się na sprawnym pokonywaniu wysokości, słuchając sobie audiobooka. Kiedy już zaczyna lekko szarzeć, osiągam Boulder Field, gdzie znajduje się bardzo ascetyczne pole namiotowe. Jego przygotowanie polegało w zasadzie na wyrównaniu miejsc pod namioty (niektóre otoczone zostały murkami z kamieni dla ochrony przed wiatrem) oraz na wybudowaniu ekologicznej toalety (trzeba przyznać, że Amerykanie są w tym mistrzami, bo takie ubikacje zwykle są czyste i nie drażnią nozdrzy brzydkimi zapachami).
Po minięciu Boulder Field rozpoczyna się „wspinaczka” po wielkich kamieniach, które wymagają wyszukiwania optymalnego przejścia. Ułatwiają to kopczyki. Kiedy wreszcie wchodzę na Przełęcz Keyhole (ok 4000 m n.p.m.), niebo robi się czerwone. Tutaj zaczyna się prawdziwy szlak na Longs Peak. Trasa staje się bardziej wymagająca, a wysokość może już być odczuwalna. Nie poczekałem, by w tym miejscu oglądać wychylające się zza horyzontu słońce. Zobaczę je dopiero na szczycie, ponieważ wybrana przeze mnie droga biegnie cały czas w cieniu.
Rozpoczyna się trawers (nawet z lekkim obniżeniem) zachodniej ściany, prowadzący do żlebu zwanego The Trough. Przede mną bardziej strome podejście. Łatwe, lecz trzeba uważać na sporą ilość luźnych kamieni, których lepiej nie zrzucić na ludzi znajdujących się poniżej. Na tym odcinku mijam kolejne osoby. Jak się okazuje, to pierwsi z dzisiejszych „zdobywców”. Z przodu pozostaje tylko jeden turysta, któremu depczę po piętach do samego szczytu.
Pod koniec żlebu znajduje się chyba najtrudniejszy fragment skalny: dwumetrowa skałka, którą musimy pokonać aby wyjść ze żlebu na półki The Narrows. Ścianka jest łatwa i nie ma tutaj większego niebezpieczeństwa, więc nie powinna stanowić problemu nawet dla osób nigdy się nie wspinających.
The Narrows to malownicze i wąskie (jak sama nazwa wskazuje) półki, które trawersują południową ścianę, wyprowadzając turystów na ostatni, stromy fragment, wiodący już na szczyt. Na zdjęciach ten odcinek wyglądał bardziej spektakularnie niż w rzeczywistości. Szlak jest dosyć bezpieczny (chociaż należy zachowywać ostrożność). Największe ryzyko występuje w czasie oblodzenia, co potwierdzają ostrzeżenia, umieszczane na wszelkich materiałach poświęconych temu wzniesieniu.
Droga wychodzi z pólek tuż poniżej wysokości 4200 m n.p.m. Ostatni fragment, jak wspominałem, jest bardziej stromy. We znaki może dawać się też wysokość. Niewielka odległość do kulminacji dodaje jednak energii, więc kilka minut po godzinie siódmej, staję na wierzchołku Longs Peak.
Sam szczyt nie jest spektakularny – to wielka płaska przestrzeń, na której można rozegrać mecz piłki nożnej. Za to widok jest wspaniały. Kontempluję go, próbując ogrzać się w słońcu. Chodzenie na lekko ma swoje zalety oraz wady. Niewątpliwym minusem jest to, że nie mogę na górze zabawić zbyt długo. W bezruchu szybko robi mi się zimno. Samo wejście na szczyt zajęło mi dokładnie 4 godziny i 5 minut. Wydaje się to przyzwoitym czasem, bo rekordy biegaczy oscylują w okolicach 2 godzin.
Podczas zejścia mogę wreszcie nacieszyć się widokami w pełnym świetle. Pomiędzy szczytem a Przełęczą Keyhole mijam całkiem sporo osób, które zmierzają na szczyt. Od Boulder Field ludzi jest już mało. Pojawiają się ponownie dopiero poniżej. To turyści zmierzający do Chasm Lake, czyli jeziora leżącego u podnóża ściany Diamond.
Jeżeli ktoś zamierza odwiedzić Góry Skaliste i Rocky Mountain NP, a nie chce się ograniczać wyłącznie do wycieczek samochodowych czy krótkich tras opisanych w gazetce parkowej (w każdym parku taka gazetka wręczana jest przy wjeździe) to zdecydowanie polecam wejście na Longs Peak.
Trudności, faktycznie, można porównać do tych, które spotkamy na Orlej Perci czy podczas wejścia na Rysy od polskiej strony. Przy zachowaniu podstawowej ostrożności, powinno być bezpiecznie. Kask nie wydaje się być niezbędny. Wystarczą również niskie buty. Dla osób mających podstawowe doświadczenie w poruszaniu w łatwym terenie skalnym, przejście Keyhole Route będzie wyłącznie wyzwaniem kondycyjnym. Trzeba, oczywiście, uwzględnić wysokość szczytu, ponieważ może ona wpłynąć na czas wejścia.
Najlepiej wyruszyć w nocy o wspomnianej godzinie 3, aby mieć wystarczający zapas czasu (trzeba wziąć poprawkę na często występujące tu, popołudniowe burze). Wcześniej należy też sprawdzić prognozę pogody. Informacje o aktualnej sytuacji na szlaku (np. komunikat czy w jakiś miejscach zalega jeszcze śnieg) znajdziemy na tablicy znajdującej się na parkingu “startowym”. Można też zasięgnąć informacji u rangera. Powodzenia!
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.