Można by znaleźć wiele powodów, dla których warto wybrać się, i oczywiście ostatecznie wejść, na Gerlach. Jednak jeden powód jest "nadpowodem". Sensem, przy którym bledną wszystkie inne powody. I wcale nie chodzi o to, że Gerlach jest. Chodzi o to, że Gerlach jest najwyższy. Przynajmniej w Tatrach i Karpatach.
Aby wejść na coś wyższego, trzeba przejechać, co najmniej, kilkaset kilometrów. Gerlach jest nawet na tyle bezczelny, że jest wyższy niż Rysy! No kurcze, kiedyś wejść na niego musimy! Jak my, Polacy, zrobimy to odpowiednią ilość razy, to może ten Gerlach wdepczemy w górotwór, z którego miał czelność się wychylić, i nie będzie już wyższy niż nasze najwyższe Rysy?
Gerlach nie jest obiektem westchnień wspinaczy. Nie prowadzą na niego trudne, czy spektakularne drogi wspinaczkowe. Jeżeli się na niego wspinać, którąś z dróg wspinaczkowych, to raczej zimą. Z tego też powodu, wstyd przyznać, nigdy na nim nie byliśmy. Więc pewnego wrześniowego dnia, postanowiliśmy na niego jednak wejść. Czy warto? Warto. Wejście turystyczne zapewni nam estetyczne wrażenia. Czy zawsze bez tłoku? Nam się udało.
[W innym wpisie podpowiadamy jak wejść na Longs Peak w Górach Skalistych. Zapraszamy!]
Na Gerlach nie prowadzi żaden znakowany szlak turystyczny. Jeżeli nie chcemy go zdobyć jedną z dróg wspinaczkowych, to musimy wynająć przewodnika. Na dzień dzisiejszy, jest to koszt ok. 1000 – 1200 zł za trzy osoby (przy zalegającym późną wiosną / wczesnym latem śniegu, przewodnik może zabrać tylko dwie osoby). Aby wejść na Gerlach w pierwszej kolejności musimy dotrzeć do Śląskiego Domu (obecnie, jest to bardziej hotel górski niż schronisko – nawet bardziej, niż bardziej…). Można to zrobić na nogach, depcząc szlakiem, bądź zapłacić obsłudze schroniska za wwiezienie (taka przyjemność kosztuje 10 € od osoby, w dwie strony). My wybraliśmy spanie w Roztoce, wczesne dojechanie samochodem do Tatrzańskiej Polanki, po czym jazdę na przywiezionych ze sobą rowerach.
To zapewniło szybki i wygodny dojazd do Śląskiego Domu, a nie naruszyło naszej sportowej etyki dotarcia na szczyt z dna doliny. Poza tym, już po wszystkim, czeka nas wygodny i szybki zjazd… Nie polecam jednak tej wersji dla osób nie jeżdżących rowerem po górach, czy o słabszej kondycji. Może się to odbić na tempie wchodzenia w godzinach późniejszych. Do pokonania na rowerze jest dystans 7 km i 650 metrów w pionie. Można oczywiście przed wejściem spędzić noc w Śląskim Domu, a na szczyt ruszyć bardzo wcześnie. Jednak osoby o dobrej kondycji mogą to bez problemu zrobić w ciągu jednego dnia, atakując szczyt z Tatrzańskiej Polanki.
W Śląskim można (a nawet należy) uzupełnić elektrolity, które wydalimy podczas dotarcia tutaj. A wiadomo, że Słowacy mają elektrolity bardzo wartościowe. Po otarciu piany z warg i nosa, można ruszać dalej. Najczęściej wybieranym (i słusznie) wariantem jest wejście z Doliny Wielickiej przez Wielicką Próbę, a zejście do Doliny Batyżowieckiej. Robimy tak i my. Ze Śląskiego Domu na szczyt pokonać trzeba niespełna 1000 m w pionie.
Pierwszy odcinek to wygodny szlak w głąb Doliny Wielickiej. Wysokość zdobywamy powoli. Po lewej stronie, w głębi, zaczynamy dostrzegać rozłożysty masyw NASZEJ góry. Nic spektakularnego, ale jednak dużych rozmiarów. W którym miejscu zejść ze szlaku, poinformuje każdego przewodnik.
Kierujemy się słabą ścieżką w stronę wielkiej wanty, którą mijamy i wchodzimy w ewidentny, spory żleb. W nim można po raz kolejny (i ostatni) uzupełnić elektrolity, po czym ruszyć (bez wycierania elektrolitowej piany z warg i nosa) wygodnie do góry. Tutaj można również ubrać uprząż i kask.
Po wyjściu ze żlebu kierujemy się w lewo, aby dojść do końca systemu wygodnych i szerokich półek. W tym miejscu przyda się przewodnik do wskazania miejsca, w którym należy skierować się do góry (widać punkty asekuracyjne). Związujemy się liną i ruszamy. Docieramy do łańcuchów i szybko zdobywamy wysokość. Ten odcinek to trudności porównywalne z naszą Orlą Percią, może bardziej eksponowane i wymagające mocniejszego trzymania się łańcuchów (trudności I – II).
Po wyjściu z eksponowanego terenu do Siodełka nad Kotłem, czeka nas żmudne zdobywanie wysokości Żlebem Darmstadtera (a raczej w okolicach tego żlebu, wyszukując najlepsze przejście). Jest tutaj bezpieczniej, trzeba jedynie uważać gdzie stawia się stopy. Jednak każde podejście, nawet najdłuższe, kiedyś musi się skończyć, więc w końcu wychodzimy na Przełęcz Tetmajera (Gerlachovskie sedlo). Teraz następuje najciekawszy – w mojej opinii – odcinek, czyli grań. Wspinaczkowo łatwa, ale miejscami eksponowana, wymagająca wyszukiwania najłatwiejszego przejścia.
Podczas pokonywania grani warto spojrzeć za siebie. Każdy wpadnie w zdumienie na widok wyraźnych resztek samolotu. Katastrofa miała miejsce w 1944 roku, a samolot przerzucał partyzantów. Naprawdę niewiele brakowało, aby minąć szczyt, o który rozbił się samolot. Miejsce katastrofy odkryto przypadkowo dopiero po roku – czas wojny nie służył poszukiwaniom.
Nie będę bawił się w Słowackiego, i nie będę Kordianem – więc w tym tekście nie pozostanę długo na szczycie i nie będę kwieciście opisywał wrażeń widokowych. Wspomnę tylko, że wejście trwa najczęściej ok. 4-5 h. Uzupełniamy kalorie energetycznymi batonami i kierujemy się w dół.
Zejście prowadzi Batyżowieckim Żlebem, przez Batyżowiecką Próbę (zimą tędy wchodzi i schodzi się z Gerlacha, ponieważ wejście przez Wielicką Próbę jest zimą trudniejsze i ryzykowniejsze). Początkowo żleb nie należy do najciekawszych. Dokładna droga zejścia jest uzależniona od ilości śniegu (potrafi zalegać w lecie). Trzeba uważać, aby nie strącić kamienia i aby nie zostać trafionym kamieniem zrzuconym z góry przez nierozważnego turystę. W najbardziej eksponowanych miejscach (Batyżowiecka Próba) czekają klamry i sztuczne ułatwienia. Ja zawsze preferuję wejścia od zejść. Nie lubię żmudnego oddawania zdobytych metrów (chyba, że mam na nogach narty), moje kolana protestują przeciw takim atrakcjom. Droga w dół jest ewidentna i nie nastręcza problemów orientacyjnych. Musimy dojść do Magistrali Tatrzańskiej (obok Batyżowieckiego Stawu) i tym szlakiem wrócić do Śląskiego Domu.
Tych, co bolą nogi, mogą wynająć sobie w Śląskim Domu rower, i zjechać na nim w dół. Co prawda dzięki grawitacji, ale jednak bez pomocy pojazdu silnikowego. Czyli etycznie. My mieliśmy swoje rowery, więc szybko i przyjemnie znaleźliśmy się w dolinie.
Wielicka Próba (fot. 8a.pl)
Wielicka Próba (fot. 8a.pl)
Podczas wejścia można sobie odświeżyć topografię (fot.8a.pl)
Powyżej Siodełka nad Kotłem (fot. 8a.pl)
Wejście granią (fot. 8a.pl)
„Rowerzyści” na grani powyżej Przeł. Tetmajera (fot.8a.pl)
Janusz Gołąb na grani powyżej Przeł. Tetmajera (fot.8a.pl)
Wierchołek Gerlachu (fot.Tomasz Mikolajczyk, tatraguide.info)
zejście Batyżowieckim Żlebem (fot. 8a.pl)
Schodzenie Batyżowieckim Żlebem (fot. 8a.pl)
Zejście - Batyżowiecką Próbą (fot. 8a.pl)
Zejście - Batyżowiecką Próbą (fot. 8a.pl)
Batyżowiecki Żleb zimą służy do wejścia (autor: Tomasz Mikołajczyk, tatraguide.info)
Wczytuję galerię
Na koniec muszę napisać akapit o trudnościach wejścia na Gerlach oraz zejścia z niego. Z pewnością wiele osób, które na Gerlachu były, stwierdzi, iż bagatelizuję trudność wejścia. Mnie osobiście, najbardziej zawsze interesują praktyczne aspekty wejścia: czy trzeba się asekurować (i czy można), topografia, czasy i różne małe, ale istotne patenciki. Postarałem się to przekazać. Jak to więc jest z tymi trudnościami? Pomijam kwestie kondycyjne, każdy wie na co go stać. Nie wyobrażam sobie sensu wchodzenia na Gerlach przez osobę, która żadnego doświadczenia tatrzańskiego nie ma. Jeżeli więc chodzi o trudności techniczne, to:
– Osoba wspinająca się, nie zauważy żadnych trudności. Może nawet nie będzie musiała się asekurować.
– Dla osoby z mniejszą pewnością siebie, ale obeznaną ze wspinaniem, wystarczy uprząż oraz lonża (kask jest oczywistością).
– Osoba sprawna, która się nie wspina, będzie wymagała asekuracji na wejściu po łańcuchach, natomiast na grani i podczas zejścia po klamrach, wystarczy wsparcie i obecność bardziej doświadczonej osoby. Kolega, który był z nami, należał właśnie do tej grupy osób, i asekuracja w wybranych miejscach była wystarczająca dla jego bezpieczeństwa.
– Osoba słabiej obeznana z górami, o mniejszej pewności siebie, wymagać będzie asekuracji na większej ilości odcinków – warto wziąć to pod uwagę, gdyż wydłuży czas wejścia.
Każdy przewodnik przed wyjściem w góry wyczuje doświadczenie klienta, a w czasie wejścia na bieżąco będzie dostosowywał tempo czy asekurację do umiejętności swoich klientów. Czy obowiązek wynajęcia przewodnika jest w realiach tatrzańskich plusem czy minusem, to już problem na zupełnie inny artykuł. Życzę dużo słońca na szczycie!
Nie przesadzajmy z ilością rzeczy. Co prawda stara zasada mówi, iż lepiej nosić, niż się prosić, jednak mamy wejść na Gerlach i zejść szybko – więc warto iść na lekko.
[W innym artykule opisujemy, jak wejść na Gerlach drogą Martina. Zapraszamy do lektury!]
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.