Bouldering, czyli wspinaczka na niższe formy skalne, jeśli chcemy go uprawiać w terenie naturalnym, wymaga poczynienia pewnych kluczowych zakupów. Podobnie jak we wspinaczce sportowej - gdzie ciężko się obyć bez sprzętu osobistego, liny oraz zestawu ekspresów - tak w podboju głazów nie można pominąć crash pada. W obu przypadkach wynika to z potrzeby podniesienia naszego bezpieczeństwa w razie odpadnięcia od skały, które to ryzyko towarzyszy uprawianiu obu form wspinaczki.
Większość boulderowców prędzej czy później staje przed dylematem: który z crash padów będzie najlepszy i jakimi kryteriami kierować się przy wyborze. Na rynku znajdziemy produkty różnych firm, ale w niniejszym artykule skupię się na czeskiej marce Ocun, która produkując swoje bouldermatky od lat, utrzymuje na wysokim poziomie bardzo istotny przy zakupach parametr, a mianowicie stosunek jakości do ceny. Co zatem mają do zaoferowania crash pady Ocun?
[W innym z naszych tekstów znajdziecie praktyczny poradnik jaki crash pad wybrać?]
Warsztaty boulderingowe, Czartówka 2016 (fot. arch. WSPINART)
W przypadku crash padów, pod hasłem ,,jakość” kryje się szereg istotnych cech. Najważniejszą z nich jest absorpcja, czyli pochłanianie siły uderzenia, z jaką spadamy na matę. W tym względzie Czesi, poza bardzo wysokiej jakości piankami polietylenowymi i poliuretanowymi, wprowadzili innowacyjny system tłumienia uderzeń FTS Absorption Block®. O ile w klasycznej konstrukcji padów pianki ułożone są warstwowo – poziomo (polietylen u góry i w niektórych modelach od spodu, a poliuretan o otwartych porach pod lub pomiędzy), tak w materacach z FTS, wewnętrzna warstwa to piankowe tuby ustawione pionowo, pomiędzy poziomymi warstwami pianki polietylenowej. Dzięki takiej konstrukcji, w przeciwieństwie do klasycznych ,,kanapek”, pochłanianie energii uderzenia jest podobnie efektywne na całej powierzchni, a nie tylko w centrum.
Wszystkie crash pady tej marki mają przemyślane i dobrze dopracowane systemy przenoszenia oraz rozwinięte pomysły na transportowanie wewnątrz nich niezbędnych elementów wyposażenia wspinacza podczas wyjścia ,,na kamienie”. Wszystkie można nosić na pasku przełożonym przez jedno ramię i – z wyjątkiem najmniejszego – wszystkie posiadają szelki do noszenia jak plecak. Na szczególną uwagę zasługuje sposób dzielenia średnich modeli. Dwie połówki materaca można łamać i złożyć zarówno długim, jak i krótkim bokiem. Dzieje się tak dzięki zastosowaniu patentu z bardzo wytrzymałym zamkiem błyskawicznym, który rozpinamy lub zapinamy na jednym z dwóch boków. Sam, już od blisko ośmiu lat, używam modelu Moonwalk – jednego z pierwszych egzemplarzy dostępnych na polskim rynku.
Oprócz tego, można śmiało stwierdzić, że wyroby firmy Ocun odznaczają się wysoką jakością – i to zarówno wykonania, jak i materiałów użytych do ich wytworzenia.
Autor na Fissura Kosterlitz, Vall dell’Orco 2009, a pod spodem partnerzy plus Ocun Moonwalk (fot. arch. WSPINART)
Szeroka gama crash padów OCUN’a zdaje się odpowiadać na zapotrzebowanie każdego, nawet najbardziej wymagającego boulderowca i można ją podzielić na trzy grupy pod względem powierzchni lądowania oraz wagi.
To grupa padów o średnich gabarytach, które dzięki wszechstronności, są najczęściej wybierane jako ten pierwszy, czy ten jedyny.
Czołowym modelem jest Dominator, który dzięki zastosowanemu systemowi FTS Absorption Block® świetnie nadaje się jako ,,wyłapywacz lotów” zarówno z niższych, jak i z tych najwyższych problemów (highball). Jest najgrubszy (14,5 cm) w tej grupie i zarazem najcięższy (5,4 kg). Decydując się na jego zakup, warto wziąć to pod uwagę przy dłuższych podejściach lub małym bagażniku w samochodzie.
Jeśli wiemy, że i tak najwyższe baldy nie są dla nas lub atakujemy je wraz z posiadaczami grubszych lądowisk, a do tego często wypuszczamy się w dalsze wędrówki w poszukiwaniu wymarzonego głazu, to ciekawą propozycją może być Moonwalk. Przy wadze niespełna pięciu kilo i grubości ok. 11 cm, a do tego identycznej powierzchni lądowania jak Dominator (ok. 1,3 m2), zdaje się być osiągnięciem idealnego kompromisu. Poziom tłumienia uderzeń jaki zapewnia jest wystarczający, by móc mierzyć się z większością ciekawych boulderów, nie rozpraszając się wizją lądowania.
Poszukując oszczędnego rozwiązania, przy jednoczesnym zachowaniu powierzchni lądowania i modelu o względnie allround’owym charakterze, warto zwrócić uwagę na dziewięciocentymetrowy Sundance. Przy mniejszej grubości całkowitej, zastosowano grubszą warstwę polietylenu, dzięki czemu trudniej przez niego ,,dobić” do powierzchni, którą przykrywa, ale tłumi silniejsze uderzenia wyraźnie sztywniej niż wyżej opisane crashpady. W tym przypadku nie namawiałbym na niego jako jedyny crashpad ,,w ekipie”, ale jako świetne uzupełnienie posiadanego już arsenału cięższych/ większych modeli. Znakomicie nada się jako wypełnienie przestrzeni pod niewysokim pasażem w trawersie lub dodatkowo zakryje wyjątkowo wystający głaz czy korzeń na naszym lądowisku bądź szpary pomiędzy innymi padami na większym ,,lotnisku”. Jest częstym wyborem wśród boulderowych par: on decyduje się na cięższy kaliber materaca, a ona uzupełnia go właśnie Sundance’em.
Warsztaty boulderingowe, Staniszówka 2015 (fot. arch. WSPINART)
Wszystkie trzy maty mają podobne systemy nośne z szelkami z pianki WeBee oraz możliwość konfigurowania powierzchni za pomocą grubych zamków błyskawicznych. Można je ustawić standardowo w układzie 132 x 100 cm lub – w przypadku trawersów oraz w funkcji materaca do spania – 200 x 66 cm. W każdym przypadku, dzięki porządnym paskom i klamrom można spakować się do środka crash padów, które, za wyjątkiem Sundance’a, posiadają specjalną kieszeń na wycieraczkę (dołączoną firmowo). Cordura lub nylon powlekają powierzchnie, na których lądujemy, a pod spodem zastosowano odporny na wilgoć i rozerwania laminowany materiał – Plastel.
Moonwalk pod niższą częścią balda, Dreamtime pod wyższą (fot. arch. WSPINART)
Oba Crash pady odznaczają się imponującą powierzchnią ok. dwóch metrów kwadratowych i co za tym idzie, wyraźnie większą wagą (7,6 kg i 8,8 kg) i gabarytami po spakowaniu. Masywne loty, walka na ostatnich ruchach bez rozterek dotyczących lądowania, loty w pozycjach nieprzewidywalnych- to okoliczności, w których te maty przydają się najczęściej. Wybierane są często przez wymagających, poświęconych całkowicie swojej pasji boulderowców.
W przypadku Dreamtime’a, przy 9 cm grubości, mamy do dyspozycji całą, dwumetrową powierzchnię, bez żadnych łączeń, czy krawędzi. Idealnie nadaje się jako lądowanie pod przestrzennymi baldami lub przy bardzo dynamicznych ruchach, gdy trudno ocenić właściwie miejsce lądowania wspinacza. Świetnie przykrywa mniejsze pady, gdy potrzeba zbudować grubsze lądowisko lub okrywa duże bloki skalne pod boulderem. Brak łączeń wpływa na sposób składania- rolowania (jak naleśnik). Jest to zaletą gdy niesiemy w nim sporo rzeczy, jednak przeszkadza w transportowaniu go mniejszymi autami. W większym kombi woziłem go w bagażniku wraz z Moonwalkiem i wpasowywały się idealnie pod dach.
Incubator to 2,1 m2 powierzchni o grubości 10 cm. Prawdziwy grubas, ma też najwyższą wagę, ale dzięki łamanej konstrukcji zaskakująco łatwo go spakować. Gdy myślimy o poważnych wyzwaniach boulderowych, na których nie chcemy się ograniczać, nie powinno go zabraknąć pod nami.
Bouldering w Kotlinie Jeleniogórskiej 2015 (fot. arch WSPINART)
Oba giganty wyposażone zostały w szereg pasków pomagających w pakowaniu oraz wycieraczki do butów wspinaczkowych, ukryte w specjalnych kieszeniach. Wygodne, przewiewne szelki WeBee powodują, że mimo niemałej wagi, da się z nimi przejść całkiem daleko. Wykorzystywane do biwakowania oferują niezrównaną wygodę jako materace do spania lub kanapy.
Kiedy już mamy jeden lub nawet dwa crash pady i trudno nam się pomieścić w nich z rzeczami albo kiedy dochodzimy do wniosku, że start z siadu (sit-start) wymaga czegoś więcej niż ,,wycieraczka pod tyłkiem”, a mniej niż zbyt gruby pad, kiedy zdarzają się momenty, że chcielibyśmy pójść w skały z torbą na ramię, która świetnie posłuży jako siedzisko pomiędzy wspinami – w tych wszystkich momentach idealnie posłuży nam Paddy Sitcase, czyli najmniejszy i najprzystępniejszy w ofercie Ocun’a padzik. Łamany w połowie i zapinany zamkiem wkoło, może być użyty w trzech formach: złożony na pół (6 cm grubości) oraz rozłożony wzdłuż (203x48x3 cm) lub wszerz (100x96x3 cm). Pokrywa go impregnowany nylon wewnątrz i na zewnątrz wodoodporny, wytrzymały Plastel. Wpasowuje się idealnie w złożone większe pady czeskiego wytwórcy.
Wygodny system nośny sprzyja zwiedzaniu… Rudawy Janowickie (fot. arch. WSPINART)
Wszystkie szczegółowe informacje na temat wspomnianych modeli crash padów można znaleźć na stronach producenta Ocun.
Podobnie jak we wspinaniu z liną, nie ma sensu na początku nadmiernie inwestować poza sprzęt osobisty. Można rozpocząć działania boulderingowe w skałach korzystając ze sprzętu i wsparcia starszych stażem kolegów. Można też korzystać ze sprzętu szkoły wspinaczki, która organizuje zajęcia z boulderingu w skałach. Jednak jeżeli jesteśmy już przekonani, że poszukiwanie ruchów doskonałych na małych formacjach skalnych jest zajęciem, które chcemy kontynuować i rozwijać, warto napiąć budżet i zyskać niezależność boulderową stając się posiadaczem własnego crash pada. Koszty z tym związane, ok. 500-1500 zł, są porównywalne z kosztami zakupy liny i ekspresów. Na koniec chciałbym przypomnieć, że świetne crash pady to nie wszystko, bo podstawą bezpiecznego boulderingu w skałach są zdrowy rozsądek i czujny spotter!
Spotting na highball’u, Rudawy Janowickie 2016 (fot. arch. WSPINART)
Autor: Mateusz Jabłoński – od niespełna dwudziestu lat oddany wspinaczce w wielu postaciach – od boulderingu, przez wspinaczkę sportową i tradycyjną po alpinizm. Poza ciągłym rozwijaniem się w dziedzinach wspinaczkowych, od kilkunastu sezonów dzieli się swoimi pasjami z innymi będąc instruktorem wspinaczki sportowej oraz instruktorem wspinaczki skalnej PZA. Cały czas czynnie się wspina i szkoli zarówno na ścianach jak i w skałach. Poza wspinaniem, wkręcony w wiele innych sportów związanych z górami. Zimą poza wspinaniem najbardziej absorbują go narty, również w wielu odmianach. Pracuje jako instruktor narciarstwa zjazdowego. Od kilku lat prowadzi Szkołę Wspinaczki WSPINART, z siedzibą w pobliżu Gór Sokolich, które są silnym ośrodkiem wspinania skalnego w skałach granitowych w Polsce. Zaprasza do bliższego zapoznania się ze swoją ofertą na stronie wspinart.pl.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.