Kto dziś jest alpinistą, a kto celebrytą? Rożważa Bogumił Słama, wieloletni szef Centralnego Ośrodka Szkoleń PZA "Betlejemka", taternik, alpinista i himalaista.
Bogumił Słama jest gościem Piotra Czmocha w trzydziestym dziewiątym odcinku Górskiego Podcastu 8a.pl i 8academy.
Najłatwiej to pokazać na przykładach, ale używanie nazwisk jest kwestią delikatną. Dlatego nie powiem, kto jest celebrytą. Powiem za to, kto jest himalaistą. Bez wątpienia są nimi Wojtek Kurtyka, Janusz Majer, Rysiek Pawłowski, Krzysiek Wielicki. No i sporo osób już nieżyjących. Od celebrytów różni himalaistę samodzielność – począwszy od pomysłu na górę, porę roku, linię, skończywszy na radzeniu sobie na górze. Celebrytyzm można zaś opisać słowami słowami pewnej znanej himalaistki komercyjnej: “kiedy skończyły się poręczówki, nie wiedzieliśmy, jak iść dalej”. Prawdziwi ludzie gór też mogą być skażeni potrzebą błyszczenia na szkle czy na papierze – wystarczy policzyć górskich pisarzy.
Geneza celebrytyzmu jest złożona. W europejskiej części świata dawno nie było wojny. Ludzie są zamożni i korzystają ze świata, z przyrody, w tym także z Himalajów. Niektórzy przywożą poruszające wrażenia, inni jadą dla mody. W tej chwili jeśli ma się wystarczająco dużo pieniędzy, by człowiek znalazł się na szczycie ośmiotysięcznym. Liny są poręczowane, trasa wyznaczona, namioty rozbite, plecaki noszone przez innych. Z mojego punktu widzenia jest to złe. Masowość, tłum niszczy wiele z naszej osobowości. Jestem wrogiem tłumu w każdej jego formie, także w górach. Tłumy odbierają górom magię i zakłamują ich obraz: obraz niebezpieczeństw, zagrożeń, ale i piękna. W tłumie ulegamy złudzeniu bezpieczeństwa. Podobnie przeszkadzają mi gromady biegaczy w górach, bo przyzwyczaiłem się do czegoś innego. Tego typu zjawiska budzą pewien bunt.
Wyprawa to nie był tylko szczyt, ale ogromna przyjemność, ciekawość całego wydarzenia, przygoda. A dziś nikogo nie interesuje baśniowość, tylko prędkość.
W górach wystarczy iść swoją drogą. Dziwię się i alpinistom prawdziwym, i komercyjnym, że pchają się na najwyższe szczyty. A są przecież piękne góry, dziewicze, ambitne linie i gdybym był młodszy, to by mnie one fascynowały. Ale z Mount Everest czy z Mont Blanc normalną drogą w życiu bym nie poszedł.
Mamy masę kibiców himalajskich. Przyczyny są złożone. Jedną jest polska pozycja w Himalajach, niegdyś bardzo mocna, potem sztucznie podtrzymywana. Kolejną: wysyp mediów społecznościowych i rozmaitych festiwali górskich. Nieszczęściem polskich ludzi gór jest to, że dorobiliśmy się kibiców. Dawniej było to niewielkie grono wielbicieli, ale nie było szerokiego grona kibiców. Większość ludzi, słysząc w wspinaniu pukała się w głowę, a niejednokrotnie wskazywała narząd “za który by tam nie weszli”. I na tym się kończyło. Teraz mamy rzesze internetowych kibiców. Tymczasem alpinizm jest sprawą bardzo złożoną i ludzie tego nie rozumieją. Nie rozumieją kwestii mechanicznych, stanów psychofizycznych, a wypowiedzieć się muszą. A to ktoś wykaże podziw, a to skrytykuje.
Obiektywna wartość sportowa wejścia zimą na K2 jest bardzo ważnym wydarzeniem, ponieważ K2 jest górą trudną, nietuzinkową. I nie chodzi o trudności techniczne jak we wspinaczce skałkowej, ale długość przebywania tam, nastromienie. Nawet na najprostszej drodze można spaść w otchłań, można umrzeć z wycieńczenia. No i leży w Karakorum, więc panują tam wyjątkowo trudne warunki atmosferyczne. Maciek Pawlikowski, świetny fachowiec górski, niebywale rzetelny i szczery, opowiadał między innymi o linach poręczowych – da się bez nich wejść, ale zejść byłoby naprawdę trudno.
Jeśli wyprawa nie odrywa się za bardzo od bazy, to trudno mówić, że przegrali szczyt. Ale o czymś to świadczy. Przecież wśród ludzi, którzy próbowali, też są nazwiska zasługujące na szacunek. Fenomenem był dla mnie wyczyn Andrzeja Bargiela – nawet nie tyle zjazd, co samo wejście: szedł równym, szybkim tempem, był fantastycznie przygotowany.
Czy Polacy mają szansę na zdobycie K2 zimą? Albo szanse, albo realne. Może zdarzy się jakiś wybuch talentu, podobnie jak to było w przypadku Cichego i Wielickiego na zimowym Evereście. Teoretycznie Polak może stanąć jako pierwszy na K2. Może jestem krótkowzroczny, ale nie widzę obecnie teamu, który umiał by o to zawalczyć.
Odradza się wspinanie po klasykach alpejskich, ale robi się za to bardzo trudne drogi. Zapytałem jednego z takich wspinaczy: dlaczego nie jedziesz w góry najwyższe? I nie mówię o wchodzeniu obsikanymi, obrzyganymi drogami klasycznymi. Jest przecież tyle fantastycznych szczytów, tyle nowych dróg, pięknych, dzikich. A on na to, że był na Trango i się przestraszył. Stopień zagrożenia w górach wysokich jest znacznie wyższy niż w górach średniej i niewielkiej wysokości. Nawet na Kochańczyku można by się zabić, ale jest to mało prawdopodobne.
Mieliśmy niegdyś kulturę technologiczną szkolenia ludzi w klubach wysokogórskich, już przed wojną. Ale potem środowisko górskie przestało być tak esencjonalne. Pokolenia zaczęły mieszać się ze sobą podczas wyjazdów w góry coraz wyższe. Prowadziło to do tego, że wielu ludzi zostawało wybitnymi wszechstronnie. Wystarczy spojrzeć na nazwiska z tego okresu: Zawadę, Heinricha, Chrobaka, Kurczaba. Robili drogi na Kazalnicy, na Galerii Gankowej, robili Cima Grande, pierwsze zimowe przejście Filara Narożnego na Mont Blanc, a jednocześnie w skałkach radzili sobie świetnie. Powstało prawdziwe imperium. Niektórzy stopniowo przechodzili od klasycznego alpinizmu w góry najwyższe. Potem nastąpiło przełamanie: lata osiemdziesiąte/dziewięćdziesiąte. Reżim upadł i nagle odwaga staniała. Karta taternika była niczym bolszewicki wynalazek, a kursy zimowe – sposobem na gnębienie ludzi wolnych. Podczas jednego sejmiku prezesów klubów uradzono zniesienie obligatoryjnych szkoleń. I to był początek degrengolady.
Otworzyły się góry Pamiru, rosyjskie, bardzo piękne. Ale to nie to samo, co szczyty na wysokości. Często jeździli tam ludzie bez żadnego przeszkolenia. Wchodzili jednak, zdobywając głębokie przeświadczenie, że są lodowymi wojownikami. A w Tatrach zaczęto robić drogi krótsze i położone bliżej. W Betlejemce zrobiło się pusto i strasznie. Ludzie zniknęli z gór, w tym zimowi taternicy i nigdy się to już nie odrodziło. Obecnie Betlejemka zajmuje się szkoleniem turystów górskich. I niektórzy nawet uwierzyli w to, że są górskimi wojownikami. Pojawili się kibice, media, sponsorzy, reklamy.
Kiedy patrzę na tych chłopaków w kurtkach oklejonych różnymi logo, to flaki mi się przewracają. Ekipa Hajzera wyglądała jak kadra grabarzy. Oni sami nie widzą swojej śmieszności. I w nieskończoność baza, baza, baza.
PZA powinien wpłynąć na to, by zmienić ten ponury obraz. A tymczasem na Facebooku ktoś wypisuje “wielkie graty” komuś, kto jako 1500 osoba przeszedł drogę z 1922 roku. A gdyby tak sami chcieli to zrobić? Ludzie, którzy by sobie w Himalajach radzili, nie są tym szczególnie zainteresowani. Natomiast jest też spora rzesza ludzi zainteresowanych pisaniem książek, występowaniem na festiwalach i tak dalej, którzy za cholerę nie potrafią się wspinać! I to są właśnie celebryci.
Nigdy nie poznałem Denisa Urubki, ale według mnie nie jest on polskim himalaistą. Wiem o nim sporo od Bogdana Jankowskiego, który miał zawsze słabość do ludności zamieszkującej wschodnie tereny, który twierdził, że Denis jest w porządku. Na pewno umie on dbać o swoje interesy, jest to alpinista pierwszej klasy i z różnych względów było mu wygodnie wziąć polskie obywatelstwo. A tu się okazuje, że odstaje od reszty, że coś tam chlapnie.
Nie zastanawiam się nad przyszłością. Nie jest to skutkiem ociężałości umysłowej, lecz założenia, że wszystko może się diametralnie zmienić. Na pewno te wielkie masy nie przerzucą się na inne szczyty. A czy znajdą się ludzie, którzy będą chcieli uprawiać prawdziwy alpinizm? Zmienia się zresztą klimat, nie wiadomo, jak będzie. W górach można szukać dla siebie miejsca. Nie wiemy o tym, bo sami o tym nie mówią – jeżdżą małymi zespołami, działają po cichu. Obecnie nie wiem, czy dziś zostałbym taternikiem – czy środowisko, ludzie, klimat by mnie porwały. Gdybym dziś się przeszedł po skałkach, posłuchał schroniskowych rozmów, to by mnie to środowisko nie zafascynowało.
[Chcesz posłuchać więcej? Zapraszamy do odcinka z Januszem Gołąbem, w którym staramy się odpowiedzieć na pytanie: Czym jest Himalaizm?]
Zachęcamy do słuchania Podcastu Górskiego 8a.pl. Pełna wersja rozmowy dostępna jest za pośrednictwem serwisów:
#robimywgórach
#robimywpodcastach
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.