Od razu na początku zaznaczę, że celem poniższej recenzji nie jest próba przekonania kogokolwiek do wełny merino, bo to akurat jest oczywiste jak śmierć i podatki. Będzie to raczej próba zwrócenia uwagi na kilka rzeczy, które pomogą Wam podjąć decyzję, na który produkt się zdecydować i który będzie optymalny.
Swoją przygodę z bielizną termiczną wykonaną z wełny merino rozpocząłem już kilka lat temu. Pamiętam jak dziś ból w kieszeni, kiedy przyszło mi się pożegnać ze sporą sumką, aby stać się szczęśliwym posiadaczem mojej upragnionej, pierwszej koszulki z tejże wełny. Jednak już po pierwszych wypadach w góry stało się jasne, że warto. Wełna merino jest doskonałym, naturalnym materiałem. Wystarczy spojrzeć na owce, które „od zawsze” doskonale radzą sobie w niemal każdych warunkach pogodowych – od siarczystych mrozów aż po nieznośne upały (i się nie przebierają!). Wełna merino jest niezwykle delikatna i przyjemna w dotyku, a przy tym posiada fantastyczne właściwości – aby nie przedłużać, można powiedzieć że zimą grzeje a latem chłodzi. No a poza tym jeszcze dobrze odprowadza wilgoć, ma właściwości antybakteryjne (nie śmierdzi tak jak syntetyki!) no i zapewnia ochronę przed promieniowaniem UV. Czego chcieć więcej? Jeśli ktoś chce temat bardziej podrążyć, to polecam artykuł na temat zalet tego materiału.
Termoaktywna bluza Icebreaker Sphere LS Crewe z merino (fot. Piotr Deska)
Na rynku istnieje wielu producentów ubrań z Merino, wybór produktów jest bardzo duży i dla osoby zaczynającej przygodę z wełną przebrnięcie przez ten gąszcz informacji może stanowić pewien problem. Jeśli chodzi o mnie i o wybór marki, to przyznam, że dużą rolę odgrywało etyczne podejście firmy Icebreaker do biznesu, środowiska i ludzi. I to przez cały proces produkcji – począwszy od farmerów (wieloletnie kontrakty na skup wełny, odpowiednie traktowanie zwierząt), poprzez zakłady włókiennicze i szwalnie (przestrzeganie praw człowieka – odpowiednie stawki czy godziny pracy). Wszystko to sprawiło, że została moją pierwszą marką merino (no i do tej pory jedyną).
Po kilku latach prób, moim ulubionym produktem w góry jest cienka koszulka merino z długim rękawem. Jest to najbardziej uniwersalny produkt. Dobrze sprawdza się zarówno jako pierwsza warstwa zimą (nigdy nie miałem problemów z marznięciem), jak również jako jedyna warstwa latem. Wbrew pozorom, długie rękawy nie są żadnym utrudnieniem nawet w największe upały (niska gramatura). Wręcz przeciwnie – zapewniają ochronę przed promieniowaniem UV. No i jest mniej smarowania.
Icebreaker oferuje szeroki wybór produktów (fot. Piotr Deska)
Moja pierwsza koszulka pochodziła z serii Everyday i posiadała gramaturę 200+. Generalnie sprawuje się dobrze do tej pory i nie mam zbytnich uwag, poza tym, że… jest dla mnie za ciepła. Każda następna to już było 150 g. Wszystkie wykonane ze 100% wełny merino. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, że nadarzyła się okazja do testów bielizny z najlżejszej serii Featherlight (130 g), a w moje ręce trafiła bluza Icebreaker Sphere LS Crewe. Efektem tak niskiej wagi jest wyjątkowo delikatny i przyjemny w dotyku materiał. Tak delikatny, że ze względów wytrzymałościowych, niemożliwym stało się utrzymanie składu materiału na poziomie 100% merino (taki materiał zbyt łatwo ulegałby uszkodzeniom). Nie oznacza to jednak, w żadnym stopniu, pogorszenia funkcjonalności czy właściwości produktu, wręcz przeciwnie – tylko na tym zyskał.
Firma Icebreaker zaprzęgnęła swój dział rozwoju i wprowadziła do swoich produktów kilka nowoczesnych rozwiązań. Pierwsze z nich to technologia Corespun. Polega ona na owinięciu nylonowego rdzenia włóknami wełny. Dzięki temu zabiegowi uzyskujemy zwiększoną odporność na uszkodzenia mechaniczne. Drugą technologią jest Cool-Lite – czyli umiejętnie połączenie wełny merino i TENCEL. Te zestawienie sprawia, że wilgoć jest szybciej odprowadzana i materiał lepiej się sprawdza w okresie letnim. Możemy śmiało włożyć na półkę z bajkami opinię, że wełna nadaje się tylko na zimę. Z tego wszystkiego otrzymujemy ostateczny skład materiału, czyli: 52% wełna merino, 35% Tencel, 13% nylon
Po tym nieco przydługim wprowadzeniu, pora przejść do konkretów i odpowiedzieć na pytanie jak Icebreaker Sphere s serii Featherlight sprawdza się w praktyce.
Bluza Icebreaker Sphere LS Crewe z technologią Cool-Lite – to połączenie wełny merino i TENCEL (fot. Piotr Deska)
Na pierwszy ogień poszły góry, gdyż tam najłatwiej wychodzą wszelkie niedociągnięcia i niedoskonałości. Koszulka, jak każde merino jest delikatna i mięciutka. W żadnym wypadku nie należy kojarzyć bielizny termoaktywnej merino z gryzącymi i swędzącymi wyrobami wełnianymi, znanymi z dzieciństwa czy targu w Zakopanem. W dotyku materiał jest niesłychanie przyjemny i zostawia daleko w tyle wszelkie syntetyki czy bawełnę.
Należę raczej do osób, które się sporo pocą, tak więc odprowadzanie nadmiaru wilgoci jest dla mnie istotną kwestią. I jeśliby tylko ten czynnik brać pod uwagę, to muszę przyznać, że w tym miejscu syntetyki jeszcze w dalszym ciągu przeganiają merino. No ale ta granica się przesuwa i różnica zmniejsza z roku na rok. Między innymi dzięki takim technologiom jak wspomniany wcześniej Cool-Lite. Tylko jeśli piszę, że są gorsze, to proszę tego nie rozumieć, że są złe. Różnica naprawdę nie jest wielka. I absolutnie nie ma co porównywać merino do bawełny, która po namoknięciu daje nam nieprzyjemne uczucie zimna przy najmniejszym podmuchu powietrza. Wełna merino, nawet kiedy jest wilgotna, to w dalszym ciągu zachowuje swoje doskonałe właściwości (brak zimnego kompresu na plecach!) – po prostu schnie nieco dłużej od tkanin syntetycznych.
Jeśli syntetyki miały lekką przewagę w kwestii odprowadzania wilgoci, to tracą ją z kretesem w tym momencie. Każdy wyschnięty syntetyk, z którym miałem do czynienia, po wyschnięciu po prostu śmierdzi. Niezależnie od zastosowanych nitek srebra, jonów i dziesiątek innych wynalazków. Merino po wyschnięciu… po prostu nie ma zapachu. Ubierana rano „wczorajsza” koszulka po prostu wygląda i pachnie jak nowa. Natura w tym przypadku radzi sobie z bakteriami doskonale. Sprawia to, że jest to idealna odzież do krótkich wypadów „na lekko”. Co więcej, do dziś tkwi mi w głowie reklama Icebreakera sprzed paru lat, gdzie jakiś uśmiechnięty Pan polarnik, opowiada że jest bardzo zadowolony z bielizny – ostatni raz zmieniał ją blisko 200 dni wcześniej i dalej sprawuje się wyśmienicie! 🙂
Jeśli chodzi o zapach i długie cieszenie się produktem, to należy zwrócić uwagę, że producent zaleca nie używać żadnych środków zmiękczających podczas prania, gdyż może to obniżyć właściwości.
Bielizna Icebreaker świetnie sprawdzi się zwłaszcza w miejscach, gdzie pogoda potrafi się kilkukrotnie zmienić w ciągu jednego dnia. (fot. autor)
Szkocja czy Islandia to idealne kierunki na sprawdzenie uniwersalności produktu. (fot. autor)
Bluza Icebreaker Sphere LS Crewe doskonale sprawdza się zarówno jako odzież wierzchnia, jak i pierwsza warstwa (fot. autor)
Merino należy używać ze świadomością, że jest delikatne i ma pewne ograniczenia. (fot. Piotr Deska)
Wczytuję galerię
Jest dobrze. Dużo lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Nowoczesne technologie jednak pracują na naszą korzyść. Oczywiście należy produktu używać ze świadomością, że jest delikatny i ma pewne ograniczenia. Łatwo taką koszulkę uszkodzić np. zaciągając gałęzią czy rzepem. Sam sobie w ten sposób bezpowrotnie zniszczyłem jedną bluzę – zahaczając często rzepem kurtki motocyklowej. Równie mocno należy uważać przy ognisku – każda iskra może zakończyć się dziurą. Ale bądźmy szczerzy – ten ostatni punkt odnosi się do większości wypasionych ubrań (czy sprzętu – namiot, śpiwór etc.) outdoorowych. Natomiast nie dostrzegłem w ogóle żadnych problemów, podczas używania koszulki w połączeniu z ciężkim (30-40 litrowym) plecakiem. Nawet po dłuższym okresie użytkowania nie stwierdziłem dużych zmechaceń materiału. Niemniej należy mieć na uwadze, że potencjalnie można w ten sposób łatwo uszkodzić ubranie wykonane z merino. W plecakach również występują różne rozwiązania i materiały i na pewno można trafić na taki pas biodrowy czy szelki, które nie będą przyjazne naszemu merino.
Po tych wszystkich peanach na cześć firmy Icebreaker i jej produktów muszę wspomnieć również o pewnych wadach. Fajna „góra”, to wydatek około 200-300 zł. Niestety nie jest to mało. Drugą rzeczą jest absorpcja wody – grube merino nie schnie tak szybko jak syntetyk. Pomimo tego, że nawet mokre zachowuje swoje wysokie właściwości, to jednak ma się pewne, chwilowe uczucie dyskomfortu. Trzecią wadą jest jej zaleta – delikatność. Z jednej strony sprawia to, że materiał jest super miły w dotyku i komfortowy, ale z drugiej strony, trzeba niestety mieć to na uwadze podczas aktywności. Łatwo jest merino uszkodzić np. zahaczając o coś – o czym pisałem wyżej.
Odzież termiczna Icebreaker jest świetna. FAN-TA-STY-CZNA! Poza wszystkimi, opisanymi wcześniej, walorami technicznymi, do jej głównych zalet zaliczyłbym uniwersalność. Obecnie bielizny termoaktywnej używam praktycznie przy każdej okazji (zarówno latem, jak i zimą) – w górach, na rowerze, na motocyklu oraz na co dzień, w mieście, do biura itp. Nigdy mnie nie zawiodła. Z całego serca gorąco polecam każdemu, kto się waha i zastanawia nad kupnem!
Bluzę testował Marek Sosnowski.
Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.