09.10.2017

Góra się nie przewraca – rozmowa z Krzysztofem Wielickim o K2

Historia zatoczyła koło, bo pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięcznika poprowadzi wyprawę, której celem jest ośmiotysięcznik broniący się zimą najdłużej. W redakcji 8academy gościliśmy ostatnio Krzysztofa Wielickiego - kierownika Zimowej Narodowej Wyprawy na K2. Poniżej publikujemy skrót rozmowy z naszym wybitnym himalaistą.

                       

Od pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik niedługo minie 38 lat. Co zmieniło się przez ten czas?

To było bardzo dawno i można wiele rzeczy zapomnieć. Na przykład to, że wspinaliśmy się w koszulach flanelowych i ortalionie. Ktoś z metra uszył nam takie kurteczki. Używaliśmy sweterków, szaliczków, czapeczek. Byliśmy wyposażeni bardzo, bardzo miernie. Ale tamta wyprawa udowodniła, że to nie narzędzia są najważniejsze, ale człowiek. Mieliśmy olbrzymią wiarę i determinację, żeby zdobyć szczyt. Andrzej Zawada potrafił nas zmobilizować. To była pierwsza wyprawa zimowa w Himalaje na osiem tysięcy… i od razu na Mount Everest. Wszyscy wiedzieli, że jedziemy na jednym wozie, a kto wejdzie – to nie było takie ważne. Po wyprawie na Mount Everest wielu alpinistów uwierzyło, że można wspinać się zimą, bo skoro weszliśmy na najwyższy szczyt to posypały się następne szczyty, które Polacy zdobywali jako pierwsi o tej porze roku.

Wywiad z Krzysztofem Wielickim

Krzysztof Wielicki w redakcji 8academy (fot. 8a.pl)

Co K2 ma w sobie, że jest górą aż tak niedostępną?

Przede wszystkim jest to piękna góra –  taka, jak dzieci malują – w postaci stożka. Spełnia wszystkie wymogi estetyczne. Jeśli natomiast chodzi o aspekty alpinistyczne, K2 jest górą mityczną z różnych względów: leży w paśmie bardzo wysuniętym na północ i panuje tam specyficzny mikroklimat. Ma zarówno trudne ściany, jak i trochę łatwiejsze drogi. Można się wspinać od strony chińskiej i od strony pakistańskiej. Robi wrażenie i jest w niej to “coś”.

Na wierzchołku K2 udało się stanąć Tobie dopiero za czwartym podejściem. Tym razem czeka Was jeszcze trudniejsze zadanie, bo idziecie tam zimą? Czy macie jakiś pomysł na “przechytrzenie” góry?

Nie będzie to takie proste. Pod K2 byłem 5 lub 6 razy, spędziłem w sumie 14 miesięcy i rzeczywiście dopiero za czwartym razem wszedłem na szczyt. Wybrałem wtedy stronę chińską wiedząc, że możemy tam dojechać, potem dojść z pomocą wielbłądów, które doprowadzają ekspedycje na wysokość 3800 metrów. Zostaje dwa i pół dnia marszu po lodowcu, co jest krótkim odcinkiem. Teraz chętnie wróciłbym na stronę północną, tyle, że z administracją chińską są w ostatnich latach duże problemy. Potrafią zamknąć granicę bez podania przyczyny. Wyprawa jest dosyć kosztowna, w związku z tym nie możemy ryzykować. Pomysłem jest wejście od strony pakistańskiej, czyli wracamy do pierwszej próby zimowej, a zadecydowała o tym sytuacja polityczna.

Wyprawa w Himalaje

Legendarna K2. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

W Twoim górskim CV jest kilka spektakularnych wejść solo. Można powiedzieć, że po części masz naturę indywidualisty?

Niektóre moje wejścia by na to wskazywały, ale nie. Może byłem czasem solistą, ale nigdy samotnikiem. Zawsze wyjeżdżałem w zespole, bo uważam, że w alpinizmie ważny jest element wspólnej walki o realizację jakiegoś wyzwania. Moje solowe wejścia wynikały z pewnej potrzeby sprawdzania się. Może miałem większe zapotrzebowanie na adrenalinę? Chciałem sobie trochę podwyższyć poprzeczkę, nie narażając partnera. Niektórzy twierdzili, że to były wejścia ryzykanckie – szczególnie na Dhaulagiri. Mi się wydaje, że one były ryzykowne bardziej, niż ryzykanckie. Ryzyko? Alpinizm właśnie osadza się na ryzyku. Ale to jest takie fajne. Człowiek, jak już zrobi taką wschodnią ścianę, tak sobie popatrzy na nią i pomyśli: o, udało się! Do tego trzeba dojrzeć.

A jak to jest z funkcją kierownika wyprawy? Jakie cechy powinna mieć osoba dowodząca tak wielkim przedsięwzięciem?

Tego to nikt nie wie. Możemy jedynie mówić o naszych doświadczeniach i historii. Z pewnością Andrzej Zawada był przykładem bardzo dobrego kierownika, ponieważ potrafił wyłączyć swoje ambicje sportowe i koncentrował się na kierowaniu wyprawą. Robił to bardzo fajnie, bo nie po żołniersku, tylko raczej wszystko polegało na dyskusjach. Wydaje mi się, że kierownik powinien przede wszystkim słuchać co mówią uczestnicy, a potem – ewentualnie – podejmować decyzje.

Muszę niestety powiedzieć, że z biegiem lat coraz trudniej jest kierować wyprawami. Wynika to z dużej personalizacji sukcesu. W zespole większość alpinistów chce wejść na szczyt. Kiedyś tak nie było. Łatwiej godziliśmy się z faktem, że z ekipy liczącej 10-12 osób, na szczyt wejdą dwie. Pozostali uczestnicy nie czuli się pokrzywdzeni, tylko uważali, że my, jako zespół i jako wyprawa, osiągnęliśmy szczyt i to jest sukces. Ta personalizacja – również dzięki mediom – posuwa się do przodu. Każdy chce pisać własną historię. Nie historię alpinizmu polskiego, nie historię klubu wysokogórskiego, nie historię zespołu… Jest to problem, jeśli w zespole ma się 10 takich ludzi.

Polskie wyprawy na K2

Krzysztof Wielicki w 8academy (fot. 8a.pl)

Ta wyprawa jest trochę inna, bo będzie tu pewien rodzaj “dwuwładzy”. Oprócz kierownika wyprawy, pieczę nad zespołem sprawował będzie także kierownik sportowy. Jakie będą jego kompetencje?

Janusz Gołąb, który objął tę funkcję, jest bardzo doświadczonym alpinistą. Liczę na jego pomoc przy organizacji oraz wyborze sprzętu… Bywał na wyprawach zimowych, zna K2, więc w tym sensie jest bardzo przydatny. Razem podejmujemy decyzje. Wydaje mi się, że najważniejszą rolą, jaka mu przypadnie, będzie kierowanie zespołem szturmowym. Janusz zrobi to doskonale, bo ma sportowe podejście, ale jednocześnie jest bardzo rozsądny. Mam nadzieję, że będzie bardzo wysoko i będzie mógł pokierować swoim zespołem lub innym zespołem – bo nigdy nie wiemy co się wydarzy.

Jak wiemy Janusz Gołąb był latem pod K2 i sondował inną drogę. Czy zdobyte przez niego informacje okazały się przydatne w kontekście przygotowań do wyprawy zimowej?

To się dopiero okaże dlatego, że obserwacje letnie to jedna sprawa, a zima wygląda tam inaczej. Ja też latem w 1994 roku wspinałem się na drodze Basków, gdzie też był wariant Cessena. Na pewno  jest to droga szybsza. W zimie jest to bardzo ważny atut, bo uważam, że okna pogodowe nie pozwolą na długą akcję szczytową. Ta droga jest brana przez nas pod uwagę, ale gdy z Januszem rozmawiam na ten temat, to mówię: hola, hola… zobaczymy co będzie zimą. Wtedy jest tam dużo mniej śniegu. Pola firnowe, półki firnowe mogą się zamienić w szary lód, co prowadzi do problemów z ustawianiem obozów. Szczególnie dotyczy to obozu pierwszego. Prawdopodobnie będzie on tylko przejściowy. Pamiętam, że myśmy tam na półce siedzieli, ale podobno na jeden namiot można znaleźć miejsce, choć jest ono niewygodne. Z drugim obozem powinno być lepiej…

Czy jak już będziecie na miejscu, możliwa jest zmiana drogi, którą będzie podjęta próba?

Myślę, że z tym nie będzie problemu, ponieważ mamy być jedyną wyprawą. Jeśli chodzi o wybór drogi, sytuacja się komplikuje, gdy ministerstwo wydaje zezwolenia 3-4 wyprawom. Żeby nie dochodziło do konfliktów, urzędnicy życzą sobie wtedy, żeby trzymać się warunków zezwolenia.

Zimowa wyprawa na K2

Uczestnicy wyprawy muszą być gotowi na trudne warunki. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Niedawno ogłoszony został skład wyprawy. Jak wyglądała selekcja i czy wybór był trudny?

Może to będzie przykre, ale powiem, że Zawada miał większy wybór, bo do jego dyspozycji było 40 “wojowników”. Teraz jest ich trochę mniej, ale nadal wybór jest dobry. Dokonaliśmy go wspólnie z Januszem Majerem i Januszem Gołąbem w porozumieniu z zarządem Polskiego Związku Alpinizmu. Prawdę mówiąc mieliśmy też inne nazwiska, ale nie każdy chce jechać zimą, wiedząc o tym, że szanse nie są aż takie duże, a do tego trzeba będzie poświęcić nawet 3 miesiące. Wydaje mi się, że dobraliśmy skład taki, jaki był w tym momencie możliwy. Na liście jest 4 – 5 nazwisk bardzo mocnych. Prawdopodobnie to te osoby będą brały udział w atakach szczytowych, jeśli do nich dojdzie. Jest też 5 ludzi, którzy raczej pracować będą poniżej. Nie wierzę w to, żeby K2 zimą mogło zdobyć 10 osób. Z góry wiadomo, że ci, którzy będą się trochę gorzej czuć i nie tak dobrze poradzą sobie z aklimatyzacją, nie będą brani pod uwagę przy ustalaniu składu zespołu do ataku szczytowego.

Doświadczenie, znajomość terenu, a może cechy osobowościowe? Co przede wszystkim brane było pod uwagę, podczas selekcji?

Głównie patrzyliśmy na dotychczasowe osiągnięcia i umiejętność wspinania. Brane pod uwagę były wyniki i sposób poruszania się w lodzie. Interesowało nas, czy były to wejścia sportowe, liczyło się doświadczenie. Chcieliśmy, żeby przynajmniej połowę składu stanowili alpiniści, którzy już byli na K2 latem. W ekipie jest 5 takich osób. Dwóch ludzi było bardzo blisko szczytu. Znajomość góry jest bardzo ważnym elementem. Jeśli wiemy co będzie za 130 metrów to łatwiej jest ocenić szansę i podjąć decyzję, czy iść, czy zawrócić.

wyprawa w góry wysokie

Transport zaopatrzenia podczas jednej z wypraw. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Nie można zapominać o obecności tragarzy wysokościowych. Jak liczne wsparcie będziecie mieć i jaki dokładnie jest zakres ich pomocy?

Powinniśmy mieć 5 lub 6 tragarzy wysokościowych.  I nie chodzi o to, że bez nich nie dalibyśmy rady. Większość moich wypraw nie miała takiego wsparcia. Po prostu chcemy dać sobie większą szansę. W akcję zaangażowane zostały duże środki finansowe, alpiniści poświęcają sporo swojego czasu. Po 2 miesiącach działalności zimą, można czuć się wyczerpanym. Chcemy zminimalizować ryzyko takiej sytuacji, że zespół pod koniec wyprawy nie będzie miał sił na zdobywanie szczytu. Tragarze mają głównie pomóc w transporcie. Można powiedzieć, że oni też są mocnymi alpinistami, ale nie przewidujemy, że będą towarzyszyć uczestnikom wyprawy w drodze do szczytu. Oni otrzymują wynagrodzenie i znają swoją rolę. Wiedzą, że są zatrudniani, a interesuje ich to, żeby zarobić. Nasi alpiniści nie są zatrudniani tylko łączy ich pasja, cel, wyzwanie…

Jak już wspomniałeś, himalaizm jest dziedziną, w której na sukces zwykle pracuje cała drużyna, ale sławę zdobywają nieliczni, którym udaje się stanąć na wierzchołku. Ilu członków wyprawy ma szansę by tego dokonać?

Na jednej mojej wyprawie – na Annapurnę Południową – na 10 uczestników weszło 9. To był mój największy sukces jako kierownika, ponieważ nic tak bardzo mnie nie cieszy, jak to że wszyscy stają na szczycie. Tutaj z pewnością takiej możliwości nie będzie. Gdyby było 10 okien pogodowych, to by weszło więcej osób, ale jak będzie jedno, taki scenariusz nie jest realny. To fakt, że splendor bardzo często spływa na tych, którzy byli na szczycie, ale uważam, że nie oddaje to rzeczywistości. Gdyby nie zespół, ta dwójka, trójka, czy pojedyncza osoba, nie dokonałyby tego. Życzyłbym sobie, żeby zespół, który zdobędzie szczyt, miał tę świadomość i w przekazach medialnych był uprzejmy zauważyć, że gdyby nie pomoc pozostałych kolegów, sukcesu by nie było. Ile osób? Nie wiem… Myślę, że od 2 do 4.

Wcześniej dochodziły słuchy, że nie będziecie jedyną ekipą działającą tej zimy pod K2…

Mówiło się, że Rosjanie pojadą, ale nie uzyskaliśmy żadnego potwierdzenia. Gdyby tak miało być, stosowna wiadomość już by do nas dotarła. Takiej wyprawy nie przygotowuje się w 2 tygodnie.

Jedną poważną przeszkodę na drodze do K2 już pokonaliście. Udało się Wam znaleźć środki. Kto sfinansuje wyprawę?

Główny wysiłek finansowy poniesie Ministerstwo Sportu. O te środki ubiegaliśmy się od półtora roku i w końcu się udało. Wygraliśmy konkurs, dzięki czemu otrzymaliśmy grant na imprezę wizerunkową, no i możemy wyjechać. W zeszłym roku też myśleliśmy o wyjeździe, ale nie byliśmy w stanie zamknąć budżetu. Wyprawę finansuje też nasz strategiczny partner Lotto. Być może dołączy się jeszcze miasto Kraków.

Jaką kwotą trzeba dysponować, żeby w ogóle móc myśleć o zorganizowaniu takiej wyprawy?

Taką wyprawę można zorganizować nawet przy mniejszej kwocie. My dysponujemy sporymi środkami, ale dzięki temu chcemy – że tak powiem – poprawić komfort tej wyprawy, bo jak dotąd podczas akcji zimowych najczęściej był z tym problem. Teraz możemy liczyć na dobry sprzęt: najnowsze kombinezony oraz zaawansowane technologie w śpiworach i namiotach. Do tego dochodzi komfort w bazie: ogrzewanie i mesy. To dosyć ważne, bo w warunkach zimowych regeneracja ma kluczowe znaczenie. Latem łatwiej jest odpocząć – można wyciągnąć karimatę i położyć się na słoneczku. Zimą w bazie jest – 20 stopni, więc nie ma takich warunków do regeneracji, a wiadomo, że po wysiłku jest ona bardzo potrzebna. Do tego bierzemy pod uwagę fundusze rezerwowe, na akcje z udziałem helikoptera. Niestety, tam jest to strasznie drogie. Na lot do bazy trzeba wydać 50 tysięcy dolarów. Musimy być przygotowani na każdą okoliczność, która może implikować dodatkowe koszty.

obóz w górach

Im bardziej komfortowe warunki w obozie, tym sprawniej przebiegać będzie proces regeneracji. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Czy budżet jest już definitywnie zamknięty, a może szukacie jeszcze dodatkowych sponsorów?

Właściwie jest prawie zamknięty. Jeszcze jedna firma jest brana pod uwagę, ale nie znam szczegółów.

Kiedy dokładnie wylatujecie do Pakistanu i ile macie czasu na zamknięcie całej wyprawy?

Myślę, że wylecimy zaraz po świętach. Przypuszczamy, że największe szanse powodzenia będziemy mieli pod koniec sezonu. Wtedy dzień jest dłuższy, częściej zdarzają się też okna pogodowe. Gdybyśmy wylecieli za wcześnie, zafundowalibyśmy sobie długi czas oczekiwania. Jak na początku stycznia założymy bazę, to mamy do wykorzystania dwa miesiące. W tak silnym zespole nie powinno być problemu z “przygotowaniem góry”. Potem wszystko zależeć będzie od pogody, której – niestety – nie da się kupić.

Co – oprócz pogody – będzie miało kluczowe znaczenie w kontekście powodzenia wyprawy?

Przede wszystkim determinacja, ale już po pierwszych spotkaniach z zespołem widzę, że jej nie brakuje. Największym problemem będzie więc aura oraz ilość okien pogodowych. To jest tak, że w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, musi się znaleźć szybki zespół, który trafi w okno pogodowe i będzie zdeterminowany do tego, żeby atakować szczyt… Jest jeden mały problem. Podczas ostatniego biwaku trzeba będzie spać na wysokości 7800 metrów. Zostaje więc jeszcze 800 metrów do góry, a trzeba to zrobić w trakcie krótkiego dnia: od godziny 8 do godziny 15. Oczywiście można też i w nocy, ale wtedy pojawiają się inne problemy, wynikające z niskich temperatur czy wiatru. Musi więc wyłonić się zespół, który będzie dobrze zaaklimatyzowany i bardzo szybki.

Karakorum zimą

Dobra pogoda i determinacja zespołu – bez spełnienia tych warunków nie ma mowy o osiągnięciu sukcesu. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Himalaizm – a w szczególności himalaizm zimowy – to dyscypliny, w których wyjątkowo dobrze radzą sobie Polacy. Jak wytłumaczyć ten fenomen?

Polacy nie mogli odegrać roli podczas “wielkiej eksploracji”, w latach 1950 – 1964, kiedy zdobyto wszystkie szczyty ośmiotysięczne. Nowe możliwości otworzyły się dopiero po tym jak w Polsce uznano alpinizm za dyscyplinę sportową i zaczęliśmy podlegać regulacjom, jak wszystkie inne związki sportowe. Mogliśmy mieć paszporty i wyjeżdżać. Koledzy pomyśleli: no tak – skoro wszystkie szczyty ośmiotysięczne zostały zdobyte, czas pisać inną historię. I ktoś wymyślił, że skoro ludzie wspinali się już w Tatrach i Alpach zimą, dlaczego nie spróbować tego w górach wysokich? Zaczęło się od Hindukuszu, potem była próba na Lhotse, no i Everest. On był strasznie ważny, bo dał to, o czym mówiłem wcześniej – wiarę, że na ośmiotysięcznik można wejść zimą. No i posypały się wyniki, a w połowie lat 80. XX wieku dostaliśmy ksywę “ice warriors”.

Jeśli uda się Wam osiągnąć cel – czego serdecznie życzymy – co będzie jeszcze do zdobycia? Czy himalaiści znajdą sobie jakieś nowe wyzwania?

Sama wiedza historyczna, że ktoś gdzieś wszedł, ktoś zdobył tą czy inną ścianą, w takim sezonie… – to jest tylko wiedza. Natomiast dla przybywającego pod górę alpinisty, który tam nie był, ta góra jest w dalszym ciągu dziewicza. To jest tylko świadomość, że ktoś tu się wspinał. W tym wymiarze to jest nieskończoność. Nie ma chyba takiego alpinisty, który by się bał, że się skończy dyscyplina, ponieważ zdobyto jakieś szczyty. Po wejściu na wierzchołek góra się nie przewraca, a skoro się nie przewraca, to możemy tam wrócić.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia!

Z Krzysztofem Wielickim rozmawiał Leszek Goździcki

                 

Udostępnij

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.