24.06.2017

Na K2 to wiatr będzie rozdawał karty – rozmowa z Januszem Gołąbem

22 czerwca rozpoczęła się wyprawa letnia na K2, będąca preludium do planowanej na grudzień próby wejścia na ostatni, niezdobyty zimą ośmiotysięcznik. Tuż przed wylotem ekipy do Pakistanu udało się nam porozmawiać z Januszem Gołąbem - kierownikiem sportowym wyprawy. Oto kilka spostrzeżeń, którymi się z nami podzielił.

                       

Jaki jest cel wyprawy, na którą właśnie wyruszacie?

Celem jest rekonesans przed wyprawą zimową. My takiego rekonesansu już dokonaliśmy na drodze klasycznej, czyli wiodącej Żebrem Abruzzi trzy lata temu. Wtedy udało nam się stanąć na wierzchołku. Rok temu też pojechała wyprawa, której celem było rozpoznanie innej drogi – mam na myśli drogę Basków. Być może ta droga jest lepsza na zimę? Rosjanie, którzy atakowali K2 zimą w 2014 roku, właśnie tę drogę wybrali za cel swojej działalności. Ale to nie wszystko. Zakładam, że każdy z nas – jeśli tylko pogoda na to pozwoli i będziemy odpowiednio do tego przygotowani – będzie chciał stanąć na wierzchołku K2. To byłaby taka wisienka na torcie!

Kto jedzie na ten rekonesans?

Jedziemy w bardzo małym zespole, który tworzą 4 osoby: weteran wypraw polskich, a szczególnie wypraw zimowych – Darek Załuski, TOPR-owiec, a zarazem lekarz – Krzysiu Wranicz, Jurek Natkański i ja. Ale tak się składa, że w tym sezonie, na tej samej drodze będzie działał nasz kolega Andrzej Bargiel wraz ze swoim zespołem. Jesteśmy z jednego kraju, więc mamy jednego operatora, który na miejscu będzie się nami opiekował. Mamy jedną karawanę, jedną bazę, jedną drogę, więc – de facto – będziemy działać wspólnie.

widok na K2

K2 – ostatni ośmiotysięcznik niezdobyty zimą. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

K2 to ostatni ośmiotysięcznik niezdobyty zimą. Dlaczego aż tak długo się broni?

Mówi się, że K2 jest najtrudniejszym spośród wszystkich ośmiotysięczników. Ja osobiście unikam stwierdzeń: “najtrudniejszy”, “najłatwiejszy”, ale na podstawie doświadczeń sprzed 3 lat na Żebrze Abruzzi, muszę przyznać, że najłatwiejsza potencjalnie droga na wierzchołek, jest drogą trudną. Jest tam szereg sekcji, gdzie trzeba się ofensywnie wspinać i są to trudności sięgające czwartego stopnia. K2 z każdej strony jest górą stromą. Nie ma łatwego wejścia, a do tego dochodzą czynniki atmosferyczne. Nad Karakorum wieją – co wynika też z obserwacji meteorologicznych – silniejsze wiatry niż w Himalajach. I to decyduje, że K2 nie został jeszcze zimą zdobyty.

Czym różnią się przygotowania do wyprawy zimowej od przygotowań do wyprawy letniej?

Różnią się sprzętem i logistyką. Gdy zdobywaliśmy Gaszerbrum I, to wysłaliśmy 2 karawany. Pierwsza – z całym naszym dobytkiem – poszła już jesienią, żeby zmniejszyć liczbę osób, które będą szły w karawanie zimowej, gdy na tym lodowcu jest znacznie trudniej. Samo dojście pod K2 to sześciodniowa akcja. Do przejścia jest odcinek ok. 90 km, ale tylko przez pierwsze 2 dni jest coś w rodzaju ścieżki. Proszę sobie wyobrazić trasę długą, jak ta z Krakowa do Zakopanego, gdzie z 3 tysięcy wchodzimy na 5 tysięcy m n.p.m. Do tego za bardzo nie ma tam ścieżki, a zimą dodatkowo zalega śnieg. Karawana letnia – można wręcz tak powiedzieć – to przy tym przyjemny spacer.

5 lat temu, jako pierwsi zimą, stanęliście z Adamem Bieleckim na Gaszerbrum I. Czy możesz porównać te 2 szczyty, jeśli chodzi o okres zimowy?

Jedna z tych gór jest niskim ośmiotysięcznikiem, druga tzw. wysokim ośmiotysięcznikiem. Pomimo tego, że leżą one w tym samym paśmie górskim i są oddalone od siebie zaledwie o 20 km, to na K2 potrafi być zupełnie inna pogoda niż na Gaszerbrumie – zwykle jest ona gorsza. To obserwowaliśmy 5 lat temu. Duże znaczenie ma wysokość każde 500 metrów powyżej 8 tysięcy metrów, to już jest potężna bariera do przebycia.

wyprawa na K2

Rekonesans to ważna część wyprawy. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Czego najbardziej obawiasz się podczas takiej wyprawy?

Poza naturalną obawą o partnerów, obawiałbym się, że nie będziemy mieć szczęścia do pogody. Nie chciałbym, żeby wyszło tak, że my wykonamy potężną pracę: przygotujemy się na tę wyprawę i… na nią nie pojedziemy. Założymy tysiące metrów lin poręczowych, a potem zabraknie odrobiny szczęścia do okna pogodowego, żeby dokonać tego finałowego ataku na wierzchołek. Z doświadczenia wiem, że takie rzeczy się często zdarzają.

Znamy skład wyprawy letniej. Domyślam się, że zimą będzie tych osób więcej. Kto wchodzi w skład zimowej wyprawy?

Szeroki skład jest dopiero formowany – to ok. 18 – 20 osób. Na pewno chciałbym, żeby na tej wyprawie znaleźli się wszyscy ci, którzy już kiedyś byli na K2. A takich ludzi mamy troszeczkę. Jest Darek Załuski, jest Artur Małek, jest Adam Bielecki, jestem ja i ten cały skład wspierający. Bardzo fajnie się wspina Marek Chmielarski, Piotrek Tomala też 3 lata temu stanął na Broad Peak. Oni są cały czas aktywni.

Będziesz kierownikiem sportowym zimowej wyprawy. Możesz przybliżyć nam swoje obowiązki?

W Morskim Oku dostałem kiedyś “Złote jajo” za słowa, które gdzieś wypowiedziałem, że himalaizm nie jest sportem, a tutaj zostałem… kierownikiem sportowym. To funkcja, która musiała zostać wpisana w dokumenty przekazane do Ministerstwa Sportu. Ale faktycznie, jestem odpowiedzialny za zespół: za jego uformowanie i dobór taktyki już na miejscu.

Janusz Gołąb na tle K2

Janusz Gołąb na tle K2. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

To w takim razie czym zajmuje się kierownik wyprawy?

Panuje nad logistyką, łącznie z pozyskiwaniem funduszy. My z Krzyśkiem Wielickim – bo on będzie kierownikiem narodowej wyprawy na K2 – jesteśmy w stałym kontakcie i na bieżąco docieramy te wszystkie sprawy związane z przygotowaniami.

Wróćmy może jeszcze do wyprawy sprzed 3 lat, kiedy stanąłeś na szczycie K2. Co najbardziej utkwiło Ci wtedy w pamięci?

Dla mnie dużym zaskoczeniem było to, że droga Abruzzi zawiera wiele trudnych, bardzo stromych odcinków.

Czy był jakiś moment krytyczny podczas tej wyprawy letniej? Czy może wszystko ułożyło się według planu?

Mieliśmy dwa zdarzenia. Jedno w obozie trzecim, kiedy idąc do ataku szczytowego spotkaliśmy samotnego Szerpę. Samotni Szerpowie raczej nie chodzą po górach. Zapytaliśmy go, gdzie jest jego klient. On powiedział nam, że nie żyje. Piętnaście minut później spotkaliśmy kobietę siedzącą w śniegu, była półprzytomna. Szybko się okazało, że miała butlę z tlenem przykręconą na litr przepływu. To jest stanowczo za mało. Po odkręceniu tej butli, po 10 – 15 minutach doszła na tyle do siebie, że dotarła do naszego obozu, gdzie dostała od nas leki i nową butlę z tlenem. Kolejnym trudnym momentem był powrót po zdobyciu wierzchołka, dlatego, że pogoda się załamała i zostaliśmy uwięzieni w obozie czwartym. Zdałem sobie sprawę, że nie możemy przeczekać tej śnieżycy. Musieliśmy schodzić i to zejście było bardzo, bardzo trudne. No ale dzięki doświadczeniu mojemu i moich kolegów, wszystko dobrze się skończyło.

Mówisz, że mieliście ze sobą butle z tlenem. Czy używaliście ich podczas podejścia, czy mieliście tylko na wypadek akcji ratunkowej?

Były przewidziane wyłącznie do akcji ratunkowych. Mieliśmy butlę wniesioną do obozu trzeciego i wiedzieliśmy też, że jest butla w obozie czwartym, przyniesiona przez naszego kolegę. No i skorzystaliśmy z butli ratując tą kobietę.

obóz pod K2

Wyprawa w góry wysokie to często olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Wróćmy jeszcze do kwestii logistyki. Mówiłeś, że muszą wystartować dwie karawany, a pierwsza już jesienią. Potrafisz powiedzieć ile kilogramów sprzętu trzeba na taką wyprawę zabrać?

Jeden tragarz zabiera około 20 – 25 kg ładunku, a na wyprawę na Gaszerbrum jesienią poszło 200 tragarzy, a zimą jeszcze setka. Także tego trochę jest.

Co można robić w obozie podczas zimowej wyprawy, kiedy warunki nie pozwalają się wspinać?

Najczęściej po prostu człowiek zanurza się w książki. No ale ileż można czytać? Z używkami tam jest ciężko, bo nie opłaca się płynów gdzieś tam targać. Są szachy, jakieś rozmowy towarzyskie. Ale tak na serio, to każdy musi sobie jakoś radzić. Takie wyczekiwanie – jak to było podczas zimowej wyprawy na G I, gdzie praktycznie przez cały luty nie mieliśmy pogody – dla osoby psychicznie nieprzygotowanej jest bardzo trudne.

Możesz przybliżyć jeszcze kwestie żywienia? Co się je podczas takiej wyprawy?

Na dole w bazie staramy się, by było to jedzenie “cywilne”. Najczęściej są to potrawy oparte na ryżu i soczewicy, czy makaronach. Jeżeli ktoś jest mięsożerny, to w bazie mamy też mięso – zwykle z jaka. O ile w bazie są warzywa (bardzo dba się o to, aby się nie popsuły), to najbardziej dokucza brak owoców. Na wyprawę zabiera się ich mało. Jeśli już, to kandyzowane – w puszkach. Jeżeli chodzi o żywność wysokościową – ta, którą zabieramy, to prawie w 100% liofilizaty. Jest to pełnowartościowa żywność, bardzo łatwa do przygotowania, a – przede wszystkim – lekka. U nas w Polsce robi się bardzo dobrej jakości suszoną wołowinę – ona też jest leciutka. Do tego dochodzą batony i żele energetyczne, używane w trakcie dnia działalności. W górach pijemy najczęściej napoje mineralne czy izotoniczne – elektrolity. No a w bazie: herbata, kawa. Bywają też takie dni, że czegoś brakuje i nie da się już odnowić zapasów. Człowiek tęskni wtedy za tym, do czego jest przyzwyczajony.

Wyposażenie obozowej kuchni podczas letniej wyprawy na K2

Wyposażenie obozowej kuchni podczas letniej wyprawy na K2. (fot. archiwum Janusza Gołąba)

Co do zimowej wyprawy: na jakie warunki atmosferyczne musicie się przygotować?

Przede wszystkim niskie temperatury i – w pierwszym okresie – brak aklimatyzacji. Nie wiem, czy są na to dowody naukowe, ale wiem po sobie, że jak człowiek jest niezaaklimatyzowany – to bardziej odczuwa zimno. Oczywiście to mija, bo się adaptujemy do wysokości i jest potem coraz lepiej. Jak działamy wyżej, przydają się kombinezony puchowe, czy ubrania z PrimaLoftu. Wydaje mi się, że to wiatr będzie rozdawał karty i od niego w dużej mierze zależeć będzie, czy da się wejść zima na K2, czy nie…

Kiedy kończy się wyprawa letnia i wracacie do Polski?

W połowie sierpnia.

Czy możemy już teraz umówić się, że odwiedzisz nas znowu i opowiesz co tam się działo?

Jasne! Z przyjemnością przyjdę na pogawędkę.

Życzymy wam szczęścia i trzymamy kciuki!

Z Januszem Gołąbem rozmawiał Piotr Czmoch

                 

Udostępnij

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.