29.09.2017

Jurajskie dziwadła, czyli o wyjątkowych drogach Jury

Jura Krakowsko-Częstochowska to królestwo wapiennych ostańców, w którym panuje prawo nakazujące trzymać się małych chwytów, nosić zbyt ciasne buty i pokonywać białe płyty techniką frontalną. O lata świetlne różni się od tzw. ,,westowych” europejskich rejonów i dla każdego wspinacza zza granicy doświadczenie jej specyfiki jest solidnym wstrząsem. Nic dziwnego - nawet wspinaczy wychowanych na Jurze często zaskakuje...

                       

Na nic siła, idealne skrętki, płynność ruchu, gdy stajemy przed drogą, na której dzieje się jakaś magia. Czasem okazuje się, że cała ta ,,magia” polega na pociągnięciu z fakera do pasa… zdarzają się jednak drogi i formacje tak nietypowe, że trudno je z czymkolwiek porównać. Przez swoją odmienność zwykle są uznawane za wymagające i nie cieszą się dużą popularnością.

[O eksploracji dróg wspinaczkowych na Jurze rozmawialiśmy w naszym podcaście z Waldemarem Podhajnym]

Różnorodność jurajskich dróg

Oto parada tworów dziwnych, czasem budzących zdumienie już od momentu, gdy je zobaczymy, a czasem zaskakujących przechwytami. Często wymagają zaangażowania całego ciała, pomysłowości i cierpliwości. Przy pierwszym kontakcie mogą wydać się koszmarem, ale jeśli damy im szansę, mogą nas czegoś nauczyć i okazać się świetną zabawą.

Nie będę tu wymieniać całych rejonów. Drogi w Mamutowej, na Pochylcu czy na Cimach też są jedyne w swoim rodzaju. Przechwyty na Hipertrofii czy Potędze trójkątów to też ,,magia”. Skupię się tu na ,,rodzynkach”. Pojedynczych drogach, które wyróżniają się czymś w skali całej Jury. Drogi podzieliłam na kilka kategorii.

Jurajskie połogi

Na pierwszy ogień idą połogi – formacja, której na Jurze się nie uniknie, częściej nienawidzona niż kochana. Lista połogich dróg byłaby długa i zupełnie zbędna, bo gdziekolwiek nie pojedziemy, jakieś się znajdą. Skupimy się tylko na jednym ekstremalnie połogim połogu, czyli takim, na którym nie wystarczy tylko przytrzymać się mniejszego chwytu, bo chwytu zwyczajnie nie ma. Aria dla Atlety VI.5 (Brandysowa; Dolina Będkowska) to dość ironiczna nazwa dla tej drogi, chyba że mówimy o atlecie inwestującym czas na siłowni głównie w trening łydek. 30 metrów połogu z trudnościami skoncentrowanymi na ostatnich metrach oznacza, że jeszcze zanim zaczniemy trudną część, jedynym, o czym marzymy, jest zdjęcie butów. Co najgorsze, można tam stać w nieskończoność. Koniec drogi wydaje się tak bliski, że wstyd się poddać, ale ruszyć w górę też niełatwo. Patowa sytuacja trwa do momentu, gdy stopy mają naprawdę dość i zaczynamy zadawać sobie pytanie: dlaczego funduję sobie z własnej woli tę torturę? Mówi się, że wspinanie jest sztuką cierpienia i mentalnej gry. W przypadku Arii jest to w 100% prawdą. W pewnym momencie po prostu chcemy już się ześlizgnąć ze stopnia, zawisnąć na linie i dać odpocząć skatowanym stopom. Pozorna bliskość końca trudności daje złudne wrażenie, że jeszcze tylko jedno podkopanie nogi, jeszcze jedno wstrzymanie oddechu przy obciążaniu iluzorycznego stopnia, że pół ruchu dzieli nas od sukcesu… A gdy w końcu spadamy (a raczej zsuwamy się), odkrywamy, że zostało jeszcze kilka skomplikowanych operacji na stopniach i to wcale niełatwych do rozpracowania. Nagle zrozumiała staje się mała ilość powtórzeń – mało kto ma na tyle samozaparcia, by wybrać się tam drugi raz.

Brandysowa (fot. Paweł Zieliński)

Droga przedstawia się teraz  jak najgorszy koszmar. Ale nie zrażajcie się! Jeśli podejdzie się do niej z dystansem, to wspinanie po niej, może być ciekawym doświadczeniem i fajną zabawą. Co więcej, braki w sile palców czy przedramion nie są tam żadnym ograniczeniem.

Jurajskie rynny

Łatwo wyglądająca z dołu formacja, na której może okazać się, że nie jesteśmy w stanie porobić poszczególnych ruchów…

Na Jurze znajdziemy całkiem sporo dróg we wklęsłych formacjach, jednak najdziwniejsza z nich to Rynna Biernackiego VI.4/4+ w Olsztynie. Nie ma chwytów, nie ma stopni, jest tylko pionowy lej, w którym trzeba wypierać się ,,z niczego” rękami i podkopywać na zmianę szybko nogi. To droga, na której w dowolnym momencie można puścić się rękami skały, ale już po pierwszych metrach trzeba restować łydki. Niełatwe, ale zabawne.

Rynna Biernackiego (fot. Andrzej Mirek)

Jeśli chcemy spróbować łatwiejszego wspinania w podobnej formacji, oto kilka propozycji, które nie będą aż tak zabójcze dla stóp, a i jakieś chwyty się na nich znajdą:

  • Zawierciański Syfon  (VI.3+/4, Rzędkowice)
  • Bal boa (VI.3+, Pazurek)
  • Ewa Wachowicz poleca (VI.3, Łężec)
wspinanie Zawiercie

Piotr Zgadzaj na Zawiercianski syfon (fot Paweł Wrona)

Jurajskie sztolnie i studnie

Nie jest ich wiele, a i o tych kilku istniejących nie każdy wie. Są to tunele w skale, które widać dopiero gdy pod nie podejdziemy. Sztolnia to ciemny, ciasny otwór, przez który trzeba się przecisnąć – doświadczenie dość klaustrofobiczne, z gatunku takich, jakich większość wspinaczy unika. Dwie z nich znajdują się na Sokolicy w dolinie Będkowskiej.

Pierwsza to Sztolnia Rika. Za wysoką, jak na taką formację wycenę: VI.4+, odpowiada (na szczęście) to jak dostać się do sztolni, a nie to jak się przez nią przeczołgać… Może zająć dobry moment wymyślenie czy lepiej ignorować zamykającą się za nami skałę i wspinać jakby to była płyta, czy może próbować sięgać do tyłu?  Same ruchy może nie są jurajską perełką, ale dla nagrody w postaci przeczołgania się przez wnętrze serca Sokolicy – można spróbować.

Jeśli stwierdzimy, że dotarcie do Sztolni Rika wymaga zbyt wiele wysiłku, a mimo to mamy ochotę na czołganie w ciemnym tunelu, wystarczy zejść nieco niżej, gdzie startuje Sztolnia Supermenów o trudnościach III. W odróżnieniu od wcześniejszej, by ją znaleźć, trzeba wiedzieć, że tam jest. Ja zdałam sobie sprawę z jej istnienia, dopiero gdy zobaczyłam ją w topo.

Nieco mniej klaustrofobiczna, a równie ciekawa, jest Studnia w Rzędkowicach w Studnisku. Ma na tyle duży przekrój, że mieści aż trzy drogi: Rysę w Studnisku V+; Studzienną Trójkę III; Dzwonnika z Rzędkowic VI. Wejście jest niewysokie i łatwo je przeoczyć. W Studni jest zawsze chłodno i wieje.                

Jurajskie rysy i przerysy

Przerysa to przecież rysa, więc skąd ten podział? Stąd, że przerysy to wyjątkowo wredny podgatunek rys. Trudno się w tym sklinować, wejść do środka też się nie da. Przejście przerysy nigdy nie wygląda elegancko. Królującą techniką jest podpełzywanie ruchem robaczkowym stopniowo w górę. W Polsce sporo takich formacji znajdziemy w Rudawach, ale w wapieniu należą one do rzadkości.

Specyfika jurajskiego wapienia oznacza, że najczęściej poza rysą zawsze ,,coś jest”. 99% normalnych wspinaczy zrobi wszystko, by jak najmniej używać rysy, nawet jeśli generuje to wyższe trudności. Rysy, które naprawdę wymagają przejścia ich ,,jak rysy”, sprawiają wiele problemów. Część z tych wymienionych poniżej da się przejść ,,nie-rysowo”, ale trzeba być albo bardzo upartym, albo bardzo silnym.

Rzecz Gustu – Sowie Skały (fot. autorka)

Idealnym przykładem takiej drogi jest Rzecz Gustu na Sowich Skałach w Piasecznie, z wycenami wahającymi się w przedziale VI.2+ do VI.5. Jest to przewieszony offwidth na własnej asekuracji. Na tę drogę trzeba mieć camy 4, 5, 6, a i podwójny zestaw takich by nie zaszkodził. Nie jest on ani najtańszy, ani zbyt przydatny na co dzień – może dlatego droga ma tak niewiele powtórzeń? Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by zawiesić wędkę i z psychicznym komfortem pobawić się w szukanie odpowiednich ustawień. Dla mnie kluczowe było sklinowanie dwóch pięści jedna obok drugiej. Skąd różnice w wycenie? Ze sposobu pokonywania. Przechodząc tę drogę jako przerysę, Jaca Zaczkowski wycenił ją na 5.11c, co odpowiada naszemu VI.2+. Mniej zaznajomieni z taką formacją, postawili przy niej VI.5.

Kolejną ciekawą przerysą jest Gra o Tron na Sadku. Jeśli wycena VI.3 wam niestraszna, weźcie poprawkę na to, że nawet VI-owy offwidth jest naprawdę trudny, o ile nie potrafimy się poruszać w takiej formacji. Gra o tron to także droga tradowa, jednak podobnie jak przy wcześniejszej drodze, na tej także można zawiesić wędkę z sąsiedniej drogi i poćwiczyć.

Olga Kosek na Grze o tron (fot Michał Górzyński)

Inne przykłady dróg z elementami offwidthów:

  • Owsiki (V, Dolina Kobylańska)
  • Czerwone Bdziągwy (VI.3+ Gołębnik, Podzamcze)

Linia Specjalna (VI.5/5+ Jastrzębnik) składa się z dwóch części: pierwsza to rysa, a druga to połoga płyta. Choć mówi się że to dolna, rysowa część odpowiada za wycenę, to najprawdopodobniej w rysowym rejonie nie miałaby więcej niż VI.4. Większość wspinaczy robi oczywiście wszystko, by jak najmniej korzystać z rysy, przez co droga ma renomę trudnej w swojej wycenie. Polecam pobawić się trochę w łapanie klinów dłoni, bo można tam znaleźć ich całkiem szeroką gamę. Wisienką na torcie jest wspomniany połóg, ze słabo widocznymi chwytami, którego lepiej nie lekceważyć.

Linia Specjalna (fot Adam Kokot)

W przypadku Energoprojektu (VI.5 Sadek) unikanie rysy jest trudniejsze (choć nie niemożliwe). Przewieszenie jest zaskakująco duże, a odległości między boltami na tyle spore, że trzeba się trochę namęczyć, nawet tylko po to, by zawiesić ekspresy. Rysa jest głębsza i szersza niż ta na Linii Specjalnej – klinuje się w niej głównie pięści. Nie tyle się na niej odpada, co jest się z niej gwałtownie wypluwanym.

Krzysztof Banasik na drodze Energoprojekt ( fot. Michał Przybyło)

Inne propozycje:

  • Rysa Babińskiego (VI.2+, Dolina Bolechowicka) to przykład drogi, którą bez problemu można przejść nie mając pojęcia o technikach rysowych i nie wpłynie to szczególnie wyraźnie na odczucie trudności. Warto jednak spróbować klinować stopy – będziecie zaskoczeni jak pewnie można tam stać w rysie zamiast na śliskich małych stopniach.
  • Filar dużego Pochylca (VI.3, Duży Pochylec) – jest tam zaledwie kilka ruchów w rysie na dłonie, jednak droga jest długa i w pięknej ekspozycji.
  • Cyganka prawdę ci powie (VI.2, Dolina Brzoskwinki) – rysa, na której niejeden ,,spalił sprzęgło” po tym, jak dobry znajomy z szerokim uśmiechem polecił mu ją jako ,,dobrą rozgrzewkę”.

Jurajskie kominy

Klaustrofobiczny charakter i doświadczenie ograniczające się do pokonania jakiegoś IV-owego kominka na kursie powodują, że jurajski wspinacz zwykle także i z tą formacją musi walczyć. Kominy rzadko kiedy mają wycenę większą niż VI. Czasem są jednak częścią trudniejszej drogi. Tak jest w górnej części drogi Pisuar pełen marzeń (VI.5) w dolinie Brzoskwinki. Nie znam nikogo, kto by powiedział, że ten komin jest łatwy, znam natomiast osoby, które z niego spadły.

Mała dupa słonia (fot. autorka)

Inne jurajskie kominy:

  • Mała Dupa Słonia (VI.1, Dupa Słonia, Dolina Będkowska)- Lepiej potraktować jako ciekawostkę niż rozgrzewkę, bo droga zasadniczo odbiega charakterem od innych na Dupie Słonia i ‘nie przełoży się’.
  • Komin Zięby (VI.1, Słoneczne Skały) – Prawdopodobnie najtrudniejszy komin na Jurze. Trochę inny niż pozostałe, nieco parametryczny i wymagający psychicznie… zresztą sami zobaczcie:

    Inne jurajskie dziwadła

    Tutaj znajdują się wszystkie drogi, które w jakiś sposób mnie zaskoczyły, ale nie da się ich przyporządkować do żadnej innej kategorii.

    Mamutowa ma swoją specyfikę i każda droga tam jest na swój sposób wyjątkowa. Muchos Caramelos (VI.3) jest o tyle ciekawa, że po podejściu łatwym terenem do najwyższego punktu, resztę drogi pokonuje się… schodząc w dół. Jest to kombinacja startująca Kucykiem i wchodząca w drugą część Chłosty. Duży krok, wpinka przy kostce, zwieszenie się na ,,przęśle” i obrócenie we właściwym kierunku… Zapatentowanie metra drogi może potrwać nawet pół godziny, dlatego dobre patenty od znajomych, są w cenie.  Stefek Burczymucha (VI.3) to zabawna rysa w dachu przecinająca Mamutową w poprzek. Można zwiesić się na niej głową w dół w środku jaskini na podhaczonych stopach.

    Skrzydełko (VI.5+/6 Popielarka, Morsko) to droga, do której określenie dziwadło nie pasuje, bo jest ona po prostu niesamowita! To spektakularny, ostry filar, który wygląda jak odcięty z jednej strony brzytwą. Piękna formacja i piękne wspinanie.

    A tak właściwie… Po co to wszystko?

    Cyfra wydaje się być w przypadku opisanych powyżej dróg zupełnie nieadekwatna do włożonego wysiłku. Ale…

    Warto spróbować każdej z tych dróg z prostego powodu – znów poczujemy się jak totalne żółtodzioby. Dla kogoś będzie to poszerzanie horyzontów i nauka, a dla kogoś po prostu – bawienie się wspinaniem. Przypomnimy sobie proces, który każdy z nas kiedyś przechodził: zmiany początkowej walki ze skałą w odkrywanie tego, jak się do niej dostosować. Jak przy niewielkim wysiłku pokonywać kolejne metry dzięki właściwemu wykorzystaniu swojej siły. To wkraczanie na nieznany teren – coś, co wymaga zapomnienia na moment o poznanych już technikach, przestawienia się na inny tryb i – przede wszystkim – uczy dużo pokory i dystansu.

                 

Udostępnij

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies. Dowiedz się więcej.